„Smert’ lacham, żydam i moskowśkij komuni” – nawoływali ukraińscy nacjonaliści. Niepodległą Ukrainę miała wywalczyć armia fanatycznej młodzieży z OUN Bandery.
– To dziś! – wrzasnął Semko, kładąc na prowizorycznym stole zbitym z kilku nieociosanych desek pomiętą kartkę papieru. Oddychał ciężko, policzki miał zaczerwienione, a twarz lśniącą od potu. Musiał biec większość drogi. Mimo to jego oczy lśniły ożywieniem. Dima i pozostali jednocześnie podnieśli wzrok znad studiowanych właśnie map.
– To dziś! – krzyknął raz jeszcze Semko, unosząc w zwycięskim geście dłoń zaciśniętą w pięść. – To dziś! Nareszcie!
Młodzi mężczyźni wymienili między sobą skonfundowane spojrzenia. Dima czym prędzej sięgnął po przyniesioną przez przyjaciela kartkę. Przebiegł wzrokiem treść. – Co tam piszą? – dopytywali inni, widząc wyraz zdumienia na twarzy jednego towarzysza i opętańczą radość drugiego. – Hitler napadł na Stalina – rzekł Tokar, cedząc słowa, jakby nie dowierzał w to, co mówi.
Marzenie Bandery
– Co ty mówisz, Dima? – zapytał któryś, ale chłopak nie odpowiedział, tylko podał mu kartkę, a sam opadł na obcięty pień drzewa służący im za siedzenie. Nie mógł zebrać myśli, które rozpierzchły się jak stado spłoszonych królików. Organizacja od dawna marzyła o takim scenariuszu, a teraz miał się on ziścić. Wszystko, o czym od tak dawna mówili, snując wielkie plany na przyszłość, zaczynało się spełniać.
Kartka z meldunkiem wędrowała tymczasem z rąk do rąk, wyrywając z kolejnych ust okrzyki radości i zaskoczenia oraz mnóstwo pytań, na które nikt z nich nie znał przecież odpowiedzi. Wiedzieli tylko, że stało się to, o czym od początku marzył Bandera, a oni śnili jego sny. Ich wódz zdawał sobie sprawę, że Stalin nigdy nie pozwoli na utworzenie niepodległej Ukrainy. Kilka lat wcześniej pokazał, czym tak naprawdę jest dla niego ta ziemia i jej mieszkańcy, których miliony skazał na straszliwą śmierć głodową.
Bandera całe swoje nadzieje pokładał w Niemcach. Podziwiał faszystów, a dla swoich przyszłych żołnierzy stworzył program wychowawczy wzorowany na tym, jaki ludzie Führera opracowali dla Hitlerjugend.
Ukraińskie Hitlerjugend
Ich dni były ściśle zaplanowane. Najpierw ćwiczenia fizyczne, jako że prawdziwy Ukrainiec miał być wzorem zdrowia, siły i tężyzny, potem zajęcia propagandowe, podczas których wysłuchiwali rozpalających wyobraźnię opowieści o napadach na poczty, urzędy, konwoje, zamachach i zabójstwach będących owocem sprawiedliwych wyroków wydawanych na ukrainożerców. Następnie wspólnie przygotowywali i jedli posiłek, by po krótkiej przerwie znów podjąć ćwiczenia, tym razem wojskowe. Maszerowali w skwarze, deszczu i mrozie, by utwardzać nie tylko mięśnie, lecz przede wszystkim charaktery.
– Nowy świat potrzebuje nowych ludzi – ryczał głębokim donośnym głosem ich dowódca, Oleksander Bojko, około czterdziestoletni mężczyzna, wysoki i postawny jak niedźwiedź. – Niezłomnych. Odważnych. Macie być najwierniejszymi synami Ukrainy! Sława albo śmierć!
Wieczorami przy strzelającym w niebo ogniu godzinami recytowali wciąż na nowo Dekalog opracowany przez Dmytra Doncowa. – „Ja – Duch wiecznego żywiołu, który uratował Ciebie z tatarskiego potopu i postawił na rubieży dwóch światów, abyś tworzył nowe życie, nakazuję: Zdobędziesz Państwo Ukraińskie lub zginiesz w walce o nie. Nie pozwolisz nikomu znieważać chwały i honoru twojego Narodu” – powtarzały rytmicznie głosy młodych mężczyzn stojących na baczność wokół ognia.
– „Pamiętaj o Wielkich Dniach naszych zmagań wyzwoleńczych. Bądź dumny z tego, że jesteś dziedzicem walki o chwałę Trójzęba Wołodymyra. Pomścisz śmierć Wielkich Rycerzy. Mów o sprawie z tym, z kim jest to konieczne, a nie z tym, z kim można o niej mówić (…). Nie zawahasz się popełnić największej zbrodni, jeśli dobro sprawy tego wymaga. Wobec wroga Narodu twojego kierujesz się tylko podstępem i nienawiścią. Nie zdradzisz tajemnicy na żadne prośby, groźby, ani na torturach, ani w obliczu śmierci”.
Ostatnie przykazanie zwykle wybrzmiewało zawsze z największą mocą. – „Dążyć będziesz do rozszerzenia siły, chwały, bogactwa, obszaru Państwa Ukraińskiego, nawet przez zniewolenie cudzoziemców!” (…).
Czytaj też: Hitlerjugend. Siedem milionów dzieci Hitlera
Marsz Nowej Armii
Milczący Dima dojrzał jakiś ruch. Zza zasłony gałęzi wyłoniła się zwalista sylwetka Oleksandra Bojki. Dowódca stanął po przeciwnej stronie polany i z założonymi na piersi rękoma dłuższy czas w zamyśleniu przyglądał się świętującej młodzieży. Dmytro był pewien, że coś go trapi. Ich oczy się spotkały się. Bojko skinął głową, jakby chciał rzec: „już czas”.
Gdy mężczyzna stanął na polanie, gwar natychmiast ucichł. Zdyszani młodzieńcy ustawili się w przepisowym szyku. – Dostałem rozkaz rozwiązania oddziału – oznajmił dowódca. Panująca wokół cisza jakby się pogłębiła. Młodzieńcy popatrzyli po sobie. Semko i Dima wymienili zdziwione spojrzenia. Spodziewali się wszystkiego, tylko nie takiego obrotu spraw. Dziesiątki pytań zawisły w wypełnionym zapachem mchu powietrzu.
– Jutro wrócicie do domów – ciągnął tymczasem Bojko. – I tam zaczekacie na dalsze instrukcje. Każdy zna daty i miejsca zbiórek w swoim obwodzie. Miejcie oczy i uszy otwarte. Jesteśmy na ostatniej prostej do zwycięstwa, ale jeszcze wciąż długa droga przed nami. Nie straćcie czujności! Bądźcie gotowi! Sława Ukrainie!
– Herojam sława! – odpowiedzieli, ale w tym chórze głosów nie słychać było niedawnego ożywienia. Stojąc na baczność, odśpiewali jeszcze hymn nacjonalistów, Marsz Nowej Armii. – „Urodziliśmy się w wielkiej godzinie”. – Niskie męskie głosy mieszały się z dźwiękami lasu. Szemrzący w gałęziach wiatr przygrywał im do taktu, a w śpiewie tym było coś pierwotnie podniosłego.
Czytaj też: Krwawa niedziela na Wołyniu
„Nasza sprawa jest święta”
Do szałasów wracali już w posępnym milczeniu. Nie pojmowali, dlaczego wszystko miało się skończyć tak nagle, i to akurat teraz. – Wy dwaj. – Dowódca skinął na Semka i Dimę, a gdy podeszli do niego, rzucił: – Przejdźmy się. Młodzi mężczyźni posłusznie ruszyli za nim, nie zważając na gęstniejący wokół nich mrok. – Zapadła decyzja, by dopuścić was do oficjalnego szkolenia w Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.
– Oficjalne szkolenie? – spytał Semko, nim zdołał się zorientować, jak bardzo się wygłupi, pytając o coś prawdopodobnie oczywistego. – A co robiliśmy dotąd?
– Bojówki to jedno, a wejście w struktury drugie – wyjaśnił szybko Dima. – Zgadza się – potwierdził dowódca. – Tokar za was poręczył, Karpenko i liczę, że nie zawiedziecie zaufania przyjaciela i pokładanych w was nadziei.
– Nie, panie pułkowniku! – ryknął Semen, stając na baczność.
– Wyjedziecie jutro ze wszystkimi, lecz zamiast na Wołyń udacie się do Swaryczowa i oddacie pod komendę miejscowego proboszcza. (…) Nasza sprawa jest święta – rzekł. – Wielu duchownych nam błogosławi, a niektórzy gotowi są oddać wszystko dla ukraińskiej niepodległości. Ksiądz Sterniuk dobrze się wami zajmie. Zaufajcie. Organizacja wie, co robi (…).
Kto mógł zostać członkiem OUN?
Tokar zetknął się z nacjonalistami jeszcze przed wojną. Całkiem przypadkiem zaszedł na ich wiec. (…) Tamtego wieczoru przypadkiem odkrył ideę, której zapragnął służyć. Jej członków dzielono według stopnia wtajemniczenia. Kandydat do OUN musiał najpierw odbyć szereg szkoleń ideologicznych i półroczny okres, gdy poddawano go różnym próbom. Dopiero po tym czasie, gdy większość pełnoprawnych członków działających w danym obwodzie zaaprobowała jego kandydaturę, mógł przypiąć sobie odznakę Włodzimierzowego tryzuba.
Pełnoprawni członkowie organizacji musieli mieć ukończone dwadzieścia jeden lat. Wcześniej mogli należeć do junaków. Dzieci, czyli tych, którzy nie ukończyli piętnastu lat, a rwali się do walki lub byli potomkami ludzi głęboko wierzących w sprawę, szkolono w programie dla pionierów. Teoretycy nacjonalizmu nakazywali za wszelką cenę oprzeć ten ruch na młodzieży jako najaktywniejszej, ale przede wszystkim najbardziej skłonnej do wszelkiego idealizmu i radykalizmu części społeczeństwa.
W końcu, jak pisał Jewhen Onaćkyj, „faszyzm to czysta aktywność, to młodzież uzbrojona w wiarę i ideę”. Dla przygotowujących rewolucję narodową, liczył się każdy człowiek czystej krwi, który mógł ponieść „Smert’ lacham, żydam i moskowśkij komuni”. Dlatego gdy pułkownik Bojko, który również należał do organizacji, zapytał go, kto z oddziału nadawałby się do zaangażowania nie tylko wojskowego, ale i politycznego strukturach OUN, bez wahania odpowiedział, że Semen Karpenko (…).
Ukraińska dusza
– Semen jest godny zaufania i lojalny, ale takich jest wielu – tłumaczył Tokar. – On jest jednak obyty, dobrze wykształcony, zna języki. Dowódca pokiwał głową, ale w jego głowie zrodziły się już wątpliwości. Z jego doświadczenia wynikało, że dobrze wykształceni ludzie zwykle zadawali zbyt wiele pytań, kwestionowali wiele rzeczy, zamiast wykonywać rozkazy, słowem: byli trudnym materiałem na dobrego nacjonalistę, jeśli nie wyrośli w odpowiednich warunkach.
– Poza tym jego ojciec był bliskim współpracownikiem byłego wojewody wołyńskiego – dodał Dima. – Z tego, co mi wiadomo, do dziś pozostają w kontakcie. Może być więc cennym źródłem informacji. (…) Pułkownik Oleksander Bojko słuchał w milczeniu, założywszy ręce na piersiach, jak miał w zwyczaju, gdy nad czymś się zastanawiał. – Ma też wiele pytań, na które nie znajduje odpowiedzi – ciągnął Tokar.
– Ale czy jego dusza jest ukraińska? – dopytywał dowódca, po czym krzywiąc się nieznacznie, dodał: – Ma przecież polską matkę… Dmytro wiedział, do czego zmierza mężczyzna. (…) – On sam chyba jeszcze nie wie, panie pułkowniku – odparł wreszcie Tokar. – Ale sądzę, że gdyby wprowadzić go na właściwą ścieżkę, odkryje swoją prawdziwą tożsamość. Jego ojciec jest Ukraińcem, najbliższy przyjaciel też. Całe życie mieszkał na Wołyniu, naszym Wołyniu… Tak, sądzę, że jego dusza jest nieskażona. Czysta. Ukraińska.
Bojko mruknął z aprobatą. (…) Z doświadczenia wiedział, że mieszańcy, którzy otrzymali szansę, poddani odpowiedniej indoktrynacji, wyrastali na najgorliwszych zwolenników zaszczepionej im idei. Osiem dni później, gdy siły Wermachtu wkroczyły do Lwowa, Dima i Semko byli już w Swaryczowie.
Źródło:
Tekst stanowi fragment inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami powieści Marii Paszyńskiej Hańba, (Książnica 2023).
KOMENTARZE (3)
Na jednym z dziennikarskich blogów jego autor przekonywał, że polski antysemityzm jest bez sensu, bo jakby nie patrzeć to z prostych zasad genetyki i statystki wynika, że 64% Polaków musi mieć jakieś geny semickie. W każdym razie na pewno niewiele mniej, bo Żydzi wcale tak bardzo nie unikali mieszanych związków jakby to się mogło nam wydawać. Jednak gdy patrzymy na takie markery jak choćby męskie haplogrupy, to ledwie kilka procent Polaków ma E i J1 częstsze wśród Żydów. Otóż okazuje się, że pogardliwie zwani przez wszelkiej maści nacjonalistów, „mieszańcy” zawsze i to nawet w najbardziej wydawałoby się otwartych społeczeństwach, są w jakiś choćby nawet minimalnie istotny, sposób dyskryminowani przy kojarzeniu się w małżeńskie lub poza małżeńskie pary. Mają kłopot ze znalezieniem partnera, i to nawet jakiegokolwiek…
A to już, tj. to naprawdę bardzo niewiele, wystarczy by uruchomić negatywny „dryft” genów powodujący ograniczenie ich zdolności do z kolei przekazania swych genów – co najwyżej powolne, ale jednak, wymieranie i, lub… tworzenie gett.
…
W przyszłym roku minie 30 lat od równie apokaliptycznej czystki w Rwandzie, gdzie zginęło około milion ludzi: „Każdy Hutu powinien wiedzieć, że kobieta Tutsi, gdziekolwiek jest, pracuje dla interesów ludu Tutsi. Dlatego będzie uznany za zdrajcę każdy Hutu, który… …poślubia kobietę Tutsi…” „W końcu rolnikom rozdano maczety, a z radia popłynął komunikat: „wyrżnąć robactwo”. I nikt już nie potrafił tego ZATRZYMAĆ.” Opornych z mieszanych małżeństw zmuszano do zabijania swych współmałżonków…
(cyt. S. Żyśko, Hutu i Tutsi są w każdym narodzie, 2019.)
Z tymi mieszanymi małżeństwami Polaków z żydówkami to bardziej propaganda niż prawda. A to z tej prostej przyczyny że 80% Polaków ma chłopskie korzenie, a chłopi którymi żydzi zawsze pogardzali z żydówkami w związki małżeńskie nie wstepowali. Już bardziej zdarzały sie mieszane małżeństwa wśród mieszczan i czasami …szlachty. Tak naprawde to żydzi na ziemie polskie napłyneli dopiero po przegranej wojnie Królestwa Polskiego z Rosja po roku 1832, kiedy ziemi KP zostały włączone przez Rosje do – strefy osiedlenia. A nastepne fale żydów z Rosji tzw. Litwaków pojawiły sie w Polsce pod koniec XIX i na początku XX wieku po roku 1905 i 1917. Bo żydzi którzy mieszkali na ziemiach Korony byli w ogromnej wiekszości spolonizowani w przeciwieństwie do żydów rosyjskich którzy na ziemi Korony dotarli dopiero po rozbiorach RON w roku 1795. Natomiast ten tzw. antysemityzm to wynalazek żydów z XIX wieku i niema nic wspólnego z niechecią do żydów, tylko powstał w czasie walki o miejsca pracy, pomiedzy żydami którzy osiedlali sie głównie w miastach a polskimi chłopami przenoszącymi sie z przeludnionych wsi do miast. Ostatnia duża fala żydów dotarła do 2 RP w latach 1919-1920 i byli to rosyjscy żydzi Litwacy, którym w roku 1927 kazał Piłsudski za pośrednictwem Składkowskiego nadać …polskie obywatelstwo a było tych rosyjskich żydów aż 600 000. 2 RP to był jednak bogaty kraj bo mając już 2 mln. „swoich” żydów przyjmowała ich kolejne tabuny.
fałszerski podział na kluby „tutsi” i „hutu” i samo istnienie tych klubów to wymysł WIELKICH PRZEDWIECZNYCH idiotów