Znany frazes mówi: „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. W tych słowach nie ma wcale przesady. U schyłku Rzeczpospolitej szlacheckiej dzień w dzień urządzano wystawne uczty, a piło się wtedy tyle, że wielu skacowanych szlachciców... mogło w ogóle nie zauważyć rozbiorów.
O skali zamiłowania ówczesnej szlachty do wyskokowych trunków świadczą same liczby. Według szacunków historyków, mieszkańcy dworów i zamożni mieszczanie pili w czasach saskich około 20 litrów wódki i ponad 700 litrów piwa rocznie na głowę. Dzisiaj, dla porównania, statystyczne roczne spożycie alkoholu to około 7 litrów spirytusu na osobę. A więc dużo, dużo mniej…
Pewien pamiętnikarz, Adam Moszczeński, wspominał, że: Za panowania Augusta III kraj cały nie wytrzeźwiał jeszcze, rozpojony przez Augusta II. Z kolei ksiądz Jędrzej Kitowicz stwierdził w „Opisie obyczajów za panowania Augusta III”:
Gdzie piwo było w modzie, pili go od śniadania do obiadu, od obiadu do poduszki. Dalej dopowiadał jeszcze: Byli tak dobrego gardła niektórzy i tak przestronnego brzucha, że kufel piwa garcowy albo szklanicę taką (…) duszkiem bez odpoczynku wypijali.
I rzeczywiście piwo było najpopularniejszym trunkiem na ziemiach polskich. Warzono je w niemal każdym szlacheckim majątku, przez co liczba gatunków i receptur szła nawet nie w setki, ale w tysiące.
Co ważne, najwięcej wytwarzano tak zwanych cienkuszy, zawierających nie więcej niż 2-3% alkoholu. To tłumaczy, dlaczego szlachcice byli w stanie na jednej zabawie wychylać nawet i kilkanaście kufli, a przez cały rok – często tysiąc i więcej litrów.
W Wielkopolsce dobrą renomą cieszyło się piwo grodziskie. Zdaniem Kitowicza: cienkie i smakowite, głowy nie zawracające, tak iż szlachcic, który nie miał w swoim domu piwa grodziskiego, poczytany był za mizeraka, albo za kutwę. Wiele innych renomowanych polskich piw wymienili autorzy książki „Historia polskiego smaku”. W odniesieniu do XVIII wieku to między innymi trunki otwockie, wilanowskie, wąchockie, gielniowskie, bukackie i tylżyckie.
Na tym tle wyróżniała się cokolwiek Małopolska, w której za odpowiednie uważano wyłącznie… piwo angielskie! Mocne i pieniste piwa importowano prosto z Londynu, ale był to towar tylko dla najzamożniejszych. Przeciętni szlachcice byli skazani na podrabiane polskie portery, warzone między innymi w Oborach pod Warszawą.
Wobec wielkiego zróżnicowania i bogactwa piwnej oferty, na brak pracy nie mogli narzekać znawcy trunków. Za najlepszych ekspertów w tej materii uznawano… duchownych i woźniców. Zdaniem Mai i Jana Łozińskich, autorów „Historii polskiego smaku”, istniało nawet powiedzenie: gdzie księża i furmani piją, tam najlepsze piwo.
Drugim po piwie najpopularniejszym trunkiem była gorzałka. Pędzono ją najczęściej z żyta, a tylko sporadycznie z pszenicy lub ze śliwek. Co ważne, był to wciąż trunek drogi, a przez to dostępny głównie dla ludzi zamożnych. Wśród chłopstwa wódka zdobędzie popularność dopiero w kolejnym stuleciu, kiedy upowszechni się jej produkcja z ziemniaków.
Ze względu na tę barierę cenową nawet bogaci Polacy często oszczędzali i po kryjomu pili najtańszą dostępną gorzałkę – tak zwaną „ordynaryjną”. Pewien podróżnik z zagranicy zapisał w pamiętnikach: Najarystokratyczniejsi Polacy wożą ją z sobą w swych puzderkach i muszą się jej napić prawie co godziny.
Trudno rozsądzać czy statystyczny szlachcic rzeczywiście pił tak często, ale na pewno nie były znane żadne ograniczenia związane z porą dnia. W XVIII wieku kulturalnemu Polakowi do głowy by nie przyszło, że pije się dopiero od godziny 12 czy 13. Pierwszą szklanicę gorzałki konsumowano do śniadania. Na rozgrzewkę! I tym miłym akcentem także i naszym czytelnikom życzymy smacznego…
Źródło:
Maja i Jan Łozińscy, Historia polskiego smaku, Wydawnictwo Naukowe PWN 2012.
KOMENTARZE (6)
Dodajmy, że ówczesna gorzałka była ok. połowy mocy tejże obecnej – więc te 20 litrów wódki na głowę daje mniej więcej tyle samo, ile obecnie, w przeliczeniu na czysty alkohol:)
Gwoli ścisłości obecne spożycie alkoholu w Polsce jest na poziomie 10,6 l 100% alkoholu na mieszkańca powyżej 15 roku życia (źródło: http://www.egospodarka.pl/79723,Spozycie-alkoholu-w-Polsce-nizsze-od-sredniej-UE,1,39,1.html ).
@mike
Nie jestem w 100% pewny, ale chyba dopiero od połowy XIX w., na mocy carskiego dekretu, wódka ma 40-45%. Wczesniej chlano i taką po 80%. :) Krwawi zaborcy też walczyli z alkoholizmem!
Komentarze do art. z facebookowego profilu Historia – daty, które nie gryzą https://www.facebook.com/historycznedaty?fref=ts
Marta K.-P.: teraz to Polacy nie popuszczają ale zaciskają pasa…ehh..
Jan W.: Jak by dzisiaj zaciskali pasa to tyle jedzenia nie leżało by w śmietniku !
Łukasz K.: dziś fois-gras, ośmorniczki, Porto
A propos „piwa angielskiego”.
Otoz klasyczny porter, jakim ciagle jest Guinness to max. 4,5% (sa i guinnessy slabsze) – powyzej tej normy traci smak. A cala sztuka jego serwowania, to tak wlac (i dlatego porzadny barman wlewa go powoli, niejako warstwami, z odpoczynkiem), by „bialego” nad „czarnym” bylo nie wiecej niz na palec. Chodzi o to, by wlasnie sie nie spienil!
„Ales” to piwa i dzis slabe, a byly jeszcze slabsze – wlasnie tak, jak polskie cienkusze.
„Lager”, czyli piwo jasne, to na obu Wyspach „import” z kontynentu. I kazdy tu produkowany jest paskudny – tradycji brak.
Guinness jest klasycznym stoutem, a nie porterem.