Zalecenia wydano na kilka miesięcy przed wybuchem wojny, ale nikt nie zadbał, by wcielono je w życie. Prawdziwa praca ruszyła w przededniu spodziewanej inwazji. A stawką był cały dorobek polskiej kultury.
Wiosną 1939 roku, w atmosferze wojennego zagrożenia, naczelnik Wydziału Sztuki Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego dr Władysław Zawistowski przekazał wytyczne odnośnie zabezpieczenia dóbr kultury polskiej w przypadku wybuchu konfliktu zbrojnego. Ochronie na miejscu miały podlegać:
Zabytki ruchome: archiwa, biblioteki, muzea, zbiory publiczne i prywatne, skarbce kościelne oraz cenniejsze zabytki należące do korporacji publiczno-prawnych i osób prywatnych. Natomiast ewakuacją mają być objęte wyłącznie wyjątkowej wartości dzieła sztuki przede wszystkim polskiej, rękopisy, stare druki oraz archiwalia dotyczące historii państwowości polskiej.
Niestety, ministerstwo ograniczyło się wyłącznie do wydania zaleceń, licząc na samodzielną inicjatywę dyrektorów i prywatnych właścicieli muzeów, bibliotek czy archiwów.
Przywieziono ją w tajemnicy, fałszywie sygnując skrzynie. Muzeum Narodowe w Warszawie
Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, wspominał o krokach, jakie podjął w celu ochrony zbiorów w kierowanej przez siebie placówce:
Po namyśle postanowiłem nic nie wywozić – bo i nie było dokąd – i w miarę możności zabezpieczyć zbiory na miejscu. Sądziłem, że nie można zbiorów rozpraszać i lokować gdzieś w pałacach lub dworach wiejskich czy na przykład w klasztorach oddalonych od wielkich ośrodków, bo grozi im wtedy w czasie wypadków wojennych spalenie czy rozgrabienie, a nie będziemy w stanie zapewnić tym zbiorom dostatecznej opieki personelu muzealnego.
Okazało się później, że moje rozumowanie było słuszne. W kwietniu rozpoczęliśmy w stolarni muzealnej przygotowanie okutych drewnianych skrzyń, wewnątrz wybitych cynkową blachą. Wykonano ich kilkaset. Równocześnie kustosze przygotowywać zaczęli jak najpoufniej wykazy zbiorów, które w kolejności należało pakować.
W czerwcu zgłosił się do mnie Roger Raczyński z zapytaniem, czy zgodzę się na zdeponowanie w Muzeum galerii obrazów z Rogalina. Przywieziono ją w tajemnicy, fałszywie sygnując skrzynie. W lipcu i sierpniu napływać poczęły dalsze depozyty. 25 sierpnia rozpoczęliśmy pakowanie zbiorów według ustalonych list i znosiliśmy skrzynie do podziemi muzealnych.
Wiele dzieł z wiejskich i miejskich pałaców trafiło wówczas pod opiekę dyrektora Lorentza i jego zespołu. Wydawało się, że Warszawa i miejscowości położone bardziej na wschód będą bezpieczne i uda się je uchronić przed działaniami najeźdźcy.
Najciemniej pod latarnią. Ewakuacja krakowskich skarbów
Przygotowania na wypadek wojny czyniono również w kierowanym przez profesora Feliksa Koperę Muzeum Narodowym w Krakowie. W połowie sierpnia 1939 roku rozpoczęto tam pakowanie zbiorów i przewożenie ich z Sukiennic do schronu przeciwlotniczego, usytuowanego w nowo wybudowanym gmachu Muzeum przy alei 3 Maja. Numizmaty umieszczono w beczkach, które zakopano.
Wspaniały Hołd pruski Jana Matejki został wywieziony po pierwszych nalotach na miasto 1 września 1939 roku i ukryty w Zamościu, w podziemiach kościoła św. Katarzyny. Na jego trop wpadło jednak gestapo. Ponieważ zgodnie z porzekadłem najciemniej jest pod latarnią, Polacy już 17 listopada przetransportowali obraz z powrotem do Krakowa i ukryli go w Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego, będącym oddziałem Muzeum Narodowego, gdzie spokojnie doczekał końca wojny.
Sławny ołtarz Wita Stwosza z kościoła Mariackiego został zdemontowany w drugiej połowie sierpnia 1939 roku pod kierownictwem doktora Karola Estreichera juniora przez krakowskich strażaków. Jego główne elementy zapakowano do drewnianych skrzyń i spławiono Wisłą do Sandomierza. Tam w dniu wybuchu wojny ukryto je w gotyckiej, XIV-wiecznej katedrze Narodzenia Najświętszej Maryi Panny i w diecezjalnym seminarium duchownym.
W piwnicy zamurowano 28 skrzyń. Zabezpieczanie prywatnych kolekcji
Prywatne zbiory dzieł sztuki ewakuowano głównie z terenów graniczących z III Rzeszą. Wspomniano już o zbiorach Raczyńskich z Rogalina. Czartoryscy najcenniejsze eksponaty ze swojej słynnej kolekcji przenieśli z Gołuchowa koło Poznania i Krakowa do oficyny pałacu w Sieniawie. Znalazły się tam: Dama z gronostajem Leonarda da Vinci, Portret młodzieńca pędzla Rafaela Santi oraz Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem Rembrandta, a także arcydzieła sztuki złotniczej i pamiątki historyczne po królach Polski.
W piwnicach należącej do rodu kamienicy przy ulicy Kredytowej w Warszawie zamurowano 28 skrzyń i blaszanych rur wypełnionych pochodzącymi z Gołuchowa drogocennymi przedmiotami antycznymi, starożytnymi brązami, wyrobami z kości słoniowej, emaliami limuzyjskimi, szkłami grecko-rzymskimi, obrazami XVI-wiecznych mistrzów francuskich i niemieckich czy pamiątkami osobistymi.
Najcenniejsze dzieła z kolekcji rodziny Tarnowskich, eksponowane na zamku w Dzikowie koło Tarnobrzega, zostały wywiezione do lwowskiego Muzeum Książąt Lubomirskich. Zbiory archiwum i biblioteki zamurowano w piwnicach zamku oraz krypcie grobowej pod klasztorem dominikanów.
Hrabia Alfred Potocki część swojej kolekcji ukrył zręcznie w rozmaitych kryjówkach w pałacu w Łańcucie, natomiast reszta zbiorów pozostała na dotychczasowych miejscach.
Arrasy na barce. Ewakuacja dzieł sztuki po wybuchu wojny
Już po wybuchu wojny Polacy kontynuowali ewakuację najcenniejszych zabytków. Najbardziej dramatyczny przebieg miała akcja wywiezienia 250 obiektów, w tym 138 XVI-wiecznych tzw. arrasów wawelskich zakupionych przez króla Zygmunta II Augusta, ze zbiorów Zamku Królewskiego na Wawelu. Ewakuowano je, ze względu na brak odpowiednich środków transportu, wiślaną barką węglową późnym wieczorem 3 września 1939 roku, pod opieką pracowników zamku.
Po wielu perypetiach spowodowanych szybkimi postępami wojsk niemieckich, panowaniem Luftwaffe w powietrzu i trudnościami ze zdobyciem paliwa ten niezwykły środek transportu z równie niezwykłym ładunkiem, pokonawszy około 250 kilometrów, przybił do brzegu w miejscowości Mięćmierz koło Kazimierza Dolnego. Stamtąd, dzięki zaangażowaniu wielu miejscowych ludzi dobrej woli i pomocy wojska, wawelskie skarby udało się wywieźć – już 18 września 1939 roku przekroczyły rumuńską granicę.
Następnie przez port w Constanzie, a potem Konstantynopol, Pireus, Maltę, Palermo i Genuę drogą morską dotarły do Marsylii we Francji. Po jej upadku polskie skarby znalazły się w Londynie, skąd ostatecznie, z uwagi na groźbę inwazji, polskim transatlantykiem „Batory” wyekspediowano je do Kanady. Do Polski powróciły dopiero w 1961 roku.
Bitwa pod Grunwaldem na konnej platformie
Równie dramatyczne okoliczności towarzyszyły ewakuacji słynnej Bitwy pod Grunwaldem Jana Matejki. Eksponowane w warszawskiej Zachęcie dzieło sztuki malarskiej, obrazujące zwycięstwo Polaków nad niemieckim zakonem krzyżackim, działało na nazistów głoszących teorie o wyższości rasy teutońskiej nad Słowianami niczym czerwona płachta na byka.
Obraz zapakowano w skrzynię i wywieziono z bombardowanej stolicy 7 września 1939 roku na konnej platformie. Transportowi asystowali dyrektor administracyjny Zachęty Stanisław Mikulicz-Radecki z żoną, wiceprezes Zachęty artysta malarz Stanisław Ejsmond oraz artysta malarz Bolesław Surałło. W czasie trwającej dwa dni podróży dwukrotnie zmieniano ostrzelane przez niemieckie samoloty konie.
Ostatecznie obraz został ukryty w specjalnie skonstruowanej ladzie bibliotecznej na Zamku Lubelskim, będącym siedzibą lokalnego muzeum. Na ulicach Lublina, podczas intensywnego bombardowania miasta, zginęli pod gruzami Ejsmond i Surałło.
Mościcki wywozi skarby z Zamku Królewskiego
Z Zamku Królewskiego w Warszawie, siedziby Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, w ramach ewakuacji kancelarii wywieziono na wschód również szereg cennych zbiorów. Jak pisze Stanisław Lorentz, były tam: „dwa obrazy Matejki »Batory pod Pskowem« i »Rejtan na sejmie warszawskim« (…), 2 arrasy z herbem Chaleckiego oraz 17 paczek z zastawą stołową”. Wśród wywożonych rzeczy znajdował się również niezwykle cenny jedwabny perski kobierzec, tzw. Dywan wilanowski z XVI wieku, o którym krążyła legenda, że został zdobyty przez wojska króla Jana III Sobieskiego pod Wiedniem.
Transport wszystkich dóbr wraz z prezydentem Ignacym Mościckim znalazł się wkrótce na zamku Radziwiłłów w Ołyce na Wołyniu. Mościcki pozostawił tam ów cenny depozyt, który został później zagarnięty przez wojska sowieckie. Obrazy Matejki znalazły się w efekcie w muzeum w Łucku. Potem zostały przejęte przez Niemców, natomiast po perskim dywanie wszelki ślad zaginął.
Bibliografia:
Artykuł stanowi fragment książki Dariusza Kalińskiego pod tytułem „Bilans krzywd. Jak naprawdę wyglądała niemiecka okupacja Polski”.
KOMENTARZE (1)
Panie Dariuszu dodałbym jeszcze niezwykle ciekawe losy Szczerbca miecza koronacyjnego królów Polski.