Paweł Głuszek dotarł do niepublikowanych źródeł, by rozwikłać tajemnicę nazistowskiego programu badań nad bronią biologiczną. Co działo się w Pokrzywnie?
Anna Baron-Jaworska: Jak trafił Pan na temat Centralnego Instytutu Badań nad Rakiem w Pokrzywnie i jego prawdziwego oblicza?
Paweł Głuszek, autor książki „Laboratorium zagłady. Mroczny sekret klasztoru urszulanek”: Na pierwszą informację o Centralnym Instytucie Badań nad Rakiem w Pokrzywnie natknąłem się podczas lektury książki Leszka Adamczewskiego „Zmierzch bogów w Posen”. Zainteresowało mnie to, że do dziś tak niewiele wiadomo na temat instytutu, a przecież jego zabudowania w Pokrzywnie wciąż istnieją. Poszukując informacji na ten temat w archiwach, natrafiłem na dokumenty dotyczące placówki w Pokrzywnie. Zacząłem odkrywać tę historię na nowo. To, co działo się w klasztorze sióstr urszulanek podczas wojny, powoli przestawało być tajemnicą. Z dokumentów wyłaniał się obraz niesamowitej i mrocznej historii. Stwierdziłem, że trzeba ją opowiedzieć. I tak powstała książka.
Historia Instytutu należy do jednej z najmniej znanych. Z czego Pana zdaniem to wynika? Z braku dowodów na oficjalne rozpoczęcie jego działalności?
Trudno to jednoznacznie stwierdzić. Sam byłem trochę zaskoczony tym, że do tej pory tak niewiele napisano na temat Pokrzywna. Kluczowe było jednak odnalezienie dokumentów dotyczących Instytutu. W wyniku poszukiwań, które podjąłem, udało mi się dotrzeć do materiałów rzucających nowe światło na tę historię. To na tych dokumentach opierałem się, pisząc książkę. Trzeba tu też zauważyć, że sprawa Pokrzywna i doktora Blome nie była znana szerokiej opinii publicznej po wojnie, ponieważ nie odbył się żaden proces przed polskimi sądami. Śledztwo zakończyło się zebraniem materiałów i dowodów, ale brak było osób, które można byłoby oskarżyć.
Gdyby do takiego procesu doszło, zapewne historia instytutu w Pokrzywnie byłaby szerzej omawiana i bardziej znana. Tymczasem na temat Pokrzywna i tego, co działo się tam podczas wojny, tylko kilka artykułów napisali lokalni dziennikarze i historycy regionaliści. Historycy głównego nurtu, tak to nazwijmy, nie byli zainteresowani Pokrzywnem. Dla nich był to margines II wojny światowej. Tyle że takich historii, jak ta z Pokrzywna, jest więcej i warto do nich docierać, badać je i pokazywać. To właśnie starałem się zrobić w mojej książce.
Czy uważa Pan, że w Instytucie rzeczywiście planowano przeprowadzać badania nad rakiem? Czy była to tylko przykrywka dla prac nad bronią biologiczną?
W świetle dokumentów i literatury, do których dotarłem podczas pisania tej książki, można przyjąć, że Niemcy nie zamierzali w Pokrzywnie prowadzić żadnych badań dotyczących nowotworów i ich leczenia. Oficjalna nazwa placówki była jedynie kamuflażem. Planowano tutaj prowadzić prace nad bronią biologiczną. Instytucja, którą kierował doktor Blome, nie miała pomagać ludziom i ich leczyć. Jej przeznaczeniem było wyprodukowanie skutecznej broni, która miała ludzi zabijać.
W książce dużą uwagę poświęca Pan dr. Franciszkowi Witaszkowi, zapomnianemu bohaterowi polskiego podziemia. Wraz z grupą młodych naukowców i działaczy oporu był prawdopodobnie odpowiedzialny za kradzież bakterii z nazistowskiego laboratorium, ich udoskonalenie oraz użycie przeciwko okupantowi. Czy Pana zdaniem są też inne, podobne historie, o których warto pisać?
Sama historia doktora Witaszka i jego grupy wciąż czeka na opowiedzenie, a przede wszystkim na zbadanie i wyjaśnienie. To kolejna z niewyjaśnionych do tej pory tajemnic związanych z polskim podziemiem i walką z okupantem. W „Laboratorium zagłady” piszę o „witaszkowcach” prowadzących wojnę biologiczną z Niemcami. Trzeba tutaj pamiętać, że obok Japończyków to właśnie Polacy byli drugim państwem w czasie wojny używającym broni bakteriologicznej. Zagadnienie to wzbudza do dziś wielkie kontrowersje wśród badaczy.
Wiąże się z nim zresztą kolejna tajemnicza historia, o której warto i trzeba opowiedzieć. Chodzi o użycie przez polskie podziemie na terenie Generalnego Gubernatorstwa oraz Rzeszy broni biologicznej przeciwko Niemcom. Czy jest to prawda? Kto prowadził tę walkę i jak ona wyglądała? Jakie były jej rezultaty? To tylko kilka kwestii, które czekają na wyjaśnienie. Niewiele wiemy na ten temat, a brak wiedzy prowadzi do tworzenia mitów. Czas więc je rozwiać.
Czytaj też: Zagra-Lin i polskie bomby w Berlinie. Tak Armia Krajowa mściła się za hitlerowskie zbrodnie
Sporo kontrowersji zawsze budziły historie o byłych nazistach zatrudnianych przez chociażby Amerykanów do pracy przy projektach naukowych, co pokazuje Pan również w swojej książce. Czy każdy naukowiec pracujący dla III Rzeszy powinien zostać skazany na zapomnienie? Czy jednak ich wiedza oraz doświadczenie powinny być wykorzystane?
Zagadnienie jest bardzo złożone. Naukowcy, którym udowodniono pośredni lub bezpośredni udział w zbrodniach, w żaden sposób nie powinni dalej pracować w zawodzie. Zwłaszcza jeśli ich praca miałaby polegać na udziale w badaniach nad nowymi rodzajami śmiercionośnej broni. W taki właśnie sposób postępowali Amerykanie i Sowieci po 1945 roku. Nazistowscy pseudonaukowcy pracowali wówczas dla nowych mocodawców, kontynuując swoje projekty militarne z czasów wojny. Trwała zimna wojna i taka była potrzeba chwili. Było to jednak nieetyczne, niemoralne. Wielu z tych ludzi nie postawiono nigdy przed sądem za zbrodnie, w których współuczestniczyli. Tych, których oskarżono, próbowano „wybielić” i doprowadzić do ich uniewinnienia. Tak było m.in. w przypadku doktora Blome. Piszę o tym wszystkim w książce.
Oczywiście, wiedza i doświadczenie tych osób mogłyby zostać wykorzystane w badaniach np. medycznych, tam gdzie trwa walka z chorobami, gdzie naukowcy pracują nad nowymi lekami i terapiami. Pozostają jedynie pytania: czy ktoś, kto splamił się zbrodnią, może odkupić swoje winy, pracując dla dobrej sprawy? Czy można temu człowiekowi zaufać i dać drugą szansę? Czy takie działania są etyczne? Wchodzimy w sferę rozważań niezwiązanych z historią i badaniem przeszłości. O ile historia jawi się nam jako paleta wszelkich odcieni szarości, tzn. nie jest czarno-biała, o tyle sprawy związane z moralnością wydają się być zero-jedynkowe. Nie ma w nich miejsca na niuanse, mniejsze lub większe zło.
W swojej książce sugeruje Pan, że gdyby naziści mieli więcej czasu i uruchomili Instytut, jego działalność mogłaby wpłynąć na losy wojny. Czy przechyliłoby to szalę zwycięstwa na rzecz Rzeszy czy tylko opóźniło jej upadek?
W 1945 roku było już za późno, aby odmienić losy wojny. Wyprodukowanie i użycie przez Niemców broni biologicznej nie zmieniłoby wyniku wojny, ale zmieniłoby jej przebieg. Przede wszystkim doprowadziłoby do jeszcze większej liczby ofiar. Użycie tej broni odsunęłoby jedynie w czasie upadek Rzeszy. Nic ponadto. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że zastosowanie broni biologicznej przez nazistów spowodowałoby odwet ze strony aliantów zachodnich i Sowietów, którzy prawdopodobnie również użyliby tego rodzaju środków bojowych. Być może sięgnięto by po broń chemiczną. Nastąpiłaby eskalacja zabijania. Wojna byłaby dłuższa, zniszczenia większe, a przede wszystkim – byłoby o wiele więcej ofiar.
W „Laboratorium zagłady” stawia Pan wiele pytań, które pozostają bez odpowiedzi. Czy jest szansa, że jeszcze kiedyś dowiemy się prawdy na temat eksperymentów przeprowadzanych w Pokrzywnie, planów funkcjonowania ośrodka oraz tego, w jakim stanie rzeczywiście zastali go żołnierze Armii Czerwonej?
Trudno powiedzieć, czy w przyszłości poznamy całą prawdę o Instytucie w Pokrzywnie i doktorze Blomie. Mnie udało się odkryć jej część, uchylić rąbka tajemnicy. Może na postawione w książce pytania, na które na razie brak odpowiedzi, po dalszych badaniach i dociekaniach odpowiedzą inni historycy.
Sądzę, że w rosyjskich archiwach znajdują się ważne dokumenty na temat Pokrzywna i doktora Blome. Mogłyby one z pewnością niejedno wyjaśnić. Może kiedyś badacze uzyskają do nich dostęp. Trzeba bowiem pamiętać, że teren Instytutu przez kilka miesięcy w 1945 roku znajdował się w rękach Sowietów. Na pewno dokładnie zbadali oni zabudowania i pozostawione tam urządzenia. Być może dotarli do niemieckiej dokumentacji dotyczącej tego, co się tam działo podczas wojny. W ich ręce wpadli również Niemcy związani z budową placówki w Pokrzywnie m.in. doktor Schreiber. Niestety, nie mamy wiedzy na temat tego, co działo się w 1945 roku w klasztorze zajętym przez Sowietów.
Dokumenty dotyczące doktora Blome i Pokrzywna mogą także być przechowywane w archiwach niemieckich. A przecież są jeszcze archiwa amerykańskich służb – m.in. CIA. Tam również mogą znajdować się materiały o dużym znaczeniu. Wiele z nich jest wciąż utajnionych, niektóre zostały zniszczone. W tej historii, nic nie jest pewne, fakty mieszają się z domysłami, a odkrycie całej prawdy jest jeszcze przed nami.
W 1945 roku na terenie klasztoru sióstr urszulanek w Pokrzywnie pod Poznaniem milicja dokonuje zadziwiającego odkrycia. Po latach okaże się, że była to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic III Rzeszy. Czy uda się ją rozwikłać? Przeczytajcie w książce Pawła Głuszka „Laboratorium zagłady. Mroczny sekret klasztoru urszulanek” (Znak Horyzont, 2022).
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.