Pochodzili z Wielkopolski, Śląska, Pomorza, Warmii i Mazur. W 1914 roku ubrano ich w mundury w kolorze feldgrau, na głowy wciśnięto pikielhauby i wysłano na wojnę. Przyjeżdżali na front, walczyli, czasem ginęli. Zastępowali ich kolejni. Ilu? Nie sposób dokładnie policzyć, ale możemy spróbować oszacować ich liczbę.
„Wyruszyłem na wojnę w mundurze niemieckim” – wspominał Bohdan Hulewicz, późniejszy pułkownik Wojska Polskiego. Już w 1914 roku próbował wytłumaczyć Francuzom, dlaczego napadł na ich kraj:
Nie jestem Niemcem. Jestem Polakiem (…) z Poznańskiego. (…) W Poznańskiem rządzą Niemcy. Mnie i całą tamtejszą młodzież wcielono do wojska. Nikt nas nie pytał, czy chcemy, czy nie chcemy iść na wojnę.
Mówił prawdę – Polacy urodzeni w Wielkopolsce, na Śląsku, Pomorzu, Warmii i Mazurach byli obywatelami Cesarstwa Niemieckiego i podlegali obowiązkowi służby wojskowej. Jeszcze w XIX wieku pod niemieckim sztandarem toczyli krótkie i bezsprzecznie zwycięskie wojny z Danią, Austrią i wreszcie z Francją, choć nie wszystkim się to opłaciło. Dzielne czyny polskich poborowych i niewdzięczność zaborcy opisał w noweli z 1882 roku „Bartek zwycięzca” Henryk Sienkiewicz.
Akcja germanizacja?
Pisarz nie lubił Niemców, ale trudno mieć mu to za złe w epoce Kulturkampfu. Kajzerowskie wojsko także starało się zgermanizować polskich żołnierzy, zakazując używania ojczystego języka. Celowe „pranie mózgu”? Niekoniecznie.
Badacz dziejów Śląska prof. Ryszard Kaczmarek zauważył, że choć wielu oficerów niemieckich miało poczucie przewagi cywilizacyjnej nad Polakami, to stosowane w wojsku metody miały po prostu prowadzić do modernizacji społeczeństwa – fakt, na niemiecką modłę i z teutońskim wdziękiem.
Zakaz mówienia po polsku miał bardzo pragmatyczne podłoże. Okazało się bowiem, że poborowych trzeba nauczyć języka niemieckiego – wbrew pozorom duża część rekrutów znała go słabo. Dopuszczano zresztą pewne wyjątki. Na przykład w 23. Pułku Piechoty z Nysy jeszcze pod koniec XIX wieku podczas mszy wygłaszano kazania po polsku, żeby cesarscy żołnierze zrozumieli, co się do nich mówi.
Raczej nie prowadzono też prześladowań ze względu na pochodzenie i Polacy otrzymywali stopnie oficerskie. Warto jednak pamiętać, że w armii niemieckiej nasi rodacy bardzo rzadko pełnili funkcje dowódcze. Tymczasem w pozostałych armiach zaborczych – austro-węgierskiej i rosyjskiej – droga do kariery wojskowej stała przed nimi otworem.
Śląski pieron – postrach Francuzów
Mobilizację tuż po wybuchu I wojny światowej przeprowadzono szybko i sprawnie. „Staje młodzież miejscowa i okoliczna, zasilona pokaźnym zastępem rezerwistów z Pleszewa i tamtejszej okolicy, aby wypełnić swój ciężki obowiązek (…) Na rozkaz cesarza stać się ofiarą molocha wojny” – przytaczał prof. Kaczmarek przykład ze Śremu w Wielkopolsce, gdzie stacjonował 2. Batalion 47 Pułku Piechoty.
Niektóre zmobilizowane jednostki z polskimi poborowymi zdążyły nawet wziąć udział na początku września 1914 roku w bitwie nad Marną. Jednak sto lat później trudno prześledzić ich los. Choć pamięć o służbie w armii u kajzera była obecna we wspomnieniach rodzinnych mieszkańców zaboru pruskiego, to jednak w praktyce została usunięta ze zbiorowej świadomości. Jak pisze prof. Kaczmarek:
Nie istnieją osobne „polskie” pułki, dywizje, czy brygady, jak to było w armiach rosyjskiej i austriackiej. Polacy w armii kajzera służą jako żołnierze, podoficerowie, rzadko oficerowie, w mieszanych pod względem etnicznym jednostkach, które są częścią oddziałów niemieckich walczących prawie na wszystkich frontach pierwszej wojny światowej, ale nie sposób ich nazwać polskimi. Nie mają polskich dystynkcji, specjalnych odznak na mundurach, co więcej, zabrania się im używania języka polskiego.
Najłatwiej jest szukać śladów Polaków w niemieckich szeregach, posiłkując się językiem. I tak na przykład krakowski „Ilustrowany Kuryer Codzienny” 27 października 1914 roku donosił za „Gazetą Gdańską” (która z kolei cytowała gazety niemieckie), że Francuzi obawiają się bardzo oddziałów złożonych z polskich górnośląskich poborowych, gdyż ci szli do ataku na bagnety z okrzykiem „Hopla, pieronie, na bok z pyskiem!”.
Oko w oko z rodakami
Największą tragedią naszych rodaków nie była jednak konieczność stawania do walki w obcych mundurach, ale fakt, że bywało, iż walka ta okazywała się bratobójcza. Już na początku grudnia 1914 roku Polacy spotkali się pod Arras. Niestety – we wrogich okopach. Z jednej strony polscy poborowi w niemieckich mundurach, na naprzeciwko w okopach francuskich – ochotnicy służący w oddziale Legii Cudzoziemskiej zwani Bajończykami.
Ci drudzy wystawili sztandar z białym orłem i próbowali nawiązać kontakt ze „swoimi”. Rozmawiali po polsku, śpiewali piosenki – wszystko po to, by zachęcić rodaków do przejścia na stronę aliancką. Dowództwo niemieckie postanowiło nie ryzykować. Polscy poborowi zostali przeniesieni na inny odcinek frontu, gdzie nie groziła im agitacja.
Zdarzały się i inne spotkania. Pisarz i krytyk literacki Cezary Jellenta z Warszawy z swoim dzienniku pod koniec października 1914 roku zapisał, że żołnierze niemieccy nie zawsze byli Niemcami. Na własne oczy widział prowadzonych jeńców – Polaków w mundurach cesarskiej armii:
Niektórzy idą smutni (…), niektórzy uśmiechają się do gawiedzi, gwarzą lub usiłują gwarzyć po polsku. Dobry ludek warszawski, pomimo drwiących okrzyków, cieszy się swojakami, daje im papierosy, brata się. W ten sposób odbywa się już częściowe zjednoczenie Polski.
Podobne spostrzeżenia mieli delegaci i delegatki Komitetu Opieki nad Jeńcami w Warszawie, którzy udzielali pomocy więźniom kajzerowskim. Zdawali sobie sprawę, że ich „podopieczni” to grono „Poznaniaków, Ślązaków i Mazurów w obcych mundurach, ale swoi i bliscy sercem i mową”.
Polska krew przelana za niemiecką sprawę
Polscy żołnierze – jak większość wojska cesarskiego – służyli głównie na zachodzie Europy: w Belgii, Luksemburgu i we Francji. Brali udział w ciężkich i krwawych walkach pod Verdun i nad Sommą. Bywało jednak, że czasami przerzucano ich na front wschodni czy włoski. Straty były analogiczne do tych, poniesionych przez oddziały „etnicznie” niemieckie, a więc bardzo duże. W najgorszej sytuacji znajdowali się piechurzy. Wraz z oddaleniem od pierwszej linii frontu – w kawalerii lub artylerii – szanse na przeżycie rosły.
Wspomnienia pozostawione przez Polaków biorących udział w Wielkiej Wojnie po stronie niemieckiej nawet po upływie stu lat mogą wywołać dreszcze. Na przykład żołnierz z Wielkopolski relacjonował:
Ogień się wzmaga z każdą chwilą. (…) Trupów leży już jak snopów na polu. Słychać trąbkę. Sygnał do ataku. (…) Biegniemy. Kilkunastu pada. Co krok nowi padają. (…) Charczą konający, drgają, przewracają oczy. W nieprawdopodobnych pozycjach (…) ci, którzy już niczego nie potrzebują”
Z kolei poborowy z Pomorza, który był świadkiem śmierci grupy żołnierzy niemieckich, opisywał: „Może pięciu, może sześciu. Świst i krach; prawie w sam środek tej gromadki uderzył granat. Ziemia, strzępy ubrania, części ciała ludzkiego spadają na nas. Oniemiałem! Z owych ludzi nie pozostało ani śladu”
.Najwięcej ofiar śmiertelnych przyniosły starcia na samym początku wojny w 1914 roku, kiedy to dowódcy dopiero przekonywali się o sile ognia artylerii oraz karabinów maszynowych, a także w 1916 roku, gdy obie strony próbowały wykrwawić przeciwnika pod Verdun i nad Sommą. Wówczas też wyszło na jaw, że do oddziałów wcielano rekrutów zbyt szybko, a szkolenie było niewystarczające. Jeden ze „szczęściarzy”, którym dane było przeżyć, wspominał:
Zachowywaliśmy się całkiem niewłaściwie. Ja na przykład, gdy pierwszy granat uderzył niedaleko, patrzyłem z osłupieniem, że wszyscy rzucają się na ziemię. Dopiero na myśl, że mogę się narazić na karę – padałem, gdy inni już wstawali.
Nic dziwnego, że z jego grupy 45 nowicjuszy, których wysłano jako uzupełnienie do Flandrii, po dwóch dniach walk zginęło lub zostało rannych aż 36.
Obco brzmiące nazwisko
Całkowitej liczby poległych Polaków w niemieckich mundurach nie sposób jednak precyzyjnie ustalić, bo na listach strat – rannych i zabitych – najczęściej określano ich zgodnie z obywatelstwem jako Niemców. Mogły też mylić nazwiska – to, że czyjeś brzmiało polsko, nie oznaczało wcale, że żołnierz czuł się naszym rodakiem – i odwrotnie. Wielu posiadaczy niemieckich nazwisk było zadeklarowanymi Polakami.
Losy przynajmniej części spośród poległych, rannych i zaginionych, którzy zostali umieszczeni na Deutsche Verlustlisten, starają się przybliżyć grudziądzanie Aleksandra Kacprzak i Mariusz Żebrowski. W pisanych gotykiem spisach List Strat Armii Pruskiej znajdują nazwiska takie jak: Kosbierski, Kendiorski, Koslowski, a także imiona, stopnie, nazwy i numery jednostek, powiaty pochodzenia, miejsca bitew oraz informacje o tym, co spotkało danego żołnierza.
Dzięki ich pracy niektóre rodziny odnalazły swoich krewnych – prapradziadków czy braci swoich pradziadków – i dowiedziały się o ich cierpieniach w czasach Wielkiej Wojny. Wciąż jednak los wielu naszych rodaków, którzy walczyli pod kajzerowskimi sztandarami pozostaje nieznany. Nie wiemy też, ilu ich właściwie było.
W latach międzywojennych, gdy temat był jeszcze świeży, szacowano, że do niemieckiej armii zmobilizowano 780–800 tysięcy Polaków. W mundurach zaborcy poległo 108–110 tysięcy z nich, a dwa razy tyle odniosło rany lub zostało inwalidami wojennymi. Na ile te dane są zgodne ze stanem faktycznym? Cóż, tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.
Inspiracja:
Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Piotra Bojarskiego pod tytułem „Cwaniaki”. Opisująca losy poznaniaków w niemieckich mundurach, którzy w szeregach Polskiej Organizacji Wojskowej Zaboru Pruskiego przygotowują Powstanie Wielkopolskie.
Bibliografia:
- Polski wir I Wojny 1914-1918, oprac. Agnieszka Dębska, Ośrodek Karta, Warszawa 2014
- Bohdan Hulewicz, Wielkie wczoraj w małym kręgu, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1973
- Ryszard Kaczmarek, Polacy w armii kajzera na frontach I wojny światowej, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014
- Jan Dąbrowski, Wielka Wojna 1914-1918, Napoleon V, Oświęcim 2015
- Maryla Rzeszut, 9.5 mln nazwisk jest na Deutsche Verlustlisten! Jak potomkowie odnajdą dziadków, pradziadków…, „Gazeta Pomorska”, 22 stycznia 2012 r.
KOMENTARZE (21)
To była chyba armia pruska. Mój ojciec w czasie wybuchu wojny w 1914 roku skończył 18 lat i od razu był wcielony właśnie do armii pruskiej i trafił na front. W czasie krwawej bitwy pod Verdun został ranny, jako jeniec był we francuskim szpitalu polowym, a potem trafi do niewoli.
Wojska Cesarstwa Niemieckiego składały się z czterech kontyngentów: pruskiego, bawarskiego, saskiego i wirtemberskiego – II Rzeszę tworzyły królestwa Prus, Saksonii, Bawarii, Wirtembergii i pomniejsze księstwa. Trzy ostatnie były podległe dowództwu pruskiemu, ale trudno nazwać całość wojskami pruskimi, tym bardziej, że nawet formalnie wojska lądowe nazywały się po niemiecku Deutsches Heer. Natomiast faktem jest, że większość Polaków mieszkała w Królestwie Prus i stąd trafiała do kontyngentu pruskiego – stąd można mówić o armii pruskiej, choć nie można wykluczyć, że np. w wojskach kontyngentu saskiego nie służyli Polacy. Poza tym, skoro późniejszy wysoki oficer WP Bohdan Hulewicz, również wcielony do wojska w 1914 r., pisał o „wojsku niemieckim”, to przyjąłem ten bardziej ogólny i szerszy zapis.
Moj pradziadek Piotr Helak pochodzil z owczesnej wielkipilski zginal pod koniec wojny w 1918 pod Verdun i nie wiemy gdzie jest pochowany.Nie moge znalezc w zadnych archiwach online informacji. Prosze o pomoc.
Pani Małgorzato,
To może być bardzo trudne, bowiem większość materiałów archiwum Armii Pruskiej została zniszczona lub spłonęła.
Tutaj lista instytucji, które mogą pomóc:
https://ersterweltkrieg.bundesarchiv.de/sites/default/files/documents/content/personensuche_erster_weltkrieg_-_adressliste.pdf
Ja również szukam informacji nt. służby mojego dziadka (12 lat w Armii Pruskiej oraz I WŚ). Sama książeczka wojskowa (Militärpass) daje jakieś pojęcie, ale to wciąż mało.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w poszukiwaniach!
Twój ojciec???To pisząc ten komentarz miałeś 90-95 lat?
Bądź poważny człowieku..
Wtedy Śląsk od sześciuset lat nie miał nic wspólnego z Polską. Kazimierz Wielki zrzekł się jakichkolwiek praw do śląska na rzecz Korony Czeskie. Mówienie o Polakach ze Śląska jest zakłamaniem. Zaraz się dowiem. że Śląsk był pod zaborami…
Racja był czeski, ale artykuł jest o Polakach z zaborów walczących w armii Cesarstwa Niemieckiego! Idąc tokiem twojego rozumowania mówienie o żydach mieszkających w Polsce jest niecelowe gdyż byli oni Polakami!
Odnoszę się do tego „oddziałów złożonych z polskich górnośląskich poborowych”, To jest przekłamanie. Chodzi konkretnie o przymiotnik „polskich” co jest koszmarnym nadużyciem.
Byliśmy Schlesien i Oberschlesien w ramach Prus a nie jakimś polskim obszarem. Tak rozumiem zakłamywanie historii.
Przecież w śląskim przemyśle pracowało dużo Polaków urodzonych poza Śląskiem.
Zresztą wielu Ślązaków było Polakami i do tego polskimi narodowcami. Wystarczy wspomnieć postać Wojciech Korfantego, który był członkiem Ligi Narodowej i bliskim współpracownikiem Romana Dmowskiego.
Może i polskie panowanie na Śląsku zakończyło się wcześnie ale ludność posługująca się polskim językiem dominowała szczególnie w obszarach wiejskich na Górnym Śląsku jeszcze w XIX w. Potwierdzają to chociażby raporty administracji pruskiej po zakończeniu wojen śląskich. Ludzie raczej uważali się za ślązaków niż polaków ale mimo usilnej i agresywnej germanizacji elementy języka i kultury polskiej/słowiańskiej na Górnym Śląsku pozostały bardzo silne.
Szanowny panie, nie „posługująca się polskim językiem” tylko śląskim językiem. Śląskim.
I musiałem przeredagować pańskie zdanie:
„Mimo usilnej i agresywnej polonizacji elementy języka i kultury śląskiej na Górnym Śląsku pozostały bardzo silne.”
Acha, jestem Ślązakiem, nie Polakiem. Z Polską łaczy mnie tylko obywatelstwo.
„Wtedy Śląsk od sześciuset lat nie miał nic wspólnego z Polską.” Bardziej chodziło mi o to, że to zdanie nie jest prawdą tym bardziej nie z powodu tego że Kazimierz Wielki zrzekł się praw do Śląska. Warto przeczytać „Officina ferraria, abo huta i warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego” Walentego Roździeńskiego z XVII wieku żeby zobaczyć jak dialekt śląski do polskiego był podobny jeszcze wtedy. Mieszkańcy korony polskiej i śląska pomimo odrębności raczej porozumiewali się ze sobą bez problemu na przestrzeni wieków. Łączyły ich wspólne pochodzenie, kontakty handlowe, kultura, dawniej władcy z wspólnej dynastii, podobny język. Do XIX wieku na Śląsku nabożeństwa w kościołach na wsiach były odprawianie po polsku co próbowały uniemożliwiać władze Prus, a spotykało się to z buntem ze strony wiejskiej ludności Śląska. Wiadomo też ile osób opowiedziało się za polską opcją w plebiscytach na górnym Śląsku mimo wspomnianej agresywnej germanizacji.
Widzę w Pana wypowiedzi dualizm pojęciowy! Pisze Pan w pierwszym komentarzu o przynależności do Prus, a w drugim o tym, że jest Pan Ślązakiem. narodowość śląską wymyślono na potrzeby niemieckie po II wojnie światowej (taki współczesny kulturkampf). Dlaczego, otóż nigdy w historii Śląsk nie był niezależnym obszarem z własnym językiem i narodowością. Mało tego nikt z państw ościennych tego nie akceptował ani nie uznawał!
Zrzekł się, ale tzw. Śląska Cieszyńskiego, ten tzw. obecni górny czy dolny Śląsk był cały czas w granicach Niemiec, po prawdzie pod okupacją Niemiecką, ponieważ cały Śląsk, oraz tereny wzdłuż Odry i Nysy, a nawet w częściowo w głąb obecnych Niemiec były Piastowskie czyli jednym słowem Polskie
A jakie prawa mają Niemcy do Śląska ,który w 1740 r. odebrali Austrii a nie żadnym Czechom które przestały istnieć w 1625 r. Śląsk a szczególnie jego północną i wschodnią część była zamieszkiwania przez ludność Polska ,dopiero Pruska kolonizacja i zworzenie Niemców na Górny Śląsk zachwiały te proporcje. To że jakiś król zrzekł się czegoś ,bo musiał ,dziwnie koliduje z tym że Niemcy wysuwali pretensje do Polskiej Wielkopolski ,Pomorza ,Warmii czy Gdańska ,które należały do Polski w większości od 1000 lat.
Anonimie! Anonimie! Pewne sprawy bardzo upraszczasz a do uproszczeń innych się czepiasz. Królestwo Czeskie było częścią Cesarstwa Rzymskiego (Narodu Niemieckiego) pod berłem Habsburgów, czyli Austriaków. Po wygranej wojnie z tym cesarstwem i wcześniejszym zawładnięciu części innych krajów niemieckich, król Prus mianował się Cesarzem Niemiec, a Habsburgowie zostali cesarzami austriackimi. W wyniku tej samej wojny Śląsk, będący wcześniej
częścią Królestwa Czech, został odebrany Habsburgom i wcielony do Cesarstwa Niemieckiego. Skomplikowane? 😁
Za to Niemcy byli na Śląsku zaledwie od 1871 roku, bo w tym roku powstały Niemcy. Czyli zaledwie 43 lata w 1914 i 47 lat w 1918. Coś nie za długo ten Śląsk należał do Niemiec. Podobnie „długo” należało do Niemiec – Pomorze i Wielkopolska.
Nie do końca się zgadzam z określeniem „obywatele”. W tamtym czasie wszyscy mieszkańcy nie byli obywatelami państwa tylko poddanymi cesarza. Podobnie było w cesarstwie Austro-Węgierskim i Imperium Rosyjskim. Obywatele byli we Francji.
Dwaj bracia mojego dziadka zginęli podczas I wojny, mam piękny list, który zdążył napisać z niewoli rosyjskiej, byli poznaniakami, mieszkali na swojej ziemi a służyć musieli obcym
Dziadek mojego męża zginął podczas I wojny na północnym wschodzie. Pochodził z Pomorza (okolice Gdańska) musiał więc być w armii pruskiej. Nie wiem, w którym roku zginął. Mam prośbę, pytanie w jaki sposób mogłabym dowiedzieć się czegokolwiek o jego losach? Pozdrawiam i z góry dziękuję za jakiekolwiek sugestie.
Być może Państwo Aleksandra Kacprzak i Mariusz Żebrowski z Grudziądza będą mogli Pani pomóc. Całość projektu poszukiwania polskich nazwisk na pruskich listach strat jest opisana w artykule, z którego korzystałem przy pisaniu tego artykułu pod linkiem:
https://pomorska.pl/95-mln-nazwisk-jest-na-deutsche-verlustlisten-jak-potomkowie-odnajda-dziadkow-pradziadkow/ar/7264964,
a na końcu artykułu podany jest link do strony i adres do polskich badaczy:
„Kto chce dotrzeć do informacji o Verlustlisten, może wejść na stronę: http://www.genoroots.com/armiapruska.php lub skontaktować się mailowo: prusy22@wp.pl„.
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż