Ich heroizm często był anonimowy. Płacili za niego własnym życiem i nie ma dla nich miejsca w niczyjej pamięci. Ówcześni Ukraińcy uważali ich za zdrajców. Polacy ocaleni z rzezi pamiętali głównie śmierć i niewyobrażalne okrucieństwo...
Rzeź wołyńsko-galicyjska jest jednym z najbardziej krwawych epizodów XX wieku i jedną z największych masakr ludności cywilnej podczas II wojny światowej w Europie. Choć przez długi czas o wydarzeniach tych nie wolno było mówić głośno, dziś o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej wiemy coraz więcej.
Bardzo mało natomiast mówi się o tragedii tych Ukraińców, którzy odmówili udziału w mordach, a nawet ratowali Polaków przed śmiercią, wykazując się szczególnym heroizmem i nierzadko płacąc za to najwyższą cenę.
Ukrywane bohaterstwo
W wyniku rzezi na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i na Lubelszczyźnie zginęło około 100 tysięcy Polaków. W polskich akcjach odwetowych zginęło kilkanaście tysięcy Ukraińców. Nie wiadomo, ilu Polaków uratowali ich ukraińscy sąsiedzi. Na pewno chodzi o tysiące ludzi – pisze Witold Szabłowski w książce „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”.
Bardzo trudno będzie doprecyzować tę liczbę. Ukraińcy często spełniali swoje heroiczne uczynki w całkowitej tajemnicy przed sąsiadami, a nawet najbliższą rodziną. Wiele relacji zostało przez to na zawsze straconych – bohaterowie zabrali je ze sobą do grobu.
Utrzymywanie sekretu było konieczne. Pomaganie Lachom nie było odruchem masowym. Liczne polskie świadectwa podkreślają raczej bierność ukraińskich sąsiadów, jeśli nie otwartą wrogość i udział w mordach. Na tych, którzy chcieli zachować choćby neutralność, wywierana była wielka presja.
Skoro strach wśród Polaków poddanych eksterminacji bywał tak wielki, że nakazywał instynktownie rozpaczliwą ucieczkę, nieraz nawet bez oglądania się na najbliższych, mordowanych w pobliżu, to i dla Ukraińców obserwujących gehennę z bliska musiał być paraliżujący, tym bardziej że za próbę niesienia pomocy samemu można było stracić życie. – pisze Romuald Niedzielko w „Kresowej księdze sprawiedliwych”.
Za uratowane życie – śmierć!
W książce „Ludobójcy i ludzie” Leon Karłowicz przytacza badania Wiktora Poliszczuka, który wyliczył, że Ukraińców zabitych za ratowanie Polaków było około trzydziestu tysięcy. Ewa i Władysław Siemaszko z kolei odnotowali 242 konkretne przypadki pomocy udzielonej Polakom na samym Wołyniu przez około 350 Ukraińców (255 wymieniono z nazwiska), z których aż 313 poniosło śmierć.
Romuald Niedzielko stworzył statystyki w oparciu o dane zgromadzone do 2007 roku, kiedy ukazała się opracowana przez niego „Kresowa Księga Sprawiedliwych”. Z jego wyliczeń wynika, że w samym województwie wołyńskim udzielono Polakom pomocy w 255 miejscowościach, w których łączna liczba zamordowanych wyniosła ponad 11 tysięcy osób.
W działania na rzecz ocalenia sąsiadów zaangażowanych było 794 Ukraińców, z czego 530 znamy z nazwiska. Uratowali 1806 ludzi. To jednak tylko liczby, w dodatku bardzo niekompletne. Za każdą pojedynczą cyfrą kryją się dramatyczne historie.
Jasnowłosa dziewczynka wśród trupów
Jestem Hania. Hanna Fedorowna, z domu Bojmistruk. Tak mam w dokumentach i tak czuję, choć w rzeczywistości jestem kimś zupełnie innym – mówi jedna z bohaterek książki Witolda Szabłowskiego „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”.
Pani Hanna wychowała się w kochającej rodzinie. Wspomina, że niczego jej nie brakowało. O tym, że jest Polką uratowaną z rzezi wołyńskiej, dowiedziała się po latach. Jej biologiczni rodzice zginęli w napaści banderowców na polską wieś Gaj, która dziś już nie istnieje.
Dwa dni po masakrze ludzie z mojej wioski jechali do Gaju. Ta banda, która tam ludzi wymordowała, wróciła i kazała ludziom z Kaszówki pochować zabitych, bo już się zaczęli rozkładać. Wtedy mnie znaleźli, gdzieś wśród drzewek owocowych. Podobno płakałam w stodole, a obok mnie leżały same trupy – opowiada ocalała.
Ludzie naradzali się, co zrobić z małą, jasnowłosą dziewczynką. Gdyby upowcy się o niej dowiedzieli, mogliby spalić całą wieś. W końcu jeden z gospodarzy powiedział: Co ma być, to będzie, ale dzieciaka nie zabijemy. Tak trafiła do nowej rodziny, która odtąd, tak jak i reszta mieszkańców Kaszówki, ze strachu ukrywała jej prawdziwe pochodzenie. A było czego się bać.
Niemowlę w stosie ciał
Wieś Stasin w powiecie Włodzimierz Wołyński. W stosie zamordowanych Polaków znalazło się żywe, niespełna roczne dziecko. Dwie doby było nieprzytomne. Po tym czasie zaczęto grzebać trupy. Dla ułatwienia pracy ciała ściągano do dołów za pomocą haków umocowanych na długich trzonkach.
Zahaczone takim hakiem niemowlę oprzytomniało i zaczęło płakać. Ukrainiec o nazwisku Płaton wziął ranne dziecko do domu i powierzył córce, która zabrała je do szpitala we Włodzimierzu. Tam uratowany mały Marian Drożdżyński trafił pod opiekę ojca, cudem ocalałego z rzezi.
Tu wyczerpał się limit szczęśliwych zakończeń. Za ocalenie dziecka członkowie UPA wrzucili Płatona żywcem do studni i przywalili go pniami drzew.
Ukrainiec boi się Ukraińca
Zagrożenie sprawiało, że wielu ratujących wolało pozostać anonimowymi. Należał do nich pewien młody Ukrainiec, który znał dobrze rozmieszczenie band UPA w okolicznych lasach. Klucząc bezdrożami, przeprowadził bezpiecznie polskich uciekinierów z Sasina do Włodzimierza. Gdy dotarli na miejsce, zniknął w ciemnościach, nie podawszy swojego nazwiska.
Ostrożność nie była przesadzona. Zofia Szwal, była mieszkanka wsi Orzeszyna, opowiada, jak w miejscowości Gruszowo część Ukraińców odmówiła mordowania Polaków. Banderowcy zebrali wszystkich i powiesili na drzewach obok cerkwi.
Nie pozwolono rodzinom pogrzebać ciał swoich bliskich i sąsiadów. Nad rozkładającymi się w lipcowym słońcu zwłokami unosiły się roje much i stada ptactwa – wspomina. Takie obrazki miały służyć za przestrogę dla innych, którzy chcieliby litować się nad Lachami.
Strach paraliżował nieraz nawet samych banderowców – nie wszyscy wszak zaciągali się do UPA, by mordować bezbronne kobiety i dzieci. Przykład? Dwie Polki, które uciekły ze swojej wsi, wróciły do domów, by zabrać trochę jedzenia. Nie zauważyły zbliżających się uzbrojonych mężczyzn.
Ci rozejrzeli się z niepokojem, czy czasem nikt ich nie widzi, i kazali kobietom uciekać. Powiedzieli, że jeśli natkną się na innych upowców, ci na pewno je zabiją. Zakazali też mówić komukolwiek o tym spotkaniu – wiedzieli, że gdyby ktoś się dowiedział o ich czynie, podzieliliby los ofiar rzezi.
Sąsiad z widłami
Wśród ratujących przeważały osoby związane emocjonalnie z ocalonymi: krewni, przyjaciele, sąsiedzi. Tak było we wsi Łuczyce. Pod koniec sierpnia 1943 roku większość Polaków uciekła, przerażona wydarzeniami w okolicy. Rodzina Denysów nie chciała jednak uwierzyć, że ich samych mogłoby spotkać coś złego ze strony Ukraińców, z którymi zawsze żyli w zgodzie.
Pewnego dnia do ich domu wpadł sąsiad, Semen Harasimowicz. Ostrzegł, że zbliża się grupa banderowców. Nie było czasu na ucieczkę, ukrył więc panią Denys i jej córki we własnej piwniczce. Upowcy wiedzieli, że polska rodzina jeszcze przed chwilą była w domu, bo paliło się pod kuchnią. Chcieli przeszukać dom sąsiada.
Semen, kierowany rozpaczliwą odwagą, chwycił za widły i groźnie nimi potrząsając, zarzekał się, że żadnych Polaków w jego domu nie ma, a na przeszukanie nie pozwala. Szczęściem napastnicy wzięli go za wariata, wyśmiali i zostawili w spokoju.
Pan Denys tymczasem pracował w polu. Gdy zobaczył kręcących się po podwórzu banderowców, schował się w pustym domu swojej ciotki. Wyszedł dopiero w nocy. Spodziewał się znaleźć trupy swoich bliskich, jednak spotkał żonę, gdy skradała się, by zabrać z gospodarstwa kilka potrzebnych rzeczy. Gdyby nie sąsiad, cała rodzina na pewno by nie przeżyła.
Sprawiedliwi nie żyją długo
Podobną historię opowiedziała pani Janina Ostrowska ze wsi Poluchny. Do ich domu również wbiegł pewnego dnia zdyszany zaprzyjaźniony Ukrainiec z sąsiedniej wsi. Wywołał ojca do lasu. Ten nie wrócił. Po obiedzie zaniepokojona rodzina usłyszała rozpaczliwe krzyki. Niewiele myśląc, matka z czwórką dzieci, w tym kilkuletnią Janiną, uciekła z domu i schroniła się wśród drzew.
Zewsząd dobiegały odgłosy rzezi. Rankiem, wyczerpane i spragnione, Janina z siostrą wybrały się do wspomnianego Ukraińca po wodę. Okazało się, że poprzedniego dnia przybiegł, by ostrzec rodzinę przed napaścią. Było już zbyt późno, by wrócić po wszystkich, dlatego ukrył tylko ojca. Wkrótce zabrał do siebie resztę rodziny, a po jakimś czasie przeprowadził ją w bezpieczne miejsce.
W podobny sposób uratował około dwudziestu osób. UPA zamordowała go potem wraz z całą rodziną.
Pani Szura, która rozmawia ze zmarłymi
Ojciec zawsze mi powtarzał: Polacy to nasi bracia. Ostrówki i Wola Ostrowiecka były po sąsiedzku z naszą wsią. Tatko tam na zabawy chodził, przyjaźnił się z ludźmi. Więc i ja tak już mam w głowie, że my i Polacy to jedno – opowiada Ołeksandra Wasiejko, zwana babką Szurą, w książce „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”.
We wspomnianych przez nią miejscowościach banderowcy zamierzali spalić kobiety, dzieci i starców w kościele. Przeszkodził im oddział Niemców. Po krótkiej wymianie ognia upowcy wycofali się ze wsi, pędząc ze sobą pojmanych Polaków. Na polu kazali wszystkim położyć się na ziemi i zabili ich, jedną osobę po drugiej. Odtąd miejscowi nazywali to miejsce Trupim Polem. Z czasem porósł je las.
Babka Szura po wielu latach pomogła odnaleźć tę zbiorową mogiłę polskiemu historykowi, Leonowi Popkowi. Pokazała mu też jeszcze jedno miejsce, które wskazał jej kiedyś ojciec: (…) któregoś dnia tatuś wziął mnie furmanką do lasu. Znalazł trzy sosny, wziął nóż i wyciął w każdej mały krzyżyk – opowiada kobieta.
Powiedział tak: „Niedawno były tu straszne czasy, ludzie mordowali jedni drugich. Jednej rodzinie udało się uciec. Znałem ich jeszcze sprzed wojny, mieszkali niedaleko naszej chaty, na chutorze. Ukrywali się w tym lesie, mąż z żoną i z córeczką. Niestety, ktoś się o nich dowiedział i któregoś dnia, jak przyjechałem, leżeli już pod tymi drzewami. Wykopałem dół i ich tu pochowałem”.
Wtedy tata podniósł oczy, popatrzył na mnie i powiedział: „Kiedyś przyjadą tu Polacy i będą ich szukać. Ja tego nie doczekam, ale ty na pewno tak. Przyprowadź ich tutaj”.
Później pani Szura dowiedziała się, że jej tato nie tylko pochował tych ludzi, ale wcześniej przez długi czas woził im do lasu jedzenie. Jego córka zaś od wielu już lat odwiedza te miejsca i modli się za zabitych tam Polaków. Nie wszyscy to rozumieją. Opowiada, że sąsiad pytał, czy nie boi się tak po ciemku chodzić po lesie. Miejscowi uważają, że tu straszy. Ale pani Ołeksandra nie wierzy.
Jeżeli człowiek przychodzi do nich z modlitwą, to oni nic złego nie zrobią. A co to oni nie wiedzą, że mój tatko im jedzenie do lasu przynosił? (…) Że to moja rodzina przychodzi tu od wojny i się modli za tych ludzi? Wiedzą to dobrze. Nikt więc nas straszyć nie będzie. I powiedziałam temu sąsiadowi: „Jeżeli twoi coś robili przeciw Polakom, to się bój. A jeśli nie – to żyj sobie dalej spokojnie”.
Pani Szura wiesza na krzyżu, który stoi dziś na Trupim Polu, rucznyky – tradycyjne ukraińskie chusty, używane przy weselach i pogrzebach. Przychodzi czasem też porozmawiać ze zmarłymi.
Jak rozmawiam? Normalnie, tak jak bym do żywego mówiła. Do starszych mówię tak: „Szkoda, że was z nami nie ma. Zawsze jest weselej, jak są ludzie z innej wiary, z innym językiem. Byśmy się przyjaźnili. Byśmy chodzili razem na zabawy, jak mój tatko z wami chodził w swoich kawalerskich czasach”
Bibliografia:
- Karłowicz Leon, Ludobójcy i ludzie. Sąsiedzi, Oficyna Wydawnicza Mireki, Kraków 2013.
- Kresowa Księga Sprawiedliwych 1939-1945, oprac. Romuald Niedzielko, IPN Warszawa 2007.
- Motyka Grzegorz, Cień Kłyma Sawura, Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2013.
- Pojednanie przez trudną pamięć, red. Aleksandra Zińczuk, Stowarzyszenie „Panorama Kultur”, Lublin 2012.
- Szabłowski Witold, Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia, wydawnictwo Znak, Kraków 2016.
KOMENTARZE (57)
To samo co ukraincy zrobili Polakom dotknie ich rowniez. Za te zbrodnie nie ma przebaczenia.
@Sam – Czy podobnie ma się sprawa w kwestii Jedwabnego cy też pogromu kieleckiego?
No skad, takie Samy nie mysla w ten sposob. W ogole mysla niewiele, np. dajac zarobic producentom „patriotycznych” ciuchow, ktorzy dymaja ich bez mydla zerujac na ich naiwnosci i plykim pojmowaniu patriotyzmu.
Dla mnie wyciaganie krzywd sprzed 70 lat jest niepojete. Juz w ’65 stac bylo polski KK na przebaczenie Niemcom i dzis jakos zycie i wspolpraca latwiej przychodza. Wystarczylby podobny gest w stosunku do Ukraincow i z czasem prawdziwe wybaczenie by nastapilo.
Żeby wybaczyć potrzebna jest skrucha, a tej u Ukraińców nie widać. Powstają nowe pomniki Bandery i Szuchewycza, przemianowywane są nazwy ulic, wszędzie ta przeklęta czerń i czerwień, a kombatanci nawet z SS-Galizien mają emerytury wojskowe. Dopóki Ukraina będzie kłamać w sprawie Wołynia, dopóty nie będzie przebaczenia. Nie powinniśmy też wspierać finansowo tego pseudo-państwa.
@mm
Dobre pytanie, zadawane od lat, nikt nie stara się odpowiedzieć łącznie z Kk. !!!
To dopiero jest ciekawe ?
UPA mordowało zarówno Polaków jak i w jakiejś części Ukraińców. Małżeństwom mieszanym kazano wybijać się wzajemnie, jak nie to i tak mordowano oboje. Polacy, którzy ocaleli, trafiali nierzadko do obozów pracy, później jeszcze na niejednego czyhała bezpieka. Szacunek należy się każdemu, kto mimo szalejącej rzezi zachował człowieczeństwo. Opisuję tylko to, co potwierdzają relacje od rodziny.
Luk, porównaj liczbę sprawców Ludobójstwa Wołyńskiego oraz zbrodni w Jedwabnem. Jakieś wnioski?
mm: „Dla mnie wyciaganie krzywd sprzed 70 lat jest niepojete.” Wręcz przeciwnie, koniecznie trzeba pamiętać o historii.
luk masz dośc ciekawe spojrzenie na skalę. W ramach Rzezi Wołyńskiej wymordowano setki tysięcy ludzi. A inicjatorzy są teraz gloryfikowani.
O Jedwabnem mówi się jako przykładzie ludobójstwa i okrucieństwa cywili, a o Wołyniu jako o sąsiedzkich nieporozumieniach (ambasador Rzeczpospolitej Polskiej na Ukrainie).
Niemcy wymordowali miliony Polaków i jest ok. No ale Niemcy są bogaci, to Polak się im będzie podlizywał. Ruskim się nie da poskoczyć, mimo że też są odpowiedzialni za miliony ofiar. Co innego biedni Ukraińcy, im się jeszcze dokopie. Można leczyć kompleksy.
Luk….to znaczy wedlug ciebie powinienem zapomniec czlonkow mojej rodziny zamordowanych przez UPA…jestes zdrajca i nic wiecej…
Marek, Anonim i Seb, jesteście żałośni!!! Przeciez Luk odwoływał się do komentarza który „sugerował że jak oni nam tam my im” a nie porównywał skali. Naprawdę tekstylni patrioci to bezmózgi.
Warszawiak
Widzisz z UPA na Ukrainie jest jak z „Żołnierzami wyklętymi” w Polsce, dla ich apologetów to są bohaterowie walczący z sowieckim okupantem i basta a przypominanie o takich zbrodniach jak np. Dubinki czy Wołyń to czyn antypatriotyczny, zdrada narodowa i „lżenie bohaterów”. Wiele oni w historię tych ugrupowań się nie wczytują, są jak nasi tekstylni patrioci którzy ganiają z koszulami „44 pamiętamy” a jak się ich przepytać to nie wiedzą ile trwało powstanie, swoją drogą i nasi i ukraińscy tekstylni patrioci za symbol wybrali sobie wilka(„żyli prawem wilka”). Sa kiedyś natrafiłem w trakcie dyskusji na Ukraińca który z jednej strony uważał UPA za bohaterów a z drugiej strony pisał o „Polskich, słowiańskich braciach”.
Czego byś nie napisały Jedyni Sprawiedliwi zawsze wyjadą z Jedwabnem czy pogromem kieleckim… Ilu Jedynych Sprawiedliwych zamordowało lub zadenuncjowało swoich ziomków w gettach. Może o tym pogadamy?
Jedwabne jest wyjaśnione ,doucz się
Wyjaśnij to żydom czy Jedwabne jest wyjaśnione jak bezmyślnie prawisz .
Proponuję poszukać podobnych opracowań o pogromach Ukraińców przez Polaków, tłumienie buntów i powstań na Ukrainie. Nasza historia jest skomplikowana i raczej to polska szlachta rozpoczęła tą tragiczną waśń, to my byliśmy kolonizatorami tych ziem i sytuacja Ukraińców była beznadziejna. Pany Lachy nie było wypowiadane z miłością, bo każdy sprzeciw karany był często spaleniem wsi a mieszkańcy zatykani na palach. Chłopi w Polsce nie mieli żadnych praw i byli wykorzystywani bezwzględnie, więc można sobie wyobrazić jak byli traktowani Ukraińcy. Nie wiem jaki ma cel odgrzewanie starych tragicznych wydarzeń, były ataki i odwety po obu stronach i chyba nie dowiemy się po której stronie jest większa wina. Dla Ukraińców byliśmy okupantami, przynajmniej dla większości z nich, dzisiaj mamy inną sytuację i czas na dialog i wybaczenie a nie na kolejny konflikt. Wystarczy że sami ze sobą nie możemy dojść do porozumienia, wyściełany się na siebie i tak łatwo politycy kierują nas przeciw sobie.
Powinniśmy w Polsce zrobić coś podobnego do Izraelskiego Yad Vashem, by uczcić tych ludzi, którzy ryzykując własne życie pomagali polskim sąsiadom.
Święta racja.
No ja nie wiem… Yad Vashem to twór polityczny a politykierstwo jest biegunowo odległe od prawdy…
Zgadzam się i tak jak rozdają „sprawiedliwy wśród narodów świata” tak u nas powinno się gloryfikować „sprawiedliwych wśród stepów”.
Mieszanie tych sprawiedliwych jest błędem . Żydzi dając te wyróżnienia Polakom dzielą nas na złych i dobrych jakby to było obowiązkiem ratować ich w obliczu kary śmierci narzuconej nam przez okupantów. Jeśli mamy robic to samo to też dzielimy ten ukraiński naród naszymi wyróznieniami – to obróci sie i tak przeciwko nam . ŻADNYCH SPRAWIEDLIWYCH – przyznajcie się do zbrodni na Polakach i finito ,bez operetkowych odznaczeń ,które tylko jatrzą.
Jest Kresowa Księga Sprawiedliwych. Powinniśmy ją bardziej promować.
Zgadzam się
Idea chwalebna ale wobec narastającego nacjonalizmu , wręcz szowinizmu na Ukrainie , wymienienie z nazwiska osób, które udzieliły Polakom pomocy mogłoby być dla nich samych bądź ich rodzin niebezpieczne.
Należy zauważyć że o tej sprawie zaczęto mówić w latach 80- tych kiedy wielu uczestników wydarzeń już umarło, więc i mała liczba sprawiedliwych nie dziwi.
Zamordowali mi całą rodzinę tylko tata się uratował byłem na Wołyniu ciarki przechodzą a prezydent broni upa i uon i że są bohaterami kto banderowcy uważajcie na Ukraińców a p l Popkowi dużo zdrówka i chwała że się opiekuje grobami w ostrówkach z Bogiem p leonie
Ciekawe komentarze z facebooka:
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1392653087430013
Kamil S.: „Moja babcie, prababcie i ciotkę uratowała Ukrainka ktorej synowie byli w UPA, dzień przed zamierzana egzekucja i spaleniem domu Ukrainka ostrzegła prababke a następnie schowała prababke z córkami na strychu w sianie. W nocy przyszli banderowcy, widząc pusty dom odpuścili, nad ranem prababka uciekła do sąsiedniej wioski do rodziny. Takie historie warto pamietać i doceniać poświęcenie tych ludzi, nie raz za ratowanie Polskich rodzin sami byli ofiarami rzezi.”
Rowan D.: „Babcia opowiadała mi kiedyś taką historię. We wsi Budzanów, w której mieszkała ze swoją rodziną był Ukrainiec który pożyczał od niej rower żeby móc jeździć do swojej dziewczyny, do Tarnopola. Gdy nadarzyła się okazja, ten Ukrainiec wstąpił w szeregi UPA, ale kiedy dowiedział się że na moją rodzinę wydany został wyrok śmierci ryzykując własne życie ostrzegł moją babcię, dzięki czemu udało im się uciec, zanim doszło do masakry.”
Cieszy mnie to że obecni są tutaj nie tylko bydlaki które chcą winić cały naród za zbrodnie banderowskiego ścierwa.
Tak i może mamy Ukraińcowi z UPA medal wręczać bo ostrzegł jedna babcie mordując jako członek UPA 100 innych!! Pomysl zanim cis palniesz
Moich pradziadków od śmierci uchroniła właśnie pomoc ukraińskiego sąsiada, przyszedł do nich i powiedział że szykuje się coś złego i że lepiej żeby uciekali a on im pomoże.
Uciekli, babcia zmarła parę lat temu.
Co stało się z ich sąsiadem nie wiem i lepiej o tym nie myśleć.
tja zaopiekował się gospodarką polskiego sąsiada do dzisiaj – czemu to robił ?
Zemsta a potop, najeżdżamy na szwedów, tak być nie będzie.
Prawda jest taka, że ginęli tak samo Polacy jak Ukraińcy. Nie ma co do tego watpliwości jak do tego, ze to Ukraińcy mordowali, Polaków i Swoich. Dziś straszy się nas prawym sektorem, nacjonalistami z Ukrainy, którzy chcą zajać wschodnia Polskę. Ci co propagują te bzdury musza albo być naprawdę ograniczeni umysłowo, albo opłacani ze wschodu bądź zachodu. Nic takiego się nie stanie, bo Ukraina jest objęta wojną i niby kto miałby nas zaatakować ? 10 łysych nacionalistów z siekierami ? Oczywiście należy podejmować wszelkie środki by zły nacjonalizm nie rozprzestrzeniał się na Ukrainie i powodował kłótnie i obawy. On jest tak samo groźny dla sąsiadów jak i samych Ukrainców. Zwykły obywatel Ukrainy zyje skromnie i biednie, i gdzie mu tam do wojen i rozczeń. Jak wyjedzie na Białoruś czy do Polski, to się cieszy, że moze dobrze zarobić.
Starasz się relatywizować historię. Ludobójstwo Wołyńskie zostało popełnione przez ukraińskich nacjonalistów, którym przyświecał cel eksterminacji Polaków, a inne ofiary były tylko efektem ubocznym ich działań.
Bo z ich nacjonalistami jest jak z naszymi, popatrz Dubinki, banda Łupaszki(wbrew dowództwu AK) dokonała mordu na wsi gdzie mieszkało dwóch litewskich zbrodniarzy odpowiedzialnych za mordy na Polakach, a to że zabili przy tym sporą liczbę niewinnych ludzi(w tym 10 dzieci)… oj tam, oj tam to tylko wypadek przy pracy. ;)
Moich dziadków także ostrzegli sąsiedzi wyszli z domu jak stali,a Niemcy pomogli nawiać z pociągu do Austrii. Różnie bywało.
Pytanie ilu rzeczywiście takich Niemców było? Takie pozytywne zjawisko to jakieś zupełne wyjątki.
Rak szowinizmu i nacjonalizmu niszczy słowian smutne to.
Nie tylko Słowian. :(
A od kiedy ukraińcy to Słowianie????
Od zawsze…
No nie moge nie ma czegod takiego jak ukraincy
Dla nich od zawsze to 1943 rok wtedy nagle stali sue od zawsze .. kundle a nie naród
Autor książki „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” Witold Szabłowski wybiera się jutro na Wołyń, odwiedzić swoich bohaterów. Jeśli ktoś chciałby przekazać jakąś wiadomość pani Hani z Gaju czy pani Szurze, autor prosi o wiadomość na facebooku:
https://www.facebook.com/witold.szablowski/posts/10209484493122840
Poważna nieścisłość autorki artykułu. Otóz, w akcjach odwetowych Polaków zginęło lekko ponad 3 tys. Ukraińców, przy czym z reguły nie byli oni męczeni czy torturowani, co było powszechne ze strony banderowskich zwyrodnialców i czerni na polskiej ludności cywilnej. Pozostałych ok. 20 tys. ofiar Ukraińskich to robota banderowskich degeneratów na swoich współziomkach za pomaganie Polakom, odmowę wstąpienia do tzw. UPA, dezercję z band UPA, odmowę mordowania Polaków itd. Tak, więc proszę być precyzyjną i nie powielać krzywdzących nas błedów.
Nie ośmieszaj się. Polacy masakrowali ukraińskie wioski, zabijali ukraińskich cywili setkami.
Czego się czepiasz? No przecież napisał, że ponad 3 tysiące. To chyba są setki, nie?
Te ostatnie opowiadanie to przyznam nawet że wzruszające. Z moich osobistych spostrzeżeń, a zachodnią Ukrainę w szczególności Lwów znam dość dobrze to jest to państwo gdzie jeszcze przez wiele lat nic się nie zmieni co wynika z zakodowanych w tym narodzie patologii. Fakt że prywatnie lubię Ukraińców nie zmienia mojego nastawienia do nich odnośnie polityki bo jak mam nazwać naród który kąsa rękę (polską) która ich karmi a przynajmniej pomaga. Pomóc można poszczególnym Ukraińcom np. znależć pracę a nie państwu które utrudnia np. ekshumacje mogił z ofiarami ludobójstwa. Mam w bliskiej rodzinie Ukrainkę która stwierdziła że nigdy już do ojczyzny nie chce wrócić, nie dziwię się. Odnośnie samych wydarzeń z lat 1943- 47 to te wydarzenia były ludobójstwem bez dwóch zdań ale należy pamiętać też o polskich winach względem Ukrainy i fakcie że z rąk polskich zginęło również kilkanaście tysięcy Ukraińców, czasami ludzi propolsko nastawionych. Scena z ,,Wołynia” gdzie Polacy zabijają polsko-ukraińską rodzinę jest oparta na faktach- S. Srokowski, ,,Nienawiść”. Historycy i politycy raczej szybko się nie porozumieją w tych kwestiach, dobrze jest za to pamiętać że byli Ukraińcy ratujący Polaków a zdarzali się również Polacy ratujący Ukraińców.
@Jarema: Szanowny Panie, daje Pan przykład jak można dojrzałe i obiektywne patrzeć na fakty i historyczne wydarzenia. Zdecydowanie zgadzam się z Panem, że należy pamiętać o wybitnych, ale i haniebnych czynach po obu stronach. Nie można też zapominać o siatce różnych przyczyn, które złożyły się na skomplikowane polsko-ukraińskie relacje.
Przeczytałem wiele książek, a że żyję w środowisku dzisiaj ukraińsko białorusko litewsko niemiecko polskim społeczeństwie na wiele spraw ,,dzisiaj” mam troszeczkę ,,inny” światopogląd… Hm. zginęło na Wołyniu ok 100 tys Polaków… ,,Ale”,ale nikt nie odnalazł tych ok stu tys. mogił… A Ukraińcy, bądź Ich powiedzmy ,,plemiona” i owszem. Mówi się, że wszystkie ofiary miały głowy rozłupane na pół. No jakoś tych zdjęć z ekshumacji nikt nie upublikował… Dziadek opwiadał, że miał sąsiadów Łemków i Ukraińców… I niemalże do śmierci pozdrowiali się pocztówkami… Myślę, że ludzie, że było troszeczkę z tymi ,,tzw mordami”…
Właśnie ukraińscy sąsiedzi z Wołynia powiedzieli mojej prababci by uciekała, bo mordują Polaków. Uciekała w nocy tylko z dziećmi
Gdybyśmy wszyscy tacy byli, świat na pewno byłby lepszy.
Bardzo mądra kobieta, mądry jej ojciec. Powinniśmy pisać o takich historiach cywilnej odwagi jak najwięcej. Tym ludziom należy się pamięć i uznanie za to, co robili. I to nie jako obywatelom jakiegoś kraju, bardziej czy mniej znienawidzonego, nie jako uczestnikom konfliktu etnicznego, politycznego czy wyznaniowego, ale przede wszystkim jako ludziom.
Możemy się tutaj przerzucać liczbami ofiar po obu stronach, licytować się kto był lepszy a kto bardziej zepsuty. Bo Pan jest głupi, a Pan się nie zna i nic nie wie, Pan doczytać musi… Moje jest na górze a Pana na dole i to jest najważniejsze! Nie, nie jest.
Wśród niesamowitego szaleństwa i równie niesamowitego strachu pchających ludzi do niepojętego dla mnie osobiście zła pojawiały się wyjątkowe postawy, postawy świadczące o niezłomnym charakterze, o dojrzałym człowieczeństwie. To jest tutaj ważne. Autor nie prosi nas o przytaczanie faktów historycznych, on je zna. Nie neguje złego, które się stało, nie pisze nam, że ten aspekt jest ważniejszy od pozostałych. Wskazuje nam coś ważnego, obok czego przechodzimy nieświadomie przytłoczeni tragiczną historią tego miejsca, skłania nas do refleksji.
Dziękuje za ten artykuł
Przeczytajcie , życiorys Bandery oraz jaki było jego zadanie w wywiadzie Niemieckim , ten mord to nie przypadek , ten zwyrol zrobił to celowo , a sami ludzie znają tylko legendy o Banderze zaś jego mrocznej strony nie znają ! To zboczeńcy i zwyrodnialcy , którzy poróżnili 2 narody na wieki. A Czy oby Rosja nie ma tu jakieś wątku ? nie miała sowich sługusów i agentów ? ruszcie trochę głową , kto boi się 3jga narodów ;)
Polska powinna była zabić milion banderowców
Link do tego artykułu dodalem do: „Kołtun wiecznie żywy” – https://probus.blogspot.com/2023/02/kotun-wiecznie-zywy.html
W naszej wiosce, bodaj o 13 km od Tarnopola, mordowali ale bolszewicy. Z internetu czytam, była to miejscowość z około tysiącem rodzin (licząc z okolicznymi przysiółkami) w tym Polaków było tylko około 1/3. I sporo rodzin mieszanych, od zawsze. Dwaj odważni księża – polski i ukraiński – przez całą wojnę surowo przestrzegali parafian przed wzajemną nienawiścią, co skutkowało. Mamy dwie ciocie (pamiętam je z dzieciństwa) wspominały, że UPA, gdy szła, omijała tę wieś polami. Banderowcy pytali wtedy bawiące się w polu dzieci kim są, wszystkie dzieci zgodnie odpowiadały po ukraińsku, że są Ukraińcami. Drżąc ze strachu, ale nikt nikogo nie sypał. Wcześniej przykazali im tak ich rodzice. Możliwe, że wieś była pod protekcją Niemców, którzy przyjeżdżali tu w każdy weekend dokarmiać się i kupować zapasy ? Ale też nie było jawnej nieprzyjaźni wśród miejscowych. Polskich mężczyzn prawie nie było, powołano ich do Armii Czerwonej, do roku 1941 nie powoływano tylko młodszych nastolatków. W 1944 znów przyszła Armia Czerwona… Nagle do wsi przyszli jacyś nikomu nieznani „upowcy” i zamordowali polskiego księdza. Bodaj w początkach 1945 – wszystko to czytałem ze wspomnień mieszkańców, z polskiego internetu. Wkrótce potem przyjechały furmanki z czerwonoarmistami zabierać polską młodzież – tę która w międzyczasie wojny podrosła – ale nie na front, a do Istriebitelnych Batalkonów (NKWD) „mścić Polaków zamordowanych przez UPA”. Zwalczali następnie lokalną UPA. Stąd moje podejrzenie, że polskiego kapłana rozmyślnie zamordowało wcześniej NKWD.
Młodzież faktycznie poszła tam służyć, dzięki czemu nie robiono już Polakom żadnych problemów w ewakuacji na Ziemie Zachodnie. Wiem o tym wszystkim bardzo mało, wspominam to, co słyszałem jako małych chłopiec, odwiedzając mamy 2 ciocie, gdy jeszcze żyły (dziś mam 65 lat). Większość mojej najbliższej rodziny wymordowali bolszewicy na Sybirze. Praktycznie za samą polskość. Dziadek uciekał im trzy razy, potem podając się już za Ukraińca. Raz ciężko rannego zbiega-więźnia ukrywała jakiś czas rosyjska starsza kobieta, sama mająca na froncie syna. Aż uciekł trzeci raz, tym razem dezerterując z Armii Czerwonej, niedaleko miejscowości Sielce, nad rzeką Oką. Coś mi się przypomina (nie na pewno), że wskoczył na ciężarówkę z Polakami. Mama uciekła w roku 1946 z rusyfikacyjnego domu dziecka. Wspominała po wiele razy że 90% polskich dzieci umierało tam z chorób i głodu. Warunki celowo były takie trudne, gdyż Stalin chciał wyłącznie najsilniejsze dzieci. W takich okolicznościach, za samo mówienie po polsku dzieci traciły prawo do posiłku. Co było zresztą karą standardową, np. także gdy dziecko nie nauczyło się ładnie lekcji dlaczego ZSRR jest lepszy, niż była Rosja carska. Raz spotkałem (spotkaliśmy, odszukaliśmy gdzieś z mamą) ludzi, którzy ją tam widzieli. Ci opowiadali że dzieci m.in. nosiły wiadrami wodę, boso, po śniegu. Dziadkowi żebra połamali rosyjscy strażnicy, gdyż bez zezwolenia poszedł pod drzewko wysiusiać się, w trakcie rąbania lasów. Zostawili go krwawiącego, na śniegu, uważając, że właśnie umiera. Ale zabrały go jakieś anonimowe rosyjskie sanie, przekazując do ukrycia i leczenia Rosjance, śnieg zaraz zasypał ślady. Babcia zginęła w katastrofie w kopalni, chyba rud miedzi, gdzie praca odbywała się bez niezbędnych zabezpieczeń. Babcia była w ekipie ratunkowej, po czym nastąpił kolejny zawał. Dwoje mamy starszego rodzeństwa zmarło z głodu, dziadek skradł wtedy z pola 2 marchewki. Marchewki odebrano, dzieci zmarły, dziadka na pół roku kamieniołomu (skąd uciekł). Wszystko to są moje wspomnienia z okresu gdy byłem bardzo mały – ledwo pamiętam. Ale piszę co jakiś czas, by nie zapomnieć, przekazać kolejnym potomkom. Mama uciekła z Sybiru w 1946, jeszcze dziecko, wskakując do jadącego powoli pociągu towarowego. Potem przyłączyła się do jakiegoś transportu z Polakami. Ukryli ją, zaraz potem zmarło jakieś dziecko, zakopano je cichcem w rowie, przekupienistrażnicy przymknęli oczy, „sztuka Polaka się liczy”. Gdy z pomocą wielu nieznanych i ryzykujących tym osób dotarła do Tarnopola, miasto było bardzo zniszczone walkami i nie mogła ondaleźć drogi do domu (do wioski), zaczęła płakać i złapał ją wtedy patrol żołnierzy. Przyprowadzili do wojennego komendanta miasta, ten kazał dziecko natychmiast nakarmić, potem wysłuchał historii. Niezwłocznie wystawił fałszywe zaświadczenie, że dziewczynka ta jest zagubionym dzieckiem rodziców, których właśnie wysłano już poprzednim transportem do Polski. Rozkazał odwieźć ją na stację i wsadzić do transportu ekspatriacyjnego. Mama mówiła, że był to chyba już ostatni taki zorganizowany transport z Tarnopola. Długo by pisać… np. jak wcześniej, o czwartej rano, na mróz, wypędzano ich z domu, 10 lutego 1940. To wspominał dziadek (którego znałem bardzo mało, a i on bał się mi wiele mówić). Obiecano im 2 godziny na spakowanie się, ale wygnano po 15 minutach. Dziadek chciał wziąć jeszcze z blatu czapkę, sołdat bez namysłu strzelił krótką serią pomiędzy dziadka ręką, a blatem komody… Potem zekali jeszcze, ale już na mrozie, by ugotowały się dobrze ziemniaki w parniku – tylko to pozwolono im zabrać na drogę i to „worek, na kilka tygodni”. Mama wspomina, że najpierw wiózł ich pociąg, ludzie umierali z mrozu, potem tory skończyły się, szli leśną drogą, potem droga skończyła się – mężczyźni wtedy rąbali las, wycinając drogę dalej, aż dotarli na wielką polanę. Tam budowali najpierw domki dla strazy, potem dla siebie. Gdy zabierano mamę do domu dziecka – już jako sierotę – pamięta, że stało tam całe miasteczko takich domków z bali. Wracam do tematu artykułu – nam Ukaińcy nie zrobili nic złego, Rosjanie wszystko złe. Choć mama zawsze wspominała, że ratowali ją także odważni Rosjanie i że poznała na Sybirze wspaniałych ludzi. Którzy jednak także bezradni byi wobec zła.
dopiszę: Dziadek pochodził z rodziny polsko-ukraińskiej (ze strony swego ojca). Dziś nazwisko to spotykam w internecie wyłącznie jako Kanadyjczyków i Amerykanów „ukraińskiego pochodzenia”. Jednak dwukrotnie ranny i odznaczony, dotarł następnie z Wojskiem Polskim do Berlina (?). Zapewne przeżył właśnie ponieważ dwukrotnie ranny, wyłączany tym z walki. Ale nie pozwolono mu jeszcze wrócić do cywila, a skierowano do KBW. Dziadek mówił, że walczył wtedy z UPA. Myślę, że o tym okresie powiedział mi mało lub prawie nic, niemniej z UPA zapewne walczył także, zresztą świetnie znając ukraiński. Dopiero po tej służbie „zapomniano” o jego dwóch ucieczkach w ZSRR a po nich jeszcze i o dezercji z Armii Czerwonej, pozwalając osiedlić się we Wrocławskiem, przy mieszkańcach jego wsi, przeniesionych tam z Tarnopolskiego. A przedtem jeszcze, przedtem, przedtem… dziadek był młodocianym ochotnikiem do Legionów. W którym to celu uciekł z domu :) Z czystą Polką ożenił się po wojnie polsko-kacapskiej. Czemu pewnie zawdzięczała nasza rodzina wywózkę zaraz w pierwszej kolejności. Ostatnio dowiedziałem się, że tych historii nie znała ani nawet nasza polska, dalsza rodzina, zamieszkała we Wrocławskiem, choć sąsiedzi. Uciekinierzy z rosyjskiej niewoli często bali się mówić cokolwiek. Także ponieważ mogliby w ten sposób wsypać dobrych ludzi, którzy im wtedy pomogli. Nikt przecież na Sybirze nie przeżyłby sam. Bali się jeszcze przez prawie cały PRL… Aż odeszli. Teraz, gdy mamy komunikatory internetowe (mieszkam poza Polską), czasem rozmawiam z nimi i zauważam, że młodzi (z tej wioski) przeważnie o tamtych wydarzeniach tych nawet nie wiedzieli.