Pancerniacy Maczka byli jednym z najsłynniejszych polskich oddziałów z czasów II wojny światowej. Pod Falaise pokonali Niemców, biorąc krwawy odwet za kampanię wrześniową. Ale tego oddziału w ogóle by nie było, gdyby nie starania jego dowódcy. Jak Maczek doprowadził do utworzenia 1. Dywizji Pancernej?
Po przegranej wojnie obronnej w 1939 roku pułkownik Stanisław Maczek ze swoją nieustraszoną 10. Brygadą Kawalerii wylądował na Węgrzech. Nie zagrzał tam jednak zbyt długo miejsca. Już 22 października zameldował się w Paryżu u Naczelnego Wodza – Władysława Sikorskiego.
W uznaniu zasług został awansowany na generała brygady i otrzymał funkcję komendanta obozu Coētquidan, gdzie formowano Wojsko Polskie we Francji. W krótkim czasie rozpoczął też starania o reaktywowanie swojej formacji, tym razem w postaci lekkiej dywizji zmechanizowanej.
Zawiedzione nadzieje
Plan ten był tym bardziej realny, że większość jego byłych podkomendnych również przebywała już nad Sekwaną. Jednak dopiero w maju 1940 roku – a więc po inwazji Niemców – Francuzi zgodzili się na utworzenie polskiej jednostki pancernej. Zmusiła ich do tego trudna sytuacja na froncie.
Ostatecznie sformowano z wydzielonych pododdziałów nieistniejącej jeszcze dywizji pancernej zgrupowanie bojowe, któremu nadano szumną nazwę 10. Brygady Kawalerii Pancernej. Jej dowództwo powierzono oczywiście generałowi Maczkowi. Jednostka została skierowana na front do Szampanii, lecz jej aktywność sprowadzała się tam w zasadzie do osłony Francuzów wycofujących się pod naporem Niemców.
Jedynym jaśniejszym punktem podczas walk polskich pancerniaków na francuskiej ziemi było zdobycie przez nich miasteczka Montbard 16 czerwca 1940 roku. Ostatecznie jednak brygada znalazła się w okrążeniu i generał został zmuszony do jej rozformowania. Rozkazał wówczas swoim żołnierzom, by przedarli się do niezajętej przez hitlerowców części kraju, a stamtąd przedostali do Wielkiej Brytanii, „wyspy ostatniej nadziei” (sam również tam dotarł).
W Szkocji generał objął początkowo dowództwo nad 2. Brygadą Strzelców, w której szeregach służyło wielu jego byłych podkomendnych. Także na angielskiej ziemi niestrudzenie czynił zabiegi o to, by stworzono polską dywizję pancerną. Efektem tych starań było przemianowanie jego jednostki na 10. Brygadę Kawalerii Pancernej.
Na prawdziwy przełom musiał jednak jeszcze poczekać. Epokowym dniem w historii polskich wojsk pancernych okazał się 25 lutego 1942 roku. Wtedy to Naczelny Wódz, Władysław Sikorski, wydał rozkaz o powołaniu polskiej 1. Dywizji Pancernej z generałem Maczkiem na czele.
Trudne początki
W momencie lądowania we Francji w początkach sierpnia 1944 roku 1. Dywizja Pancerna składała się ze sztabu, 10. Brygady Kawalerii Pancernej, 3. Brygady Strzelców Zmotoryzowanych, 10. Pułku Strzelców Konnych (jednostki rozpoznawczej), czterech pułków artylerii, batalionu łączności, batalionu saperów oraz jednostek towarzyszących. Ogółem było to przeszło 16 tysięcy żołnierzy, 381 czołgów, 473 działa i około 4 tysięcy pojazdów mechanicznych.
Operacyjnie dywizja wchodziła w skład II Korpusu 1. Armii Kanadyjskiej, podporządkowanej 21. Grupie Armii, dowodzonej przez generała Bernarda L. Montgomery’ego. Kanadyjczykom (a co za tym idzie i jednostce polskiej) w ramach akcji „Totalize” przydzielono zadanie wyprowadzenia uderzenia z rejonu Caen na Falaise. Alianci mieli nadzieję, że atak ten doprowadzi do przełamania impasu – jako że od momentu inwazji w Normandii poczynili bardzo niewielkie postępy na tym obszarze.
Ofensywę zaplanowano na noc z 7 na 8 sierpnia 1944 roku. Polska 1. Dywizja i kanadyjska 4. Dywizja Pancerna miały nacierać frontalnie wąskim korytarzem od Caen, po obu stronach szosy łączącej to miasto z Falaise. Maczek miał jednak wobec tej koncepcji sporo zastrzeżeń.
Przede wszystkim odbierała mu ona bowiem inicjatywę jako dowódcy, tym samym mocno ograniczając polskim oddziałom możliwość manewru w razie zaostrzenia sytuacji. Z tego względu aliancki plan narażał naszą dywizję na duże straty. Sam generał został właściwie sprowadzony do roli „posłańca” przekazującego rozkazy. Maczek, który wolał mieć pewną swobodę, buntował się przeciwko takiemu stylowi prowadzenia wojny. Jak sam podkreślał:
Nigdy nie lubiłem przesuwania mnie od punktu do punktu, krępowania szczegółami wykonania, dyktowania mi nie zawsze najfortunniejszego rozwiązania. Jasno postawione zadanie, choćby trudne, byle wyraźne określało, czego się ode mnie chce!
W przeddzień operacji polski generał przezornie prosił dowódcę II Korpusu, Guya Simondsa, o rozszerzenie wyznaczonego 1. Dywizji Pancernej pasa natarcia. Znacznie utrudniłoby to nieprzyjacielowi koncentrację ognia podczas ataku. Kanadyjczyk kategorycznie jednak odmówił, a już 8 sierpnia obawy Maczka w pełni się potwierdziły.
Krwawe boje pod Falaise
Kiedy o godzinie 13.35 czołgi naszej dywizji ruszyły do boju, natrafiły na ścianę ognia niemieckiej artylerii. Jeden tylko 2. Pułk Pancerny stracił 32 z 36 wysłanych do ataku „Shermanów”. Pozostałe jednostki utraciły łącznie 5 czołgów. Natarcie Polaków i Kanadyjczyków zostało na pewien czas powstrzymane.
W ciągu następnych czterech dni poszczególne oddziały 1. Dywizji Pancernej toczyły zacięte walki z hitlerowcami, ale nie zdołały przełamać dobrze zorganizowanej obrony wroga. Generał Maczek nieustannie czuwał nad przebiegiem tych starć. Na bieżąco analizował raporty spływające z pola walki. Kiedy uznawał za stosowne, wspierał własne pododdziały siłami odwodowymi lub ogniem artylerii, a także zatwierdzał bądź korygował decyzje swoich podwładnych.
Dwunastego sierpnia polscy pancerniacy zostali skierowani do odwodu w celu uzupełnienia strat oraz amunicji, paliwa i żywności. W tym czasie, dzięki sukcesom amerykańskiego 15. Korpusu, pojawiła się możliwość otoczenia niemieckich oddziałów w rejonie Falaise. Jedyną drogę ucieczki dla wojsk nieprzyjaciela stanowiła luka pomiędzy tym miastem a Argentan. Wobec takiego obrotu spraw 1. Dywizja Pancerna otrzymała zadanie domknięcia okrążenia; musiała uderzyć na miasteczko Trun i położone dalej Chambois, gdzie miała połączyć się z Amerykanami.
W rozmowie z generałem Simondsem Maczek zaproponował własny plan działania. Sugerował, by – oprócz frontalnego natarcia na wspomniane miejscowości – opanować również leżące na wschód od nich wzgórza. Po latach pułkownik Franciszek Skibiński tak skomentował inicjatywę swojego ówczesnego dowódcy:
Maczek powziął własną koncepcję manewru. Był on obdarzony szczególnym talentem. Jednym rzutem oka umiał dojrzeć i ocenić decydujący dla danego działania punkt terenu. Takim punktem, przesądzającym o odcięciu linii odwrotu niemieckiego, był – poza Chambois – kompleks wzgórz Mont Ormel (…). Składał się z dwóch wzgórz 262, północnego i południowego. Warstwice wzgórz układały się na mapie na kształt maczugi. Maczek nazwał je zaraz „Maczugą”.
Oba newralgiczne dla powodzenia operacji punkty zostały zajęte przez Polaków przed wieczorem 19 sierpnia. Tym samym w kotle pod Falaise znalazło się około 70 tysięcy żołnierzy wroga. Dalsze walki naszej dywizji miały już charakter obrony okrężnej. Od 20 sierpnia przez dwa kolejne dni pancerniacy Maczka działali w izolacji. Byli silnie naciskani zarówno od wewnątrz (przez oddziały niemieckie usiłujące za wszelką cenę wydostać się z okrążenia), jak i od zewnątrz (przez idące im z odsieczą jednostki SS).
Mimo dużych strat podkomendni generała wytrwali na stanowiskach do czasu nadejścia Kanadyjczyków i Amerykanów. I choć bitwa pod Falaise nie doprowadziła do całkowitej zagłady niemieckiej armii, to jednak Niemcy ponieśli wówczas ogromne straty. Sama tylko polska dywizja wzięła ponad 5 tysięcy jeńców i zniszczyła duże ilości sprzętu – w tym 55 czołgów, 44 działa polowe oraz 38 samochodów pancernych. Jak się później okazało, była to największa bitwa pancerniaków Maczka na froncie zachodnim.
***
O tym gdzie krył się sekret sukcesów naszych największych wodzów przeczytacie w książce „Polscy bogowie wojny”. Powyższy tekst stanowi fragment rozdziału poświęconego Stanisławowi Maczkowi.
KOMENTARZE (7)
pod fales walczyl brat mojego tescia jan brabucki -babinski ktory jeszcze zyje ma 99lat duzo mi opowiadal wlasnie o tej bitwie ,mial szczesie jak mowi bo nie zostal nawet drasniety ,,,jozef cz,,
Warto dodać, jakie były straty naszych pancerniaków. Niestety, były olbrzymie – z powodu nieumiejętnego dowodzenia całością przez alianckich dowódców.
Oglądałem całkiem niedawno dokument na jednym z kanałów Polsatu, gdzie mieszkający od końca wojny w Falaise, Niemiec mający za sobą nieomal wszystkie kampanie tej wojny w których uczestniczyły wojska III rzeszy, i który jak sam stwierdził „utknął” w Falaise, tak oto ocenił polski udział w bitwie: „Niestety trafiliśmy na Polaków, a nie Amerykanów, i szybko po raz kolejny przekonaliśmy się, że właśnie Polacy to najlepsi, najbardziej nieugięci żołnierze tej wojny (…). Mimo walki do praktycznie ostatniego naboju nie daliśmy im rady, musieliśmy się poddać.”
…………………..
Tutaj warto nadmienić,że Alianci popełnili po raz kolejny ten sam błąd tzn.Jednostki lądowe zostały zbombardowane przez lotnictwo i spowodowało to straty rzędu 500 zabitych.Pozatym błąd popełnił dowódca operacji Totalize Guy Simonds oczekiwując na wsparcie lotnictwa zaraz po pierwszej fazie ataku gdy powstała wyrwa w niemieckiej obronie.Ostatecznie przegrana przyczyniła się bardziej do ostatecznego zwycięstwa niż wygrana.
Identyczny opis znajduje się w książce właśnie o Stanisławie Maczku – „Polscy Bogowie Wojny”…
Drogi Kacprze,
tak jak odnotowano na końcu artykułu – stanowi on fragment przytoczonej przez Ciebie pozycji, którą serdecznie polecamy wszystkim fanom historii polskiego oręża
Pozdrawiamy serdecznie
Stoję na wzgórzu pod Falaise i staram się poukładać przebieg tej operacji ….wcześniej byłem na cmentarzu w Urwille …smutne sami młodzi 18 -20 lat …panuje niesamowita atmosfera ….nie da się jej opisać ..