W przeciwieństwie do poprzedników i następców, ten jeden król nie krył się ze swoimi przedmałżeńskimi przygodami. Z dawną konkubiną nadal utrzymywał kontakt. A syna uczynił biskupem.
Jan przyszedł na świat w 1499 roku jako pierworodne dziecko Zygmunta Jagiellończyka (lepiej znanego jako Zygmunt Stary) i jego wieloletniej miłości – Katarzyny Ochstat, zwanej Telniczanką. Romans księcia i morawskiej piękności trwał zapewne od około 1498 roku i ciągnął się, wolny od plotek i skandali, przynajmniej do koronacji Jagiellończyka. Nawet wtedy jednak król nie zamierzał odsuwać od siebie rodziny, a dzieciom chciał zapewnić jak najlepszą przyszłość.
Bękart, ale kochany
Zygmunt, piąty syn Kazimierza IV Jagiellończyka odziedziczył tron polski i litewski w 1506 roku po bezdzietnej śmierci brata, Aleksandra. Nie zamierzał skrywać rodziny przed światem, więc sprowadził ją do Krakowa, by na miejscu otoczyć odpowiednią opieką. Na wychowanie syna łożył spore sumy. Dawał mu też od czasu do czasu kosztowne prezenty: tu 4 grosze na Boże Narodzenie, tam futro na zimę z lisich skórek…
Oczywiście nie było mowy o tym, by Jan został oficjalnie uznany za następcę tronu, ale nie było także przeszkód, aby król innymi drogami zapewnił ukochanemu (i jak dotąd jedynemu) synowi dostatnie życie. Przeznaczył chłopca do kariery duchownej, którą zamierzał pokierować tak, aby ten mógł dzięki wpływom i monarszej protekcji dojść do najwyższych godności kościelnych.
Tymczasem pozycja chłopca na dworze nie należała do najłatwiejszych. Kim właściwie był? Nie śmiano nazywać go królewiczem, bo w istocie tytuł ten mu nie przysługiwał. Księciem także nazywać go nie bardzo wypadało. Zresztą nie chował się w ojcowskiej siedzibie, lecz pod pieczą rajcy krakowskiego Keysera. Karmiła go i wychowywała wynajęta piastunka.
Dopiero kiedy Jan miał kilka lat matka przejęła go na wychowanie. A ojciec z czasem nadał mu nowy tytuł, wskazujący ród i pochodzenie. Nazwano go odtąd „Janem z Książąt Litewskich” (Joannes de ducibus Lithuaniae), co świetnie współgrało z kolejnymi otrzymywanymi godnościami. Król wystarał się bowiem o dyspensę, by jego pierworodny mógł rozpocząć karierę w Kościele, i nadał mu godność szlachecką. W rezultacie już w 1510 roku Jan został kanonikiem krakowskim, a dwa lata później pojechał na studia do Bolonii, gdzie zgłębiał prawo kanoniczne i rzymskie. W tym czasie był już proboszczem płockim i poznańskim. Co więcej, a w latach 1518-1519 pełnił funkcję jednego z królewskich sekretarzy. Awansował wyjątkowo szybko, co podkreśla historyk Julian Bartoszewicz, pisząc, że Jan:
[…] bardzo młodo oblókł się w księżą sukienkę. […] Jeszcze lat nie miał dojrzałych, bo ledwie z dziecinnego wychodził wieku, a już godności kościelne zdobiły go, zaczęły wieńczyć skronie dziecka-kapłana, jakby jakiego posiwiałego męża zasługi.
Można się zastanawiać, jak tę sytuację znosił sam chłopiec? Jeśli wierzyć księdzu Wincentemu Przyałgowskiemu, wręcz świetnie. „Od dzieciństwa sposobiony do stanu duchownego, wyrobił w sobie charakter duszy cichy i skromny, zdaje się iż był się urodził do modlitwy i samotnej rozmowy z Bogiem” – opowiada duchowny.
Biskup bez święceń i namiestnik króla
Mimo tego pobożnego nastawienia, w 1519 roku Jan nadal pozostawał jeszcze bez święceń kapłańskich (przyjął je dopiero w 1531 roku), ale za to był świetnie wykształconym i dobrze rokującym młodym człowiekiem. Dumny ojciec zaczynał już rozglądać się za ciepłą posadką dla niego. Początkowo myślał o Węgrzech, ale ostatecznie zdecydował się na Litwę, gdzie dużo łatwiej było mu przeprowadzić swoją wolę. Gdy więc 5 lipca 1519 roku w Wilnie zmarł biskup Wojciech Radziwiłł, Zygmunt nie zwlekał ani chwili i wysłał do Rzymu, gdzie na tronie Piotrowym zasiadał Leon X, list następującej treści:
Najświątobliwszy Ojcze! Na wakujące teraz biskupstwo wileńskie, w księstwie naszém litewskiém, przedstawiamy Waszej Świątobliwości zacnego i szanownego Jana z książąt litewskich, kanonika płockiego, w przekonaniu, iż równie kościołowi jak krajowi użytecznym będzie. Upraszamy zatem Waszej Świątobliwości, abyś go na tém biskupstwie utwierdzić raczył. Przez wzgląd zaś, że to biskupstwo długiemi wojnami zniszczoném było, dozwolić zechcesz, aby dochody kanonii płockiej przy nim zostały.
[…] Co wszystko abyś Wasza Świątobliwość ze zwykłej dobroci uczynić raczył, jak najusilniej prosimy, za którą to łaskę uszanowaniem i przywiązaniem naszém trwale Waszej Świątobliwości odsługiwać będziemy. Polecając nas samych i państwo nasze Waszej Świątobliwości, życzymy, abyś nam najdłużej zdrów pozostał.
Tym samym za jednym posunięciem Zygmunt zapewnił liczącemu ledwie 21 lat synowi nie tylko stolec biskupi, ale i utrzymanie pokaźnych dochodów z poprzedniego beneficjum. Magnateria litewska kręciła na ten fakt nosem. W Janie widziano nie tyle młodego i zdolnego zarządcę, ile ojcowskiego namiestnika. Zresztą nie bez racji: nowy biskup wileński utrzymywał bliskie kontakty z ojcem i jego żoną, Boną Sforzą. W 1525 roku pielgrzymował z nimi nawet do Szczepanowa, miejsca narodzin św. Stanisława.
Syn Telniczanki wspierał też zabiegi zmierzające do osłabienia pozycji litewskiego możnowładztwa i odzyskania zawłaszczonych dóbr wielkoksiążęcych. Przy tym sam gromadził ogromny majątek i szybko stał się jednym z największych posiadaczy ziemskich w wielkim księstwie. Jednocześnie dbał o rozwój przemysłu poprzez budowę cegielni i wapienników, zarządzał cłami i komorami solnymi, nadzorował dzierżawców. Okazał się bardzo dobrym zarządcą dóbr kapitularnych i biskupich, które wciąż powiększał. Rozbudowywał parafie, konsekrował kościoły, a od 1522 roku przebudowywał katedrę wileńską. Tę ostatnią po pożarze w 1530 roku odbudował zresztą częściowo z własnych środków.
Warto dodać, że Jan wprowadził nowe godności do kapituły katedralnej – scholastyka i kantora. Od 1525 roku skupił się zaś na uporządkowaniu spraw w kościele, godzeniu sporów i wzajemnych interesów. Przykładem może być spór między księdzem podkustoszem katedralnym a zakrystianem o żywe ofiary, przynoszone przez wiernych do kościołów. Biskup potwierdził wyrok kapituły, zgodnie z którym prawo do nich miał ten ostatni.
Szef diecezji wileńskiej skarcił też miejscowych dominikanów za niedopełnianie obowiązków kaznodziejskich, jakie nakładała na ich zgromadzenie ustawa biskupa Tabora. Ustanowił wreszcie i uporządkował uroczyste nabożeństwa w katedrze. A w 1526 roku zwołał synod diecezjalny, którego cele tak przedstawiał podległemu sobie duchowieństwu:
Widzimy dzisiaj i dziwiemy się, że w tém W. Księstwie Litewskiém, tak wiele znajduje się obrządków chrześciańskich, tyle różnic i zmian w wyznawaniu wiary; codziennie napotykamy dziwne błędy, które jak na nieszczęście zaraziły całe duchowieństwo nasze.
Błędami temi napojeni ludzie świeccy, a bez nauki, nabywają złych nawyknień i występnych, nikczemnych obyczajów i codziennie w coraz większe lgną niebezpieczeństwa dla duszy, aż dopóki nie popadną pod klątwy kościelne, bo wbrew wspomnieniom o pradziadach naszych, prowadzą życie rozpasane na zbrodnie.
Co ciekawe, jednym z efektów synodu było zajęcie się przez wileński Kościół oświatą. Nakazano zakładanie szkół przykościelnych i przeznaczono fundusze dla nauczycieli miejskich i wiejskich. Dzięki inicjatywie biskupiej tłumaczyli oni uczniom Pismo Święte nie tylko po litewsku, ale i polsku.
Troszcząc się o swoje owieczki, Jan nie zapomniał także o rodzinie. Wraz z nim do Wilna przyjechała jego owdowiała już matka, wobec której okazywał iście synowską pobłażliwość. Denerwowało to panów litewskich do tego stopnia, że pewnego razu awanturniczo usposobiony Stanisław Radziwiłł rzucił się na młodego biskupa z szablą i ranił go w dłoń! Katarzyna z kolei za nic sobie miała ludzkie gadanie. Aż do śmierci w 1528 roku nieustannie wikłała się w jakieś skandale, dając coraz to nowe powody do plotek.
Rok po stracie matki, w 1529 roku, pierworodny syn króla dobiegł trzydziestki. Zgodnie z prawem, dopiero teraz powinien się starać o godność biskupią, którą pełnił od dekady. Tymczasem jednak skupił swoją uwagę na przyrodnim bracie Zygmuncie Auguście – dziedzicu korony, którego pomógł wynieść na tron wielkoksiążęcy. Sam, ku wielkiemu niezadowoleniu litewskiego możnowładztwa z Radziwiłłami i Gasztołdami na czele, a w imieniu króla i królowej kierował właściwie całokształtem polityki wielkiego księstwa, utrzymując stosunki dyplomatyczne i interesując się obronnością kraju.
Jako biskup wileński Jan zasiadał w radzie książęcej. Skwapliwie korzystał z tego przywileju. Brał też udział w obradach sejmu litewskiego. A gdy tylko na Litwie pojawiał się król, syn mu towarzyszył; często bywał i na Wawelu.
Kielich goryczy w Poznaniu
Rządy biskupie w stolicy wielkoksiążęcej upłynęły Janowi aktywnie i owocnie, ale prawdopodobnie odbiły się niekorzystne na jego zdrowiu. Sprawował je przecież w środowisku trudnym i niechętnym. Gdy więc w roku 1535 umarł Piotr Tomicki, biskup krakowski i kanclerz, a zastąpił go biskup poznański, król Zygmunt zwietrzył okazję, by przenieść ukochane dziecko w spokojniejsze miejsce. Natychmiast postarał się o zatwierdzenie jego nominacji przez papieża Pawła III, a następnie udał się do Wilna, aby osobiście przekazać dobre wieści.
W 1536 roku Jan oficjalnie objął więc nową diecezję, nie mniej prestiżową niż poprzednia. Jego uroczysty wjazd do Poznania miał miejsce 24 marca 1537 roku. Były biskup wileński liczył wówczas 38 lat. Wyglądem, jak pisze Julian Bartoszewicz, przypominał ojca:
Wysokiego był wzrostu, przystępny, pełen godności i taktu. Twarz jego miała rysy przyjemne, nacechowane męstwem rycerskiém. Podobieństwo do króla Zygmunta było zawsze w nim widoczne i uderzało zaraz, chociaż wprawne oko dostrzedz mogło wiele różnicy. Typy familijne Jagielońskiego plemienia, przechowały się w księciu. Brodę zapuścił długą, czarniawego koloru.
Jedyne, czego Jan nie odziedziczył po swoich jagiellońskich przodkach, to długowieczność. Jak gorzko stwierdza Wincenty Przyałgowski,
Od samego urodzenia, gwiazda szczęścia ciągle jemu świeciła, prędko się wyniósł za protekcyą ojca na najwyższy urząd w kościele; potrzeba było żeby i kielicha goryczy skosztował, bo by inaczej Chrystus do chwały swojej go nie przyjął […].”
Nie było dane biskupowi cieszyć się urokami Wielkopolski. Zmarł 18 lutego 1538 roku, jeszcze przed czterdziestką, po tym, jak zapadł na gorączkę czterodniową (febra quartana). Przed śmiercią poczynił liczne zapisy: na rzecz katedry wileńskiej przeznaczył 300 dukatów, a dla siostry Beaty, o której plotkowano, że także była córką króla, liczne dobra ziemskie.
Zgodnie ze swym życzeniem spoczął w katedrze wileńskiej, w ufundowanej przez siebie kaplicy zwanej Januszowską. Pogrzeb odbył się pod koniec marca, rok po przyjeździe Jana do Poznania. Nie wiemy, jak na śmierć syna zareagował król, jednak sądząc po tym, jak traktował syna przez całe jego życie, na pewno po nim rozpaczał.
Inspiracja:
Powstanie artykułu zainspirowała biograficzna powieść Magdaleny Niedźwiedzkiej pod tytułem Bona. Zmierzch Jagiellonów, Prószyński Media 2018.
Bibliografia:
- Julian Bartoszewicz, Królewicze biskupi. Żywoty czterech kapłanów, S. Orgelbrand 1851.
- Jerzy Ochmański, Biskupstwo wileńskie w średniowieczu. Ustrój i uposażenie, Wydawnictwo UAM 1972.
- Adolf Pawiński, Młode lata Zygmunta Starego, Gebethner i Wolff 1893.
- Wincenty Przyałgowski, Żywoty biskupów wileńskich, Petersburg (nakład własny autora) 1860.
KOMENTARZE (2)
Jak długo świat istnieje to zawsze była rozwiązłość i zdrady,a szczególnie u tych bogatych i rządzących!
Nie była to ani zdrada, ani rozwiązłość. Jan przyszedł na świat zanim Zygmunt został królem. Nie ma mowy o zdradzie, bo nie miał żadnej żony ani kobiety, która by go wiązała jakimiś obowiązkami. Czy związek członka rodziny królewskiej z mieszczanką jest niedozwolony moralnie? Raczej nie.