Jak doszło do tego, że w 1940 roku Niemcy zawarły sojusz z Japonią? Przecież jeszcze podczas I wojny światowej te kraje stały po przeciwnych stronach barykady!
Stosunki Niemiec i Japonii nie zawsze były przyjazne. W trakcie I wojny światowej Japonia dołączyła do ententy, a japońskie i brytyjskie wojska wspólnie oblegały kontrolowany przez Niemców port Qingdao. Rezultat walk: ponad 1000 zabitych i 4000 żołnierzy kajzera w japońskiej niewoli. Jednak po zakończeniu konfliktu relacje między Krajem Kwitnącej Wiśni a Republiki Weimarskiej się ociepliły. W Niemczech publikowano książki o Japonii, organizowano wspólne wydarzenia sportowe, a gdy wybuchła kolejna wojna, zabiegano o wciągnięcie Japończyków do sojuszu niemiecko-włoskiego. „Ukoronowaniem” tej współpracy był podpisany 27 września 1940 roku tzw. pakt trzech, czyli formalne porozumienie obronne pomiędzy III Rzeszą, Japonią i Włochami.
W rządzonym przez Hitlera państwie próbowano przedstawiać Japonię w jak najlepszym świetle. Od 1939 roku w Berlinie wydawany był dwujęzyczny miesięcznik o tytule „Berlin Rom Tokio”, na łamach którego opisywano uroki Tokio i podkreślano, jak silne więzy łączą Kraj Kwitnącej Wiśni z III Rzeszą. Jak pisze w książce Wojna oczami wroga. Sojusznicy Hitlera Grzegorz Bobrek: „Albert Speer wspominał, że Führer często ubolewał nad sojuszem z Japończykami, ale doceniał ich wojowniczość, uznając ich za »honorowych Aryjczyków«, cokolwiek miałoby to znaczyć”.
Sympatyzujący z Niemcami widz
Co ciekawe, wśród Japończyków zdania na temat sojuszu niemiecko-japońskiego były podzielone. Przykładowo minister marynarki Mitsumasa Yonai był do niego sceptycznie nastawiony, ponieważ mogło to oznaczać długotrwały konflikt z Wielką Brytanią. Natomiast sztab lądowy uważał, że to właśnie Niemcy wyjdą zwycięsko z europejskiej zawieruchy. Ostatecznie, jak zauważa Grzegorz Bobrek w Wojnie oczami wroga:
W obliczu wojny Niemiec i Związku Radzieckiego politycy japońscy przejawiali daleko idącą ostrożność, aby zachować swoje siły na potrzeby innych działań. Wszak w grudniu 1941 roku Tokio atakiem na bazę amerykańskiej marynarki w Pearl Harbor rozpoczęło kampanię wymierzoną w brytyjskie i amerykańskie siły na obszarze Pacyfiku, dolewając ropy do ognia II wojny światowej. W kwestii wojny europejskiej Japonia umościła się wygodnie na trybunie i miała pełnić rolę ledwie sympatyzującego z Niemcami widza.
Radziecki konflikt interesów
Sojusz należało zatem przetestować. Idealnym polem do tego miała stać się postawa wobec ZSRR. Jak się okazało, Japonii nie śpieszyło się, by opowiedzieć się po stronie Niemiec. Realizowała bowiem własne interesy, dodatkowo naciskana przez USA na wycofanie się ze współpracy z państwami Osi. W 1940 roku minister spraw zagranicznych Yōsuke Matsuoka nie zrozumiał więc (lub nie chciał zrozumieć) intencji Ribbentropa, kiedy ten mówił o „niezbyt przyjaznych” stosunkach ze Związkiem Radzieckim, a podczas bezpośredniej rozmowy z Hitlerem nawet nie zadał mu pytania o potencjalną wojnę z ZSRR.
Tymczasem 13 kwietnia 1941 roku Japonia i ZSRR podpisały na 5 lat pakt o neutralności, w którym uznawały wzajemnie swoje zdobycze terytorialne. Józef Stalin potraktował wtedy Yōsuke Matsuokę wyjątkowo: zaprosił go jako pierwszego cudzoziemca do swojej daczy pod Moskwą. Później osobiście pożegnał japońską delegację na dworcu kolejowym. W efekcie zaufanie Hitlera do azjatyckiego sojusznika zaczęło słabnąć.
Przejawiało się to przede wszystkim w blokadzie informacyjnej w kwestii planów ataku na ZSRR. Co prawda japoński ambasador w Niemczech ostrzegał o takiej możliwości, ale minister spraw zagranicznych w ogóle jej nie dopuszczał. W efekcie wieści o rozpoczęciu operacji „Barbarossa” były dla Japonii szokiem. Minister Matsuoka nagle zaczął być zwolennikiem ataku na tyły ZSRR: „Na konferencji z premierem, ministrem wojny i ministrem marynarki przekonywał: »Musimy albo przelać krew, albo zająć się dyplomacją. A lepiej jest przelać krew«” – pisze Grzegorz Bobrek. Ale Japonia nadal się do tego nie kwapiła. A Hitler postanowił powiedzieć sojusznikowi: „sprawdzam”.
Czytaj też: Węgierskie ambicje skłoniły ten kraj do zawarcia paktu z diabłem. Jak rodził się sojusz Węgier z Hitlerem?
Sprzeczne dążenia sojuszników
30 czerwca 1941 roku Niemcy zażądali od Japończyków otwarcia drugiego frontu i zaatakowania ZSRR. W ten sposób mieliby wyrównać rachunki z Rosjanami za upokorzenie w Mongolii. I Japończycy – jak wiadomo – rzeczywiście przygotowali się do wojny. Ale w zupełnie innym kierunku, niż oczekiwał tego Hitler. Tymczasem minister Matsuoka po nagłej zmianie „frontu” przestał odgrywać jakąkolwiek rolę w państwie. W Wojnie oczami wroga czytamy:
Sytuacja stawała się absurdalna: Niemcy zaatakowali ZSRR, by kolejnym swoim zwycięstwem zniechęcić do działań Brytyjczyków i Amerykanów oraz ostatecznie przekonać Japończyków do zaangażowania się w wojnę. Niemcom zależało przy tym na odsunięciu w czasie momentu, w którym dojdzie do przebudzenia amerykańskiego olbrzyma. Japończycy zaś w pocie czoła pracowali nad tym, aby jak najszybciej zaatakować amerykańską flotę, ale niczym ognia unikali drażnienia Związku Radzieckiego.
Czytaj też: Wuj Sam potrafi być bezwzględny. Dlaczego tak naprawdę USA przystąpiły do II wojny światowej
Oko za oko, ząb za ząb, sekret za sekret
W tamtym momencie jednak nie doszło jeszcze do ataku na Pearl Harbor, a Japonia prowadziła rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi. Hitlerowi się to, łagodnie mówiąc, nie spodobało, o czym zresztą poinformował swój rząd japoński ambasador w III Rzeszy. Podobną notę Japonia otrzymała od niemieckiego ambasadora w Tokio. Goebbels narzekał, że zatargi pomiędzy USA a Japonią „wyraźnie straciły na ostrości”.
Tymczasem w Kraju Kwitnącej Wiśni po cichu przygotowywano wspomniany nalot. Niemcom przekazano jedynie, że Amerykanie postawili Japonii niemożliwe do spełnienia warunki, a zatem negocjacje zostały zerwane i Japończycy wypełnią swoje zobowiązania sojusznicze. Tylko i aż tyle. O wydarzeniach w Pearl Harbor Niemcy dowiedzieli się z… angielskiej stacji radiowej. Początkowo podejrzewali wręcz, że jest to element alianckiej propagandy. Cóż, Japończycy, zwodzeni w kwestii ataku na ZSRR, oddali im pięknym za nadobne.
Zresztą tak naprawdę nie uznawali Niemców za istotnych sojuszników. Minister marynarki Shigetarō Shimada w kontekście potencjalnego wycofania się III Rzeszy z walk w Europie wprost stwierdził, że nie sądzi, by Niemcy były państwem wiarygodnym. A nawet jeśli – Japonia nie odczułaby takiego kroku Hitlera. W późniejszym czasie japońscy oficerowie pozwalali sobie na krytykowanie niemieckiej armii, która ich zdaniem w walce o Atlantyk wykazywała się… pasywnością. Zaczęto również powątpiewać w możliwość pokonania przez Niemcy Związku Radzieckiego.
W tej ostatniej kwestii japońskie przewidywania okazały się słuszne, więc w Tokio przestano sobie zawracać głowę pomysłem ataku na ZSRR. A w miarę porażek obu państw Osi na wszystkich frontach ich wzajemne relacje napotykały na coraz większe wyzwania…
Źródło:
Il. otwierająca tekst: Heinrich Hoffmann/domena publiczna; domena publiczna
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.