Nie łudźmy się. Pamiątki z ludzkich kości i skóry, a nawet oczu czy uszu zbierali w czasie II wojny światowej nie tylko hitlerowcy i ich sojusznicy. Także wracający z frontu alianci przywozili do domów koszmarne trofea. A nożyk wykonany z kości japońskiego żołnierza miał sam prezydent Stanów Zjednoczonych. Co jeszcze uchodziło za przedni suwenir?
Był maj 1944 r. Doradca koncernów lotniczych i znany amerykański lotnik, Charles Lindbergh, odwiedzał właśnie Wyspę Bougainville’a w archipelagu Wysp Salomona. Oddziały inżynieryjne US Army budowały tam nową drogę. Jej przebieg wytyczały dwa rzędy pali. Gdy Lindbergh podszedł bliżej, zauważył, że zatknięto na nich… rozkładające się głowy japońskich żołnierzy.
Zaintrygowany lotnik dowiedział się, że gdy spychacze rozkopały ziemię pod nowy szlak, natknięto się na płytkie groby Japończyków pochowanych po toczonych tu kiedyś walkach. Amerykanie poodcinali im głowy i w charakterze wojennych trofeów ozdobili nimi drogę.
Czaszka jako maskotka… albo prezent
Zwyczaj pozbawiania głów japońskich żołnierzy był powszechny wśród Amerykanów walczących na Dalekim Wschodzie. Jak pisze w książce „Historia świata przez ścięte głowy opisana” antropolog Frances Larson, czaszki wieszano w obozach, na tablicach informacyjnych i na skrzyżowaniach dróg. Trzymano je przy pryczach i na stołach. Służyły nawet jako „maskotki” zdobiące amerykańskie czołgi i kabiny ciężarówek. Można było je znaleźć, podkreśla Larson, praktycznie wszędzie:
Mack Morriss, amerykański dziennikarz wojenny, pisał o czaszce przytwierdzonej do słupa na środku namiotu inżynieryjnego na Guadalcanal; nasadzono na nią hełm z napisem „Made in Tokyo” na przedzie.
Żołnierze z USA z ciał zabitych Japończyków przygotowywali też… prezenty dla bliskich. Odcięte wrogom głowy najpierw odpowiednio preparowano, by uzyskać czystą kość. Następnie czaszkę polerowano, zbierano na niej podpisy kolegów z oddziału i pokrywano lakierem. Tak przygotowaną pamiątkę wysyłali do rodziny w Stanach.
Praktyka ta była tak częsta, że amerykańska prasa pisała o niej bez emocji, jako o czymś zupełnie normalnym. Równie beznamiętnie publikowano, nawet w poważnych gazetach, zdjęcia ludzkich głów zatkniętych na palach, drogowskazach czy amerykańskich czołgach.
Czaszki zdobyte przez Amerykanów na wyspach Pacyfiku stały się wręcz przedmiotem handlu. Od żołnierzy kupowali je marynarze, którzy transportowali „towar” do Stanów i tam dalej puszczali go w obieg. Zjawisko to osiągnęło ogromną skalę. Pod koniec wojny pierwsze pytanie zadawane przez urzędników na Hawajach żołnierzom wracającym z frontu dotyczyło posiadania czaszek. Lub innych ludzkich kości.
Nożyk z kości dla prezydenta Roosevelta
Kolekcjonowano nie tylko czaszki. Japończykom ucinano uszy, nosy i palce. Zdejmowano z nich skalpy i wyrywano zęby. Opisy makabrycznych żołnierskich trofeów można znaleźć we wspomnieniach Eugene’a Sledge’a, uczestnika bitwy o wyspę Peleliu w 1944 roku. Jeden z jego kolegów trzymał na przykład w plecaku zmumifikowaną rękę. Inny żołnierz z jego oddziału pewnego razu wyciął złote zęby jeszcze żywemu, ciężko rannemu Japończykowi.
Z ludzkich kości żołnierze strugali sobie pamiątki i wycinali na nich swoje imiona. Tworzyli z nich także, jak wspomina Charles Lindbergh, przedmioty codziennego użytku. Amerykańskiego lotnika cytuje Larson w książce „Historia świata przez ścięte głowy opisana”:
Personel centrum kontroli lotów na wyspie Noemfoor w Nowej Gwinei „często przynosił kości udowe zastrzelonych Japońcow, żeby zrobić z nich pojemniki na ołówki, noże do papieru i tym podobne przedmioty”. Pewien żołnierz z Australii przerobił czaszkę Japończyka na tabakierę. Czaszki, długie kości i żebra były najpopularniejszym materiałem wśród rzeźbiarzy.
Te budzące dzisiaj grozę pamiątki z wojny na Pacyfiku (a także z późniejszych wojen koreańskiej i wietnamskiej) są spotykane w domach amerykańskich żołnierzy do dziś. Jedną otrzymał zresztą… sam prezydent Franklin D. Roosevelt. W czerwcu 1944 roku kongresman z Pensylwanii, Francis Walter, podarował mu nóż do otwierania listów zrobiony z kości ramienia japońskiego żołnierza. Deputowany przeprosił, że prezent jest tak skromny. Prezydent odpowiedział: Wkrótce będzie znacznie więcej tego typu podarunków.
Naszyjnik z ludzkich oczu
Zbierający fragmenty ciał przeciwników Amerykanie nie byli jednak wyjątkiem. Podobnie, jak żołnierze USA na Pacyfiku, zachowywali się wojacy na innych frontach II wojny światowej. Szczególną brutalnością wykazywali się na przykład sprzymierzeni z III Rzeszą chorwaccy ustasze. Utworzyli oni w czasie wojny na części terenów dzisiejszej Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny Niepodległe Państwo Chorwackie, znajdujące się pod włosko-niemieckim protektoratem. Na jego czele stanął Ante Pavelić.
Okrucieństwo ustaszy kierowało się zwłaszcza przeciwko miejscowym Serbom. Ich politykę lapidarnie ujmuje oświadczenie jednego z ministrów: Jedną trzecią Serbów trzeba wypędzić, jedną trzecią – siłą nawrócić na katolicyzm, a jedną trzecią – wymordować. Zgodnie z tą dyrektywą przystąpiono do eksterminacji serbskich obywateli. Ustasze zabijali ich masowo, używając często prymitywnych narzędzi – siekier, noży, kilofów.
Wśród mordujących rozpowszechnił się przy tym zwyczaj kolekcjonowania części ciał ofiar. Według relacji włoskich żołnierzy, przebywających na terenie protektoratu, ustasze nosili naszyjniki z wyłupionych ludzkich oczu i odciętych języków.
Odcięte zabitym narządy służyły także jako dary. Z praktyką tą spotkał się pewien włoski reporter wojenny. Pavelić wręczył mu wielką misę wypełnioną czymś przypominającym ostrygi. Na pytanie Włocha, co to jest, szef rządu odparł, że to prezent od jego wiernych ustaszów: 40 funtów serbskich oczu…
Wyrafinowane pamiątki wiedźmy z Buchenwaldu
Na wyżyny wyrafinowania w tworzeniu przedmiotów wykonanych z ludzkiego ciała wspinali się zwłaszcza hitlerowcy. Okazji im nie brakowało. Prawdziwą kolekcjonerką stała się na przykład Ilse Koch, pełniąca od 1941 roku funkcję nadzorczyni obozu kobiecego w Buchenwaldzie. Zasłynęła ona z niewiarygodnego okrucieństwa czy wręcz sadyzmu. Nazywano ją „wiedźmą z Buchenwaldu”.
Koch szukała więźniów, którzy mieli interesujące tatuaże. Następnie kazała ich uśmiercać, a z ich skóry wykonywać rękawiczki, torebki, oprawy książek czy abażury. Przedmioty te wysyłała w charakterze prezentów znajomym oficerom i przełożonym.
Sama wiedźma z Buchenwaldu miała całą kolekcję rzeczy, do których stworzenia wykorzystano ciała więźniów. W jej mieszkaniu stały lampy zrobione z ludzkich kości, jako wyłączników światła używała zmumifikowanych kciuków, a jadalnię zdobiły specjalnie spreparowane ludzkie czaszki. Trzymała też w domu album na zdjęcia oprawiony w skórę zdjętą z jednego z więźniów. Podobno bardzo o niego dbała i pilnowała, by zawsze znajdował się w pokrowcu z czarnego materiału.
Okrutna nadzorczyni miała zwyczaj spacerowania po obozie z innym swoim przerażającym trofeum: skórzaną torebką, na której widniał taki sam tatuaż, jaki miał jeden z zabitych więźniów. Nosiła też wykonane specjalnie dla niej rękawiczki z ludzkiej skóry. Plotki głoszą, że była w tej kwestii dość wybredna. Za najpiękniejsze i najbardziej wartościowe uważała wyroby wykonane ze skór Cyganów i rosyjskich jeńców.
Skalpy ze Stalingradu
Przypadki zbierania makabrycznych fantów zdarzały się także wśród radzieckich żołnierzy. Przykładem niech będzie Wasilij Zajcew, radziecki snajper. Do dzisiaj uważany jest on za jednego z najlepszych strzelców wyborowych w historii. To na nim wzorowany był bohater znanego amerykańskiego filmu „Wróg u bram”.
W przeciwieństwie jednak do swojego filmowego alter ego, w które wcielił się sympatyczny Jude Law, prawdziwy Zajcew był brutalnym człowiekiem. Snajperem został po tym, jak w 1942 roku, mając zaledwie 27 lat, zabił w ciągu dziesięciu dni 32 niemieckich żołnierzy. Prawdziwie wykazał się podczas bitwy pod Stalingradem, dysponując już – na nowym stanowisku – lepszą bronią. Zastrzelił 125 żołnierzy wroga, w tym siedmiu snajperów.
Dzięki niezawodnemu oku Zajcew dziesiątkował niemieckich żołnierzy. Według niektórych przekazów miał też zwyczaj… zdejmowania z zabitych wrogów skalpów. Stanowiły one dla niego wojenne trofeum. Informowała o tym z lubością radziecka propaganda. Chciano w ten sposób wzbudzać u Niemców jeszcze większy strach przed słynnym snajperem-zabójcą.
W pamiątkach z ludzi gustowali też sowieccy partyzanci. Brutalne działania ich oddziałów opisywała jedna z wydawanych przez Niemców na okupowanych terenach ZSRR kolaboracyjnych gazet. Radzieccy żołnierze wycinali zabitym Niemcom kawałki skóry i kręgi kręgosłupa, zdejmowali skalpy i ścinali głowy. Bandyci leśni pastwią się nad naszymi ludźmi niczym zwierzęta – donosiło pismo.
Bibliografia:
- Krzysztof Janowicz, Bałkany 1941, Wydawnictwo Militaria 1996.
- Frances Larson, Historia świata przez ścięte głowy opisana, Bellona 2017.
- Tadeusz Rawski, Wojna na Bałkanach 1941, Wydawnictwo MON 1981.
- Eugene Sledge, Ze starą wiarą na Peleliu i Okinawie, L&L 2002.
- Flint Whitlock, Bestie z Buchenwaldu, Wydawnictwo Replika 2014.
- Wasilij Zajcew, Snajper u bram Stalingradu, XXL 2010.
KOMENTARZE (22)
Jedna uwaga: Nie -hitlerowcy! Tylko -NIEMCY !
Kiedy wreszcie -………- nie nazwę po imieniu, – Polacy -historycy i dziennikarze – będą stosować prawidłowe czyli prawdziwe nazewnictwo?????
Ponad 60% żołnierzy Waffen SS nie było Niemcami, ale z pewnością byli hitlerowcami.
skąd te dane? podaj źródło
nie chce mi sie szukać, ale w imieniu tamtego pana napiszę, że zwyczajnie tworzono francuskie, ukraińskie itd dywizje SS
Tutaj może Pan przeczytać na ten temat http://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/09/03/internet-klamie-nazisci-istnieli-naprawde/
Dopiero od pewnego momentu proszę Pana…
Pod artykułem widać propozycję „zobacz też” a tam Najbardziej krwawi komendanci polskich obozów koncentracyjnych. Jak do cholery można coś takiego napisać. Tyle walczymy aby w świecie nie przekłamywali historii, a tu my sami piszemy takie gówno!
To może najpierw przeczytaj o co chodzi, a potem głosuj.
Polacy je otwierali czy komuniści siłą zmusili do ich utworzenia?
Dobra, okej. Niech to będą „komunistyczne obozy koncentracyjne na terenie Polski”, proszę bardzo. Ale zarazem zlikwidujemy pojęcie „niemieckich obozów” i zastąpimy je „obozami hitlerowskimi”. Skoro tak bardzo się upieramy o akcentowanie narodowości, to bądźmy konsekwentni i bez takiej paskudnej hipokryzji przyznajmy się, że w powojennych obozach w Polsce to Polacy mordowali ludzi. Naprawdę, niektórzy zachowują się tak, jakby naród polski był najlepszym, najbardziej nieskazitelnym narodem we Wszechświecie. Taka jest historia, proszę się z tym pogodzić i jej nie PRZEKŁAMYWAĆ wedle własnego, chorego uznania. Skończyłem i gorąco pozdrawiam.
Nazwijmy te obozy stalinowskimi.
Wątek miski pełej oczu dotyczący Pawelića to zmyślona historia z książki Kaputt by Curzio Malaparte.
Miałem to napisać – w dzisiejszym świecie nie wiesz gdzie kłamstwo, a gdzie prawda. Malaparte przed smiercia wyznał, że w słynnej książce Kaputt wiele zmyśleń
Może ta miska jest zmyślona, jednak naszyjniki z oczu widziało wielu włoskich żołnierzy. Wszyscy kłamali? Co to – teraz i Pawelića będziemy wybielać??
świetna strona! wspaniały artykuł!
Zajcew to wśród snajperów średni zawodnik,jego wynik 125 żołnierzy i oficerów,to niewiele,Najlepsi niemieccy snajperzy mieli znacznie więcej…
Najlepszy snajper był finem-Simo Hayha.
zli polscy komuniści gwałcili torturowali zabijali ich i okradali – cywilów ziem odzyskanych , ich potomkowie to dzisiaj piewcy kaczuchy prawicy pseudoideały
Powinieneś testować amunicję na swym zdradzieckim łbie ze styropianem w środku.Komuchu
natura człowieka jest okropna.
Nie przesadzajcie! To jest 12+!
NIE TRESCI SA TU WAZNE A RACZEJ TO KTO OPLACA TA CIEKAWOSTKE HISTORYCZNA ( ? PL ? )