Ciekawostki Historyczne

Po upadku powstania Himmler kazał zburzyć Warszawę: „Miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi”. Ale część skarbów Polacy zdołali ocalić...

Punkt dziesiąty umowy kapitulacyjnej z 2 października 1944 r. przewidywał ewakuację z Warszawy „dóbr posiadających wartość artystyczną, kulturalną i kościelną”. Niemcy nie mieli zamiaru go wypełnić. Co więcej, od 14 listopada – z rozkazu dowódcy SS i policji dystryktu warszawskiego Paula Geibla – wejście do miasta bez specjalnej przepustki było zabronione pod karą śmierci.

Raumungsstab

Naukowcy, muzealnicy i bibliotekarze chcący ratować zbiory musieli codziennie starać się o zgodę na wejście do zburzonego miasta w Raumungsstabie przy ul. Wolskiej. Zazwyczaj dwie godziny czekali na ciężarówki, które ich tam dowoziły z Pruszkowa. Aby dostać się do budynku, trzeba było wręczyć łapówkę wartownikom. Potem kolejną, żeby otrzymać przepustkę. Nie gwarantowało to sukcesu. Następnie musieli przedostać się przez ruiny. Zanim dotarli na miejsce, była 10.00. Na pracę mieli raptem cztery godziny dziennie.

Niemieckie Brandkommando podpalające warszawską kamienicę na ulicy Lesznofot.domena publiczna

Niemieckie Brandkommando podpalające warszawską kamienicę na ulicy Leszno

Ok. 13.00–14.00 kończyli i czekali na samochód. Czasem się nie pojawiał. Wtedy wracali na pieszo. Na pace odkrytej ciężarówki spędzali około sześciu godzin dziennie. Pracowali w budynkach, w których nie było drzwi i okien, przy ujemnej temperaturze. Przez cały dzień nie pili i nie jedli niczego ciepłego. Termosy Niemcy konfiskowali. Jedyne, czym mogli się odrobinę rozgrzać, to wódka.

O 15.00 wszyscy musieli opuścić teren Festung Warschau. Liczba osób wjeżdżających i wyjeżdżających z miasta musiała się zgadzać z tym, co było na przepustce. Inaczej wszystkim uczestnikom groziła śmierć przez rozstrzelanie. Śmiercią karano też każdego, kto próbował wywieźć coś z Warszawy na własną rękę. W Raumungsstabie żandarmi dokładnie przeszukiwali wszystkich wychodzących i pojazdy opuszczające Warszawę.

Czytaj też: Ataki na Dworzec Gdański. Najkrwawsze chwile Powstania Warszawskiego

Zobacz również:

„Piękny Gucio”

Najgorszy był „piękny Gucio”Hauptmann Schulze. Bardzo dobrze się prezentował. Był przystojny, w idealnie skrojonym mundurze, lśniąco wyglansowanych butach. Nigdy nie podnosił głosu, a mimo to wszyscy się go bali. Bohdan Korzeniowski wspominał, że Schulze „posiadał węch psa myśliwskiego. Po krótkim przyjrzeniu się twarzom ludzi, oczekujących w rzędzie na rewizję, trafiał niezawodnie”.

Gdy jeden z szoferów ukrył pod maską ciężarówki kobiece futerko karakułowe, natychmiast został zastrzelony. Innym razem „piękny Gucio” odwołał żandarma rewidującego prof. Tadeusza Makowieckiego. Wskazał mu młodego człowieka opartego o samochód. „Nagle widzę, jak łagodnym ruchem żandarm wyciąga rewolwer, przykłada do tyłu czaszki, suchy trzask, krew tryska z oka, człowiek bez jęku opada na ziemię jak tobół z ubraniem, żandarm zapina starannie rewolwer […], wraca do roboty, do rewizji”. Podobno Schulze miał upoważnienie od Himmlera, aby zlikwidować każdego, kto próbowałby wywieźć coś na własną rękę.

Płonące domy przy ul. Marszałkowskiejfot.domena publiczna

Płonące domy przy ul. Marszałkowskiej

Polacy wchodzący do Warszawy byli pod nieustającym nadzorem żandarmerii. Ta jednak – ze względu na panujące mrozy – nie przykładała się zbyt mocno do swojej pracy. Czasami udawało się nawet żandarmów „pozbyć”. Zostawiano ich w nagrzanym pomieszczeniu i przygotowywano dla nich posiłek: kiełbasę i wódkę. W ten sposób badacze mogli uratować więcej.

Czytaj też: Niemiecka grabież dóbr kultury

Sterty popiołu

Celem okupanta niemieckiego było zniszczenie wszelkich śladów polskiej kultury. Wybuch powstania warszawskiego dał Hitlerowi możliwość zburzenia stolicy Polski. Warszawa miała przestać istnieć, stać się jedynie punktem przeładunkowym dla transportów Wehrmachtu. Niemieccy oficerowie dziwili się polskim naukowcom i pracownikom muzeów, że próbują coś ratować. Na każdym kroku podkreślali, iż zabezpieczanie zbiorów bibliotecznych i muzealnych nie ma sensu. I tak wszystko zostanie spalone.

Zbiory archiwalne, biblioteczne i muzealne ważne dla polskiej kultury, które przetrwały walki, niszczono. W Zakładzie Architektury Politechniki Warszawskiej „wszystkie sale i pokoje były systematycznie wypalone, na ścianach widoczne były rdzawe smugi płynu zapalającego. Sterty popiołu znaczyły szafy, gabloty i książki. Stopione szkliwo, jeszcze gorące, pozostało ze zbioru klisz”. Najcenniejsze zbiory Zakładu Architektury ocalały ukryte w piwnicy.

W gmachu Biblioteki Publicznej jesienią 1944 r. zakwaterowano niemiecką kompanię gospodarczą. Tam, gdzie mieściły się najcenniejsze starodruki zebrane przez Jakuba Ksawerego Potockiego, Niemcy zorganizowali stajnię. W gnoju tonęły cenne, pięknie oprawione książki. Zszokowani żołnierze przyglądali się, jak kilku cywilów wygrzebywało z końskich odchodów woluminy. W ten sposób ocalono księgozbiór Potockiego. Zapakowany do 116 worków odjechał 9 stycznia 1945 r. do Pruszkowa. Kilka dni później wycofujące się niemieckie oddziały podpaliły gmach.

Czytaj też: Z powstańczej Warszawy, za urzędnicze biurko. „Kat Woli” doczekał dostatniej starości. Po wojnie był burmistrzem w Niemczech

Akcja pruszkowska

W drugiej połowie października dyrektor Muzeum Narodowego prof. Stanisław Lorentz zorganizował grupę naukowców, która miała ratować polskie zbiory. Dzięki uporowi udało mu się wynegocjować z Niemcami możliwość ewakuacji części dóbr kultury ze stolicy. Działania te nazwano akcją pruszkowską. Regularne wyjazdy do Warszawy rozpoczęły się dopiero 7 listopada. Działacze akcji dostali przepustki na 2 tygodnie. Ostatecznie, dzięki łapówkom, udało im się pracować do połowy stycznia 1945 r. Sprzyjali im również niemieccy eksperci oddelegowani do nadzorowania Polaków. Dla nich zakończenie akcji najprawdopodobniej skończyłoby się wyjazdem na front, a tego każdy wolał uniknąć.

Ruiny Pałacu Saskiegofot.Jan Bułhak/domena publiczna

Ruiny Pałacu Saskiego

Biblioteka Ordynacji Krasińskich była najokazalszą i najnowocześniejszą biblioteką w Warszawie. W 1944 r. obchodziła stulecie istnienia. To w niej przechowywano najcenniejsze zbiory przeniesione z innych bibliotek – Narodowej i Uniwersyteckiej. W nocy z 4 na 5 września na budynek spadło pięć bomb. Dwa piętra były całkowicie zniszczone. Część zbiorów uratowano, wyrzucając je przez okna. Powstanie przetrwało to, co umieszczono w betonowych podziemiach.

Utracone skarby kultury

Grupa Lorentza do biblioteki przybyła za późno:

Stajemy. Cisza. Wszystkie okna magazynu czarne i puste. […] Schodzimy (buty grzęzną w popiele) do ogromnych piwnic. Musiały być podpalane każda oddzielnie, systematycznie. A tu zgromadzono największe skarby: rękopisy, starodruki, rysunki, ryciny, nuty. Biblioteka Załuskich, zbiory Stanisława Augusta, reszta zbiorów raperswilskich, archiwa Krasińskich, cimelia z wszystkich bibliotek Warszawy. Nic. Nic. Z górą 100 000 pozycji rękopiśmiennych, nie wyzyskanych, nie drukowanych nigdy i już nigdy.

Spłonęło niemal 80 000 starodruków (w większości cenne polonika z XVI-XVIII w.), 26 000 rękopisów, 2500 inkunabułów, 100 000 rysunków i grafik, 50 000 nut i teatraliów. Zniszczono zbiory kartograficzne, katalogi i inwentarze. Badacze nie mieli czasu na rozpacz. Natychmiast wyruszyli do kolejnej biblioteki ordynackiej na ul. Żabią.

Także tam zastali wypalony budynek. Ku ich wielkiej uldze okazało się, że w piwnicy ocalały najcenniejsze książki. Natychmiast przystąpili do pracy i ładowania zbiorów do skrzyń. W ciasnych piwnicach mogło pracować tylko kilka osób. W związku  z tym pozostali wyruszyli do Biblioteki Narodowej na ul. Rakowieckiej. Tam okazało się, że wszystko zostało już spalone.

Przeznaczone na zagładę

Prace przerywał nagły ostrzał miasta. Rosjanie widząc ruch na drugim brzegu Wisły, strzelali w kierunku Warszawy. Poza tym zdarzały się nieprzyjemne spotkania z niemieckimi oddziałami Brandkommando. Nie wiadomo, kto był wtedy bardziej zaskoczony. Polaków ratowały wówczas wydane przez Geibla zezwolenia na ewakuowanie bibliotek. Członkowie Brandkommando niechętnie się wycofywali, ale na odchodnym rzucali, żeby się spieszyć, bo nie będą długo czekać. To uświadamiało polskim badaczom, że nie mają czasu do stracenia. Nigdy nie wiedzieli, co akurat jest podpalane i czego nie zdołają ocalić. Jak wspominali „Z tysiąca różnych dzieł można było wybrać i dać szanse ocalenia trzem czy pięciu. Resztę przeznaczało się na zagładę”.

Członkowie Brandkommando niechętnie się wycofywali, ale na odchodnym rzucali, żeby się spieszyć, bo nie będą długo czekać.fot.Bundesarchiv, Bild 146-1996-057-10A / Schremmer / CC-BY-SA 3.0

Członkowie Brandkommando niechętnie się wycofywali, ale na odchodnym rzucali, żeby się spieszyć, bo nie będą długo czekać.

Przez cały czas dręczyła ich myśl o sensie tych działań. Wybrane dzieła miały być wywiezione do Rzeszy, mogły znowu znaleźć się na pierwszej linii frontu. Makowiecki postanowił ukryć książki, z których od razu po wojnie można by odtworzyć podręczny księgozbiór. Dzięki temu pomysłowi w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego zdołano ukryć kilka tysięcy książek. Zamurowano je w podziemiach, w schronie.

Czytaj też: Jak mogło do tego dojść? Powstanie Warszawskie – jedna z największych tragedii w dziejach Polski?

Żyrandol

Pomysł był niezwykle ryzykowny. Niemcy nie wyrazili zgody, a schron planowali wykorzystać w przyszłych walkach o Festung Warschau. Pod koniec grudnia prace były prawie zakończone. Wybrane publikacje udało się znieść do piwnicy. Pozostało zamurowanie i zamaskowanie wejścia. Pech chciał, że tego dnia przydzielono im do nadzoru nowego Begleitera. Zamiast siedzieć w ogrzewanym pokoju, wszystko kontrolował i sprawdzał, co robią. Nie mogli przy nim zacząć zamurowywać ukrytych zbiorów.

Bohdan Korzeniewski, aby go czymś zająć, rozpoczął rozmowę o szabrze. Temat neutralny i uniwersalny, okazał się strzałem w dziesiątkę. Okazało się, że Niemiec w Warszawie stacjonował dopiero od tygodnia i chciał zyskać przychylność komendanta. Potrzebował żyrandola do stołówki kompanii. Korzeniowski natychmiast wcielił się w rolę eksperta od żyrandoli. Widział przepiękny egzemplarz w ruinach. Stwierdził, że z przyjemnością zaprowadzi żołnierza i pomoże mu go zdobyć.

Gdy tylko zniknęli, pozostali niezwłocznie przystąpili do pracy. Po paru godzinach Korzeniowski wrócił „fiołkowy na twarzy z białymi plackami od mrozu, z mosiężną esowatą lampą pod pachą”. Za nim szedł przemarznięty żandarm, dźwigając „szpetny pozłacany żyrandol z pięcioma malowanymi kloszami”. Murarzom potrzebne było jeszcze pół godziny na zamaskowanie kryjówki. Begleiter z przyjemnością usiadł w ogrzewanej sutenerze, racząc się wódką i kiełbasą. Obecnie część z ukrytych książek można oglądać w Gabinecie Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej.

W czasie akcji pruszkowskiej uratowano blisko 300 000 woluminów – trzy razy więcej niż uzgodniono z Niemcami. Uczestniczyło w niej około 200 osób, a nie były to jedyne działania w Warszawie. Sam Lorentz zdobył samochód, zaś kierowca-żandarm za łapówki z gęsi dowoził go pod różne adresy. W ten sposób uratował dzieła sztuki, rękopisy i archiwalia będące w prywatnych kolekcjach.

Bibliografia:

  1. Ludwicki M., Płonące pustkowie. Warszawa od upadku powstania do stycznia 1945. Relacje świadków, Warszawa 2018.
  2. Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie, Warszawa 1957.

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Michał WLKP

najgłupsze powstanie świata, żadnych zysków tylko straty. Wszyscy organizatorzy odpowiadają za te straty: „Spłonęło niemal 80 000 starodruków (w większości cenne polonika z XVI-XVIII w.), 26 000 rękopisów, 2500 inkunabułów, 100 000 rysunków i grafik, 50 000 nut i teatraliów. Zniszczono zbiory kartograficzne, katalogi i inwentarze.” a robimy z nich bohaterów zamiast rozliczyć :/

Zobacz również

Druga wojna światowa

Ogłoszony został raport dotyczący strat poniesionych przez Polskę w wyniku agresji III Rzeszy

1 września przedstawione zostały konkluzje raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej 1939-1945. Został on...

2 września 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

Średniowiecze

Zastawiony, ukryty, wyrzucony i rozkradziony. Losy skarbu średzkiego

Skarb miał być zastawem na poczet starań o cesarską koronę. Ukryto go zapewne w czasie pogromu Żydów. Gdy go odnaleziono, duża jego część trafiła na...

22 sierpnia 2022 | Autorzy: Herbert Gnaś

Druga wojna światowa

„Polaków trzeba tak bić, żeby odechciało im się żyć” – niemiecka okupacja Kraju Warty

Niemcy w Wielkopolsce stworzyli sobie „państwo” i wprowadzili rządy terroru. Polacy z Kraju Warty stawili im zaciekły opór. Potem walczyli też w Warszawie.

30 lipca 2022 | Autorzy: Agnieszka Cubała

Druga wojna światowa

Dziewczyny z „Parasola”

„Bronią się chłopcy spod »Parasola«” – nucił Józef Szczepański ps. „Ziutek”. Ale wśród żołnierzy słynnego batalionu nie brakowało również dziewcząt.

26 lipca 2022 | Autorzy: Maria Procner

Druga wojna światowa

Niemcy torturowali i zamordowali jego ciężarną żonę, ale nie zdołali go złapać. Poprzysiągł im zemstę

Gestapo uznało go za „niebezpiecznego bandytę”, bo ułatwił ucieczkę z getta znajomemu Żydowi. Zaczęła się obława, podczas której Niemcy brutalnie pobili rodziców Franciszka Pyrka oraz...

3 września 2021 | Autorzy: Piotr Korczyński

Pancerny Koń Trojański? Co wydarzyło się 13 sierpnia 1944 roku w Warszawie?

W niedzielę 13 sierpnia 1944 roku tuż po godzinie 18 monstrualna eksplozja zatrzęsła Starówką. Zginęło około trzystu osób – mieszkańcy Warszawy i żołnierze. Ponad sto zostało...

13 sierpnia 2021 | Autorzy: Marek Sarjusz-Wolski

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.