W czasie zwycięskiego marszu od plaż Normandii aż po Łabę żołnierze Stanów Zjednoczonych dopuścili się całej masy zbrodni. Na większość z nich przymykano oko, a niektóre odbywały się za przyzwoleniem dowódców. Nigdy nie zostały rozliczone.
Przed inwazją na teren okupowanej Francji amerykańscy żołnierze przeszli cały szereg szkoleń, w czasie których wpajano im nienawiść do narodu niemieckiego. Aby pogłębić niechęć do wroga, przywoływano wiele makabrycznych czynów, których dopuścili się w czasie wojny hitlerowcy.
Jak rozdeptanie owada
Pierwsze amerykańskie zbrodnie miały miejsce już w trakcie początkowych walk w Normandii. Paradoksalnie przyczyniła się do tego również propaganda III Rzeszy. Na długo przed spodziewaną inwazją rozgłaszała, że pierwszymi oddziałami, które pojawią się we Francji, będą jednostki powietrznodesantowe. Amerykańskich spadochroniarzy przedstawiano jako wypuszczonych z więzień kryminalistów.
Gdy w nocy z 5 na 6 czerwca 1944 r. alianckie lotnictwo rozpoczęło desant z powietrza, niemiecka obrona nie wahała się strzelać do bezbronnych skoczków opadających ku ziemi. Wielu Jankesów wpadło w ręce nazistów już po wylądowaniu. Nierzadko byli mordowani w bestialski sposób.
Wydarzenia te potwierdziły tezę o bezwzględności hitlerowców i automatycznie wpłynęły na większą agresję Amerykanów. Doszło do pierwszych przypadków zabijania niemieckich jeńców. Zdarzało się nawet, że dobijano rannych. Kiedy spadochroniarze – wyjątkowo zrażeni do nieprzyjaciela – znaleźli u pojmanego wroga amerykański zegarek czy chociażby papierosy, to z reguły kończył on natychmiast z kulą w głowie.
Wśród żołnierzy amerykańskich istniała grupa, która chciała wyrównać rachunki z nazistami. Część z nich walczyła już wcześniej przeciwko armiom III Rzeszy w Afryce czy we Włoszech i miała coś do udowodnienia. Pozostali chcieli odegrać się za śmierć kogoś bliskiego.
Plut. Guarnere ze 101 Dywizji Powietrznodesantowej pałał rządzą zemsty za śmierć brata i bez skrupułów zastrzelił kilku jeńców. Po wielu latach tak wspominał owo wydarzenie: Nie miałem i nie mam żadnych wyrzutów sumienia. To było proste, jak rozdeptanie owada.
Dezerter, czyli gangster
Po zwycięstwie aliantów pod Falaise rozbite wojska niemieckie stosunkowo łatwo dały się wypchnąć poza granice Francji. Na jakiś czas Amerykanie i Brytyjczycy zaprzestali intensywnych działań bojowych. Spowodowane było to po części wydłużeniem się linii komunikacyjnych, bowiem bazy zaopatrzeniowe wciąż znajdowały się w Normandii.
Sytuacja ta doprowadziła do rozprężenia w szeregach Amerykanów. Na linii frontu znajdował się niewielki odsetek spośród wszystkich sił znajdujących się na kontynencie. Pozostali, korzystając z przepustek, szukali innych zajęć niż wojaczka.
Wielu żołnierzom wydawało się, że spełnili już swój obowiązek i za dobrze wykonaną robotę należy się im odpowiednie wynagrodzenie. Dochodziło do wielu przypadków gwałtów, szabrownictwa i handlu zrabowanymi towarami. Wśród cywilów pojawiały się nawet opinie, że zachowanie niemieckich żołnierzy podczas okupacji było dużo bardziej poprawne.
Szczególnie niebezpieczne stawały się zorganizowane grupy dezerterów, których charakter działalności francuska prasa nazywała „chicagowskim”. Przykładem może być kpr. Alfred T. Whitehead. Ten były uczestnik walk w Normandii zasłynął z tego, że w Paryżu rabował alianckie składy zaopatrzeniowe oraz zwykłych mieszkańców.
Jemu podobnych było wielu. Złą sławą okryła się pewna grupa, która zaczęła współpracować z korsykańską mafią i zarabiała na nielegalnym handlu. Francuska policja nie potrafiła sobie poradzić ze zwalczaniem band amerykańskich dezerterów i wielokrotnie wzywała do pomocy ich rodaków z żandarmerii.
Ardeny – następna fala zbrodni
Niespodziewana kontrofensywa Niemców w Ardenach wiązała się z nowymi nazistowskimi zbrodniami, co nie pozostało bez amerykańskiej odpowiedzi.
Momentem kulminacyjnym, który wyjątkowo rozwścieczył Jankesów, była masakra w Malmedy. Esesmani Joachima Peipera zamordowali tam 84 amerykańskich jeńców. Po tych wydarzeniach niemal wszystkich pojmanych członków formacji SS zabijano na miejscu. Co prawda, już wcześniej żołnierze tych jednostek byli traktowani szczególnie surowo, ale dopiero teraz osiągnięto apogeum.
Żołnierzy Wehrmachtu często traktowano niewiele lepiej. Jankescy spadochroniarze dokonywali specyficznej selekcji i zastrzelili wielu pojmanych Niemców, którzy mieli na sobie obuwie piechoty USA.
Z kolei tych, których schwytano w butach amerykańskich spadochroniarzy, prowadzono boso wśród zasp śnieżnych przy kilkunastostopniowym mrozie. Po pewnym czasie odmrożone stopy jeńców odmawiały posłuszeństwa i wymagały natychmiastowej amputacji.
Spiralę przemocy nakręciła dodatkowo grupa komandosów Skorzenego. Oddział ten, przebrany amerykańskie w mundury, przedostał się na tyły wojsk nieprzyjaciela i prowadził tam akcję dywersyjną, doprowadzając alianckich dowódców do szału.
Antony Beevor wspomina w książce „Ardeny 1944, że Jankesi obawiali się tych oszustów tak bardzo, że często zabijali poddających się hitlerowców, którzy przywdziewali elementy amerykańskiego umundurowania znalezione na polu walki z powodu niskich temperatur.
Zabijanie jeńców? My nic nie wiemy…
Ze zbrodni popełnianych przez podkomendnych doskonale zdawali sobie sprawę dowódcy. Antony Beevor zauważa w swojej pracy o Ardenach, że sam gen. Bradley był przychylny rozstrzeliwaniu schwytanych Niemców. Oczywiście oficjalnie rzadko się na ten temat wypowiadano, a różne wydarzenia psujące opinię honorowych żołnierzy U.S. Army starano się zamieść pod dywan.
Beevor cytuje również gen. Pattona: Doszło do pewnych niefortunnych incydentów, w wyniku których śmierć ponieśli jeńcy. Liczę, że uda się to zatuszować. Wypowiedź ta odnosi się do masakry we wsi Chenogne, gdzie zamordowano ok. 60 wziętych do niewoli żołnierzy niemieckich.
Z kolei 21 grudnia 1944 r. sztab 328 Pułku Piechoty wydał dokument, którego treść brzmi następująco: Nie brać do niewoli lecz na miejscu rozstrzeliwać esesmanów i spadochroniarzy.
W Rzeszy każdy jest wrogiem
Kiedy wiosną 1945 r. alianci wkroczyli na terytorium Niemiec, przed żołnierzami amerykańskimi pojawiły się „nowe perspektywy”. Znajdowali się teraz w kraju znienawidzonego wroga, więc powszechne było odczucie, że grabić i plądrować można do oporu.
Świadomość wcześniejszych okrucieństw wyrządzanych przez hitlerowców tylko utwierdzała Jankesów w tym przekonaniu. Tym bardziej, że znaczna część społeczeństwa III Rzeszy nieprzychylnie odnosiła się do najeźdźców z zachodu, a przesiąknięte nazistowską ideologią oddziały Hitlerjugend czy Volkssturmu sprawiały
Niemieckie kobiety także zaliczały się do kategorii łupów wojennych. W tym okresie prokurator armii Stanów Zjednoczonych co tydzień rozpatrywał ok. 500 spraw o gwałt! Rabunków z kolei wielokrotnie dokonywano dla rozrywki. Zdarzyło się np., że Amerykanie ukradli sanitarkę i zrobili sobie przejażdżkę. Dopiero po pewnym czasie dostrzegli, że w tylnej części pojazdu niemiecki lekarz odbiera poród.
Kaci ofiarami
Z dnia na dzień do amerykańskiej niewoli dostawało się coraz więcej Niemców. Alianckie dowództwo nie było przygotowane na tak wielką liczbę poddających się żołnierzy wroga. Wiele obozów, w których przetrzymywano hitlerowców, niewiele różniło się od tych znajdujących się na froncie wschodnim.
Powszechne były choroby, które doprowadziły do śmierci wielu jeńców. Istnieje wiele przesłanek świadczących o opieszałości Amerykanów w kwestii zapewnienia przetrzymywanym schronienia, środków higieny czy żywności.
W końcowej fazie wojny Amerykanie wyzwolili wiele obozów koncentracyjnych. Obrazy, które tam ujrzeli, przerosły wszelkie ich wyobrażenia dotyczące bestialstwa III Rzeszy. W wielu tego typu miejscach dochodziło do masakr niemieckich załóg.
Szczególnie makabryczny przebieg miał miejsce samosąd w Dachau. Jankesi i więźniowie zamordowali tam ok. 500 Niemców. Złą sławą okrył się tam zwłaszcza por. Jack Bushyhead. Kiedy zobaczył piekło, jakie zgotowali więźniom hitlerowcy, rzekł: Nie możemy żyć na tym samym świecie co oni. To bestie. Trzeba ich zniszczyć. Chwilę później na jego rozkaz miała zginąć ponad połowa ofiar całej masakry.
Fanatyczni Niemcy
Zazwyczaj zbrodnie, które popełniały jednostki spod „Gwieździstego Sztandaru”, były wynikiem chęci zemsty za okrucieństwa wyrządzone przez Niemców. Wśród Jankesów głęboko zakorzenione było również przekonanie, że każdy z nich z osobna, jako wyzwoliciel Europy, ma prawo decydowania o losie pokonanego narodu.
Buta i brak skruchy, często spotykane wśród Niemców w ostatnich tygodniach wojny, tylko potęgowały to przeświadczenie. To one sprawiły że podczas wspomnianego wcześniej wyzwolenia Dachau Amerykanie zastrzelili jednego z esesmanów podczas posiłku:
– Kim jesteś? – zapytał żołnierz […]
– SS.
– Jak mogliście robić takie rzeczy? – szepnął ktoś.
Esesman wzruszył ramionami.
– Te ludzkie świnie…
Podnosił do ust łyżkę fasoli, kiedy go zastrzelili.
Z pewnością skala zbrodni popełnionych przez Amerykanów była zdecydowanie mniejsza od tych, które dokonały się za sprawą żołnierzy niemieckich czy sowieckich. Mimo wszystko nie powinno się skrywać ich za zasłoną milczenia. Przez wiele lat właśnie tak czyniono, bo historię piszą przecież zwycięzcy.
Bibliografia:
- Stephen E. Ambrose, Kompania Braci. Od Normandii do Orlego Gniazda Hitlera, Wydawnictwo Magnum, Warszawa 2009.
- Tenże, Obywatele w mundurach. 7 czerwca 1944 – 7 maja 1945. Od plaż Normandii do Berlina, Wydawnictwo Magnum, Warszawa 2004.
- Antony Beevor, Ardeny 1944. Ostatnia szansa Hitlera, Znak Horyzont, Kraków 2016.
- Tenże, D-Day. Bitwa o Normandię. SIW Znak, Kraków 2010.
- Norman Davies, Europa walczy. 1939–1945. Nie takie proste zwycięstwo, SIW Znak, Kraków 2008.
- Charles Glass, Dezerterzy. Ostatnia nieopowiedziana historia II wojny światowej, Rebis, Poznań 2014.
- Joshua M. Greene, Sprawiedliwość w Dachau. Opowieść o procesach nazistów, Świat Książki, Warszawa 2012.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.