Dla wszystkich było jasne, że Niemcy przegrywają wojnę – poza Hitlerem. Nawet po porażkach na froncie wschodnim chciał wierzyć, że III Rzesza zwycięży.
Niespodziewanie twarz Hitlera zaczęła przypominać swą barwą zupę pomidorową, którą poprzedniego dnia serwowano w pobliskiej stołówce. Ze stresu zaczął gryźć dolną wargę zębami, a właściwie resztkami uzębienia, zaś prawe ramię trzęsło się mu w trudny do opisania sposób. Owszem, Goebbels słyszał już wielokrotnie, że Führer zmienił się diametralnie po tym, jak w 1943 roku wojska niemieckie poniosły ciężkie klęski pod Stalingradem i Kurskiem z walce z Sowietami.
Herbatka z Hitlerem
Od tamtego czasu często wpadał w zamyślenia, chodził niczym śnięta ryba, ale gdy już zabierał głos w trakcie posiłków, wszystko wracało do normy. Hitler rozpoczynał monolog, który trwał nawet godzinę. Denerwowały go dosłownie najdrobniejsze rzeczy. Gdy było ciepło, narzekał na upały. Gdy padał deszcz, wyzywał synoptyków, którzy jego zdaniem nie potrafią przewidzieć pogody.
Według świadków najgorsze w tych herbatkach z wodzem było to, że większość historii, które opowiadał, była już doskonale znana mieszkańcom Wilczego Szańca. Zazwyczaj były to wspomnienia z czasów, gdy Hitler służył na froncie w trakcie pierwszej wojny światowej czy opowieści o czasach, gdy przyszło mu mieszkać w Wiedniu. Dla uczestników tych wieczornych spędów było to o tyle kłopotliwe, że wódz często prowadził te dialogi przez kilka godzin, przeciągając spotkania aż do momentu, gdy wstawało słońce.
A co gorsza, choć zgromadzeni doskonale znali te żarty i historie, to nie wypadało czynić nic innego, jak tylko z udawaną uwagą wysłuchiwać po raz dwudziesty opowieści o kosmosie i świecie zwierząt i śmiać się w tych samych momentach, co ostatnim razem. Ewidentnie nie była to komfortowa sytuacja dla zebranych. Po ciężkim dniu większość z nich marzyła tylko o tym, by jak najszybciej pójść do łóżka. Pocieszeniem, choć marnym, było to, że w pomieszczeniu był zazwyczaj rozpalony kominek. Można było więc się wsłuchiwać w trzaskanie palącego się drewna, co dawało odrobinę relaksu w tej kłopotliwej sytuacji.
– Wróćmy może jednak do herbatek…
Zaklinanie rzeczywistości
– Zdecydowanie wolę bardziej te herbatki od spotkań publicznych. Ostatnio coraz częściej mam smętny nastrój. Budzę się w nocy z poczuciem, że klęska w tej wojnie zagląda mi w oczy. Po naszej porażce pod Stalingradem, gdzie przeżyliśmy dramat, ciężko jest mi się podnieść. Wie pan doskonale, że w tej bitwie przeżyło jedynie pięć procent naszych żołnierzy?
– Tylko pięć procent? Słyszałem, że było ich dużo więcej.
– Gdzie pan to słyszał?
– Właściwie to chyba usłyszałem to w naszym radiu.
– No to ma pan odpowiedź. Jak może pan ufać czemukolwiek, co mówią w naszym radiu? I to mówi pan, który sam to kontroluje. Tam nie ma zbyt wiele prawdy.
– No tak. Wódz nie musi mi tego tłumaczyć…
– Porażka pod Stalingradem wiele zmieniła w moim umyśle. Myśl o tej klęsce ciągle mi towarzyszy. I jednocześnie działa na mnie destrukcyjnie. Pewnie pan słyszał o moich dziwactwach. Nie dopuszczam do siebie złych informacji. Generałowie mają zdawać w ten sposób raporty z frontu walki, bym słyszał o samych sukcesach. Wiem, że to jest zaklinanie rzeczywistości. Jednak tylko to jest w stanie mnie teraz podtrzymać na duchu.
Czytaj też: Mówiące psy Hitlera
Żołnierz z krwi i kości
– Może chce pan wymusić u nich w ten sposób większą dyscyplinę?
– Nie. To depresja. Coś, o czym nie mam ochoty rozmawiać. A tak między nami… Zdarza mi się wpadać w furię, wtedy ganię moich wojskowych i traktuję ich jak psy, a nawet gorzej.
– Może ma pan czasami rację?
– Sugeruje pan, że cała nasza generalicja nie ma odpowiednich kompetencji? Chyba ma pan trochę racji. Wielokrotnie musiałem podsuwać im pomysły, na które oni nie wpadli, choć powinni zrobić to już dawno. Jak tu się nie wściekać w takich sytuacjach? No nie da się po prostu!
– No tak.
– Powiem coś panu. Jestem żołnierzem z krwi i kości. Mam w piersiach mężne serce. Poza dyskusjami na temat architektury i sztuki wielką przyjemność sprawiają mi proste czynności. Często mam dość rozmów z moimi generałami. Co druga taka rozmowa doprowadza mnie do szału. Okazuje się, że często nie mają oni pojęcia o najbardziej oczywistych sprawach.
– Co Führer ma na myśli?
– No jak to co? Okazuje się, że niekompetencja co poniektórych generałów przechodzi ludzkie pojęcie. Nie mają oni zielonego pojęcia o sprzęcie, którym posługują się nasi żołnierze. Dlatego ostatnio zamiast dyskutować z nimi na temat sztuki wojennej, zdecydowanie bardziej wolę spacery. Mogę w czasie tych spacerów przystanąć obok tutejszej wartowni i porozmawiać z prostymi żołnierzami na różne tematy. O pogodzie, o tęsknocie za życiem sprzed wojny, czy o tym, co będą chcieli robić, gdy już Trzecia Rzesza wygra ten globalny konflikt.
KOMENTARZE (2)
Hitler wspominał głównie I wojnę…
Wg wielu współczesnych historyków głównym bowiem i wyłącznym jednocześnie, jego „celem wojennym” było „odwrócenie” wyników I wojny światowej. Jak mówiono, cały czas prowadząc kampanie II wojny tak naprawdę ciągle był w okopach pierwszej… „…pochłonięty był wizją wymuszenia na Wielkiej Brytanii porozumienia, zgodnie z którym Niemcy uznaliby brytyjskie panowanie na morzach i oceanach, podczas gdy Wielka Brytania uznałaby niemiecka dominację w Europie.” (D. Kucinski, 2010) To był zawsze jego główny cel wojenny. W inwazji na sowietów chodziło mu przede wszystkim o wyeliminowanie potencjalnego sojusznika Zjednoczonego Królestwa. Decydujący „bój o Afrykę” z Brytyjczykami chciał wygrać pod Stalingradem i Kurskiem… Stąd tak mało sił skierował początkowo do Afryki, a po klęsce na wschodzie gdy chciał przerzucić więcej, to nie było to już możliwe. Afryka Północna – drugorzędny front pierwszorzędny, (P. Ponikło, 2007): „Nie doprowadziłoby to prawdopodobnie do automatycznego zwycięstwa nad Wielką Brytanią, stanowiłoby jednak ogromny sukces, likwidując jeden z frontów wojny i zapewniając dostawy surowców. Dałoby to Niemcom swobodę działań i pozycję strategiczną porównywalną, a może nawet lepszą niż ta po kapitulacji Francji 22 czerwca 1940 r.” Wg A. Speera po klęsce w Afryce i lądowaniu aliantów w Sycylii, wódz po raz pierwszy miał oficjalnie stwierdzić wobec najbliższych, że „możemy jednak przegrać tę wojnę”, oraz przyznał mu się do myśli „destrukcyjnych”…
W najgłębszych odmętach szaleństwa Hitler pogrążył się pod sam koniec wojny i swojego życia, kiedy siedział w bunkrze pod kancelarią Rzeszy, w oblężonym Berlinie. Polecam książkę „Ostatnie dni Hitlera”, Michael Musmanno. Autor był amerykańskim wojskowym, prawnikiem i jednym z sędziów w procesach norymberskich. Osobiście rozmawiał ze wszystkimi, którzy byli wtedy w bunkrze z Hitlerem (oczywiście z tymi, którzy przeżyli) i na podstawie tych rozmów napisał świetną relację.