Prezydent, który otwarcie mówi, że nie może w łóżku znaleźć własnej żony? Głowa państwa, która publicznie sprawdza swoją wagę za pomocą butelek koniaku? Nasi politycy i dyplomaci w ciągu ostatniego ćwierćwiecza nieraz udowodnili, że Polacy mają ułańską fantazję. Nie tylko geograficzną.
Czym jest dyplomacja? Sam termin został wprowadzony w XVIII wieku. Wywodzi się go zwykle od słowa „diploma”. Oznaczało ono w języku starogreckim złożoną na dwoje tabliczkę, zawierającą treść umowy zawartej między stronami.
Tyle teoria, ale to praktykę najczęściej łączymy z pojęciem dyplomacji. W końcu zanim dojdzie do podpisania umowy, należy wykonać mnóstwo odpowiednich gestów, aby strony doszły do porozumienia.
„Ty kanalio!”
To właśnie praktyka gubi niedoświadczonych, zwłaszcza w kontaktach na arenie międzynarodowej. Czasem są to po prostu przykre wpadki, a czasem politycy celowo rezygnują z uczenia się, czym w praktyce jest etykieta. Przykładem takiego odejścia od zasad w polityce wewnętrznej były zachowania Andrzeja Leppera.
W latach dziewięćdziesiątych występował on często w roli bezkompromisowego trybuna ludowego. Podejmował działania, które w mediach wyglądały groteskowo, a nawet przaśnie. Wystarczy przywołać jeden występ byłego lidera Samoobrony, aby przypomnieć, dlaczego dzisiaj jest w pamięci wielu wyborców.
Komentując – samą w sobie subtelną – wypowiedź ministra Cimoszewicza, że ludzie dotknięci powodzią przecież „mogli się ubezpieczyć”, Lepper nie przebierał w słowach: „Arogancja, buta, chamstwo z niego przebija. Ja dziwię się, kto był za tym, żeby taka kanalia była ministrem spraw zagranicznych”.
W polskiej polityce nigdy nie brakowało urodzonych komediantów. Ich starcie z międzynarodowymi salonami często pozostawiało po sobie niezatarte wrażenie. Przodował w tym niewątpliwie prezydent Lech Wałęsa, choć i jego następcy w Pałacu Prezydenckim robili wiele, by mu dorównać.
„Łóżko było takie wielkie…”
Pierwszy prezydent III RP wybrany w wolnych wyborach nie był poliglotą. Korzystając z siły nazwiska potrafił jednak przyciągnąć uwagę mediów oraz decydentów na całym świecie. Nie zawsze łatwo przychodziło mu odnalezienie się w nowych warunkach.
Zapamiętana została na przykład jedna z pierwszych wizyt Wałęsy w Wielkiej Brytanii. Tak opowiada o niej Jan Wojciech Piekarski w książce „Polski most szpiegów”:
Praca z Lechem Wałęsą dawała wiele satysfakcji, bo po przemianach w Polsce był to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polityków na świecie. Jak mawiał o nim Andrzej Olechowski: „Wałęsa to jest polska Coca-Cola, nasz znak firmowy”. Chcieli go przyjmować i się z nim spotykać wszyscy możni tego świata – królowie, prezydenci, politycy, biznesmeni.
Wałęsa musiał się do tego przyzwyczaić i czasami wydawał się zagubiony. Znana jest jego wypowiedź z wizyty w Wielkiej Brytanii. Otóż po wizycie na zamku w Windsorze powiedział: „Łóżko było takie wielkie, że nie mogłem Danuśki znaleźć”.
Brzmi jak nic wielkiego? A jednak w korpusie dyplomatycznym panują określone zasady i reguły, których przestrzeganie jest kluczowe dla chcącego zachować „twarz” polityka. Co oczywiste, odstępstwa od ogólnie akceptowanych reguł wzbudzają rozbawienie, zdziwienie i stanowią element niekończących się żartów.
Tyłem po ścianie
Jednym z nich pozostają wszelkie gafy językowe i odzieżowe. Wyjątkowo żenująca ubraniowa awaria przytrafiła się Piekarskiemu. Jak wspomina w książce „Polski most szpiegów”, kiedy zaczynał karierę, pełnił w Laosie rolę tłumacza przy polskiej placówce dyplomatycznej:
I jednego razu […], przydarzyła mi się kłopotliwa sytuacja: pękły mi spodnie na tyłku. Wychodzę z klubu, żeby pojechać się przebrać, a w tym momencie podjeżdża jeep z żołnierzami i limuzyna z premierem.
Cały czas stałem blisko ściany, w zasadzie przesuwałem się po niej tyłem, z uśmiechem przylepionym do ust. Na szczęście nosiło się wtedy koszule wypuszczone na wierzch, co w moim przypadku stanowiło pewną formę kamuflażu […].
Nie wszystkie takie zdarzenia można zbyć uśmiechem. Niektóre ocierają się o kompromitację. Nieocenionym wprost „aktorem” był pod tym względem prezydent Rosji Borys Jelcyn, który kilkukrotnie w tracie pełnienia swoich obowiązków dał się poznać jako miłośnik wizyt na podwójnym gazie.
Niemal równie udane występy zanotował następca Wałęsy, Aleksander Kwaśniewski. W 1999 roku podczas uroczystości na cmentarzu żołnierzy polskich w Charkowie prezydent był w gorszej formie. Choć oficjalnie podtrzymuje się wersję o niezidentyfikowanej chorobie „goleni prawej”, jego zachowanie zdaniem wielu wskazywało po prostu na zbyt dużą ilość spożytego alkoholu. I to wszystko podczas obchodów rocznicy zbrodni katyńskiej, w miejscu, które wymaga wyjątkowego wyważenia i powagi!
Ile waży prezydent?
Z procentami wiąże się też inna historia, której bohaterem jest Kwaśniewski. Podczas oficjalnej wizyty w Erewaniu prezydent został zaproszony do tamtejszej destylarni. Punkt programu jak każdy inny, gdyby nie fakt, że gospodarze postanowili użyć Prezydenta RP w roli… odważnika. Sprawę opisał były ambasador Polski w Moskwie, Stanisław Ciosek:
Na dziedzińcu stała olbrzymia waga. Na końcu jednego z jej kilkumetrowych ramion wisiała szala, na które znajdowało się siedzisko, zaś na końcu drugiego – ogromna beczka. Prezydenta Kwaśniewskiego poproszono, aby usiadł sobie wygodnie, i wzięto się do ważenia głowy naszego państwa, jako odważników używając araratu. Dwudziestoletniego!
Akurat był to czas, gdy Aleksander Kwaśniewski wyglądał nadzwyczaj dobrze, więc poszło tego koniaku trochę, sześć kartonów chyba. Wreszcie szale się wyrównały, a zdobyty w ten sposób alkohol trafił do polskiej delegacji. Prezydent – dobry pan – już po zakończonej uroczystości podarował każdemu z nas po kartonie wyśmienitego trunku.
Sprawę obrócono w żart. Na przyszłość może warto by się jednak zastanowić, czy rzeczywiście dopuszczanie do stawiania głowy polskiego państwa w takiej sytuacji świadczy o profesjonalizmie polskiego korpusu dyplomatycznego.
„Niestety ma pan świetne opinie…”
Prawda jest taka, że w Polsce niezależnie od opcji politycznej nie mieliśmy zbyt wielu urodzonych dyplomatów na kierowniczych stanowiskach. Braki kadrowe okazały się dużym problemem szczególnie po zmianie systemu. Nowe demokratyczne władze nie miały odpowiedniej ilości osób, a więc częściowo korzystały ze starych pracowników. W miarę napływu nowych funkcjonariuszy prowadziło to do nieuchronnych napięć. O wyjątkowo przykrej dla siebie rozmowie wspomina w „Polskim moście szpiegów” ambasador Piekarski:
Pracowałem wówczas w Bagdadzie i przyjechałem do Polski na urlop. Wtedy w MSZ-ecie dokonywano jednej z pierwszych… nie powiem „czystek”, ale określiłbym to „próbą przeglądu kadr”. I Ananicz, człowiek z „nowej” ekipy, stwierdził, że wreszcie następuje odzyskiwanie MSZ-etu i wstawia się właściwych ludzi na właściwe miejsca.
„Pana też byśmy odwołali, ale niestety pan ma świetne opinie u Amerykanów” – zakończył. Poczułem się, jakby mi ktoś dał w gębę. Potraktowano mnie, jakbym był na usługach Waszyngtonu, jakby to Amerykanie nie pozwalali mnie wywalić. A przecież pracowałem dla Polski, budując jej silną pozycję w oczach najpotężniejszego wówczas mocarstwa, z którym chcieliśmy wejść w sojusz.
Ten jeden obrazek wystarczy, aby udowodnić, że praca w zawodzie dyplomaty nie należy ani do łatwych, ani do przyjemnych. Czasami wymaga dużej zręczności i giętkości, a czasami po prostu taktu – a i tego często brakuje. Przykładu dostarcza znowu nieoceniony Lech Wałęsa. Podczas dyskusji w studiu telewizyjnym miał on okazję przywitać się ze swoim rywalem Aleksandrem Kwaśniewskim słowami: „Ten pan wszedł do studia jak do obory, nawet się ze mną nie przywitał”. Na szczęście tego typu „uprzejmości” polscy politycy najczęściej zachowują jednak dla krajowych oponentów.
Tylko dla myśliwych
Godnym następcą Wałęsy i Kwaśniewskiego w kwestii popełnianych gaf okazał się Bronisław Komorowski. W ostatnich latach uwagę mediów przykuwały jego spotkania z Barackiem Obamą. Trzeba przyznać, że w tym przypadku głowa polskiego państwa wykazywała się totalnym brakiem zrozumienia dla swojego audytorium.
W 2010 roku obaj prezydenci wygodnie siedzieli w fotelach, gdy Prezydent RP wypalił: „Kiedy wybieramy się na dalekie polowanie, ważne jest, żeby nasze domy, nasze żony i dzieci były bezpieczne. Wtedy poluje się lepiej”. Miał oczywiście na myśli misje wojskowe w Afganistanie i Iraku. Wpadka była podwójna. Nie dość, że sprowadził zbrojną interwencję do poziomu sportowej „rozrywki” i przeciwników do roli „zwierzyny”, to jeszcze zapomniał, że mówi do… zadeklarowanego przeciwnika polowania.
Innym razem w komunikacji między polskim i amerykańskim przywódcą nie popisała się tłumaczka. Komorowski chciał dość niezgrabnie zażartować, porównując relacje między obydwoma krajami do relacji małżeńskich. „Swojej żonie należy ufać, ale trzeba sprawdzać, czy jest wierna” – zakończył. Towarzysząca mu ekspertka w tłumaczeniu użyła określenia „like with your wife” („jak z Pana żoną”). Wyszło skandalicznie; na szczęście Obama, nawet jeśli poczuł się obrażony, pozostawił sprawę bez komentarza.
Parę lat później prezydent Stanów Zjednoczonych zrewanżował się zresztą z nawiązką. Miało to miejsce podczas uroczystości wręczania pośmiertnie Prezydenckiego Medalu Wolności za dzieło i pracę Jana Karskiego, kuriera i emisariusza Polskiego Państwa Podziemnego. Obama nawiązał do wydarzeń historycznych i zauważył, że dzieło Karskiego pomogło odkryć „polskie obozy zagłady”. Nietrudno zauważyć, że takie zachowanie nie zyskało aprobaty polskiej dyplomacji, a Biały Dom musiał się gęsto tłumaczyć.
W stronę San Escobar
Wisienką na torcie, jeśli chodzi o gafy polskich dyplomatów, pozostaje wystąpienie byłego ministra spraw zagranicznych, Witolda Waszczykowskiego. Politykowi udało się stworzyć nowe państwo, San Escobar. Nazwa ta padła w trakcie wywiadu dla mediów po powrocie szefa polskiej dyplomacji z obrad Rady Bezpieczeństwa ONZ w 2017 roku. Geograficzne słowotwórstwo ministra odbiło się głośnym echem w polskich i światowych mediach. Temat podchwycili internauci, którzy wkrótce opracowali drobiazgową mapę nowego sojusznika Polski na arenie międzynarodowej.
Wygląda na to, że nowa ekipa rządząca godnie kontynuuje „dyplomatyczne” dzieło poprzedników. Można jedynie mieć nadzieję, że ktoś wreszcie weźmie sobie do serca rady Piekarskiego z „Polskiego mostu szpiegów”: „Każdy dyplomata musi mieć świadomość możliwości podsłuchu. Dlatego niezbędna jest samodyscyplina i pilnowanie, by nie chlapać ozorem na prawo i lewo”.
Bibliografia:
- Stanisław Ciosek, Wspomnienia (niekoniecznie) dyplomatyczne, Prószyński i S-ka 2014.
- Jerzy Fonkowicz, Edward Pietkiewicz, Dyplomacja z bliska, Książka i Wiedza 1982.
- Jan Wojciech Piekarski, Łukasz Walewski, Polski most szpiegów, Wydawnictwo SQN 2018.
- Lepper do Cimoszewicza: ty kanalio!, „Wprost” 23.11.2001.
- Mariusz Zawadzki, Obama obiecuje Komorowskiemu zniesienie wiz, Wyborcza.pl 8.12.2010.
KOMENTARZE (10)
Po primo to dyplomacja jest piętą achillesową u Polaków. A secundo to z A. Kwaśniewskim tych ,,chorób” i innych ,,dolegliwości” było więcej jak np. wsiadanie do bagażnika limuzyny rządowej po popijawie z Kuczmą czy incydent z flagą w USA. I akurat naszemu (nie mojemu)ówczesnemu prezydentowi te incydenty wyszły na zdrowie bo nie został zapamiętany jako kleptokrata, kłamca i komunista tylko jako…pijak i alkoholik a to akurat ociepliło jego wizerunek i obecnie młodzież kojarzy go z wesołymi memami i człowiekiem który ,,zawsze ma przy sobie swoją drugą połówkę”. Zresztą wystarczy popatrzeć
https://www.youtube.com/watch?v=8Ksg0hsRi24
czy społeczeństwo nie wylewające za kołnierz może nie lubić tego człowieka. A z tą debatą Kwaśniewski- Wałęsa to sztab Kwaśniewskiego świetnie wszystko zaplanował i Wałęsa został sprowokowany do takiego zachowania. Nawiasem mówiąc pamiętam że nawet ówczesne dzieci, w tym ja zaczynający edukacje w podstawówce, zdaje się w 2 klasie, wszyscy byliśmy za ,,Olkiem” po piosence zespołu Top One. Ciekaw jestem czy dziś społeczeństwo byłoby tak ciemne i kupiło takiego człowieka na prezydenta. Zresztą polityka jest i śmieszna i straszna zarazem a jak ktoś chce odkryć śmieszną stronę to ,,polskie zoo”- zdaje się najinteligentniejszy i najbardziej polityczny kabaret polityczny w III RP.
Po primo to dyplomacja jest piętą achillesową u Polaków. A secundo to z A. Kwaśniewskim tych ,,chorób” i innych ,,dolegliwości” było więcej jak np. wsiadanie do bagażnika limuzyny rządowej po popijawie z Kuczmą czy incydent z flagą w USA. I akurat naszemu (nie mojemu)ówczesnemu prezydentowi te incydenty wyszły na zdrowie bo nie został zapamiętany jako kleptokrata, kłamca i komunista tylko jako…pijak i alkoholik a to akurat ociepliło jego wizerunek i obecnie młodzież kojarzy go z wesołymi memami i człowiekiem który ,,zawsze ma przy sobie swoją drugą połówkę”.
Czy społeczeństwo nie wylewające za kołnierz może nie lubić tego człowieka. A z tą debatą Kwaśniewski- Wałęsa to sztab Kwaśniewskiego świetnie wszystko zaplanował i Wałęsa został sprowokowany do takiego zachowania. Nawiasem mówiąc pamiętam że nawet ówczesne dzieci, w tym ja zaczynający edukacje w podstawówce, zdaje się w 2 klasie, wszyscy byliśmy za ,,Olkiem” po piosence zespołu Top One. Ciekaw jestem czy dziś społeczeństwo byłoby tak ciemne i kupiło takiego człowieka na prezydenta. Zresztą polityka jest i śmieszna i straszna zarazem a jak ktoś chce odkryć śmieszną stronę to ,,polskie zoo”- zdaje się najinteligentniejszy i najbardziej polityczny kabaret polityczny w III RP.
Masz rację Jaremo, dodaj do tego brak postępu w ogładzie naszych polityków. Wpadki zdarzają się z resztą nie tylko polakom (na szczęście). Chociaż osobiście nie przepadam za „polskim zoo” brak obiektywnej oceny co niektórych zwierzy.
Ciekawe, czy Ruscy też tak myślą o Putinie, np. po tym, jak przyprowadził wielkie psisko na spotkanie z Merkel…
Zawsze można się czegoś przyczepić i stwierdzić że jakiś gest czy słowo są nieobiektywne ale na początku lat 90 tych nie było takich podziałów jak obecnie i sam fakt że wszyscy politycy byli sprowadzeni do roli zwierzaczków sam w sobie oznaczał obiektywizm. Jako dziecko bałem się hipopotama i psa (Kuroń i Macierewicz) ale po latach twierdzę że program był świetny. Odnośnie Putina to moi drodzy- on to zrobił z wyrachowania i zgodnie z mentalnością turańsko- KGBowską chciał pokazać kto tu rządzi, podobnie jest z głową ryby na wycieraczce- określony sygnał i Rosjanie ceniący silną władzę na pewno nie krytykują Wołodii, wręcz przeciwnie. Ale co innego taki ,,sygnał” (osobiście nie przepadam za psami i rozumiem Angele) a co innego skompromitowanie się pijaństwem czy innym głupim zachowaniem. A trzeba przyznać że dopiero A. Duda jako pierwszy z prezydentów nie zaliczył żadnej większej wpadki bo jest uznawany za milutkiego harcerzyka. Ale to trio (donos, polmos, bigos) to obciach sam w sobie, zresztą
,,Polskie Zoo” pamiętam jako dziecko i zawsze bałem się hipopotama oraz wyżła. Dzisiaj z perspektywy czasu sądzę że sam fakt iż politycy od prawa do lewa zostali pokazani jako zwierzaki
czyli wyśmiani dowodzi obiektywizmu. W latach 90 tych nie było podziału na III i IV RP więc ludzie śmiali się zarówno z gawrona i dzika jak i misia koali oraz chomików. Braku obiektywizmu można się ewentualnie od czasu do czasu dopatrzyć w jakiś zdaniach i gestach. Odnośnie W. Putina to on psa wpuścił z premedytacją żeby Angela wiedziała kto tu rządzi, wot taki przykład mentalności turańsko-KGBowskiej, Coś tak jakby ryba bez głowy na wycieraczce. Wołodia zachował się jak mafioso ale Rosjanie mają słabość do silnych przywódców choćby nawet byli łobuzami i nie mają do wodza o to pretensji. Merkel nawet współczuje bo sam nie lubię psów ale co innego zachowanie bandyckie a co innego obciachowe i z prezydentów dopiero obecny się nie skompromitował niczym (wszak jest postrzegany jako grzeczny harcerzyk) bo nawet L. Kaczyński miał ,,sp…aj dziadu”. O naszych 3 ech wybitnych prezydentach wolałbym nie pisać. Z Kwaśniewskim jest o tyle ciekawie że jemu akurat jego wpadki po prostu pomogły.bo przesłoniły inne poważne grzechy.
A gdzie „spieprzaj dziadu” ?
A przeczytaj co napisałem
,,… z prezydentów dopiero obecny się nie skompromitował niczym (wszak jest postrzegany jako grzeczny harcerzyk) bo nawet L. Kaczyński miał ,,sp…aj dziadu…”
To pytanie było pewnie do autora artykułu, a nie do Ciebie :P