Większą część swojego życia spędził w siodle. Był wybornym jeźdźcem, fanem turniejów rycerskich i genialnym politykiem. Choć był Niemcem, od ojca otrzymał koronę czeską, którą przypieczętowało małżeństwo z Elišką Przemyślidówną. Jan Luksemburski wkrótce upomniał się także o polską koronę.
W Pradze był senny, zimowy poranek. Ludzie podążali do pracy, a Jan zrobił sobie chwilową przerwę w ćwiczeniach i spoglądał na rynek, który przygotowany został do turnieju. Okno było otwarte na oścież. Stał w nim najpiękniejszy mężczyzna, jakiego widziała w życiu. Był nagi i patrzył wprost na nią. Uniósł jasne, muskularne ramię, wskazał palcem kierunek i skinął jej głową. Odruchowo spojrzała, gdzie pokazał.
Panujący na placu spokój nie zapowiadał nadchodzących wydarzeń. W taki okolicznościach przyrody spotykamy króla czeskiego Jana Luksemburskiego w najnowszej książce Elżbiety Cherezińskiej pod tytułem „Wojenna korona”.
Felerny turniej
Jan Luksemburski słynął ze swojego zamiłowania do turniejów rycerskich. Takie turnieje były zjawiskiem charakterystycznym dla epoki średniowiecza. Stanowiły nie tylko ucieleśnienie kultury rycerskiej, ale miały także swoje praktyczne zastosowanie – powodowały ciągłe podnoszenie sprawności bojowej rycerstwa.
Król Czech po raz pierwszy spotkał się z formą turnieju rycerskiego w 1310 roku podczas swojego wesela z Elišką Przemyślidówną. Nowy król po przejęciu korony długo borykał się z problemami wewnętrznymi kraju i opozycją szlachecką. Dlatego postanowił przyjąć sugestię grupy zamożnych młodzieńców i w 1319 roku zorganizować wielki turniej rycerski niedaleko Pragi. Zaproszono wielu znamienitych zagranicznych gości, wydano fortunę na przygotowania, postawiono specjalną drewnianą budowlę przystosowaną do takich rozrywek. W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. Z zagranicznej szlachty nie przybył nikt. Kronikarze wspominają to wydarzenie jako całkiem bezsensowne i nazbyt kosztowne.
Ta ewidentna porażka nie powstrzymała jednak młodego króla przed organizacją kolejnego turnieju. Jak czytamy w Kronice zbrasławskiej, już w roku 1321 do Pragi sproszono ponownie wielu „szlachetnych panów”. To właśnie przed tym turniejem Jan Luksemburski stoi w oknie swojej komnaty, zapatrzony na śnieżny rynek, kiedy spotykamy go w „Wojennej Koronie”.
Król osobiście brał udział w turnieju, jednak okazało się, że ten nie zakończył się dla niego dobrze. Elżbieta Cherezińska opisała te wydarzenia w sposób niezwykle przejmujący:
Jęknął. To, co mogło być wybawieniem, było pułapką. Zobaczył walące się z trzaskiem trybuny dla honorowych gości. Upadające w tłum chorągwie z lwem Luksemburgów i płomienistą orlicą. Łamiące się proporczyki turniejowe. Zgiełk, lament. Ludzi, którzy próbujący uciekać jednocześnie we wszystkie strony, tratowali siebie nawzajem. W tej samej chwili poczuł potknięcie swojego ogiera; zobaczył, że ten nadepnął na leżącego na ziemi starca. Z całych sił pociągnął wodze, by koń nie zgniótł mu czaszki. Strzelił ku nim snop iskier, wierzchowiec przestraszył się, szarpnął, skoczył i zrzucił Jana z siodła. Zdążył się skulić w locie, upadł miękko na rozdeptane, niemal gorące śniegowe błoto. Poczuł ból w piersiach, chciał wstać szybko, ale w tym właśnie momencie nastąpił na niego cudzy ogier. Jan zawył z bólu, spojrzał w górę. Nie poznał rycerza.
Przytoczona wcześniej kronika wspomina, że król leżał tak w błocie jeszcze przez długi czas, zanim go odnaleziono i wyciągnięto niemal półmartwego. Jego obrażenia były tak mocne, że Jan Luksemburski wezwał do siebie żonę pomimo tego, iż od dłuższego czasu małżonkowie byli bardzo skłóceni. Zdaje się, że urazy poszły w niepamięć, w efekcie czego już na początku kolejnego roku urodził się królewski syn – Jan Henryk.
Można by pomyśleć, że takie doświadczenie załamie Luksemburczyka i spowoduje, że będzie on stronił od koni i rycerskich turniejów. Nic bardziej mylnego! Choć Jan już nigdy więcej nie zorganizował turnieju w Czechach, to nadal w ciągu swojego życia brał udział w wielu takich wydarzeniach w zachodniej Europie.
Na drodze wygląda nie jakby jechał na koniu, ale raczej latał
Tak opisuje zdolności i zamiłowanie do podróży Jana Luksemburskiego Kronika zbrasławska. Dalej czytamy, że gdybyś go spotkał jak tak jedzie, to prędzej byś go wziął za sługę niż za pana. Nie można się dziwić tym opisom. Król większość swojego życia spędził w siodle. Potwierdziły to także przeprowadzone w XIX w. badania jego szczątków, podczas których lekarze odnaleźli charakterystyczne dla jeźdźców zmiany w ustawieniu miednicy i kręgosłupa.
Jan Luksemburski był poplecznikiem królów i cesarzy, sojusznikiem możnych ówczesnego świata, dowódcą wojskowym. Prowadził wyprawy zdobywcze, a także ekspedycje karne za krzywdy rzeczywiste i domniemane. Dbał o mieszkańców swojego kraju poprzez ekspedycje przeciwko rabusiom i awanturnikom. Aby prowadzić taką politykę, król musiał bardzo dużo czasu spędzać w siodle i przemieszczać się z miejsca na miejsce. I musiał to robić szybko.
Przez 36 lat swojego panowania przebywał 646 razy w 224 różnych miejscach. Przynajmniej tyle zostało odnotowanych. Podczas swoich podróży wystawiał dokumenty, których 75% powstało w Pradze.
Aby sprostać wyznaczonym sobie celom, król przemieszczał się po Europie niezwykle szybko. Tak szybko, że wysyłani za nim z informacjami posłańcy, często nie mogli go dogonić. Dyplomata aragoński Ramón de Melan podążał za Janem po całej Europie, aby przedstawić mu projekt krucjaty przeciwko innowiercom w Grenadzie. Nigdzie nie mógł go spotkać, aż natrafił na niego w Paryżu. Można by pomyśleć, że dyplomata zostanie od razu przyjęty ze sprawą tak wielkiej wagi, jednak Ramón musiał na audiencję poczekać. Król odsypiał akurat nocną jazdę i zbierał siły na następną podróż.
Szacuje się, że sprawny jeździec potrafił przebyć w tamtych czasach od 60–70 kilometrów dziennie. Przykłady podróży Jana Luksemburskiego dowodzą, że był on jeźdźcem nie tylko sprawnym, ale wręcz nadzwyczajnym. Według obliczeń dokonanych na podstawie odbytych przez niego podróży szacuje się, że potrafił jednego dnia przebyć przynajmniej 80 kilometrów, a przy odpowiednich warunkach nawet 100.
Oddajcie mi Polskę
Jak niezwykle celnie stwierdziła Elżbieta Cherezińska podczas premiery swojej najnowszej książki „Wojenna korona” 29.10.2019 – koronacja Władysław Łokietka na króla Polski w 1320 roku w pewnym sensie rozjusza władców ościennych. Powoduje, że ambicje Jana Luksemburskiego i jego pretensje do polskiej korony, jakkolwiek nasi historycy zawsze mówią bezzasadne… to nieprawda. W świetle ówczesnego prawa on miał o co walczyć. Mógł wykorzystać różne ówczesne prawne kruczki, by udowodnić, że ma prawo do polskiej korony tytułem dziedziczenia.
Postawa Jana Luksemburskiego wobec Polski była efektem szerokiej polityki europejskiej i sprawa polska, jakkolwiek istotna, nie była tu najważniejsza. Oba kraje znajdowały się w opozycyjnych obozach ówczesnej polityki – Polska popierała papieża, Czechy – cesarza.
Po koronacji Łokietka na króla, do tronu polskiego rościły sobie prawa aż trzy osoby –Władysław Łokietek, Jan Luksemburski i Henryk Karyncki, który nie zaakceptował nadal faktu, że stracił władzę w Czechach.
Jan Luksemburski upomniał się o swoje prawo tytułem dziedziczenia. Jego małżeństwo z Elišką Przemyślidówną – córką Wacława II zapewniało mu, w jego opinii, wystarczające uzasadnienie do roszczenia sobie praw do polskich ziem. Co więcej istnieją akty prawne, które zasadność tych roszczeń potwierdzają.
Jeszcze w czasach panowania Wacława II w Czechach książęta bytomski, opolski, raciborski i cieszyński złożyli mu w latach 1289-1292 hołd lenny. Tym samym oddali się władzy jego i jego następców. I choć w Polsce prawa do tronu nie dziedziczono linią kobiecą, niewątpliwie Jan Luksemburski poprzez swoje małżeństwo stał się spadkobiercą tych hołdów.
Dodajmy do tego fakt, że książę Przemysł II w roku 1291 także oddał Wacławowi II i jego następcom prawa do księstwa krakowsko-sandomierskiego. Sam Łokietek w roku 1299 po klęsce w Wielkopolsce wydał akt wspierający później roszczenia Jana. Na jego mocy ziemie obejmujące Wielkopolskę, Pomorze, ziemie łęczycką i sieradzką oraz Kujawy brzeskie podporządkowane zostały królowi Czech.
„Oko Luksemburskie” spogląda na Polskę
Zainteresowanie Jana Luksemburskiego Polską można podzielić na kilka faz, które zależne były od jego aktualnej polityki europejskiej. Skupimy się tu na trzech pierwszych, bo są one istotne dla nakreślenia tła „Wojennej korony”.
Na początku rządów Jana Luksemburskiego w Czechach kontakty z Polską zdają się być w miarę neutralne z przewagą na dobre. Ta tendencja w kontaktach z Piastami śląskimi powodowana były małżeństwem córki Wacława II Małgorzaty z Bolesławem III zwanym przez jednych Rozrzutnym, przez innych Hojnym.
Uważa się, że do pierwszej ingerencji w sprawy polskie doszło w latach 1311-1312 podczas rebelii wójta Alberta w Krakowie. Był to bunt niemieckiego mieszczaństwa przeciwko Władysławowi Łokietkowi i miał za zadanie przywrócenie na tym obszarze rządów czeskich. Nie doszło jednak do interwencji wojskowej, a tezę o wsparciu przez Jana buntu potwierdza jedna jedynie wzmianka. Jan Luksemburski miał spłacać jednemu z mieszczan krakowskich Pawłowi z Brzegu pożyczkę zaciągniętą jeszcze przez Wacława II.
W roku 1312 król podpisał w Wiedniu także traktat z książętami austriackimi Fryderykiem i Leopoldem. Na jego mocy zobowiązywali się oni w przeciągu następnych 4 lat wesprzeć Jana w działaniach przeciwko władcom krakowskim, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
Kolejny traktat gwarantujący podobną pomoc podpisany został w 1314 roku w Kolonii. Na jego mocy Wittelsbachowie zobowiązali się do pomocy militarnej królowi Czech, jeśli ten postanowi zbrojnie odzyskać należne mu po Wacławie II ziemie.
W kolejnych latach zainteresowanie Jana Luksemburskiego Polską stało się dużo mniejsze. Spowodowane było to prowadzoną przez niego polityką, której środek ciężkości przeniesiony został na inne obszary Europy.
Oko króla zwróciło się na tereny naszego kraju ponownie w późnych latach 20-tych XIV wieku. W roku 1325 Władysław Łokietek stanął w obliczu zagrożenia wojną z Krzyżakami i zawarł sojusz z Litwą. Rok później obie armie z inicjatywy papieża Jana XXII wyruszyły zbrojnie na Brandenburgię. Celem tej wyprawy miało być osłabienie pozycji Ludwika – margrabiego brandenburskiego.
W odpowiedzi na te działania otoczenie króla niemieckiego Ludwika Bawarskiego ogłosiło wyprawę polsko-litewską za rzeź chrześcijańskiej ludności bawarskiej. Siły polskie oskarżono o wspieranie pogan, a papieża wysyłającego pogańskie zastępy w celu mordowania niewinnych chrześcijan okrzyknięto antychrystem.
Jan Luksemburski uznał te wydarzenia za idealny pretekst do zbrojnego ataku. W styczniu 1327 roku zwołał generalny zjazd szlachty czeskiej, gdzie uchwalono pobór nadzwyczajnego podatku w celu przygotowania armii. Król wykonał jeszcze jeden zgrabny ruch polityczny i na mocy roszczonych przez siebie praw do polskich terenów, uznał tę kampanię jako mającą miejsce w granicach kraju. Dzięki temu zaoszczędził sporo pieniędzy, gdyż uniknął dodatkowych opłat dla rycerstwa, które musiałby ponieść, jeśli wojna toczyłaby się poza granicami Czech.
W roku 1327 armia Jana Luksemburskiego wkroczyła na ziemie polskie.
Jak wydarzenia te mogły wyglądać? Co jeszcze zdarzyło się w stosunkach polsko-czeskich w latach 1320-1327? Jak z tym wszystkim poradził sobie Władysław Łokietek? Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź w najnowszej książce Elżbiety Cherezińskiej „Wojenna korona”.
Źródła:
- E. Cherezińska, Wojenna korona, Poznań 2019
- W. Iwańczyk, Jan Luksemburski. Dzieje burzliwego żywota i bohaterskiej śmierci króla Czech i hrabiego Luksemburga w 21 odsłonach,Warszawa 2012.
- Premiera książki „Wojenna korona” Elżbiety Cherezińskiej, Księgarnia bookbook (29.10.2019) Blogpressportal
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.