W czasach Jagiellonów polska flota wyglądała mizernie. Jak na duże państwo z dostępem do morza nie mieliśmy czym się chwalić. Zygmunt August chciał to zmienić.
Historia tego potencjalnego zaczątku polskiej armady zaczyna się od Bony Sforzy. Skonfliktowana z synem (a zarazem królem) Zygmuntem Augustem postanowiła raz na zawsze opuścić Polskę i zamieszkać w rodzinnym księstwie Bari. Podczas podróży towarzyszył jej ówczesny wojewoda pomorski, który często brał stronę królowej, Szymon Świecki. Co ciekawe, zrobił to na prośbę monarchy.
Jednak w pewnym momencie Świecki pożegnał Bonę i polskie poselstwo, zmierzające do Rzymu, by poprosić o zgodę na wprowadzenie w Rzeczpospolitej komunii pod dwiema postaciami oraz liturgii w języku narodowym, i udał się w dalszą drogę z dwoma sprawunkami. Dla siebie chciał zakupić trzy cenne obrazy. Ale o wiele bardziej interesujące jest to, co miał do załatwienia dla króla.
Polski sen o potędze morskiej
Otóż Szymon Świecki miał skierować swe kroki do weneckich stoczni i odnaleźć tam szkutnika wychwalanego przez przebywających na Wawelu Włochów. Zwał się Domenico Zaviazelli. Wojewoda pomorski spotkał się z nim, by w imieniu króla zaprosić go do Polski. Zaviazelli przyjął zaproszenie, choć postawiono przed nim niezwykle trudne zadanie: stworzenie polskiej floty. Marzyli o niej zarówno Zygmunt August, jak i Szymon Świecki. Ich celem było przede wszystkim utrudnienie życia Iwanowi IV Groźnemu – chcieli uniemożliwić mu korzystanie z morza, na wieki przed Napoleonem prowadząc morską blokadę Rosji.
Ale nie była to jedyna potencjalna motywacja do budowy przez Polskę okrętów wojennych. Zdecydowanie wyrównywałyby one szanse w starciach z takimi skandynawskimi państwami, jak Dania czy Szwecja. Nie da się też ukryć, że gdyby były wcześniej dostępne, mogłyby odegrać pewną rolę w wojnie północnej z lat 1564–1571. Ponadto okręty takie mogłyby służyć za eskortę dla statków handlowych pływających do Europy Zachodniej, transportujących m.in. polskie zboże. Funkcjonujący w Rzeczpospolitej system oparty na flocie kaperskiej miał bowiem ewidentne wady.
Wejście Smoka
Polskie okręty miały powstawać w Elblągu. Dlaczego nie w Gdańsku? Jak podaje kapitan Witold Hubert, dążenia Zygmunta Augusta były temu miastu nie w smak. Ze względu na działalność kaperską gdańszczanie widzieli w polskiej flocie zagrożenie.
Polecenie budowy galeonu król wydał Komisji Morskiej już w 1570 roku. Najpierw w Malborku zbudowano model okrętu. Późną wiosną ruszyły prace konstrukcyjne. Nadzór nad całym przedsięwzięciem sprawował kasztelan gdański i naczelny komisarz morski Jan Kostka. Zarządcą budowy z ramienia króla został Jan Bąkowski, a robotników bezpośrednio nadzorował Mikołaj Eichstet. Z sąsiednich miejscowości sprowadzano drewno. Wydatki były pokrywane z „ekonomji malborskiej”.
14 czerwca 1571 roku miało miejsce wielkie święto. Tego dnia, w Boże Ciało uroczyście spuszczono na wodę kadłub galeonu. Wzorem weneckim zorganizowano przy tej okazji wielką fetę, podczas której robotników poczęstowano mięsem, śledziami i piwem. 5 października postępy ocenił osobiście sam Kostka – i był z nich zadowolony. Jak podaje Aleksander Czołowski, główne prace ukończono 15 marca 1572 roku. Całkowity koszt wyniósł 7210 zł 24 gr.
Na tamtym etapie galeon miał być dwumasztowym żaglowcem z czterema kotwicami. Każdy maszt posiadał dwa gniazda: wielkie na środku i mniejsze na szczycie. Całkowita ładowność okrętu wynosiła 400 ton. W przedniej i tylnej części znajdowały się kajuty. Wiadomo też, że miał być uzbrojony w armaty, ale niestety nie znamy dokładnej ich liczby. Pod dziobem umiejscowiona miała zostać rzeźba przedstawiająca smoka. Aleksander Czołowski sugeruje, że była to najprawdopodobniej personifikacja nazwy jednostki, choć nie ma pewności, czy faktycznie miała być nazywana Smokiem.
Czytaj też: Zygmunt August i Barbara Radziwiłłówna. Jak naprawdę król traktował swoją „ukochaną”?
Projekt prawie ukończony
Budowa okrętu była „transakcją wiązaną”. Równocześnie z nim powstała pomocnicza łódź żaglowa (bat) oraz fragada, czyli łódź z żaglami oraz wiosłami. Ta ostatnia została nawet wysłana wraz z siedmioosobową załogą na próby do Helu, skąd „powędrowała” do Pucka. Tymczasem galeon oczekiwał na dalsze wyposażenie – i rozkaz Komisji Morskiej, która miała mu nakazać wypłynięcie do Gdańska. Ale ten rozkaz nigdy nie nadszedł.
7 lipca 1572 roku Zygmunt August zmarł bezpotomnie. Państwo miało więc na głowie większe problemy (w postaci bezkrólewia) niż realizowanie ambicji zmarłego władcy. Prace nad Smokiem zostały przerwane. Działa co prawda zostały już zakupione, ale nigdy nie trafiły na pokład galeonu. Stał bezużyteczny, oczekując na dalszy swój los. A ten nie okazał się dla niego łaskawy. Po kilku latach okręt stracił maszty, które zostały zwyczajnie zrąbane. Później podobnie skończyły inne jego elementy – elblążanie potrzebowali desek. Co się stało z obiema jednostkami pomocniczymi? Nie wiadomo.
Czas rozbiórki niedokończonego galeonu zbiegł się z ostatnimi latami życia „ojca chrzestnego” Smoka, czyli Szymona Świeckiego. Jak pisze Marcel Andino Velez, przed śmiercią 3 stycznia 1589 roku wojewoda przeczuwał złą przyszłość Rzeczpospolitej. Czy myślał wtedy o tym, że brak silnej floty odbije się naszemu państwu czkawką? Być może. Jeżeli tak – miał rację.
Bibliografia
- A. Czołowski, Marynarka w Polsce, Lwów-Kraków-Warszawa 1922.
- W. Hubert, Stefan Batory pod Gdańskiem, „Przegląd Morski”, Rocznik 1934.
- M. A. Velez, Świeccy, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2012.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.