Ten najazd na Polskę zdecydowanie nie wyszedł cesarzowi Henrykowi II. Kiedy w ostatnich dniach sierpnia 1015 roku uciekał, zostawiając swoją armię na wrogiej ziemi, przeczuwał, że może być z nią źle. Nie sądził jednak, że zostanie dosłownie zmieciona z powierzchni.
Wrogość między niemieckim królem i polskim księciem narastała już od trzynastu lat. Wszystko zaczęło się w 1002 roku w Merseburgu. Doszło tam do próby zamachu na życie Bolesława Chrobrego, za który ten obwiniał Henryka II. Czy słusznie, nie wiadomo. W każdym razie od tego momentu wojowie obu władców zabijali się nawzajem, zagarniali grody i poddanych.
Konflikt, wprawdzie przerywany pokojami, rozejmami i przysięgami, zdawał się nie mieć końca. Niemieccy rycerze odnosili sukcesy, lecz nie potrafili postawić kroki nad „i”. Odebrali Piastowi Czechy i Miśnię, zdołali dojść nawet pod Poznań, ale nie byli w stanie wykurzyć go z Łużyc, Milska i Moraw.
W 1013 roku pojawiła się nadzieja, że przedłużająca się wojna dobiega końca. Zwaśnieni władcy zawarli w Merseburgu pokój. Niemiecki monarcha szykował się wówczas do wyprawy do Rzymu, gdzie zamierzał ozdobić skroń cesarską koroną. Polski śpieszył się do inwazji na Ruś, bo tamtejszy książę Włodzimierz uwięził jego córkę. Pozorna idylla trwała jednak zaledwie kilka miesięcy…
A więc wojna!
W 1013 albo 1014 roku Bolesław, który raz już zasmakował rządów nad Czechami, spróbował odzyskać władzę nad ojczyzną Szwejka. Rządził tam jego kuzyn Ołdrzych, lojalny wobec Henryka II. Polski książę, doświadczony intrygant, najpierw uciekł się do podstępu. Chciał wmanewrować krewniaka w antykrólewski spisek, a później wyrzucić go z Pragi… niemieckimi rękami! W tym celu wysłał na rozmowy swojego ulubionego syna, Mieszka Lamberta.
Niestety, że Ołdrzych zorientował się, w czym rzecz, i uwięził Mieszka. Na wieść o tym niemiecki król zażądał wydania więźnia, co praski poddany z wielkim ociąganiem uczynił. I wtedy pamiętliwy i mściwy monarcha popełnił błąd. Zamiast odesłać zakładnika do ojca, jak sugerowali mu mądrzejsi doradcy, zatrzymał go pod kluczem. Dopiero po jakimś czasie przekazał go grupie możnowładców, którzy poręczyli za młodego księcia i odesłali do Chrobrego. Ten jednak dyszał już żądzą zemsty.

Konflikt między Henrykiem II, który w 1014 roku został koronowany na cesarza, a Boleslawem Chrobrym trwał od 1002 roku.
Wrogość Piasta było widać na każdym kroku. Kiedy Henryk kazał mu przysłać rycerzy na włoską wyprawę, odmówił. Kiedy po powrocie do Rzeszy, już jako cesarz, wezwał go przed swoje oblicze, odmówił. Kiedy kazał mu zwrócić Łużyce i Milsko, odmówił. Zresztą co tam odmówił! Zagroził najazdem na Rzeszę!
Było jasne, że wojna jest tylko kwestią czasu. Niemiecki władca przygotował się do niej wyjątkowo starannie. Latem 1015 roku na Polskę ruszyły aż cztery armie. Pierwszej przewodził sam cesarz, drugiej saski książę Bernard II, trzeciej – czeski książę Ołdrzych, a czwartej – margrabia austriacki Henryk Mocny. Pierwsza i druga szły z zachodu, by zgodnie z planem spotkać się gdzieś między rzeką Odrą a Poznaniem. Trzecia i czwarta otrzymały zadanie ataku z południa.
Czytaj także: Bitwa nad Bugiem 1018. Jak Bolesław Chrobry wygrał legendarne starcie, dzięki któremu zajął Kijów?
Miłe złego początki
Bolesław wydał rozkaz spowolnienia marszu najeźdźców, jednak starania książęcych wojów nie na wiele się zdały. Armia cesarza posuwała się do przodu. Przekroczyła bagna nad Sprewą i ruszyła w kierunku Krosna nad Odrą, około 83 kilometry na wschód od Lubinia. Już 3 sierpnia 1015 roku Niemcy przeprawili się przez Odrę, zapewne korzystając z jakiegoś niestrzeżonego brodu, po czym dosłownie zmietli broniący przejścia oddział Polaków pod wodzą Mieszka.
Kronikarz Thietmar, opierający się na relacjach naocznych świadków, podaje, że po stronie cesarskiej poległo zaledwie trzech rycerzy. Tymczasem „liczba zabitych po stronie nieprzyjaciela nie była mniejsza od sześciuset”. Po tym zwycięstwie droga do Poznania stała otworem. Należało tylko poczekać na armie Bernarda, Ołdrzycha i Henryka Mocnego…
Niestety, żadna z nich nie przybyła. Niedługo po zwycięstwie koło Krosna Odrzańskiego stawili się przed obliczem cesarza wysłannicy z armii Ołdrzycha i Henryka Mocnego. Okazało się, że w międzyczasie morawscy wojownicy Chrobrego urządzili wypad na Austrię. Wprawdzie Henryk Mocny rzucił się za nimi w pościg i zwyciężył w krwawym boju, ale nie było szans, by na czas dotarł ze swoimi ludźmi do Wielkopolski. Z kolei Ołdrzych zdobył Bieżuniec i – jak pisze nieoceniony Thietmar – „wziął tam do niewoli co najmniej tysiąc mężów, nie licząc kobiet i dzieci, po czym spaliwszy go, powrócił do siebie jako zwycięzca”.

Ołdrzych, jeden z feudałów, którzy mieli wesprzeć Henryka w walce z Bolesławem, nigdy nie dołączył do cesarza.
Nie był to dla cesarza koniec rozczarowań. Wkrótce do jego obozu dotarli piesi wysłannicy księcia saskiego Bernarda II. Przekazał on, że po wyminięciu Bolesława, który bronił przeprawy na rzece, udało mu się puścić z dymem kilka miejscowości. Później jednak… i on uznał, że nie będzie w stanie połączyć się z armią cesarską, więc wrócił do domu!
Tak rozwiały się nadzieje Henryka o marszu na Poznań. Z niewielką liczbą rycerzy, którą miał przy sobie, i bez wsparcia feudałów, mogł o tym tylko pomarzyć. Pozostało mu jedynie zarządzić odwrót i zrobić wszystko, by nie wpaść na polskich wojów.
W kraju Dziadoszan
Wielu spodziewało się, że cesarz wycofa się tą samą drogą, którą przyszedł. Tak myślał przede wszystkim sam Chrobry. Jego przeciwnik odbił jednak sprytnie na południe. Sforsował rzekę prawdopodobnie w okolicy miejscowości Cigacice (dzisiejszy powiat zielonogórski) i znalazł się ze swoim wojskiem na ziemi plemienia Dziadoszan (Dziadoszyców).
Tereny te należały do monarchii Piastów zapewne od czasów Mieszka I, ojca Chrobrego. W praktyce oznaczało to przede wszystkim obowiązek płacenia danin oraz goszczenia księcia i jego świty na swój koszt. A także, rzecz jasna, ścigania uchodzącego z kraju przeciwnika.
Do tego ostatniego zadania podchodzono różnie, ale tym razem Dziadoszanie byli gotowi sumiennie wywiązać się ze swojej powinności. Pięć lat wcześniej, w 1010 roku, w czasie jednej z poprzednich wypraw przeciwko polskiemu władcy ich ziemie zostały dotkliwie spustoszone przez wojska Henryka II. Żądza zemsty tym razem okazała się silniejsza od strachu.
Armia niemiecka rozbiła obóz w zupełnym pustkowiu, ale polskim zwiadowcom udało się go zlokalizować. Aby zyskać na czasie, Chrobry wysłał tam opata Tuniego, swojego zaufanego doradcę. Mnich oficjalnie przedstawił propozycje pokojowe. Oczywiście, był to blef. Kiedy Tuni negocjował z cesarzem, wojowie Piasta pędzili w stronę obozu, a emisariusze księcia wzywali Dziadoszan, by stawili się uzbrojeni i wypełnili swój obowiązek walki z nieprzyjacielem.

Drużyna Chrobrego ruszyła w pościg za armią Henryka II. Na ilustracji obraz Michała Byliny pod tytułem „Bolesławowa drużyna”.
Monarcha znał jednak dobrze swojego wroga i od razu zwietrzył podstęp. Wiedział, że bitwa jest kwestią dni, a może nawet godzin. Zatrzymał siłą Tuniego, czekając aż wojsko przejdzie przez bagna, korzystając ze zbitych naprędce mostów. Zwolnił go dopiero, kiedy cesarscy ludzie poczuli twardy grunt pod nogami.
Władca Rzeszy chciał za wszelką cenę uniknąć rozprawy na wrogiej ziemi, z liczniejszym przeciwnikiem. Niestety, pochód jego armii zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Wąskie leśne drogi sprawiały, że rozciągała się na kształt długiego węża. Marsz opóźniała też konieczność torowania dróg dla wozów, na których wieziono ekwipunek, prowiant i łupy, zdobyte w bitwie koło Krosna Odrzańskiego.
Wreszcie Henryk nie wytrzymał. Wydzielił hufiec konnych rycerzy i ruszył przodem, opuszczając swoją armię. Na jej czele pozostawił arcybiskupa magdeburskiego Gerona, margrabiego Gerona i palatyna saskiego Burcharda. Przed odjazdem zalecił im, aby zachowali większe niż zazwyczaj środki ostrożności. Smutną ironią jest fakt, że co najmniej dwóch pierwszych sprzeciwiało się wcześniej wojnie z Chrobrym.
Wojowie ukryci w lesie
We wczesnym średniowieczu Słowianie generalnie unikali otwartych bitew. Szansy na zwycięstwo szukali w leśnych gęstwinach. Bolesław do tej pory stosował tę samą strategię. W trwającym od 1003 roku konflikcie ani razu nie odważył się wyprowadzić wszystkich sił naprzeciw wroga i zmierzyć się w walnej bitwie. Wolał cofać się, chować w grodach, uprawiać „wojnę szarpaną”.
Jednak w sierpniu 1015 roku polski władca zwietrzył swoją szansę. Jeżeli kiedykolwiek miał zniszczyć cesarską armię, to właśnie teraz! Przygotował zasadzkę, z której nie powinien wyjść żywy żaden Niemiec.
Polski książę wykorzystał fakt, że wojska pod wodzą obu Geronów i Burcharda zdążały zwykłą, wyciętą w lesie ścieżką. Jego ludzie usadowili się po obu jej stronach. Znaleźli się tam między innymi jego drużynnicy, najlepsi z najlepszych, drodzy w utrzymaniu, ale warci swojej ceny. Uzbrojeni byli w kosztowne, choć niezbyt długie miecze służące do rąbania, ubrani zachodnim wzorem w skórzane kaftany nabijane żelazem, ze stożkowymi hełmami na głowach.
Większość oddziałów Chrobrego stanowili natomiast Dziadoszanie z pospolitego ruszenia. W ich rękach pojawiały się topory, włócznie, łuki, proce, a nawet maczugi. Chroniły ich drewniane tarcze, pokryte skórą. Znali doskonale okoliczne lasy.
Czytaj także: Czeska hekatomba Piastów
„…rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo…”
Do decydującego spotkania doszło 1 września 1015 roku. Tak polsko-niemieckie starcie opisał kronikarz Thietmar:
Po pewnym czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele, nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzywszy powtórnie rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy zdradzieckich strzał.
W feudalnej Europie zwykle opłacało się wziąć rycerza do niewoli, aby uzyskać wysoki okup, a nie zabijać. Jednak Dziadoszanie, pamiętający o wydarzeniach sprzed pięciu lat, o spalonych domach, zabitych krewnych, zgwałconych matkach, żonach i córkach, nie mieli litości.

Szczegółowy opis bitwy zawdzięczamy kronikarzowi Thietmarowi.
W bitwie zginęło, jak zanotował Thietmar, „dwustu najprzedniejszych rycerzy, o których imionach i duszach niechaj Bóg wszechmogący w swym miłosierdziu pamięta!”. Poległ też niechętny wojnie margrabia Gero. Wzmianka o jego śmierci pojawiła się w „Rocznikach kwedlinburskich”, niezwykle cennej kronice z tego okresu. Ślad po bitwie znalazł się zresztą nawet w dalekim Weissenburgu w północno-wschodniej Francji. W klasztorze benedyktyńskim zapisano: „Udo komes wraz z innymi został zabity”.
Do niewoli dostała się zaledwie garstka Niemców. Może to jakiś znaczniejszy polski dowódca zwietrzył w tym interes? Nieliczni zdołali uciec, pędząc w nieznane, wyrąbując sobie drogę mieczami i chroniąc się tarczami przed zatrutymi strzałami. Wśród uciekinierów znaleźli się arcybiskup Gero i ranny palatyn Burchard.
Pierwsze wielkie zwycięstwo
Ocalała z rzezi garstka z dwoma pozostałymi przy życiu dowódcami zdołała dogonić hufiec cesarza Henryka II. Na wieść o klęsce władca Rzeszy chciał ruszyć na pole bitwy, ale odwiedziono go od tego pomysłu. Wysłano tam tylko biskupa miśnieńskiego Idziego z niewielką obstawą.
Polacy, widząc nadjeżdżający oddział, schowali się w lasach. Gdy zauważyli, że to ledwie kilku ludzi z duchownym w łachmanach (Idzi w przeciwieństwie do innych hierarchów kościelnych nie dbał o dobra tego świata), przepuścili ich bez problemu. Biskup za zgodą Chrobrego pochował poległych, a następnie odjechał na zachód z ciałem margrabiego Gerona.

Bitwa na ziemi Dziadoszan skończyła się całkowitą klęską armii cesarskiej.
Bitwa stoczona 1 września 1015 roku na ziemi Dziadoszyców była pierwszym polskim zwycięstwem nad cesarską armią. Nie zakończyła jednak działań wojennych. Wprawdzie cesarz Henryk II bezpiecznie dotarł do Rzeszy, ale niebawem jego śladem wyruszył Mieszko Lambert. Przeprawił się przez Łabę i rozpoczął oblężenie Miśni. Nie trwało to długo. Na widok wzbierającej rzeki młody książę zwinął je już następnego dnia. Nie chciał nie zostać odcięty na wrogim terytorium.
W 1017 roku cesarz Henryk II ponownie najechał Polskę, ale tym razem jego armia utknęła pod bohatersko broniącą się Niemczą. Wreszcie w styczniu 1018 roku w Budziszynie zawarto pokój. Przypieczętowano go małżeństwem 51-letniego Bolesława Chrobrego z młodziutką Odą, najmłodszą siostrą margrabiego Gerona. Tego samego, który poległ na ziemi Dziadoszan.
Czytaj także: Czy wojownicy Bolesława Chrobrego brali udział w inwazji na Anglię?
Bibliografia:
- Kronika Thietmara, przeł. Marian Zygmunt Jedlicki, Instytut Zachodni 1953.
- Dariusz Andrzej Czaja, Bitwa w krainie Dziadoszan w 1015 roku, Glogopedia – Encyklopedia Ziemi Głogowskiej 2015.
- Andrzej Feliks Grabski, Bolesław Chrobry. Zarys dziejów politycznych i wojskowych, Wydawnictwo MON 1966.
- Michael Morys-Twarowski, Narodziny potęgi. Wszystkie podboje Bolesława Chrobrego, Znak – Ciekawostki Historyczne 2017.
- Andrzej Nadolski, Polskie siły zbrojne w czasach Bolesława Chrobrego. Zarys uzbrojenia i taktyki, Ossolineum 1956.
- Janusz Marek Szewczyk, Uwagi o szlakach wojennych na południowym i zachodnim pograniczu Śląska (990–1138), „Acta Universitatis Lodziensis. Folia Historica” t. 23 (1986).
- Teresa Uzdowska, Dziadoszanie (Dziadoszyce, Dziadose), [w:] Słownik Starożytności Słowiańskich. Encyklopedyczny zarys kultury Słowian od czasów najdawniejszych, t. I, Ossolineum 1961.
- Stanisław Zakrzewski, Bolesław Chrobry Wielki, Universitas 2000.
KOMENTARZE (21)
Wychodzi, że ten Thietmar to niezły fantasta. Gebels miał dobry pierwowzór. Jak Niemcy wygrywali to zabijali setki, tysiące brali do niewoli, a oni sami byli terminatorami.
Thietmar to był ” mały pikuś” przy naszym Kadłubku, który opisywał obszernie, jak pradawni Polacy najpierw pokonali Aleksandra Macedońskiego, by później sprawić tęgi łomot legionom Julka Cezara, który miał tak się spietrać, że aż oddał swoją córkę polskiemu władcy za żonę.
r – chodzi o zupełnie inną mentalność i sposób myślenia. Przykładanie do ludzi średniowiecza czy renesansu „naszych” postoświeceniowych wzorców nie ma sensu. Tak się kiedyś pisało i myślało i nie ma w tym nic złego. Porównanie do czasów współczesnych jest zwyczajnie nietrafione.
Każdy kronikarz pisał na zlecenie i chciał się przypodobać zleceniodawcy – stąd te dyrdymałki. Tak samo Thietmar opisywał bitwę pod Cedynią i porażkę swojego krewnego. Gorzej, że masa bzdur pisanych przez kronikarzy do dzisiaj jest powtarzana przez pseudodziennikarstwo historyczne jako pewnik – niektóre plotki potrafią „żyć” nawet i tysiąc lat ;)
Bolesław Chrobry był wielkim wodzem, księciem i królem dobrym ale politykiem słabym. To nie sztuka wojować ze wszystkimi sąsiadami – Czechami, Niemcami i Rusinami. Bolesław miał szczęście ze umarł w 1025 roku. Jego syn Mieszko II, walczył tylko z Niemcami, ale w 1032 szczęście go opuściło, bo równoczesny atak Niemcow i Rusinów to było dla państwa Piastów już za dużo. Kolejny najazd to dzieło Czechów, który omal nie unicestwil państwa Piastów. To wtedy sojusz Niemców i Rusinów po raz pierwszy zagroził Polsce, a od XVII wieku takie sojusze stały się normą, chociaż Rusinów zastąpili Moskale. No i te straty w ludziach które ponieśli przeciwnicy – 3 Niemców i ponad 600 wojów Chrobrego. Jeśli Niemcy stracili tylko 3 ludzi to chyba walczyli z chłopami z pospolitego ruszenia, ich żonami i dziećmi. Bo gdyby walczyli z pancernymi lub tarczownikami, to ich straty były by znacznie większe, chociaż równie dobrze mogli w tym starciu zginąć …Słowiańscy sojusznicy Niemców, o których jako poganach Thietmar wolał zapomnieć. Bo podczas oblężenia Niemczy przez wojska Henryka II, w 1017 roku od strony z której atakowali , sojusznicy Niemców – pogańscy Wieleci, obrońcy Niemczy umieścili krzyż. Pisze o tym niemiecki kronikarz, który oburza się na sojusz Jezusa z „diabłem” Swarozycem.
I. „Wojna tworzy dobrą historię, a pokój to kiepska lektura”. – Thomas Hardy.
II. …A dewiacji kryptohistorycznych – normańskich popłuczyn po Askenazym, Szajnosze – dawniejszych; Skroku (- np. jego super nonsens, że Waregowie to… tak, tak, Polanie!), i Zielińskim Andrzeju – że wspomnę tych ostatnich; nie warto komentować…
…A choćby dlatego, że przed końcem X wieku nie ma i nie było, żadnych liczniejszych zabytków normańskich znalezionych na terenie Wielkopolski…
A Dag(o) to dopiero obecnie (znane nieco szerzej ledwie od 300 lat) typowe zdrobnienie w Europie zachodniej, i to zarówno od imienia tak Dagobert jak i Dagon.
Co najmniej zaś do roku tysięcznego A.D., nie było imion skandynawskich z rdzeniem „Dag” – nie ma na to najmniejszych dowodów „drodzy potomkowie kłapouchych”, jak nazywał swoich adwersarzy żartobliwie jeden z amerykańskich prezydentów…
Słowianie powiadacie to byli ? To dlaczego fundamentem języka polskiego są zabytki języka germańskich ,gotów .ą ,ę też rz,sz,..I tak dalej.Przecież Mieszko 1 zwany Dagr ,bo był synem króla Danii ,który mu udzielił pomocy pod Cydynią, jak też tej pomocy udzieli mu wtedy jarl Jomsborga, nazywał swoje państwo nie Polonia tylko Szinezga .bo to było państwo złożone z gotów .Słowianie którzy dotarli na te tereny byli traktowani jak niewolnicy i nimi handlowano .Dopiero przyjazd cesarza Niemiec do Chrobrego, który na prośbę Chrobrego nadal nowemu Lennikowi nazwę ,jego krajowi :Polonia ,Poliania zmienił to postępowanie jako niegodne chrześcijanina .Syn Chrobrego Mieszko o którym piszecie wymordował możnowładców gockich a zaprosił Norwegów i Duńczyków w wielkiej liczbie ,dając im majątki wymordowanych i wladze w tej Polianii .wszystkie herby szlacheckie mają do dzisiaj ,te pochodzenie a Niemcy ,głównie chłopi i mieszczanie ,którzy zasiedlili opustoszały kraj nad Wisłą w wielkiej liczbie po dzumach ,przejęli język polski za swój zamienili się nieświadomie z wymarłą ludnością na pańszyzne ,ponieważ te prawa potem zmieniano i zabierano przywileje .Mówiąc szczerze , gdyby było odwrotnie ,czyli Duńczycy i Norwegowie zajęli by miejsce wymarłej ludności a Niemcy zamordowanej i wymarłej kasty możnowładców,to może nie było by w polskiej historii tylu błędów i pomyłek .Wy jesteście zbyt zakłamani by takich rzeczy nie blokowac ,jakie ja piszę .
Widzę ,że ta wasza wersja historii jest mocno zakłamaną.Mieszko syn Chrobrego wymordował gotów ,którzy tu rządzili ,język polski ma ich fundament ,pochodzenie Zaprosił ten Mieszko Duńczyków i Norwegów ,w wielkiej liczbie na miejsca tamtych .Potem Piastowie zaczęli sprowadzać niemieckich osadników ,których potem na siłę polonizowano..takie to było cwane i nie blokujcie wpisów ,bo to nie ma nic wspólnego z historią ,w której niezbędna jest demokracja i dyskusja.
Kolega pruską propagandą z XIX wieku żyje. Słowianie mieli być tak głupi ze tylko Germanie mogli tutaj państwo stworzyć. Teraz też mamy takich polityków którzy twierdzą że Polskość to nienormalność, po co nam państwo skoro jest w Berlinie. Niech stamtąd nami rządzą przez Bruksele.
Szukajcie harcerze w kronikach niemieckich,duńskich ,norweskich ,szwedzkich ,fińskich ,angielskich ,irlandzkich …co się wtedy działo w kraju zwanym współcześnie sobie Szinezga a potem Poliania -Polonia .a nie że przepisujecie pierdoły ,jakie sfabrykowała sanacja i komuna .jeśli zachował się brytyjski poemat ,jak to goci bili z irańskimi scytami nad Wistlą -wisłą ,jak to Herulowie szli przez kraj nad Wistlą ,wracając do Skandii,przez całkowicie opustoszało pustkowie, to moze przestaniecie pisać o jakieś Lechii.Wystraczy zdobyć fundusze i ruszyć tyłek do Skandii .macie swoje zawody i fundusze z UE .możecie to robić
Jeszcze na koniec ,chłopie przeczytaj książki Karola Szajnochy,Szanojchy ..?? .to też był rzetelny historyk swoich czasów ..mam prawo się pomylić ,co do nazwiska ,nie jestem komputerem kwantowym .a nawet jeśli jestem ,to też chce się czasem mylić.wtedy jest łatwiej coś przekazać.niz na baczność
Mieszko Dagr, a może Ogr od razu stanie się bliższy swoim „skandynawskim” przodkom. To że Ruś założyli skandynawowie z ludu Rusią się nazywającego, nie znaczy wcale że tak samo musiało być na ziemiach Polski. Czy to że w drużynie księcia było paru wojów ze skandynawii świadczy o tym że byli warstwą którą rządzi jak na Rusi ? Oczywiście że nie, bo oni byli takimi psami wojny swoich czasów, najemnikami, którzy służyli wiernie jak psy swojemu panu bez względu na kraj pochodzenia. Służyli władcy Konstantynopola, Bagdadu, Hiszpanii zamieszkałej i rzadzonej przez muzułmanów, służyli też księciu Polan. A co do języka to ta dzisiejsza twarda wymowa jest skutkiem przyjęcia dialektu wielkopolskiego, zanieczyszczonego nalecialościami, początkowo przez mieszczan niemieckiego pochodzenia. Natomiast później to już skutek zaborów, Pruskich 1772,1793-1918 i germanizacji, bo na ziemiach dawnego Królestwa Polskiego język jest bardziej miękki i „spiewny”. Zresztą nawet mowa w 2 RP była dużo miększą niż obecnie. Warto poczytać książki z tego okresu. Natomiast język Słowian aż do XVIII wieku niema nic wspólnego z dzisiejszą twardą wymową będącą skutkiem germanizacji. Co zostało po skandynawskich najemnikach ? Na Rusi nazwa Ruś, we Francji nazwa Normandia, w Konstantynopolu wspomnienie o Waregach, w Polsce nic. No może czasami w odniesieniu do Wolina – Winety zdarzają się wspomnienia i informacje o najemnikach saskich i ze skandynawii, którzy służyli miejscowymi księciu. Ten Wolin-Wineta w sagach spisanych na Islandii w XIV-XV wieku, przez jej przybyłą z Norwegii ludność jest określany jako Jomsborg, w którym umarł wygrany władca Danii. Jeden wygnaniec i kilku najemników też mi dowód na podbój ziem zamieszkujących przez Słowian którzy puścili z dymem niejedno miasto i osadę w skandynawii.
Wątpię, żeby Skandynawowie podbijali, bo wtedy nie przyjeło by się takie imię jak Dagomir.
W bibliografii pominięto postać wybitnego polskiego pisarza eseisty Pawła Jasienicy. On to w eseju POLSKA PIASTÓW pisze, że cesarz HENRYK II dotarł pod Poznań w 1005 roku, lecz ujrzawszy poznańskie umocnienia /tzw. wał ziemno – drewniany/….. zrezygnował i zawrócił.
P. S. Do ewentualnych szyderców:
jeżeli coś pomyliłem, to proszę o merytoryczne sprostowanie bez wyzwisk i hejtu. Pozdrawiam wszystkich na forum.
…nie do końca tak było, że Henryk zobaczył poznańskie obwarowania i zaraz zawrócił.
Owszem „stanął o dwie mile od poznańskiego grodu” (Thietmar) ale mimo strat i odcięcia od zaopatrzenia – jawnego głodu, ani myślał ustępować. Znużony wojną Chrobry zaproponował negocjacje pokojowe, a Henryk skwapliwie przyjął ich „preliminarze”. Chrobry przedstawił twarde warunki pokoju arcybiskupowi Tagino, który reprezentował Henryka, i ten się na nie zgodził, i… „asumpta non bona pace [uzyskał niedobry pokój]”, jak pisali kronikarze.
Henryka, krytykowano też powszechnie – nie tylko po naszej ale i po niemieckiej stronie, za sojusz z pogańskimi Lucicami, czyli „ugodę Chrystusa z Belialem”, czy też „diabła Swarożyca ze św. Maurycym”…
Szczególnie ich – Luciców, główni wrogowie Sasi, nie chcieli jako sprzymierzeńców, co powstrzymało skutecznie zamiar Henryka prowadzenia długotrwałego oblężenia Poznania.
Przeczytaj jeszcze raz ten odwrót Henryka. Przecie on uciekał w podskokach, z tego powodu gnał przodem i wojsko było rozciągnięte. Niemieckie źródła nie podały tylko, gdzie dostał łupnia, że dawał dyla. Na razie to mamy bajkę, jak chłopi motykami pokonali rycerstwo.
Jedna jeszcze tylko krótka „porządkująca” uwaga: porównań do „sojuszu Jezusa z „diabłem” Swarożycem”, użył nie „niemiecki kronikarz” (Thietmar), jak twierdzi Anonim, a arcybiskup Bruno(n) z Kwerfurtu w liście protestacyjnym przeciw sojuszowi z Lucicami, skierowanym do Henryka.
„Po pewnym czasie nieprzyjaciele ukryci w pobliskim lesie wznieśli potrójny okrzyk i zaraz potem rzucili się na nasze wojsko z łucznikami, którzy nadbiegli w zamieszaniu. Nasi dzielny stawiali opór przy pierwszym i drugim ataku i zabili wielu spośród nadbiegających. Lecz nieprzyjaciele, nabrawszy otuchy na widok ucieczki niektórych spośród naszych, zwarli się i uderzywszy powtórnie rozpędzili wszystkich i wybili pojedynczo przy pomocy zdradzieckich strzał.”
Tutaj widzimy, że po stronie Bolesława, ktoś dowodził. Bo najpierw zaatakowano najsłabszą formację, a potem użyto taktyki do pokonania wroga, rozbijając rycerstwo ma mniejsze grupy. To jest taktyka wojenna wyćwiczonych żołnierzy, a nie chłopów z motykami.
W sumie Chrobry wg historii to słaby władca, natłukł ruskich w Kijowie i wziął tam co chciał, i porządził, podporządkował Morawy, niemcom dowalił, nie raz, i komu tam jeszcze,nie truł gości w czasie uczty, , rzeczywiście cienki władca, bez zasad jakby więcej denarów poszło na reklamę, to może by go docenili,
polanie-falsz
mieszko-jeden z wielu krolikow
otton i kreator polski-nazwa narzucona
lucikawiki- wilcy zyjacy w puszczy-poddani miesszka
oto nasz kraj
” … Bolesław, który raz już zasmakował rządów nad Czechami, spróbował odzyskać władzę nad ojczyzną Szwejka …”? Cóż to za pokraczny i niestrawny styl popularyzatorski? Np. Bolesław władał Mazowszem …” bo zasmakował rządów nad Mazowszem, Bolesław rządził Prusami – , bo zasmakował rządów nad Prusami, Bolesław rządził Polską- , bo zasmakował rządów na Polską, Bolesław rządził Chrobacją-, bo zasmakował rządów nad Chrobacją, bolesław rządził CZechami-, bo zasmakował rządów nad Czechami, Bolesław rządził Kijowem-, bo zasmakował rządów nad Kijowem … itd. itp. WSZYCHO