Latem 1944 roku atmosfera w Warszawie była gorąca nie tylko z powodu słońca. Oto ważyły się losy Powstania. O jego rozpoczęciu miało zadecydować trzech mężczyzn – Tadeusz Pełczyński, Leopold Okulicki i Tadeusz „Bór” Komorowski. Problem w tym, że nie do końca się ze sobą zgadzali...
Już od rana 21 lipca w okupowanej Warszawie dostrzegalne było na twarzach mieszkańców niezwykłe ożywienie. Wieść o zamachu na Hitlera uskrzydliła wysokich rangą oficerów Armii Krajowej – zwolenników wzniecenia powstania w stolicy.
Generałowie Tadeusz Pełczyński i Leopold Okulicki postanowili kuć żelazo póki gorące. I jak najszybciej przekonać do planów podjęcia walki z Niemcami w stolicy niezdecydowanego generała Tadeusza „Bora” Komorowskiego. Dlatego podczas narady trzech generałów, zaimprowizowanej naprędce w nowej sytuacji politycznej, zamierzali wpłynąć na decyzję dowódcy Armii Krajowej.
Dobrze wiedzieli, że miał zwyczaj słuchać uważnie opinii swoich współpracowników. Pełczyński i Okulicki umówili się, żeby nie zapraszać na to spotkanie nikogo więcej z Komendy Głównej AK. Woleli nie ryzykować prezentacji stanowisk przeciwników powstania w Warszawie.
„Bór” Komorowski – dowódca AK
Dwaj wspomniani generałowie dosyć wcześnie zauważyli, że w przeciwieństwie do generała Stefana „Grota” Roweckiego, dowódcy zdecydowanego, samodzielnie kierującego walką podziemia i podejmującego bez wahania trudne decyzje, jego następca jest zupełnie innym człowiekiem. Introwertycznym, spokojnym i rozważnym, chwilami trochę zagubionym, a przy tym ulegającym presji otoczenia.
Komorowski cieszył się jednak od lat dobrą opinią. Przełożeni wypowiadali się o nim w superlatywach. Jeszcze w międzywojniu generał Michał Karaszewicz-Tokarzewski stwierdził, że jest on rzetelnym, dobrze wykwalifikowanym i lojalnym pracownikiem o wysokiej żołnierskiej kulturze. Inni wysoko cenili jego talent, w tym umiejętności organizacyjne, którymi wykazał się jako dowódca pułku ułanów.
„Grot” Rowecki obdarzył Komorowskiego pełnym zaufaniem, wyznaczając świeżo mianowanego generała brygady na swego następcę. Kiedy 30 czerwca 1943 roku Niemcy aresztowali Roweckiego, dowództwo AK objął „Bór” Komorowski, co potwierdziły oficjalnie władze RP w Londynie 17 lipca.
Początkowo nie zamierzał przyjąć tej funkcji. Do podjęcia pozytywnej decyzji przekonali go dopiero najbliżsi współpracownicy generała Roweckiego.
Czytaj też: Człowiek, który zdradził „Grota” Roweckiego. Kim był Ludwik Kalkstein?
Arystokrata w każdym calu
Pełczyński, szef sztabu KG AK, również znał Komorowskiego od dawna. Wiedział, że podczas I wojny światowej, jako absolwent Akademii Wojskowej w Wiedniu, dowodził austriackim plutonem na frontach włoskim oraz rosyjskim. A gdy odrodziła się Rzeczpospolita, wstąpił do Wojska Polskiego. W sierpniu 1920 roku dowodził w wojnie polsko-bolszewickiej 12. Pułkiem Ułanów Podolskich, a podczas zwycięskiej bitwy pod Komarowem, stoczonej przez polską 1. Dywizję Jazdy z 1. Armią Konną Budionnego, został ranny.
Był już wtedy człowiekiem rozpoznawalnym, arystokratą w każdym calu. Zawsze elegancko ubrany, lubił jeździć na polowania, brał udział w zawodach hipicznych… Wyniesione z dzieciństwa zamiłowanie do koni zaowocowało podczas olimpiady w 1924 roku w Paryżu, w której wziął udział jako jeździec.
12 lat później ponownie pojechał na letnie igrzyska – do Berlina. Odniósł duży sukces. Kierowana przez niego ekipa wywalczyła srebrny medal w drużynowym Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego.
Fotografia z Hitlerem
Zrobiono mu wtedy kilka zdjęć z Hitlerem i Goebbelsem. Nic dziwnego, że w okupowanej Warszawie Komorowski mógł zostać zdekonspirowany. Z przecieków wiedział, że gestapo próbowało go rozpoznać na podstawie fotografii z berlińskiej olimpiady.
Podobnie rzecz się miała z jego koleżanką z ekipy olimpijskiej z 1936 roku, zdobywczynią brązowego medalu w rzucie oszczepem, Marią Kwaśniewską. Hitler zaprosił do loży honorowej wszystkie trzy medalistki w tej dyscyplinie – dwie Niemki i Polkę. Pogratulował zdawkowo sukcesu „małej Polce”, na co Kwaśniewska odpowiedziała: „Pan też niezbyt wysoki”.
Podczas okupacji sportsmenka brała udział w ruchu oporu. W mieszkaniu w Podkowie Leśnej ukrywała Żydów, pomagała bezdomnym. Gdy jako łączniczka przewoziła cenne dokumenty, na zewnątrz zachowywała stoicki spokój. W środku drżała, bo Niemcy w każdej chwili mogą ją rozpoznać. Fotografia z Berlina, na której siedziała w loży obok Hitlera, obiegła przecież świat…
Kariera w konspiracji
Generałowi Komorowskiemu, który wychodził właśnie z warszawskiego mieszkania w kamienicy przy ulicy Wspólnej 49 na naradę trzech generałów, towarzyszyły zgoła inne myśli. Był aż nadto zdeterminowany do prowadzenia walki z Niemcami, żeby obawiać się głównie o życie własne.
To prawda, że działalność podziemna już raz o mały włos nie skończyła się dla niego tragicznie. Po kampanii wrześniowej, w której walczył jako zastępca dowódcy brygady kawalerii, szybko przeszedł do konspiracji, zakładając Organizację Wojskową Krakowa. Nawiązał kontakt ze Związkiem Walki Zbrojnej (ZWZ) i został mianowany komendantem obszaru Kraków – Śląsk.
Kiedy 20 kwietnia 1941 roku gestapo zatrzymało Komorowskiego w Krakowie, musiał ratować się ucieczką. Początkowo ukrywał się w okolicy. A gdy 1 lipca tego roku dowództwo podziemia zdecydowało o rozwiązaniu krakowskiej organizacji, przeniósł się do Warszawy i został zastępcą Komendanta Głównego ZWZ.
Od tego czasu minęły trzy lata. Teraz sen z oczu spędzał mu niepokój o losy ciężarnej żony oraz niespełna dwuletniego syna. Zanim dotarł na zorganizowaną naprędce naradę w zakonspirowanym lokalu przy ulicy Pańskiej 67, przypomniały mu się ważne wydarzenia.
Czytaj też: Tadeusz Bór-Komorowski zjadł kota w śmietanie. I nawet o tym nie wiedział...
Odprawa w fabryce mebli
Jeszcze w latach dwudziestych miał wypadek. Spadł z konia i boleśnie potłukł sobie nerkę. Gdy leżał w szpitalu, odwiedzała go narzeczona. Już wcześniej planowali ślub, ale stan zdrowia mógł pokrzyżować te plany. Prominentni rodzice wybranki serca postawili bowiem warunek – zgodzą się na małżeństwo, jeśli Tadeusz wyzdrowieje. Wystarali się o wizytę u znanego wiedeńskiego lekarza. Później długo kurował się w sanatoriach.
Pobrali się, lecz przez dwanaście lat nie mieli potomka. Kiedy był już w lekko zaawansowanym wieku, urodził mu się syn, a teraz drugie dziecko było w drodze. Był z jednej strony szczęśliwy, z drugiej pełen obaw. Mieszkali wprawdzie z żoną osobno, pod zmienionymi nazwiskami, lecz w każdej chwili mogła nastąpić katastrofa.
Narady odbywały się w coraz to innych warszawskich mieszkaniach, żeby nie wzbudzać podejrzenia, w tym lokatorów kamienic. Zdarzało się przecież w gorących dniach lipca, że zbierali się dwa razy dziennie – rano i wczesnym wieczorem.
Dlatego, obok popularnych lokali, takich jak przy ulicy Pańskiej 67, gdzie „urzędował” Komendant Główny AK generał Komorowski „Bór”, mieszkanie przy ulicy Tamka 13 oraz na parterze kamienicy przy ulicy Żelaznej 1, w ostatniej dekadzie lipca odprawy odbywały się także w fabryce mebli Kamlera przy ulicy Dzielnej 72 na Muranowie (na początku powstania, w dniach 1–6 sierpnia, stacjonowała tam Komenda Główna AK), a także w gmachu Sądów Grodzkich na Lesznie (dziś aleja Solidarności), gdzie podczas okupacji znajdował się ufortyfikowany szpital niemiecki.
Czytaj też: Stanisław Jankowski „Agaton”. To dzięki niemu Armia Krajowa wodziła Niemców za nos
Cisza po „Burzy”
Po tym, jak generał „Bór” zainicjował 20 listopada 1943 roku akcję „Burza” na wschodnich terenach Rzeczypospolitej, oficerowie podziemia AK zadawali sobie pytanie: bić się w otwartej walce z Niemcami czy nie? Odpowiedź pozytywna rodziła kolejne wątpliwości: czy ujawniać się przed Sowietami? A z tym wiązało się olbrzymie ryzyko.
Generałowie Pełczyński i Okulicki, namawiając Komorowskiego „Bora” (21 marca 1944 roku rozkazem Naczelnego Wodza został mianowany generałem dywizji) do zmiany decyzji i podjęcia walki na ulicach miasta, mieli na te pytania gotowe odpowiedzi. – Witając Armię Czerwoną, wystąpimy w roli hospodarów – dowodził generał Okulicki.
Skąd przekonanie, że Sowieci nie pozamykają w więzieniach żołnierzy podziemia? Kto jak kto, ale Okulicki, więziony w 1941 przez ponad pół roku i torturowany na moskiewskiej Łubiance, powinien być najbardziej ostrożny z trójki generałów uczestniczących w naradzie. Czy trzy lata po tym koszmarze stracił instynkt samozachowawczy?
W Komendzie Głównej AK zastanawiano się, dlaczego generał Sosnkowski postanowił przysłać do Warszawy człowieka tak ciężko doświadczonego przez moskiewskich oprawców. Przecież nikt z Łubianki nie wychodził bez skazy! I Okulicki – żeby ratować życie – zmuszony został do napisania drobiazgowego sprawozdania na temat polskiego podziemia. Gdyby posłużyć się analogią do żołnierzy, którzy uszli z życiem wzięci w kocioł przez nieprzyjaciela i przeżyli szok, widząc śmierć towarzyszy broni, to ich nieprzydatność do dalszej walki mogłaby nasuwać skojarzenie z psychiczną skazą dowódców po przejściach w sowieckich więzieniach i łagrach.
Czytaj też: Jak długo miało trwać powstanie warszawskie?
Tajemnica poliszynela
Niezależnie od tych wątpliwości generał Okulicki uchodził za człowieka niezłomnego. Po wycofaniu z Warszawy do Londynu generała Stanisława Tatara podczas operacji „Most I”, przeprowadzonej nocą z 15 na 16 kwietnia 1944 roku, półtora miesiąca później Okulicki, który przyjął teraz pseudonim Kobra, zameldował się u generała „Bora” Komorowskiego.
Oficjalnie Tatar został przerzucony nad Tamizę w celu opracowania zmodyfikowanej strategii walki podziemia. W rzeczywistości tajemnicą poliszynela w okupowanej stolicy Polski pozostawał fakt, że nie miał dobrego zdania na temat umiejętności operacyjnych generałów – Komorowskiego i Pełczyńskiego.
Niektórzy oficerowie AK także szeptali w kręgach bliskich znajomych, że współczesna wojna wymaga zastosowania zupełnie innej, nowoczesnej strategii. Obaj szefowie walczyli zresztą ostatnio na froncie blisko pięć lat temu, podczas kampanii wrześniowej.
Poza tym generał Tatar, który opracował programy operacyjne AK, w tym plany powstania powszechnego i akcji „Burza”, był człowiekiem stanowczym. Podejmował błyskawicznie decyzje, potrafił przeforsować swoje zdanie. Nie miał jednak łatwego charakteru. Głosił ponadto niepopularną w okupowanej Warszawie tezę o konieczności porozumienia się z Sowietami, zanim Armia Czerwona dotrze do polskich granic. Dlatego Komorowski z Pełczyńskim odetchnęli z ulgą, gdy odleciał brytyjskim samolotem do Londynu.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Tomasza Ławeckiego i Kazimierza Kunickiego „ 13 dni które zmieniło Polskę”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Bellona.
KOMENTARZE (3)
To powstanie było zbrodnią wobec ludzkości. Zdania nie zmienię . 300 tysięcy ofiar to trzy Hiroshimy razem wzięte…o ile Hiroshima jest pamiętana jako zbrodnia o niewyobrażalnej skali tak w Polsce czci się się bandytów którzy to powstanie rozpętali. I to są fakty…
Kilku zbrodniarzy – Okulicki, Pelczynski i Komorowski postanowiło wbrew sytuacji geopolitycznej Polski, wywołać powstanie. Kto miał pomoc powstańcom ? Alianci odmówili pomocy i Brygade Spadochronową Sosabowskiego ( która miała przybyć na pomoc powstaniu ), wysłali do Holandii. Jeśli Okulicki, Pelczynski i Komorowski liczyli na Rosjan i Stalina to byli nie tylko ZBRODNIARZAMI ale i DURNIAMI. Po 1945 roku ci zbrodniarze powinni zostać POWIESZENI, ludziom którzy poświęcili życie 200 tysięcy cywili nie przysługuje śmierć przez rozstrzelanie.
baśka napisał/a 24.07.2021
Odpowiedz
Dość dobrze znam historię Powstania Warszawskiego. Czytałam na ten temat mnóstwo książek, także pamiętników Powstańców. Do końca życia będę oddawać hołd tym dzielnym młodym ludziom (chłopakom i dziewczynom), którzy chwycili za broń, by udowodnić, że Polska wciąż walczy. Jednak decyzje dowództwa były całkowicie nieprzemyślane. „Hurraoptymizm” wziął górę nad zdrowym rozsądkiem. Zbyt późno wydany rozkaz o rozpoczęciu Powstania, słabe wyposażenie oddziałów, nierozsądek w temacie wsparcia ze strony Rosjan, pozorne wparcie aliantów zachodnich- to wszystko spowodowało śmierć setek tysięcy cywilów z Warszawy i dziesiątek tysięcy żołnierzy- Powstańców. Zrównanie Warszawy z ziemią było kolejnym efektem błędnych decyzji dowództwa. Trzeba też wspomnieć o wywiezieniu ocalałych mieszkańców Warszawy do obozów zagłady, o tragedii zgwałconych kobiet, o niewyobrażalnym okrucieństwie wobec rannych Powstańców ze strony Niemców i Rosjan, którzy ich wspierali… Dlatego- hołd BOHATEROM, pogarda dowództwu