W Warszawie i całym Królestwie Polskim rozbrajano Niemców jeszcze przed 11 listopada. Działo się to bez planu i kierownictwa, spontanicznie, na fali ogarniającego naród entuzjazmu. W niektórych miejscach dochodziło nawet do wymiany ognia. Ile polskich ofiar pochłonął ten przełomowy miesiąc?
Euforia przeplatana z chaosem. Pierwsze dni, a nawet tygodnie niepodległej Polski można opisać tymi właśnie słowami. W czasie, gdy trwały zażarte spory i dyskusje na temat kształtu państwa, w Warszawie wciąż przebywały niemieckie wojska. Podobnie było w Krakowie oraz całej Galicji Zachodniej, gdzie Polacy musieli uporać się z Austriakami.
N części ziem polskich usuwanie i rozbrajanie zaborczej administracji wymagało jedynie silnego nacisku. Austriacy wycofywali się praktycznie bez większych strat po stronie polskiej. Wkrótce udało się ich wyprzeć z takich miast jak Kraków, Lublin, Dęblin czy Kielce. Niestety ewakuacja Niemców z terenów Królestwa Polskiego nie przebiegała równie sprawnie.
Wyzwolić Warszawę
Kiedy Józef Piłsudski wrócił do Warszawy, zastał w stolicy chaos. Trwały spory o władzę w kraju, a radość z wyzwolenia wciąż okraszona była niepewnością. Na dodatek w mieście wciąż stacjonowały tysiące niemieckich żołnierzy. Zdemoralizowani klęską w wojnie, ale wciąż uzbrojeni, stanowili zagrożenie dla niepodległej Polski.
Piłsudski zdawał sobie sprawę z tego, że odpowiednio podburzeni ludzie chętnie wymierzyliby sprawiedliwość dawnym okupantom. Chciał jednak uniknąć ofiar i kolejnej wojny. Tymczasem nie zdążył się nawet dobrze wyspać po wyczerpującej podróży z Berlina, gdy już zjawiła się u niego delegacja niemieckiej Rady Żołnierskiej. Marszałek wspominał później:
Gdym zdziwiony tą delegacją zapytał, czego mogą chcieć ode mnie, stwierdzili, że są gotowi poddać się wszystkim moim zarządzeniom, bylebym im zagwarantował życie i swobodny odjazd do ojczyzny.
W zamian za możliwość bezpiecznego opuszczenia Warszawy zażądano od Niemców oddania łączności telefonicznej i telegraficznej, parku kolejowego oraz sprzętu wojskowego wraz z bronią. Dawni okupanci zgodzili się na ten układ. W praktyce rozbrajanie ich okazało się o wiele trudniejsze. Choć atmosfera wrogości w stosunku do zaborców nieco się uspokoiła, stale dochodziło do incydentów.
Mimo tych komplikacji już 11 listopada na ulicach Warszawy rzadko można było dostrzec przedstawiciela dawnej okupacyjnej armii. Nie obyło się jednak bez rozlewu krwi. Bilans polskich strat w Warszawie do 12 listopada wynosił 10 ofiar śmiertelnych oraz 30 rannych. Co gorsza, problem z rozbrojeniem Niemców w stolicy wcale nie został w pełni rozwiązany. 8 tysięcy żołnierzy zajęło Cytadelę, wyrażając gotowość do walki z Polakami.
Podobnie sytuacja rozwinęła się w Jabłonnie koło Legionowa. Stacjonujący tam niemieccy żołnierze nie chcieli oddawać broni Polakom, obawiając się, że mimo porozumienia Rady z Piłsudskim zostaną zamordowani. Znaczenie dla nich mógł mieć też fakt, ze powrót do domu bez broni traktowali jako ujmę na swoim honorze. Podczas rozbrojeń, których dokonywali między innymi żołnierze Polskiej Organizacji Wojskowej, nieraz dochodziło do incydentów oraz wymiany ognia. W wyniku walk ginęli pojedynczy Polacy.
Piłsudski postanowił reagować, tym bardziej, że w tym samym czasie także z innych części dawnego Królestwa dochodziły do niego informacje o problemach z pokojowym przekazywaniem broni. Kraj tymczasem pogrążał się w chaosie politycznym. Ostatecznie zezwolono Niemcom na wyjazd z Warszawy z zachowaniem broni – polecono im oddać ją dopiero na stacjach granicznych. Uspokoiło to napiętą atmosferę, choć nawet wówczas w trakcie zwalniania Cytadeli przez załogę byłych zaborców doszło do wymiany ognia.
Późniejsza ewakuacja przebiegała już sprawnie i bez ofiar. 19 listopada stolicę opuścili ostatni niemieccy żołnierze. Łącznie wyjechało ich około 30 tysięcy. Poza Warszawą sytuacja była jednak o wiele trudniejsza.
Krwawe rozbrojenie
W Łodzi rozbrojenie przeprowadzono spontanicznie i w wyniku narodowych manifestacji. Niestety nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. W wyniku starcia na ulicy Konstantynowskiej zginęło kilku Polaków i Niemców. Z kolei podczas natarcia na Dworzec Fabryczny okupanci zadźgali bagnetami na śmierć żołnierza Bolesława Sałacińskiego. Łącznie w mieście straty po stronie polskiej wyniosły 5 osób. 13 listopada zorganizowano im uroczysty pogrzeb. Trumny poległych niosły na zmianę dziesiątki tysięcy ludzi.
Spontaniczny charakter miało też rozbrojenie okupanta w Częstochowie. Udział w tym przedsięwzięciu brali nie tylko wojskowi, ale i ludność cywilna. 1 listopada wieczorem bezkrwawy dotąd proces przerwała wymiana ognia. W jej wyniku zginęło kilku Polaków. Wśród nich znalazł się Władysław Zagórski, syn późniejszego posła Józefa Zagórskiego.
W wielu miastach i miasteczakach sprawnie i skutecznie odbierano Niemcom broń. Tak było między innymi w Ciechanowie i Kaliszu. Z kolei w Mławie rozbrajającym okupantów 50 peowiakom towarzyszyła młodzież szkolna. Wszystko przebiegało bez większych przeszkód, aż przy granicy z Prusami jeden z żandarmów niemieckich śmiertelnie ranił Henryka Sokalskiego – ucznia mławskiego gimnazjum. Pogrzeb młodzieńca zgromadził całe miasto.
W niektórych mniejszych miejscowościach mieszkańcy napotykali na bardziej zdecydowany opór. W Sieradzu w wyniku starć zginęło aż 4 Polaków. Tragiczne było też zakończenie wyzwalania Łomży, gdzie zginął komendant POW – Leon Łuczyński. Nawet mimo to miasto zostało szybko opanowane.
Ostatnie okrucieństwo Niemców
Miejsc, gdzie ginęli pojedynczy Polacy, było więcej. Najtrudniejsza sytuacja powstała jednak w Międzyrzecu Podlaskim, gdzie wyzwalanie przebiegło zupełnie inaczej, niż na reszcie ziem polskich. To tam padło więcej ofiar, niż gdziekolwiek indziej w Królestwie. Były to najbardziej dramatyczne zajścia z całego listopada 1918 roku.
Początkowo nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii. Mieszkańcy Międzyrzeca skutecznie rozbroili Niemców i wydawało się, że miejscowość jest pod polską kontrolą. Jednak w nocy z 15 na 16 listopada do miasta wkroczyły silne i zorganizowane oddziały niemieckie. Jeden z Polaków tak opisywał ten moment:
Nagle łomot, trzask wywalonego okna. Do pokoju, gdzie sypiał syn, pada granat i wybucha. Słyszymy, jak ktoś dobija się do drzwi. Za chwilę padają wyłamane. Do domu wchodzą Niemcy. Zajrzeli do naszego pokoju, szukają dalej (…) Po rewizji słyszę „Pójdzie Pan z nami do Białej i będzie tam rozstrzelany”.
Rabunki, mordy i represje dotknęły każdego z mieszkańców, kto był choćby podejrzewany wcześniejsze rozbrajanie zaborców. W wyniku niemieckiego okrucieństwa życie straciło 44 Polaków, w tym jeden 7-letni chłopiec. Wzrosły też obawy, że podobny los może czekać inne pobliskie miejscowości. Byłaby to prawdziwa katastrofa. W razie kontrofensywy podzieleni i słabo zorganizowani obrońcy polskiej niepodległości nie zdołaliby bowiem odeprzeć kilkudziesięciu tysięcy niemieckich żołnierzy. Rokowania na szczęście dały jednak w końcu efekty. 18 listopada Niemcy zgodzili się opuszczenie ziem polskich i oddanie broni przy granicy.
Całkowite wycofanie się wojsk zaborczych z odrodzonego kraju pozwoliło w końcu na skupienie się na wewnętrznych problemach państwa. Naród polski wciąż nie wiedział przecież, w jakim kształcie odrodzi się upragniona Rzeczpospolita. Za ten spokój słono jednak zapłacono. Rozbrojenie Niemców kosztowało niepodległą Polskę około 100 ofiar śmiertelnych i kilkaset rannych. Taki był bilans strat listopada 1918 roku.
Inspiracja:
Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Piotra Bojarskiego pod tytułem „Cwaniaki”, opisująca między innymi rozbrajanie Niemców w Warszawie w listopadzie 1918 roku.
Bibliografia:
- Antoni Czubiński, Historia Polski XX Wieku, Wydawnictwo Nauka i Innowacja 2012.
- Marian Marek Drozdowski, Andrzej Zahorski, Historia Warszawy, Wydawnictwo Jeden Świat 2004.
- Lech Królikowski, Krzysztof Oktabiński, Warszawa 1914-1920, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne 2007.
- Piotr Łossowski, Zerwane pęta – usuwanie okupantów z ziem polskich w listopadzie 1918 roku, Państwowy Instytut Wydawniczy 1986.
- Marek Rezler, Polska Niepodległość 1918, Wydawnictwo Poznańskie 2018.
- Lech Wyszczelski, Warszawa – listopad 1918, Bellona 2008.
KOMENTARZE (3)
Cywilizowany naród. Przynajmniej powiedzieli „pójdzie pan z nami”, a nie „polska świnio”.
Niestety, autor książki „Cwaniaki” pominął ppor. Mieczysława Palucha, który, jak nikt inny, wyprowadził Niemców w pole (zamach na ratusz i przejęcie kontroli nad armią niemiecką w Wielkopolsce, spolszczenie Służby Straży i Bezpieczeństwa – dzięki czemu Niemcy sfinansowali nam utrzymanie ok. 2000 żołnierzy – przyszłych Powstańców, przejęcie bez walk fortyfikacji poznańskich, przejęcie 2. wystrzałami armatnimi lotniska Ławica z cennym łupem…). Szkoda, bo książka byłaby jeszcze bardziej interesująca.
O Wielkopolsce ani słowa ,bo przecież tam dowodził major Taczak ,a później generał Dowbor-Muśnicki. Natomiast Piłsudskim nie interesował się w Poznaniu pies z kulawą nogą. O Powstancach Wielkopolskich ,wyznawcy Piłsudskiego nie chcą pamiętać. Ale samoloty zdobyte na Ławicy ,to wzięli bez podziękowania. Żołnierze z Wiekopolski ,Pomorza ,Błękitna Armia Hallera i byli żołnierze armii Carskiej byli najlepiej wyszkolonymi żołnierzami WP. Natomiast z armii Austro-Węgier poza zawodowymi żołnierzami to zwykła cywil banda była.