Amerykański żołnierz wysłany do boju w II wojnie światowej wiedział przynajmniej, że jego rodzina nie zostanie bez grosza. Rząd zapewniał sowite odszkodowania. I jeszcze na tym zarobił. A ile mogli dostać sami żołnierze i ich najbliżsi?
Amerykańska armia starała się kompleksowo zadbać o swoich żołnierzy. Zwłaszcza, jeśli pochodzili z poboru. W październiku 1940 roku, gdy II wojna światowa – choć bez udziału USA – trwała już ponad rok, Kongres uchwalił National Service Life Insurance Act, czyli ustawę o ubezpieczeniu na życie w służbie państwowej. Dzięki niej służący w armii amerykańskiej żołnierze mogli wykupić ubezpieczenia na wypadek śmierci lub kalectwa w wyniku szeroko rozumianych działań wojennych.
Oczekiwanie na skok
Jak wysoka była kwota wojennego ubezpieczenia? O sprawie pisze w swoich wspomnieniach „Poza Kompanią Braci” major Richard Winters. Relacjonuje on jak kompania spadochroniarzy oczekiwała na zrzut we Francji. Była późna wiosna 1944 roku. Wiadomo już było wówczas, że wkrótce nastąpi D-Day. Nadejście rozkazu określającego, kiedy barki i samoloty mają wyruszyć, było tylko kwestią czasu.
Wojskowy wplata w opis panującego przed bitwą napięcia także kwestię polisy:
Dla każdego, kto w nim uczestniczył, dzień „D” był jak żaden inny w historii. Oczekiwanie na skok za 10 000 dolarów stanowiło coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy. 10 000 dolarów wynosiła obowiązkowa, regulaminowa kwota ubezpieczenia każdego żołnierza.
Rzeczywiście, rząd gwarantował amerykańskim żołnierzom możliwość ubezpieczenia się. Polisę dzięki programowi National Service Life Insurance mogli zresztą wykupić wszyscy zatrudnieni w armii. Ustawa z 1940 roku stanowiła, że do ubezpieczenia kwalifikował się każdy członek sił zbrojnych, i to bez badania lekarskiego czy przedstawiania historii choroby. Należało jedynie złożyć odpowiedni wniosek i regularnie płacić składkę. Z opcji tej skorzystał także przyszły prezydent, John F. Kennedy, który w czasie II wojny światowej służył na łodzi motorowej.
Żołnierze decydujący się na skorzystanie z programu mieli kilka opcji do wyboru. Polisa mogła trwać pięć lat, kilkadziesiąt lat lub nawet całe życie. Kwota ubezpieczenia wynosiła od tysiąca do 10 tysięcy dolarów. Wysokość składki zależała między innymi od wieku. Średnio płacono 5,5 dolara miesięcznie za każdy tysiąc z sumy oczekiwanej maksymalnej wypłaty. W razie śmierci pieniądze trafiały oczywiście do najbliższej rodziny zmarłego.
Ubezpieczenie od Wielkiej Wojny
Program z 1940 roku nie był pierwszym tego typu rozwiązaniem w USA. Rządowe ubezpieczenie dla personelu służącego w armii amerykańskiej pojawiło się już wcześniej w 1917 roku. W obliczu dołączenia Stanów Zjednoczonych do wojny światowej 6 kwietnia tego roku Kongres przegłosował ustawę nazwaną War Risk Insurance Act (ustawa o ubezpieczeniu w związku z ryzykiem wojennym). W jej ramach za 5,75 dolara miesięcznie można było wykupić roczną odnawialną polisę, która zapewniała pomoc w razie kalectwa lub śmierci.
Ubezpieczenie takie pozwalało wypłacać żołnierzom comiesięczną rentę aż do odzyskania sprawności przez maksymalnie 20 lat. W 1918 roku liczba wykupionych w programie polis wynosiła ponad 4,5 miliona. Wiele z nich było aktywnych jeszcze lata po wojnie.
Kwoty i liczby
Ubezpieczenie zagwarantowane walczącym w II wojnie światowej od początku cieszyło się dużą popularnością. Już w 1941 roku na niespełna dwa miliony personelu funkcjonowało ponad 700 tysięcy polis. Ich liczba znacząco wzrosła po przystąpieniu USA do wojny i związanej z tym rozbudowie sił zbrojnych. W 1942 roku wyniosła ponad 4,5 miliona. Szczyt przypadł na 1944 rok, gdy z NSLI korzystało blisko 16 milionów ludzi, czyli praktycznie każdy członek sił zbrojnych. Łącznie przysługiwały im świadczenia na sumę ponad 121 miliardów dolarów. W dzisiejszych warunkach odpowiada to w przybliżeniu kwocie 3 bilionów dolarów.
Jakie koszty w związku z uczestnictwem w programie rządowym ponosili żołnierze? Dla 25-latka miesięczny koszt pięcioletniej polisy o wartości 10 tysięcy dolarów (którą później mógł przedłużyć na dożywotnią) wynosił 6,70 dolara. Jak można wywnioskować ze wspomnień Richarda Wintersa, zawartych w książce „Poza Kompanią Braci”, nie była to wcale mała kwota. „Żołd szeregowego wynosił 21 dolarów miesięcznie, znacznie mniej od tego, co zarabiałem, zanim się zaciągnąłem” – opowiada major.
Co ważne, ubezpieczenie obejmowało nie tylko śmierć „na linii frontu”, lecz w ogóle „na służbie”. Wliczano w to więc także wypadki podczas ćwiczeń, manewrów czy przygotowań. Nie było przy tym żadnych opłat administracyjnych i dodatkowych prowizji.
Jak wyglądało podsumowanie finansowe gwarantowanego przez rząd wojennego ubezpieczenia? Za okres od 1940 do końca 1949 roku suma wpłaconych składek wyniosła ponad 9 miliardów dolarów. Wypłacono do tego czasu… zaledwie ułamek tej sumy: 1,5 miliarda dolarów. Jednak sporo wypłat – już dla weteranów – było realizowanych jeszcze przez następne lata.
Źródła:
- Frank T. Hines, National Service Life Insurance, „The Annals of the American Academy of Political and Social Science”, t. 227 (1943).
- Government Life Insurance for Veterans, „Social Service Review”, t. 26, nr 1 (1952).
- National Service Insurance Act, US Government Printing Office 1946.
- Cole C. Kingseed, Richard Winters, Poza kompanią braci. Wspomnienia wojenne majora Dicka Wintersa, Napoleon V 2018.
- William A. Poissant, National Service Life Insurance. Its Administration and Experience, „Transactions of Society of Actuaries”, t. 2, nr 3 (1950).
KOMENTARZE (13)
Jak chodzi o „łódź motorową” na której służył Kennedy to była to PT-109 czyli „Patrol Torpedo boat”. Z tej nazwy wynika jakby pływał na jakiejś nieuzbrojonej motorówce a wg naszej klasyfikacji to był kuter torpedowy (chyba że się mylę). I jak dobrze pamiętam to był jej kapitanem. Historia jej kolizji z niszczycielem Amagiri i uratowania załogi to temat na kolejny artykuł ;-)
Chodziło mi o trochę niedokładne określenie „łodzi motorowej”. Tłumacząc dosłownie to bardziej pasuje „łódź patrolowo-torpedowa” albo po prostu „kuter torpedowy”.
Kilka lat temu oglądałem Kompanię Braci i weteran 101. mówił o żołdzie 50 dolarów plus dodatkowe 50 dla spadochroniarzy… Ale może pamięć mnie zawodzi. Proponuję artykuł o wysokości żołdu żołnierzy IIWŚ z przelicznikiem na stan dzisiejszy.
muszę to sprawdzić jeszcze, ale mi się wydawało, że nie mówił o żołdzie, tylko o jednorazowej „premii” za zaciągnięcie się
W materiałach dodatkowych mówił o tym chyba „Babe” Heffron i właśnie Richard Winters. Spadochroniarz US Army otrzymywał wyższy żołd niż piechota (w książce bohaterowie Kompanii Braci wielokrotnie wspominali o tym).
Była mowa o zaciągu, że dawano tyle bo to formacja ochotnicza (nikt nie wiedział na co się de facto pisze, bo pokazano tylko kilka filmów propagandowych i wielu skusiła chęć sprawdzenia się, ale większość pieniądze i nie bycie „mięsem armatnim”), eksperymentalna i przez beton dowództwa uznawana za samobójczą i surowe reguły i trening miały być niejako osłodzone wyższym żołdem i dodatkiem spadochronowym który de facto podwajał żołd przysługujący spadochroniarzowi.
Była też o tym mowa przy rozdziałach w których autor wspominał treningi i koszarowanie już w Wielkiej Brytanii, oraz o urlopach po kampanii normandzkiej, że spadochroniarze ze swoim żołdem i dodatkiem byli królami życia i każdy im zazdrościł.
Była też mowa o tym, że dowództwo po pewnym czasie wywalczyło też dodatek dla wojsk piechoty szybowcowej i dodatek zmienił nazwę z „dodatku spadochronowego” na „dodatek powietrznodesantowy” (z racji, że przysługiwał każdemu noszącemu „gapę” i desantującemu z powietrza).
Czy autor wie, że angielskie billion (10^9) tłumaczy się na polskie miliard?
Zaś po polsku bilion to 10^12?
To częsty błąd w tłumaczeniu i warto doprecyzować.
Często w prasie pojawiają się „kwiatki” że jakiś obiekt ma kosztować biliony dolarów podczas gdy naprawdę, za biliony można by go postawić na Marsie.
No chyba że wychodzimy z założenia że co tam. 9 czy 12 zer to po prostu 'duzo’ :)
Drogi Łamiłepku, wydaje się, że jednak autor się nie pomylił. 121 miliardów w 1944 roku odpowiada mniej więcej 3 bilionom dolarów obecnie. Przeliczenie to jest oparte na wartości siły nabywczej dolara w danym czasie. Co do tego, że wartość ta niezmiernie spadła (ponad dwudziestokrotnie!), nie trzeba nas przekonywać…
Droga Pani”wydaje się” to nie odpowiedz autor pisze tez, że Średnio płacono 5,5 dolara miesięcznie za każdy tysiąc z sumy oczekiwanej maksymalnej wypłaty czyli za 10 tyś. 55 dolarów a dalej czytamy Dla 25-latka miesięczny koszt pięcioletniej polisy o wartości 10 tysięcy dolarów (którą później mógł przedłużyć na dożywotnią) wynosił 6,70 dolara. Ale co ja tam wiem milion czy bilion to tylko cyfry.
Z całym szacunkiem dla polskich żołnierzy z II wś to tak powinno wyglądać prawdziwe wojsko. Żołnierz do walki powinien iść dobrze uzbrojony, wyszkolony i nie może być głodny (najedzony ze względów zdrowotnych też nie, postrzał w ,,pełny” brzuch może się okazać tragiczny) a przede wszystkim musi wiedzieć że jego rodzina w razie czego nie będzie przymierać głodem a on sam w razie kalectwa nie będzie musiał iść na żebry. Anglosasów zawsze podziwiałem za to że dbali o swoich a walczyli najchętniej obcymi żołnierzami i obcym majątkiem. Myślę że jeśli wojsko i ludność cywilna nie są odpowiednio zabezpieczone to do wojny nie ma się co pchać bo zawsze są jakieś inne wyjścia.
Drogi Panie Jaremo, trudno się nie zgodzić. Wszystko to po prostu psychologia – strach rządzący żołnierzem (nie ważne czy to przed śmiercią, czy kalectwem, czy przyszłością, czy losem rodziny) nigdy nie będzie dobrą pobudką do walki. Przeciwnie. Ponadto, minimalne poczucie odpowiedzialności za obywateli wymaga, aby zapewniać walczącym i im rodzinom godne warunki bytu.
Artykuł powyższy powinien być zawsze przedstawiany obok artykułu o szkoleniu wojska w XVIII w. Ten przykład powinien być pozytywnym przeciwieństwem brutalnej musztry z XVIII w. Z jednej strony żołnierz-mięso armatnie bez praw, z drugiej żołnierz- dumny świadomy obywatel posiadający dobre zaopatrzenie i wszelkie prawa. Cóż za kontrast. Z drugiej strony mniej chwalebną rzeczą był fakt że żołnierze US army byli też wyposażani w inne argumenty- obiecywano im że zarówno w Azji jak i tym bardziej na kontynencie będą witani owacyjnie niczym mityczni herosi a rozkochane w nich kobiety podziękują im na swój sposób… nie dziwne więc że ,,heroes” często ,,podziękę” brali na własną rękę- stąd fala gwałtów, bynajmniej nie tylko na Niemkach .
Swoją drogą to jakby nie patrzeć pewną formę nagrody za trud i przelaną krew dała również swoim weteranom Polska Ludowa- osadnictwo wojskowe części zdemobilizowanych ,,berlingowców” na Ziemiach Odzyskanych. Propaganda propagandą ale dla wielu z nich poniemieckie gospodarstwo było ratunkiem i czymś co pozwoliło żyć. Ot, taka dygresja…
„Czterej Pancerni i Pies odc. 20”: Pięć Józka, pięć moich… i pięć za Krzyż Walecznych… Razem piętnaście hektarów pod siew… A może i młyn jaki?… – powiedział sierżant Szawełło ;-)
Witam jak i gdzie znaleźć kogoś z rodziny niewoedzac praktycznie nic babcia opowiada jak żyła że jej brat podłącz 2 wojny światowej wstąpił do sił powietrznych stanów Zjednoczonych nazwisko panieńskie babci to Smoła więc jej brat wnioskuję o ile mieli wspólnego ojca także nosił nazwisko Smoła więc pytanie gdzie szukać informacji by może rodziny kozeeni pamiątek i co najważniejsze grobu by upamiętnic krewnego na grobie ktoś pomoże :( nr tel 519307809 proszę SMS jeśli ktoś przeczyta