Pamiętamy o polskich lotnikach, którzy obronili Anglię. Dlaczego w takim razie zapomnieliśmy o pancernych asach, dających łupnia niemieckim czołgistom? Najwyższa pora to zmienić!
6. Mark Weissenberg
Podporucznik z 1. Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte – znanej z serialu „Czterej Pancerni i Pies”. Pod Lenino jego czołg wpadł w bagno i został wyłączony z walki – zważywszy na krwawą rzeź, jaką sprawili Niemcy polskim oddziałom walczącym razem z Armią Czerwoną, można powiedzieć, że miał szczęście.
Pod Studziankami znowu uśmiechnęła się do niego fortuna – zniszczył dwa niemieckie ferdynandy, potem jego czołg trafili Niemcy, jednak Weissenbergowi udało się ujść z życiem.
Kilka miesięcy później, podczas nocnego natarcia na Bydgoszcz, czołgi poruszały się bardzo szybko, w zupełnej ciemności, podporucznik usiadł więc na błotniku, aby pomagać w kierowaniu czołgiem. Zmęczony zasnął i osunął się pod gąsienice.
5. Bohdan Tymieniecki
Pancerniak z krwi i kości, dwukrotnie odznaczony Virtuti Militari, zawzięty krytyk nieudolnych dowódców i autor kapitalnych wspomnień „Na imię jej było Lily”. Pisał w nich o armacie czołgu Sherman, którym przebył wraz z 2. Korpusem Polskim kampanię włoską. Skrajny wojenny pragmatyk – nie miał żadnych oporów, by pojmanych Ślązaków z Hermann Göring Panzerdivision przebrać z miejsca w polskie mundury i uzupełnić nimi załogi własnych czołgów.
„Pancerza nie przebiję, ma pełne 20 centymetrów z przodu, ale to dla teoretyków za zielonym stolikiem. Pierwszy pocisk spali mu wszystkie przewody elektryczne i unieruchomi wieżę, a za drugim załoga straci ochotę do walki i opuści czołg” – pisał o sposobie walki ze słynnymi niemieckim panterami.
4. Aleksander Stefanowicz
Podczas hiszpańskiej wojny domowej analizował dla polskiego rządu działania wojsk pancernych, przewidując ich kluczowe znaczenie podczas zbliżających się konfliktów wojennych. W 1940 roku we Francji został adiutantem generała Stanisława Maczka, a potem dowódcą polskich oddziałów pancernych.
Podczas walk w Normandii w sierpniu 1944 roku zasłynął poprowadzeniem szarży na tzw. wzgórze 111, gdzie polskim pancerniakom udało się odbić z niewoli kilkudziesięciu czołgistów z Kanadyjskiej Dywizji Pancernej, którzy w nocy stracili orientację w terenie, zgubili drogę i zostali doszczętnie rozbici przez Niemców. Natarcie kosztowało Polaków utratę 15 czołgów oraz 29 zabitych i rannych. Major Stefanowicz otrzymał za tę akcję Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari.
Kilka dni później jego czołgiści zdruzgotali na wzgórzu 262 całą kolumnę niemieckich czołgów – Polacy nazwali później to cmentarzysko spalonych pojazdów i ludzkich trupów „psim polem”.
3. Jerzy Wasilewski
Ulubieniec generała Maczka, który tak opisywał swoje przygody czołgisty: „Wypatruję cele i raptem w lornetce na ciemnym tle ukazuje się świetlny punkcik, który rośnie i pędzi dokładnie po linii mojego wzroku. Chowam się do wieży i czuję podmuch na berecie.”
Kiedy w Holandii w 1944 roku jego odziały pancerne napotkały niemożliwe do ominięcia żelbetonowe przeszkody przeciwpancerne, podjechał sam czołgiem na odległość 30 metrów od przeszkody, aby zasypać ją pociskami, ignorując przy tym zarówno huraganowy niemiecki ostrzał, jak i rozkazy wycofania się. Odjechał dopiero wtedy, gdy skończyła mu się amunicja, po czym rozkazał swoim ludziom „uważać na ogień snajperów, strzelać spokojnie i dobrze celować, bo mur gruby”, a gdy braknie pocisków – zrobić miejsce kolejnemu czołgowi. Po kilku godzinach droga była wolna.
2. Michał Gutowski
Wybitny jeździec konny, uczestnik olimpiady w Berlinie w 1936 roku, po klęsce wrześniowej działał w konspiracji, aresztowany i skazany na śmierć został uwolniony przez niemieckiego dowódcę – również kawalerzystę. Przedostał się do Francji, a następnie przeszedł przeszkolenie pancerne w Wielkiej Brytanii i z konia przesiadł się do czołgu.
To jego pancerniakom udało się w Holandii zlikwidować legendarnego niemieckiego Tygrysa: „Dwa Tygrysy oraz parę innych pojazdów wyjechało z lasu i wtedy zostały zaatakowane od tyłu, udało nam się podejść od tyłu i pociskiem przeciwpancernym ze swojego 75 mm. działa trafić w tylną cześć wieży, dokładniej w właz ewakuacyjny ładowniczego” (przewaga ognia Tygrysa była tak olbrzymia, że alianckie czołgi zbliżające się od frontu nie miały praktycznie żadnych szans).
1. Edmund Roman Orlik
Absolutny as pancerny, najlepszy czołgista w dziejach polskich wojsk pancernych i jeden z najlepszych na świecie. Podczas polskiej wojny obronnej dowodząc lekką dwuosobową tankietką TKS wyposażoną w działko 20 milimetrów w ciągu zaledwie dwóch dni (18-19 września) zniszczył w Puszczy Kampinoskiej 10 czołgów niemieckich.
Trzy czołgi zniszczył pod Pociechą (zginął wtedy m.in. dowodzący niemieckim plutonem pancernym książę Wiktor IV Albrecht von Ratibor) oraz siedem następnego dnia pod Sierakowem. Następnie wycofał się do Warszawy, brał udział w walkach obronnych stolicy, później działał w AK.
Jego spektakularne sukcesy zyskały międzynarodowe uznanie – m.in. wśród twórców gry World of Tanks, gdzie można otrzymać specjalnie odznaczenie, „Medal Orlika”, za zniszczenie czołgiem lekkim przynajmniej trzech potężniejszych wozów przeciwnika. Roman Orlik jest także postacią „hero” w figurowej grze bitewnej Flames of War.
Bibliografia:
- Jan M. Długosz, Jak to było z bitwą o Falaise?, Tygodnik Polityka.
- Marcin Szymaniak, Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy, Znak Horyzont 2017.
- Kacper Śledziński, Czarna kawaleria. Bojowy szlak pancernych Maczka, Znak Horyzont 2014.
- Kacper Śledziński, Tankiści, Prawdziwa historia czterech pancernych, Znak Horyzont 2017.
- Juliusz S. Tym, Jacek Kutzner, Polska 1. Dywizja Pancerna w Normandii, Rytm 2010.
- Bohdan Władysław Tymieniecki, Na imię jej było Lily, Espadon 2007.
KOMENTARZE (28)
Ferdynandy pod Studziankami??? Ja wiem, że w relacjach z tego okresu, każdy zniszczony czołg to Tygrys a każde zniszczone samobieżne działo to Ferdynand, ale autor tego artykułu mógł chociaż zadać sobie trud i sprawdzić w co były wyposażone niemieckie jednostki podczas walk na przyczółku warecko-magnuszewskim, aby skorygować tą informację. Radzę lepiej dobierać bibliografię i „twory” w stylu „Polscy Fighterzy” omijać szerokim łukiem. Pozdrawiam!
Po pierwsze, w książce „Fajterzy” nie ma nawet słowa o Studziankach i ferdynandach. Po drugie, w warunkach chaosu wojennego pojazdy były przerzucane między jednostkami i miejscami walk i dziś bardzo trudno ustalić, co gdzie walczyło. Pewnie, że czołgiści mieli tendencję do wyolbrzymiania sukcesów, ale kto jest w stanie udowodnić, że akurat nie było tam rzeczywiście jakichś ferdynandów? Pojadłeś wszystkie rozumy i wiesz dokładnie, co jeździło pod Studziankami 70 lat temu? Gratuluję dobrego samopoczucia
Szanowny Panie,
To akurat wiedza ogólnie znana wszystkim zainteresowanym w temacie. Wystarczy sprawdzić dzienniki bojowe jednostek niemieckich walczących w tej bitwie. Są one dość szczegółowe i ogólnie dostępne. Jeżeli życzy Pan sobie szczegółowych list, to polecam szczególnie pracę Jacka Domańskiego „Studzianki 1944” Wydawnictwa Militaria (nr. 299).
Co do Elefantów/Ferdinandów (pełna nazwa to Panzerjäger Tiger (P) lub Sd. Kfz. 184.) to były one w składzie Schwere Panzerjäger-Abteilung 653. Jedna kompania tej trzykompanjnej jednostki walczyła pod Ancio we Włoszech a dwie pozostałe kompanie były w 1944 roku w rejonie Krakowa – więc bardzo daleko od Studzianek. Później z tych dwóch kompanii utworzono Schwere Panzerjäger-Abteilung 614. W styczniu 1945 (tu mogę się mylić, nie mam pełnych danych) walczyła bądź przebywała w rejonie Kielc.
Co do książki „Fighterzy” to spotkałem się z opinią osób zajmujących się tematyką XVII wieku, którzy stanowczo odradzali mi jej lektury, stąd moja uwaga na temat tej pozycji i zdziwienie, że użył jej Pan w bibliografii.
Pozdrawiam!
No tak, skoro w jakimś momencie 1944 stały pod Krakowem, to znaczy że przez cały rok 1944 tam stały. Bo, jak powszechnie wiadomo, czołgi i działa samobieżne robi się po to, żeby stały w jednym miejscu . I oczywiście zupełnie niemożliwe, żeby ferdynand przejechał w ciągu 1944 spod Krakowa pod Studzianki. Taka trasa zabrała by mu na pewno ponad rok, przecież to nie pendolino :D
ps. nie jestem autorem tekstu, znów nie wyszło panu zgadywanie
Trochę umiarkowania w krytyce artykułu. Oczywiście, popularna literatura często powiela wojenna przesadę (tutaj powiela nazywanie każdego niemieckiego działa samobieżnego- Ferdynandem, które było ciężkim, praktycznie supercieżkim, działem pancernym). Przy okzaji warto zwrócić uwagę na o wiele bardziej skandaliczne wydania dotyczące SS,Wehrmachtu i innych zbrodniczych formacji niemieckich. Wydawcy niektórych z nich powinni być oskarżeni o gloryfikacje nazizmu. Opisy powielają hitlerowską propagandę, o bohaterstwie tych jednostek i całkowicie pomijają szeregi zbrodni. Praktycznie prawie wszystkie niemieckie dywizje SS i Wehrmachtu mają na sumieniu zbrodnie wojenne (nie polegające na związaniu rąk jeńcom, ale ich mordowanie z zimną krwią).O tym warto i trzeba pisać! Coraz więcej młodych ludzie nie zdaje sobie sprawy z tych zbrodni.
Dokładnie jest kilka opracowań i badań tego zagadnienia – nie było Ferdynandów na przyczółku magnuszewskim koniec kropka
Przepraszam, z pierwszej Pańskiej odpowiedzi mylnie zinterpretowałem Pana jako autora tekstu. Niestety muszę Pana również zasmucić, ale żaden z Ferdynandów ani o własnych siłach, ani koleją ani innym transportem pod Studzianki nie zawitał. Polskie (1 Brygada Pancerna) i Sowieckie (35 Gwardyjska Dywizja Strzelców, 47 Gwardyjska Dywizja Strzelców ) oddziały walczyły tam z jednostkami niemieckimi (19 Dywizja Pancerna, 45 Dywizja Grenadierów i Dywizja Pancerno-Spadochronowa „Hermann Goring”). Bezpośrednio do walk w rejonie Studzianek, gdzie walczyli Polacy rzucono w okresie od 1.08.1944 do 16.08.1944 (Polacy ze swoimi czołgami do akcji weszli 9.08.1944) następujące typy pojazdów niemieckich: PzKpfw V Panther (16 pojazdów), PzKpfw IV (61 pojazdów), Jagdpanzer IV (24 pojazdy), Dz.Sam. Hummel (3 pojazdy), Dz.Sam. Wespe (4 pojazdy), PPanc.Dz.Sam. Marder (4 pojazdy) i pewna liczba (nie jestem w stanie ustalić ich konkretnej liczby, jeżeli ktoś inny jest to w stanie zrobić, prosze o uzupełnienie): StuG III, StuG 40 i StuH III.
A teraz skąd Ferdynandy i Tygrysy w relacjach z bitwy. Duże straty polskich czołgów starano się wyjaśnić właśnie w ten sposób, walką z trudnym do zniszczenia przeciwnikiem oraz paniczny strach przed tymi maszynami (charakteryzujący wszystkie strony walczące z Niemcami, bez względu na jakim froncie). Niestety przestrzeliny wraków wskazały na co innego. Najprawdopodobniejszym pogromcą polskich czołgów były Jagdpanzery IV (pierwsze raporty o Ferdynandach i Tygrysach pojawiają się już 10.08.1944). I tak fikcja stała się w późniejszych relacjach prawdą, szczególnie tych namaszczonych powojenną propagandą…
Haha, mam niezłą bekę z takich zestawień. Szkoda, że pan jeszcze nie podał ilości motocykli i rowerów. Akurat w warunkach wojny, jeszcze w takim chaosie jak latem 1944, można polegać na raportach! Uciekający Niemcy na pewno nie mieli nic lepszego do roboty, jak pisać dzieje każdego czołgu.. Ale właściwie to ma pan rację: powinien wypowiedzieć się autor. Może autor ma jakieś informacje uprawdopodabniające udział ferdków pod Studziankami? Ja nie twierdzę na pewno, że tam były, ale uważam , że w sytuacji braku pewnych informacji nie można tego wykluczyć
Szanowny Panie, czy jest Pan w stanie udowodnić swoje dywagacje, bo idąc Pana tokiem rozumowania to samolot Sikorskiego pod Gibraltarem strącili Marsjanie. Akurat co do Ferdynandów taka pewność istnieje. Były w składzie innej armii i była ich taka ilość, że wiadomo gdzie i o której godzinie był każdy z nich. Albo Pan poda jakieś konkretne informacje albo niech Pan przestanie się już ośmieszać.
Pozdrawiam!
I jeszcze jedno:
Prosze zapoznać się z tą pozycją:
https://www.amazon.com/Combat-History-German-Heavy-Anti-Tank/dp/0811732428
Jedna z lepszych monografii tej jednostki.
Życze miłej lektury!
Tak oczywiście, na wojnie to sobie można wziąć czołg i jeździć na wycieczki, a to do Danzingu odwiedzić rodzeństwo dziadka, a to do Raciborza piwa się napić, hulaj dusza roboty i rozkazów nie ma xD
PS: jest ktoś w stanie udowodnić, że Bismark nie pływał po Wiśle?
Generalnie 'Ferdynandami’ popularnie nazywano na froncie wschodnim niemal każde niemieckie działo samobieżne stąd pewnie całe to nieporozumienie.
Zgadza się i nie tylko na froncie wschodnim. Na zachodnim również, chociaż tam wszędzie widziano Tygrysy i to one przejęły palme pierszeństwa. Wydaje mi się, że są dwie tego przyczyny. Po pierwsze strach, pod wpływem stresu zawsze oczekujemy najgorszego i po drugie propaganda, w raportach lepiej wygląda zniszczony Ferdynand niż np. Marder. Dodatkowo należy zaznaczyć, że dla większości żołnierzy 1. Brygady, walki pod Studziankami były ich chrztem bojowym i w życiu na oczy niemieckiego sprzętu nie widzieli. I jak zobaczyli np. takiego Hummela czy Stuga to bez różnicy, dla nich i tak to był Ferdynand.
Z tego też względu autor tekstu powinien tą kwestię wyjaśnić przypisem.
Oczywiście, że wyolbrzymiano siłę Niemców, w każdym przypadku: albo pomagała uzasadnić klęskę (bo „przecież oni mieli tyle Tygrysów i Ferdynandow”), albo zwiększała chwałę zwycięstwa („tyle Tygrysów i Ferdynandow pokonaliśmy!”).
Gdzieś – wcale nie jestem pewny, czy nie właśnie w którejś dyskusji w „Ciekawostkach Historycznych” – przeczytałem, jak ktoś pisał, że w latach 90-tych był na spotkaniu z obrońcą Warszawy z 1939 roku, właśnie artylerzystą przeciwpancernym.
Na marginesie, okazali się oni całkiem skuteczni, ale ten forumowicz zadał pytanie o czołgi niemieckie, które to były.
„Wszystko Tygrysy, proszę pana” padła odpowiedź. A mówimy o 1939 roku, kiedy Tygrys nie istniał jeszcze nawet na desce kreślarskiej.
Przeczytałem też komentarze do tamtego postu i były rozważania n/t czy ten przeciwpancerniak-obrońca przypadkiem nie odbył kampanii wrześniowej u baby pod pierzyną, ale z dyskusji wynikło, że naprawdę brał udział w walce w 1939 roku w Warszawie, walczył z Niemcami nacierającymi od strony Okecia i rzeczywiście załodze p-panc, w której był, zaliczono zniszczone trzy czołgi w bitwie, o której mówił.
dokładnie. Dodam, że zgodnie z opisami aliantów i rosjan, gdyby brać pod uwage serio relacje ile to tygrysów zniszono i gdzie one niby były widziane – to wychodzi że tygrysów musiało być z 10 tys a wiadomo ile ich było i de facto rzadkością bylo spoptkanie z tym czołgiem. Podobnie się ma rzecz z Ferdynandami – po pierwsze najczesciej ostrzał był z dużej odległości i dokladne okreslenie na dodtake w ferworzxe walki co strzela nie bylo zawsze możliwe – czesto zatem okopany jagdpanter uchodzil od razu za ferdka itp/
A co na to autor?
Pozwolę sobie jedynie stwierdzić, że nieprawdą jest powszechne nazywanie przez alianckich pancerniaków każdego działa pancernego Ferdynandem, a czołgu Tygrysem.
Nawet trudno wskazać źródło takich twierdzeń, poza gdybaniem współczesnych, nielicznych historyków, z reguły powtarzających taka opinię za innymi.
Nawet błędna identyfikacja trafionego przeciwnika była szybko weryfikowane – na tym etapie wojny alianci nacierali, więc pola bitew z reguły szybko trafiały w ich ręce i weryfikacja zgłoszeń zniszczonych pojazdów wroga była łatwa.
A na polu bitwy ci pancerniacy, którzy błędnie identyfikowali pojazdy przeciwnika żyli znacznie krócej od i tak niskiej średniej życia czołgistów.
Relacje o Ferdynandach pod Studziankami mogły się brać z zaobserwowania na polu walki niszczycieli czołgów Marder III, które p. Żynda wymienia w swoim precyzyjnym zestawieniu, a które od biedy mogły przypominać z odległości Ferdinanda, a precyzyjniej mówiąc – jego wersję rozwojową – Elefanta. A Mardery III pozostawały na uzbrojeniu lądowej dywizji Luftwaffe, czyli dywizji Hermann Goring. A to, że Marder był 7 razy lżejszy od Elefanta, to już drobiazg.
Piewcą pogromców Elefantów i Tygrysów przez naszych pancerniaków był Janusz Przymanowski, „ojciec” Czterech Pancernych i to jemu można przypisać chęć koloryzowania potęgi przeciwników.
Studzianki były tak naprawdę typowym dla frontu wschodniego pyrrusowym zwycięstwem – straty polskie i radzieckie kilkakrotnie przewyższały niemieckie.
O żałosnych „mądrościach” niejakiego Janka nawet szkoda pisać, bo byłoby to znęcanie się nad niepełnosprawnym. „Nie znom sie, tosie wypowim”. Kolejne dziecko „nowego” spojrzenia na historię i wymyślania jej na nowo.
Nie ma sensu takiemu tłumaczyć, jak precyzyjna była ewidencja pojazdów bojowych Wehrmachtu, nawet przy jak na Niemcy masowo produkowanych Pz IV.
Że Ferdinandów wszystkich wyprodukowano bodaj 91, a ich przeróbek na Elefanty było z 50, bo reszta już nie istniała latem 44`.
Że ważyły 65 ton, więc nie przerzucano ich na lewo i prawo po linii frontu, bo nie było za bardzo czym, a nawet przy lekkich czołgach unikano ich samodzielnych przejazdów z racji na niskie resursy silników i zawieszenia, więc gdzie się dało wożono je koleją.
I tak dalej, i tak dalej…..
A co do książki – niestety, jawi się jako błaha i niewiele mająca wspólnego z faktami.
Ranking pancerniaków – dziwny dosyć i na swój sposób zabawny. A już uznanie p. Orlika za jednego z najlepszych asów pancernych ever – kpina.
Pomijam, że należy jego rekord traktować bardzo ostrożnie, bo na większość jego sukcesów brak dowodów i świadków, poza jego osobistą relacją. Nawet zaangażowanie legendy polskiej i światowej historiografii „pancernej”, J. Magnuskiego, nie pozwoliło nawet zidentyfikować przekonywająco typów zniszczonych przez Orlika czołgów.
Ćwierć wieku temu, na fali upadku ustroju słusznie minionego (acz powracającego), uczestniczyłem w spotkaniu z weteranem 39`, partyzantem AK i kawalerem londyńskiego Virtuti.
Pan tenże opowiadał o swoim największym dokonaniu – w rozsypce i panice wrześniowego odwrotu z armaty przeciwpancernej zniszczył 7 niemieckich czołgów, o czym obficie opowiadał ku entuzjazmowi zebranych, nota bene w większości członków Koła Naukowego Historyków naszej uczelni.
Sporo mi nie pasowało w jego opowiadaniu, no ale bohater, człowiek wiekowy, sterany życiem, długo nie uznawany….
Ale podkusiło mnie i zapytałem go, czy pamięta jakiego typu były te zniszczone przez niego czołgi?
– „Wszystkie Tygrysy!”.
Tak a propos……
Drogi komentatorze, bardzo dziękujemy za tak obszerny i wyczerpujący wpis. Wyjaśnił Pan wątpliwości innych dyskutantów, ponadto dokonał merytorycznej krytyki książki, z którą się zapoznał, a nie tak po prostu, jak większość osób krytykuje coś czego nie zna. Ponadto podzielił się Pan z nami swoim autentycznym doświadczeniem rozmowy z jednym z wojennych weteranów. Zachęcamy do dalszego odwiedzania naszego portalu i włączania się w dyskusję. Tacy komentatorzy są na wagę złota. Pozdrawiamy serdecznie :)
Nawet jeśli Orlik zniszczył nie 20, a tylko 10 czołgów to i tak jest asem pancernym. Bo czym ten Orlik w 1939 roku dysponował ? A była to tankietka TKS z nkm 20 mm. jedna z zaledwie 24 sztuk które przezbrojno do września o masie 2,65 t. Natomiast walczył z no właśnie PzKpfw I o masie 6 t.który był właściwie przerosnietą tankietką uzbrojoną w dwa km. 7,92 mm. PzKpfw II masa 10 t. działko 20 mm. km 7,92 mm. Oraz Czeskie PzKpfw 35 10,5 t. i PzKpfw 38 9,7 t. obydwa uzbrojone w działko 37 mm. i 2 km. 7,92 mm. Natomiast wspomniane 20 czołgów zniszczył prawdopodobnie we współpracy z innym TKS też uzbrojonym w nkm 20 mm.
LOL, zanim doczytałem do Pańskiego postu, odpowiadałem na to, co napisał B. Żynda i przytoczyłem właśnie te wspomnienia o „niszczeniu Tygrysów w 1939 roku” (oczywisty nonsens). Dla jasności – nie próbowałem plagiaryzowac, a tylko przytoczyłem post, który wcześniej przeczytałem i jasno stwierdziłem, że czytałem czyjś (jak się okazuje – Pański) post na taki temat.
Na marginesie. W 39 większość niemieckich czołgów to były PZKw2 i trochę czeskich. Wobec nich 20 mm działko w TKS było całkiem groźną bronią a niska sylwetka tankietki ułatwiała ukrycie przed nieprzyjacielem. Niemcy stracili w tej kampanii bardzo wiele vczołgów więc ten sukces jest dość prawdopodobny.
Najwięcej było PzKpfw I, no chyba że je klasyfikujemy jako wyrób czołgopodobny.
„na zdjęciu”-Pułkownik St.Maczek-nie generał!!!
Zdjęcie na”psim polu” zniszczonej niemieckiej kolumny… Gdzie te ciężarówki? Gdzie ta „technika”? Same furmanki i pozabijane konie… Zdjęcie jak z bitwy nad Bzurą z września 39ego…
Ojoj, zwarcie w mózgu bo bajka o zmotoryzowanym wermachcie nie chce się wyleczyć?
Z panterą w lewym dolnym rogu i shermanem w prawym górnym. Bzura 39’…
Oprócz ORLIKA pozostali mogą asom buty czyścić……bo raz czy dwa cokolwiek zrobił gośc uznany za asa? była wojna i walczyć …gośc dostał virtuti bo jego ludzie uwolnili kanadyjczyków? oni powinni dostać virtuti…ciekawe czym by zaskoczył jeszcze ORLIK gdyby miał takiego Tygrysa..
PAMIETAMY TYLKO O ZOLNIERZACH KTORZY WALCZYLI NA ZACHODZIE I ODAJEMY IM HONORY ZAPOMINAJAC O ZOLNIERZACH SPOD LENINO KTORZY WALACZYLI U BOKU ARMII CZERWONEJ ZAPOMINAMY O WALKACH NA WALE POMORSKI O STUDZIANKI CZY FORSOWANIU ODRY I BITWE O BERLIN A DZIS SA BOHATERAMI ZOLNIERZE WYKLECI