Wilm Hosenfeld stał się znany dzięki filmowi „Pianista” i pomocy, jakiej udzielił Władysławowi Szpilmanowi. Nie był on jedynym, którego Hosenfeld ocalił.
Wojna wyciąga z ludzi to co najgorsze. Jednak czasem pokazuje to co najlepsze. Można to zauważyć po przemianie, jaka zaszła w Hosenfeldzie w efekcie frontowych przeżyć. Był oczarowany ideologią nazistowską i został członkiem NSDAP, chociaż nigdy nie zgadzał się z teoriami rasowymi. A mimo to w czasie II wojny światowej uratował według niektórych relacji dziesiątki ludzi – Polaków i Żydów. Co go do tego skłoniło?
Wędrowny Ptak na wojnie
Wilhelm Adalbert Hosenfeld urodził się 2 maja 1895 r. w Mackenzell w Hesji. Wychował się w bardzo katolickiej i wierzącej rodzinie. Jego ojciec był nauczycielem. W latach młodości Wilm znalazł się pod silnym wpływem młodzieżowego ruchu Wandervögel (Wędrowne Ptaki). Młodzi buntowali się przeciwko konserwatywnemu społeczeństwu Niemiec, moralności mieszczańskiej i pruskiej dyscyplinie. Wilm dużo wędrował z plecakiem po lasach i śpiewał staroniemieckie pieśni. Z towarzyszami marzyli o innym, lepszym świecie – bez hrabiów, za to z równością społeczną. Starali się samodoskonalić, hartować i pokonywać własne słabości. Nawiązywali do mitologii germańskiej i ludowych tradycji.
Wilm uzyskał wykształcenie pedagogiczne w katolickim seminarium nauczycielskim w Fuldzie. Po wybuchu I wojny światowej wielu członków Wędrownych Ptaków zaciągnęło się do wojska. Również Wilhelm wyruszył na front jako piechur 235. Zapasowego Pruskiego Pułku Piechoty. Został trzykrotnie ranny: we Flandrii, w okolicach Wilna i w Rumunii w 1917 r. Kilkakrotnie go odznaczono. W 1914 r. otrzymał Krzyż Żelazny II kl., a w 1917 r. nadano mu Czarną Odznakę za Rany. Ponadto dostał Krzyż Honorowy za Walki na Froncie.
Po kapitulacji wrócił do domu dumny ze swoich działań. Podobnie jak większość frontowców uważał, że Niemcy zostali upokorzeni traktatem wersalskim. Jak do wielu innych zgorzkniałych, młodych, byłych żołnierzy trafiła do niego retoryka Adolfa Hitlera.
Magia słów Goebbelsa
Po zakończeniu wojny Wilm ponownie udzielał się w stowarzyszeniu Wędrownych Ptaków. Na jednym ze zjazdów poznał swoją przyszłą żonę – Annemarie Krummacher, córkę malarskiego małżeństwa spod Bremy. Po ślubie w 1920 r. zamieszkali we wsi Thalau. Wilm, tak jak jego ojciec, pracował jako pedagog. Został nauczycielem mianowanym o statusie urzędnika państwowego. Od czerwca 1921 r. był zatrudniony w Kassel niedaleko Rossbach. Wyróżniał się nowatorskimi – jak na tamte czasy – metodami nauczania. Prowadził dyskusje z uczniami, poza tym nie karał biciem. W 1927 r. objął stanowisko kierownika szkoły powszechnej w Thalau w pobliżu Fuldy. Hosenfeldowie doczekali się dwóch synów i trzech córek.
Gdy w 1933 r. Hitler doszedł do władzy, Wilm zapisał się do bojówek SA oraz Narodowosocjalistycznego Związku Nauczycieli (NSLB). Otrzymał nawet odznakę sportową SA. Przez krótki czas prenumerował również gazetę Völkischer Beobachter. Uważał ją jednak za zbyt podburzającą. 1 sierpnia 1935 r. wstąpił do partii NSDAP (nr członkowski: 3 675 024). Młodszy syn Detlev wspominał, że dla ojca program nazistowski był bliski ideom ruchu Wędrownych Ptaków.
Dwukrotnie uczestniczył w Zjazdach NSDAP w Norymberdze i był zachwycony. W dzienniku zapisał „Znów ogarnia mnie uczucie przynależności do wielkiej wspólnoty, z którą maszerujemy. Jest jak na wojnie”. Olbrzymie wrażenie wywarł na nim także Joseph Goebbels i jego talent oratorski.
Czytaj też: Dojście nazistów do władzy. Jak NSDAP osiągnęła swój pierwszy sukces w wyborach parlamentarnych?
„Wstydzę się być Niemcem”
Wilma Hosenfelda zmobilizowano 26 sierpnia 1939 r. w stopniu sierżanta piechoty. Jako 44-latek trafił do oddziałów zabezpieczenia tyłów. Nie brał udziału w bezpośrednich walkach w Polsce w 1939 r. Należał wtedy do Landesschützenbataillon. W październiku mianowano go komendantem obozu jenieckiego w Pabianicach. Wtedy po raz pierwszy pomógł Polakom. Pewnego dnia przed bramą obozu zatrzymała go kobieta – Zofia Cieciorowa. Jej mąż Stanisław, podchorąży Armii Poznań (69. Pułk Piechoty) był jeńcem wojennym. Zofia okłamała Hosenfelda, mówiąc, że jest w ciąży, a matka męża jest umierająca i pragnie zobaczyć syna przed śmiercią. W ten sposób uzyskała zwolnienie męża z obozu.
Pod koniec 1939 r. Wilma Hosenfelda przeniesiono do Węgrowa jako dowódcę oddziału ochrony linii kolejowej. Tam, w 1940 r. zobaczył jak esesmani wloką po ulicy małego chłopca. Za kradzież siana chcieli go zastrzelić. Hosenfeld stanął w obronie dziecka, jednak nadaremno. Zabójstwo tego dziecka nim wstrząsnęło. Wtedy też zaczął prowadzić dziennik. Już 15 grudnia 1939 r. pisał do żony, że „wstydzi się być Niemcem”. Mimo to nie stał się przeciwnikiem reżimu. W 1940 r. zachwycił go blitzkrieg na Zachodzie. 26 czerwca odnotował, że „Wojna z [Wielką Brytanią] może być rozstrzygnięta tylko brutalną siłą”, a Hitlera uważał za geniusza.
Nie wychylać się i przetrwać
W 1941 r. Hosenfelda odznaczono Krzyżem Zasługi Wojennej II kl. z Mieczami, a rok później mianowano go kapitanem i oficerem sportowym garnizonu niemieckiego (660. batalion wartowniczy) w Warszawie. Do jego obowiązków należało zarządzanie obiektami sportowymi oraz organizowanie treningów i zawodów dla żołnierzy. Ponadto pełnił funkcję oficera dyżurnego w komendanturze miasta. Raz w tygodniu przez 24 godziny osobiście nadzorował wszystkie posterunki wartownicze i patrole w Warszawie.
W tym samym roku do Hosenfelda przyjechał w odwiedziny najstarszy syn – Helmut. Był sanitariuszem na froncie wschodnim. W styczniu 1942 r. wysłano go do Niemiec na dwumiesięczne szkolenie. Na dwa dni zatrzymał się w Warszawie u ojca. Wspominał, że to zmieniło jego życie. Ojciec opowiedział mu, co się działo na zapleczu frontu. O masowych egzekucjach, prześladowaniach Polaków i Żydów oraz o gettach. Nakazał mu, aby się nie wychylał, tylko postarał się to przetrwać.
W tamtym okresie Hosenfeld ponownie spotkał się z Zofią Cieciorową. Odkąd Wilm uwolnił jej męża, utrzymywali kontakt korespondencyjny, kilkukrotnie się również spotkali. Cieciorowa prosiła o pomoc dla swojego szwagra – księdza Antoniego Cieciory, wikarego z poznańskiej parafii św. Wojciecha. Był poszukiwany przez Gestapo i ukrywał się w Warszawie. Hosenfeld zadeklarował pomoc. Załatwił mu kenkartę na nazwisko Antoni Cichocki i zatrudnił na stadionie warszawskiej Legii. Szybko się zaprzyjaźnili, wspólnie jadali kolacje i dyskutowali. Zaoferował mu pracę nauczyciela polskiego na kursach dokształcających dla żołnierzy.
Czytaj też: Ludzkie oblicze nazistów? Czy sługusi Hitlera mieli wyrzuty sumienia?
„Diabeł przybrał ludzką postać”
W czasie służby Hosenfeld pilnował, aby niemieccy żołnierze odnosili się w poprawny sposób do pracujących na stadionie Polaków. Wśród polskich robotników znajdował się również Żyd – Leon Warm, który uciekł z transportu do Oświęcimia i ukrywał się po aryjskiej stronie. Hosenfeld, wiedząc kim jest, udzielał mu dodatkowej pomocy.
Traktowanie ludności żydowskiej przez Niemców wzbudzało w nim oburzenie i niesmak. 23 lipca 1942 r. pisał do żony: „Nie lubię tu dłużej przebywać. Co tu się wyprawia, jak zabijają Żydów – w innych miastach zamordowano już tysiące, a teraz ma być opróżnione getto z pół miliona ludzi. […] Pytanie, czy odpowiedzialni za to ludzie są w ogóle normalni. Czy diabeł przybrał ludzką postać? Nie mam wątpliwości. To nie jest miłe zakończenie listu, ale jestem tak nieszczęśliwy, tak przygnębiony, że nie mogę walczyć z beznadzieją naszej przyszłości”.
Podczas powstania warszawskiego Hosenfeld służył jako oficer Ic (oficer sztabu) sztabu Komendantury Wehrmachtu Warszawa w Pałacu Saskim. Do jego zadań należało m.in. przesłuchiwanie wziętych do niewoli powstańców. Mimo wytycznych SS starał się zapewniać jeńcom godne traktowanie oraz opiekę medyczną. Pod koniec sierpnia, gdy gen. Reiner Stahel został odwołany z Warszawy, Hosenfeld dostał przydział do sztabu 9. Armii.
Po kapitulacji Armii Krajowej ks. Cieciora zachęcał go do zrzucenia munduru i ukrycia się. Obaj wiedzieli, że po wejściu Armii Czerwonej Hosenfeld trafi do sowieckiej niewoli, której pewnie nie przeżyje. Nie zgodził się, nie chciał porzucić swoich podwładnych. To wtedy uratował Władysława Szpilmana. Dostarczał mu żywność do jego kryjówki w kamienicy przy al. Niepodległości 223.
Czytaj też: Jak mogło do tego dojść? Powstanie Warszawskie – jedna z największych tragedii w dziejach Polski?
Dobry człowiek
17 stycznia 1945 r. w Błoniu Wilm Hosenfeld dostał się do niewoli. Początkowo trafił do obozu przejściowego. Później przeniesiono go do Mińska, do aresztu śledczego Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych. Dopiero w czerwcu 1946 r. żona otrzymała od niego pierwszą wiadomość. Gryps od męża przekazał jej zwolniony z niewoli niemiecki żołnierz. Hosenfeld wymienił w nim Polaków i Żydów, którym pomógł w czasie wojny. Miał nadzieję, że teraz oni uratują jego. Wśród nich, poza ks. Cieciorą i Szpilmanem byli m.in. Leon Nachamczyk, Wacław Krawczyk, Wacław Patela, Józef Pacanowski, Achim Prut i Leon Warm.
Ks. Cieciora od razu zaangażował się w ratowanie Hosenfelda. Wysłał list do komendanta obozu jenieckiego nr 7056 w Mińsku. Pisał, że Hosenfeld był dobrym człowiekiem, któremu on sam zawdzięczał życie. Żonie Hosenfelda pomagał również niemiecki komunista Karl Hörle, którego w 1944 r. Wilm uratował przed powrotem do obozu koncentracyjnego. W 1950 r. Szpilman otrzymał wiadomość od Warma z informacją, że Hosenfeld jest w obozie w Mińsku i oskarżono go o zbrodnie na ludności polskiej. Szpilman prosił o pomoc Jakuba Bermana. Jednak nikt nie zdołał pomóc Hosenfeldowi.
W 1946 r. Hosenfelda przeniesiono do obozu w Bobrujsku. Rok później przeszedł wylew krwi do mózgu, w efekcie którego nastąpił paraliż lewej strony ciała. Dwa lata później rozpoczął się jego proces. W 1950 r. skazano go na karę śmierci za zbrodnie na ludności cywilnej w czasie powstania warszawskiego. Po amnestii wyrok zamieniono na 25 lat katorgi. W łagrze nie miał szans. Strażnicy rosyjscy katowali go, uważając za kłamcę i łgarza. Natomiast byli niemieccy żołnierze prześladowali go za pomaganie Żydom i Polakom. W 1951 r. dostał kolejnego wylewu i został całkowicie sparaliżowany. Zmarł 13 sierpnia 1952 r. w łagrze pod Stalingradem. Dopiero w 1989 r. syn Helmut, z pomocą Czerwonego Krzyża, zdołał ustalić miejsce pochówku ojca.
Sprawiedliwy wśród Niemców
W 1998 r., po śmierci Annemarie, jedna z córek odnalazła na strychu ponad 600 listów Wilma Hosenfelda do matki. Ukryte były tam również notatniki ze wspomnieniami. W 2004 r. dokumenty te opublikowano.
Dopiero w 1998 r. niemieckie wydanie wspomnień Władysława Szpilmana zostało uzupełnione o nazwisko niemieckiego oficera, który pomógł mu po kapitulacji powstania warszawskiego. Szpilman wystąpił również do Instytutu Yad Vashem o uhonorowanie go tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Nominację jednak zablokował wyrok z 1950 r. Po śmierci Szpilmana w 2000 r. starania o uhonorowanie Wilma Hosenfelda kontynuował jego syn Andrzej.
W 2007 r. prezydent RP Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Hosenfelda Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. 16 lutego 2009 r. nadano mu tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata.
Bibliografia:
- Banasiak M., Piątkowska M., Robinson i Wędrowny Ptak [w:] Zły dotyk, Warszawa 2001.
- Hosenfeld W., „Staram sie ratować każdego”. Życie niemieckiego oficera w listach i dziennikach, Warszawa 2007.
- Vinke H., Defying the Nazis. The life of German Officer Wilm Hosenfeld, Cambridge, 2018.
- Wilhelm (Wilm) Hosenfeld, www.yadvashem.org (dostęp: 26.02.2024).
- Wilms Vermächtnis, taz.de (dostęp: 26.02.2024).
KOMENTARZE (1)
Nie wszyscy Niemcy byli złymi ludżmi ale ulegli ideologii propagandzie Hitlerowskiej a czy mieli inne wyjście Ci dobrzy skoro wieszano mlodych niemców za ukrywanie sie przed slużbą w wojsku ? taki ” ochotnik” miał nadzieje że może przeżyje w wojsku jak nie bedzie się ” wychylal” jak ten oficer nakazal swojemu synowi , ale byli niemcy naprawde okrutni jak ten z obozu w Oświęcimiu zabijał ludzi a przed wojną będąc młodym slużyl do mszy jako ministrant w kościele … – tak jak męczennik ojciec Kolbe – obaj ministranci „spotkali ” sie w obozie w Oświęcimiu , inna historia oficer niemiecki zostal ranny w Warszawie lub okolicach i dostal się do szpitala polskiego w Laskach [?] i tam go opatrzono , wyleczono i po wojnie przysłał list do tego szpitala – do zakonnic z podziekowaniem że byl tak samo traktowany jak inni ranni polacy [ te 2 historie usłyszałem w katolickim radiu ] , co do rosjan znalem pana ktory będąc malym chlopcem by świadkiem jak jego matke żolnierze rosyjscy zgwalcili , a mojemu dziatkowi zabrali konie by mieć na wodke a agdy poprosił oficera rosyjskiego żeby nie zabierali i on sie zgodzil to żolnierze rosyjscy skierowali karabiny na swojego oficera i on „ustąpil” bo by mogli go zabic tacy byli rosjanie …