Chociaż mogło to wyglądać na początek chłopskiej rewolucji, chodziło o osobisty interes. XVIII-wieczne chłopstwo było nie mniej bezlitosne niż polska szlachta. Za poniżenie kara była jedna: śmierć
Bestialskie morderstwo właściciela majątku Niewirków na Wołyniu Ignacego Wyleżyńskiego, jego żony i kilku osób z najbliższego otoczenia dziedziców wywołało popłoch wśród okolicznych ziemian. Obawiano się, że tyle trupów nie może oznaczać nic innego jak początek buntu okolicznego chłopstwa wobec jarzma polskich panów. Jak pokazało śledztwo – prawda była zupełnie inna.
Krwawy poranek we dworze
Zbiorowy mord został odkryty wczesnym rankiem 31 marca 1789 roku. Posługaczka, która przyszła do komnaty dziedziców, aby rozpalić ogień na kominku, natknęła się w sypialni na straszliwie zmasakrowane zwłoki kilku osób. Przerażona dziewczyna narobiła krzyku. Do pokoju zbiegła się cała służba.
Ignacy Wyleżyński leżał na posadzce obok łóżka. Z roztrzaskanej czaszki wypłynął mózg i zmieszał się z krwią rozlaną wokół ciała. Dziedzic miał odrąbany kawałek palca prawej dłoni. Ucięty fragment znaleziono przy zwłokach. Nieopodal leżała dziedziczka, Anna z Bierzyńskich Wyleżyńska. Jej głowa nosiła ślady wielokrotnych uderzeń twardym ciężkim przedmiotem. Jeden z ciosów spowodował wypadnięcie oka z oczodołu. Oboje Wyleżyńscy byli ubrani w koszule nocne. Zostali więc zaskoczeni przez morderców najprawdopodobniej podczas snu.
W drugim kącie pomieszczenia oraz w pokoju oddzielonym od sypialni cienką ścianą znaleziono zwłoki pięciu kobiet. Dama do towarzystwa dziedziczki, hafciarka, garderobiana i karlica zostały zabite w podobny sposób jak właściciele majątku. Natomiast jeszcze jedna ofiara, pokojówka pani Wyleżyńskiej, nie miała zmasakrowanej głowy. Na jej szyi widniała sina pręga od uduszenia.
Pozalepiane lufy
Wyjaśnieniem zbiorowego zabójstwa zajęła się sprowadzona do Niewirkowa Komisja Cywilno-Wojskowa z Warszawy. Podczas oględzin miejsca zbrodni dokonano następujących odkryć. Ignacy Wyleżyński, rotmistrz kawalerii narodowej, był miłośnikiem broni. Mieszkańcy dworu zeznali, że w zasięgu ręki zawsze miał parę nabitych pistoletów. Komisja śledcza znalazła je na posadzce nieopodal łóżka.
Zapewne pierwszą czynnością Wyleżyńskiego po stwierdzeniu, że do sypialni weszli nieproszeni goście, było pochwycenie pistoletów ze stolika przy łóżku i wymierzenie z nich do napastników. Tyle tylko, że nie mógł oddać ani jednego strzału. Lufy – jak stwierdzono – zostały zalepione woskiem.
Nietrudno było się domyślić, że zrobiono to, aby uniemożliwić dziedzicowi obronę. Nasuwał się wniosek, że sprawcy zaplanowali morderstwo i poprzedzili je gruntownymi przygotowaniami. Jeszcze bardziej intrygujący był kawałek palca przy zwłokach. Wbrew temu, co początkowo sądzono – nie został on odrąbany dziedzicowi. Znaleziony fragment nie pasował bowiem do kikuta. Musiał zatem należeć do sprawcy. Przystąpiono do przesłuchań oficjalistów i wszystkich służących, bacznie przyglądając się ich dłoniom.
Kawałka palca nie miał stajenny ze dworu. Chociaż zarzekał się, że jest niewinny, został uwięziony pod zarzutem zabójstwa siedmiu osób. Drugim sprawcą okazał się młody kamerdyner. Tylko on jeden, jako zaufany dziedzica, mógł pod jego nieobecność wejść do sypialni państwa nie budząc żadnych podejrzeń i pozalepiać pistolety woskiem. Wyszło na jaw, że mordercy mieli wspólniczkę. Była to martwa pokojówka pani Wyleżyńskiej, jedyna, która została uduszona.
Łaskawość na pokaz
Gdyby kamerdyner nie przyznał się do zbrodni, trudno byłoby uwierzyć, że miał z nią cokolwiek wspólnego. Uchodził on bowiem za ulubionego służącego swojego pana. Przed 10 laty dziedzic, stwierdziwszy u niego pewne wyjątkowe jak na chłopstwo zdolności, wziął go ze wsi do dworu i zadbał o edukację piętnastolatka. Chłopak pobierał lekcję języka polskiego i niemieckiego, a także uczył się rysunku i gry na skrzypcach. Po kilku latach został osobistym kamerdynerem Wyleżyńskiego.
Zapewne dla jego rodziców taka posada stanowiła wyjątkowe wyróżnienie i oznaczała lepszy los chłopskiego syna. Czym była dla niego samego – nie wiadomo. W każdym razie starał się pilnie wykonywać swoje obowiązki. Wyleżyńscy doceniali jego pracę i lojalność, sprawiedliwie wypłacali mu roczną pensję i nie szczędzili pochwał.
On jednak dostrzegał w tym wszystkim pańską obłudę. Owszem, byli dla niego dobrzy i hojni, ale tylko na pokaz. Wyleżyński okazywał mu sympatię i łaskawość, gdy miał dobry humor albo, gdy chciał uchodzić za człowieka postępowego i demokratę. W innych razach nie krył, że lokaj jest dla niego nikim.
Całkiem niedawno kamerdyner skończył 25 lat i postanowił się ożenić. Jego narzeczona służyła jako pokojówka u pani Wyleżyńskiej. Po ślubie planowali opuścić dwór i rozpocząć wspólne życie we dwoje w innym miejscu. W XVIII-wiecznej Polsce (oraz na terenach niegdyś do Rzeczpospolitej należących) obowiązywało poddaństwo. O losie chłopa całkowicie decydował jego pan. Bez zezwolenia nie można było ani zwolnić się ze służby, ani zawrzeć związku małżeńskiego.
Niestety, Wyleżyńscy bez podania przyczyny odmówili prośbie młodych. Ponadto zagrozili wyciągnięciem surowych konsekwencji, jeśli nie zrezygnują ze swoich „niedorzecznych” planów i kazali iść precz.
Wymierzenie sprawiedliwości czy zwykła zemsta?
Dla chłopskiego syna, który pragnął założyć rodzinę i być może ponownie wrócić do gospodarowania na ziemi, było to jak koniec świata. Zaplanował zemstę. W zbrodniczy plan wtajemniczył stajennego, z którym od lat się przyjaźnił. Wyleżyński wprawdzie hojnie wynagradzał go za pracę, ale – jego zdaniem – samo poddaństwo oraz niemożność stanowienia o własnym losie zasługiwało na wymierzenie „sprawiedliwości”. Do spisku wciągnięto również pokojówkę, której jednak nie wyjawiono planów zabójstwa. Jak to sprytnie ujęli – panom należała się „nauczka”.
30 marca 1789 roku rozpoczął się Wielki Tydzień. Gdy Wyleżyńscy udali się w południe do kościoła na nabożeństwo, kamerdyner wszedł do sypialni państwa. Wpuścił po kryjomu stajennego i razem pozalepiali woskiem pistolety, które dziedzic na noc kładł u wezgłowia. Dodatkowo przewiązali sznurkiem szablę, żeby nie dało jej się wyciągnąć z pochwy. Pierwsza cześć planu została wykonana.
Kilka godzin później pokojówka wychodząc po zakończeniu służby z sypialni państwa, zostawiła – jak to ustalili – otwarte drzwi. W kilka minut później rozpoczęła się prawdziwa jatka. Chłopi najpierw zabili dziewczynę, która widząc ich z siekierami domyśliła się prawdziwych zamiarów narzeczonego i jego przyjaciela. Chciała wszcząć alarm, jednak stajenny zatkał jej ręką usta, a następnie udusił sznurem.
Zaskoczeni nocnym atakiem Wyleżyńscy próbowali stawić czoła mordercom. Dziedzic, przekonawszy się, że pistolety są bezużyteczne, rzucił się na stajennego z gołymi rękami. W szamotaninie odgryzł mu kawałek palca, a tamten „odpłacił” mu tym samym. Chłop szybko jednak pozbawił swojego pana życia silnym ciosem siekiery. W tym czasie kamerdyner rozprawił się z panią Wyleżyńską.
Pozostałe kobiety, goszczące u Wyleżyńskich, były tak przerażone, że nie podjęły prób obrony. Błagały jedynie napastników o oszczędzenie, co nie przyniosło najmniejszego skutku. Po pozbyciu się wszystkich osób obecnych w obu pokojach, mordercy ukradli należące do dziedziców pieniądze i kosztowności. Dwóch innych pałacowych lokajów spało w tym czasie twardym snem i to nie był przypadek. Tego dnia kamerdyner hojnie ugościł ich w karczmie gorzałką.
Sprawcy zostali surowo ukarani przez sąd. Przyznanie się jednego z nich do winy i wyrażenie skruchy nie miały znaczenia. Kat najpierw spalił im ręce do łokci, a następnie poucinał głowy i kończyny, które przybito do szubienic i rozstawiono dla przestrogi na drogach publicznych.
Morderstwo siedmiu osób wywarło wstrząsające wrażenie na całym Wołyniu. Pojawiały się głosy, że Wyleżyński sam pośrednio doprowadził do tragedii. Źle zrobił, rozbudzając u służby ambicje, a następnie wylewając na „maluczkich” kubeł zimnej wody, wskazując im miejsce w szeregu.
Co jednak z samymi mordercami? Pomysłodawca zemsty nie oszczędził przecież nawet ukochanej. Podobnie jak nie mógł być bezpieczny nikt, gdy około 50 lat później naprawdę doszło do chłopskiej rewolucji. A prym wiódł Jakub Szela, którego napędzała nie tylko chęć zemsty za dolę chłopów, ale i osobista ambicja.
Bibliografia:
- Pamiętniki domowe zebrane i wydane przez Michała Grabowskiego. Warszawa 1845.
- Stanisław Wasylewski, Sprawy ponure. Obrazy z kronik sądowych wieku Oświecenia. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1963.
- Maciej Janik, Gazetki pisane z roku 1789 ze zbiorów Muzeum Narodowego w Kielcach, „Rocznik Muzeum Narodowego w Kielcach” 1993, nr 45-74.
KOMENTARZE (35)
No i co bezstronna źydowska redakcjo komentarz znikł
Pacjentom szpitali psychiatrycznych nie powinno dopuszczać do internetu…
Osobników takich jak ty – tzn. z brakami znajomości gramatyki – też.
W 1789r Wołyń należał do Rzeczpospolitej Panie redaktorze.
Szanowny Panie Anonimie, a gdzie znalazł Pan informację, że nie należał? Cały czas w tekście mowa jest o Rzeczpospolitej, a jedna z ilustracji informuje, że po rozbiorach (to znaczy po wszystkich rozbiorach, czyli już w 1795 roku) Wołyń znalazł się w granicach Imperium Rosyjskiego. W wyniku rozbiorów Rzeczpospolita jako państwo przestała istnieć, nie ma jednak ani słowa o tym, że przestała istnieć w 1789 roku. Pozdrawiam.
Jaki jest sens ilustrowania artykułu mapą, która nie dotyczy w żaden sposób treści zawartych w tej opowieści? Idąc tym śladem, równie dobrze można by wstawić mapę ZSRR czy współczesną mapę Ukrainy.
Szanowny Panie Ryszardzie, ma sens pokazanie terenów, na których rozgrywała się akcja wydarzeń – ziemie te nie uległy zmianie pod kątem zakresu przestrzeni, zmieniły tylko przynależność państwową.
Racja, czasem warto zadać sobie trudu a nie iść na łatwiznę i byylejakość.
Pewnie chodzi o zdanie:
W XVIII-wiecznej Polsce (a właściwie na terenach niegdyś do Rzeczpospolitej należących) obowiązywało poddaństwo.
Szanowny Panie, wszystko się tu zgadza – informacja w nawiasie ma zaznaczyć, że w XVIII wieku doszło do rozbiorów. Pierwsze ziemie zostały już zabrane w 1772 roku, dlatego jeśli w tekście znalazłaby się informacja o przynależności do RP, nie była by ona w pełni zgodna z prawdą. XVIII wiek to również rok 1795, kiedy to RP zniknęła z map. Pozdrawiamy.
Tak strasznie było chlopą z dziesieciną? I jak to strasznie było pod rządami polskich Panów? To ja mam pytanie dlaczego kiedy wprowadzono zamiast pańszczyzny podatek w pieniądzu to niewielu chłopów się na to decydowali?owszem byli źli panowie tak jak i teraz są źli pracodawcy ale proszę nie mówić że polski chłop był niewolnikiem bo takie wrażenie sie nasuwa bo niewolnikami to byli w oświeconej Europie Zachodniej. Najlepszym przykladem jest Anglia i okres zarazy ziemniaczanej oraz ich ustawodawstwo ze kazdego kto nie placi na statek i do Ameryki.Niemieli łatwego życia ale niewielu miało w tamtych czasach. tak pozatym dobry artykul na kryminal. Pozdrawiam
byli niewolnikami, którym do XVI ukradziono ziemię która wcześniej należała do ich rodów.
Oj byli byli. Nie posiadali wolności osobistej, można było sprzedać ich z ziemią sprawdź sobie obowiązujące wówczas prawo.
Byli praktycznie niewolnikami, zwłaszcza na wschodzie.
I to tak naprawdę była główna przyczyna rozbiorów i dramatu Rzeczpospolitej.
Chciwość szlachty i praktycznie całkowite wyałtowanie pozostałych grup społecznych – mieszczan i chłopów.
Tak po prawdzie to mieszczanie sami się „wyautowali” nie przejawiając aspiracji politycznych wtedy, kiedy było to konieczne (czyli w XV i XVI w.). Mogli mieć więc pretensje sami do siebie.
A w dobie rozbiorów chłopi z Małopolski, wyzwoleni przecież z niewoli swoich bestialskich panów przez dobrego cysorza Józefa, wiali masowo z powrotem do Rzeczpospolitej, bo jak się okazało owa wolność była na zasadzie „róbta co chceta” sprowadzająca się w praktyce do: „jak będzie nieurodzaj to radźcie sobie sami (czyli zdychajcie z głodu). Wobec takiej alternatywy naprawdę woleli oni pańszczyznę. Aha, jeszcze przymusowe „branie w gemajny” (czyli do woja) na wiele lat, czego w RP nie było, a co też chłopstwu się jakoś nie podobało. To się musiał Ziutek zdziwić, jak to tak? Przecież on dał tym niewdzięcznikom „wolność”,a oni dali dyla do innych „polskich panów”. Podłość ludzka nie ma granic.
Problemem był cały ustrój państwowy jako taki, a nie samo (faktycznie przesadne) uprzywilejowanie szlachty w stosunku do innych stanów. Niemal wszędzie szlachta była w ten czy inny sposób uprzywilejowana. Wiesz co odróżniało dobę Kazimierza Wielkiego od „Rzeczpospolitej szlacheckiej”, poza prerogatywami i pozycją króla w państwie? Przecież wtedy szlachta też była uprzywilejowana, ale Kazimierz dbał o to żeby owo uprzywilejowanie nie wymknęło się spod kontroli, (min, poprzez popieranie rozwoju miast czy też zapewnienie chłopstwu pewnych korzystnych praw) już chociażby z powodu własnego dobrze rozumianego interesu, jeśli nie innych pobudek. Za zamianę tego racjonalnego podejścia podziękuj Ludwiśowi „Madziarowi” i jego „genialnej” mamusi, którzy dla własnej prywaty zaczęli przekupywać szlachtę (i przez to rozpoczęli zbyt szybki proces jej „psucia” budując w niej przekonanie, że im się owe łapówki od władców należą „z urzędu”) jak tylko wielki król wyciągnął kopyta. Potem kolejny „obcy”, Jagiełło, nie mający prawa do władzy w Polsce po śmierci Jadwigi (i to była prawdziwa tragedia, gdyby mieli zdrowego syna to historia potoczyłaby się zapewne inaczej, to samo tyczy się zresztą króla Kazimierza) znowu musiał sięgnąć po co? Oczywiście po łapówki dla szlachty, i to niestety „nico” większe niż Ludwik „Mały” Węgierski. Bez tego nie utrzymałby się ani on, ani tym bardziej jego synowie, jeszcze bardziej jak on niemający podstaw do władzy nad Polską.
Jak więc widzisz szlachta sama się nie zdegenerowała, zdegenerowali ją Andegaweni i Jagiellonowie. Ci pierwsi zaczęli to robić świadomie z dość z niskich pobudek, ci drudzy zaś (co ich trochę usprawiedliwia) kontynuując nie mieli za bardzo wyjścia (zabrakło im wyrobienia politycznego i talentów), bowiem mleko już się rozlało, doszło do „przełamania” pewnych limitów mentalnych w stanie szlacheckim i wytworzenia się w nim nowych trendów „intelektualnych”. Nie zamierzali już oni popuszczać władcom w swoich nowych ambicjach.
Co do rzeczywistego losu chłopów polskich w I Rzeczypospolitej, przed zaborami, polecam artykuł „Mity mocne jak chłop polski”.
Szczególnie te wnioski mi się podobają, no bo dają do myślenia:
„Powodziło im się [chłopom polskim] na ogół znacznie lepiej niż w większości krajów zachodniej Europy. W porównaniu do sąsiadów z Litwy i Rosji byli bogaczami.”
„Zapewne jednak w wielu z nas tkwi głębokie i niewzruszone przekonanie, że polskim chłopom, jako całej klasie, w minionych wiekach, począwszy od średniowiecza, było strasznie ciężko, byli gnębieni, poniżani, pogardzani, w zasadzie byli niemal niewolnikami.” „Takie fałszywe przekonanie kolejne pokolenia wynosiły i wynoszą z nauki w szkołach i z politycznej indoktrynacji.”
„Na Pomorzu Gdańskim czy Żuławach majątki chłopskie często były olbrzymie, a oni sami bogaci.”
„…polscy chłopi nie występowali przeciw panom, a odstępstw od tej reguły było jak na lekarstwo. Inaczej pod tym względem było w innych krajach zachodnich, gdzie nie brakowało powstań, buntów chłopskich.”
„Gdyby chłop żyjący w średniowiecznej czy nowożytnej Polsce został przeniesiony w dzisiejsze realia, byłby bardzo rozgoryczony. Czułby się z pewnością przygnieciony wysokością podatków. Na pokrycie wszystkich zobowiązań, czyli wobec państwa, Kościoła i pana feudalnego, przeznaczał co najwyżej 20 proc. tego, co zarobił.”
Przeczytałem to „wiekopomne dzieło” historiografii polskiej (mowa o przytoczonym przez Ciebie artykule), i śmiech mnie ogarnął. Wniosek, że w Rzeczypospolitej osiedlali się Holendrzy wyciągnięty z tego, że lepiej się żyło u nas niż w Niderlandach (Podaż i cena ziemi w Niderlandach liczyła się w przypadku osiedlania w RP. Nie wspominając o możliwych katastrofach w postaci powodzi i zalań polderów). Przykład ucieczek chłopów z Wielkiego Księstwa Moskiewskiego na kresy RP? No tak jest różnica pomiędzy otwartym gwałtem i rabunkiem oraz możliwą śmiercią, a miłosiernym szlachcicem który średnio dwa razy w roku cię ograbiał. Co do ostatniego zdania twojego wpisu chłop pańszczyźniany mógł zostać pozbawiony wszystkiego ponieważ nie posiadał majątku osobistego poza ubraniem, litości pomyśl zanim coś napiszesz! Obowiązujące na terenie Rzeczypospolitej przywiązanie do ziemi to nie stan zgodny z treścią norm prawa ale de facto niewolnictwo, gdyż sprzedaż rodziny chłopskiej była połączona ze sprzedażą ziemi na której pracował i mieszkał. Pozdrawiam
Szanowny Czytaczu, wyraził Pan swoją krytykę przytoczonego przez jednego z czytelników artykułu i samego jego wpisu w sposób bezpośredni i niepozostawiający wątpliwości. Trudno się z Panem nie zgodzić. Informacje zawarte w zamieszczonym tekście są nie tylko nierzetelne, co niekiedy absurdalne. Dziękujemy jednak za zapoznawanie się z tym, do czego odwołał jeden z naszych czytelników i zweryfikowanie tego z prawdą historyczną pod danym wpisem. Pozdrawiamy.
Faktycznie, te przykłady Republiki Niderlandów i Moskwy to nie był zbyt dobry pomysł ze strony autora. A ścisłe przywiązanie chłopa do ziemi forsowane od końca XV w. (poprawcie jeśli się pomyliłem) i wynikający z tego de facto handel ludźmi to rzeczywiście nieciekawa sprawa, nawet w tamtych czasach.
Niewątpliwie artykuł, który fakt nieobiektywnie i tendencyjnie zacytowałem (ale uczciwie ostrzegłem, że wybór cytatów jest mój subiektywny, dokonany w określonym celu) wybiela sytuację chłopa pańszczyźnianego, dość tendencyjnie i jednostronnie wykorzystuje wypowiedzi naukowców, np. dr. P. Guzowskiego.
Wracając do meritum. Szlachcic był „miłosierny” zwykle do tego czasu gdy mu się to opłacało, kiedy z chłopem robił interesy. Zapewne zakładał, że z niewolnika nie ma dobrego pracownika. Po za tym sytuacja się zmieniała w kolejnych wiekach. O ile w czasach koniunktury złotego wieku bogaty chłop mógł się wykupić od pańszczyzny lub wynająć parobka, to np. w XIX wieku szczególnie na Podkarpaciu, nawet 7 dni w tygodniu od rana do wieczora musiał pracować na pańskim. Tam sytuacja była szczególnie tragiczna, fakt całe wsie, dodatkowo skrajnie rozdrobnione (brak rozwiniętego przemysłu, nie było gdzie migrować), po prostu umierały z głodu. Wiele mówi to, że w austriackim zaborze jako pierwszym uwłaszczono chłopów w 1848.
A wiem to z lektury bardziej kompleksowej, choć też pewno dyskusyjnej, „Chłopi i pieniądze na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych.” dr. Guzowskiego (2008) a i np. artykułu ze strony „Ciekawostki…” o Jakubie Szeli.
Jednak twierdzenie, że przedstawianie tylko tych czarnych stron chłopskiego życia w czasach pańszczyzny, służyło wymiernym celom politycznym szczególnie w czasach PRL-u, jest bezspornie prawdziwe.
A żaden artykuł popularnonaukowy nigdy nie miał i nie ma na celu, aby być „wiekopomnym dziełem” naukowym, a co najwyżej chce, powinien być przystępnym źródłem informacji i poglądów autora, którą, które i tak zawsze – jak widać z powyższych komentarzy, warto zweryfikować, bo to, ta weryfikacja, to jeden z najskuteczniejszych przecież sposobów zdobywania obiektywnej wiedzy :)
p.S. A jeśli Panią mym cytowaniem zdenerwowałem to bardzo przepraszam.
Pozwól, że odniosę się do twojego wpisu. Zgadzam się z niewielką częścią założeń dr. Guzowskigo, którego książkę przeczytałem. Zacznijmy od podstaw: poddaństwo można podzielić na trzy typy – osobiste, gruntowe i sądowe. Zresztą nie będę tutaj się wywnętrzał polecam Ci trzy pozycje w tym zakresie: „I. Wallerstein, Analiza systemów-światów, Warszawa 2007”, „M. Małowist, Wschód a zachód Europy w XIII–XVI wieku, Warszawa 2006”, „J. Rutkowski, Wokół teorii ustroju feudalnego, Warszawa 1982”. Patrząc na obciążenia tylko w Anglii było one znacząco wysokie. W pozostałych krajach europejskich istniały w zaniku Francja, Niemcy. Dodaj do tego niską efektywność systemu feudalnego i masz przepis na katastrofę gospodarczą zafundowaną sobie samej przez szlachtę polską.
Drogi A…, tak jak Państwo z nami dyskutują nie zgadzając się z tezami naszych tekstów, tak my możemy podyskutować z Państwa tezami czy tezami źródeł, które Państwo przywołują. Nie może być tu mowy o żadnym zdenerwowaniu – każda merytoryczna dyskusja wiele wnosi. I „pokłócić” się można od czasu do czasu o kwestie historyczne – prawda nigdy nie leży po jednej stronie, więc takie „kłótnie” są jak najbardziej pożądane, o ile oczywiście nie zamieniają się w w obrzucanie obelgami. Pozdrawiam :)
„w XIX wieku szczególnie na Podkarpaciu, nawet 7 dni w tygodniu od rana do wieczora musiał pracować na pańskim.”
Już po „potopie” mieliśmy do czynienia z taką sytuacją jak wydłużanie pańszczyzny do 7 dni w tygodniu. To samo po III wojnie północnej. Mamy więc odpowiednio wiek XVII i XVIII, a nie żaden XIX.
Chłopi zostali uwlaszczeni najpierw w zaborze Pruskim – WKP, 1823 rok, dopiero w 1848 roku w zaborze Austriackim, a na końcu w zaborze Rosyjskim w 1864. W Królestwie Polskim sejm w 1831 odrzucił likwidację panszczyzny, po czym szlachta rozpoczęła wojnę z Rosją.
Prawda jest taka że nic się w przyrodzie z niczego nie bierze. Nawet tak zbrodnicza ideologia jak komunizm ma to usprawiedliwienie że los robotników był tragiczny. Komunizm doprowadził do strasznej nędzy ale czy ubogi robotnik z kraju kapitalistycznego mógł o tym wiedzieć? zapewne jak każdy chciał wierzyć w nowy lepszy świat i jeśli nie przekonał się na własnej skórze co to jest władza robotniczo-chłopska to zapewne był komunistą do końca życia. Odnośnie chłopów to zostali oni ściągnięci do roli tak naprawdę pół ludzi i pół zwierząt. Oczywiście nie zawsze było aż tak tragicznie jak to potem w PRLu przedstawiano ale życie na wsi było niekończącą się walką o przeżycie. I odnośnie całego artykułu i komentarzy zadaję pytanie- mamy takie a nie inne warunki życia i relacje społeczne, przychodzi dajmy na to 1863 r. i jakiś inteligent lub panicz wzywa ,,chłopy chodżta za Polskę walczyć”, jaka mogła być reakcja? Proponuję wpisać sobie hasło- Antoni Bryk- i poczytać o nim. To był taki najbardziej transparentny przykład pewnej postawy która nie była odosobniona. Komentarz niech każdy sobie dopowie bo jak dla mnie prof. A. Bryk jest pewną przestrogą dla rządzących i elit, oczywiście jeśli te elity chcą pracować pro publico bono.
Na postrzeganie losów chłopów pańszczyźnianych silne piętno odcisnęła oświeceniowa krytyka „starego” ustroju jak i PRL-owska historiografia, przedstawiając ich los w wyjątkowo czarnych barwach. Chłopi pańszczyźniani, owszem, pozbawieni byli wolności osobistej, prawo dominalne jasno to określało, jednak ich los kształtował przede wszystkim paternalistyczny stosunek do nich ich feudała. A ten zwykle był mocno pragmatyczny. Wybitny badacz tego problemu, J.Tazbir w „Okrucieństwo w nowożytnej Europie” wyraźne zaznaczył, że bezmyślne okrucieństwo wobec chłopów było raczej rzadkością. Traktowano ich zwykle jako „instrumentum vocale”, żeby posłużyć się analogią do prawa rzymskiego. Egzekwowano swe feudalne prawa ale i roztaczano pewną opiekę. To była bardzo silna zależność.
Tazbir, badający ten problem, wyraża tezę iż zdecydowanie gorszą sytuacje niż chłopi miała właśnie nadworna służba. Tutaj poziom okrucieństwa, poniżania i wyzyskiwania był często nadzwyczaj wysoki. I nie chodzi tylko o takie sadystyczne indywidua jak kasztelan Warszycki. Wygląda na to, że ta zbrodnia jest dobrą ilustracją do tezy Tazbira o nieszczęsnym losie dworskiej służby.
Drogi komentatorze, dziękujemy za wyczerpujący i merytoryczny wpis. Rzeczywiście, gdyby spojrzeć od strony tez Tazbira, to artykuł idealnie wpisuje się w jego ocenę stosunków między państwem i chłopstwem. Warto było przypomnieć i przywołać tego znakomitego badacza. Pozdrawiamy.
Dzięki za dobre słowo. Ale do meritum. Na pańskich dworach dochodziło do przemocy nie tylko względem służby pochodzenia chłopskiego ale też i szlacheckiego. Matuszewicz, ponoć beznamiętnie, wspominał jak jego matka skazała na karę chłosty swego sługę, szlachcica. Został on zatłuczony kańczugą. Aby uniknąć procesu o zabójstwo szlachcica sfałszowano jego metrykę i było po kłopocie. Słynna „wilczyca stepowa” Teofila Chmielecka, w przypływie prawdopodobnie zazdrości, publicznie dotkliwie pobiła swą służącą, szlachetnie urodzoną Anne Popiel a następnie nożem urżnęła jej nos. Przed procesem ochroniło ją nazwisko męża, Stefana, pogromcy Tatarów („bicz na Tatary”) i protekcja potężnego magnata, Tomasza Zamoyskiego. Tazbir z kolei przywołuje historię pewnej magnatki (o ile pamiętam Teresie Rzewuskiej), pani na zamku w Białym Kamieniu, która skazała na ścięcie swego oficera, Francuza, tylko za to, że ten wyraził się krytycznie o służbie u niej („komenda u pani nie poczćiwa”). Przed pozycją magnaterii czy nawet co zamożniejszej szlachty nawet bracia herbowi nie mogli być bezpieczni. Pozdr.
Drogi komentatorze, bardzo słuszne uwagi. Niemniej tekst mówi o stosunkach chłopi-szlachta, a nie chłopi-szlachta-magnateria. Ze względu na objętość artykułu wprowadzenie kolejnego problemu mogłoby sprawić, że zostanie on potraktowany powierzchownie, zwłaszcza, że stosunki szlachta-magnateria nierzadko były podobne do chłopi-szlachta. Bardzo dziękujemy za uzupełnienie – ten temat zasługuje zdecydowanie na osobny tekst. Pozdrawiam.
Fajnie, że trafiłem na artykuł. Dzięki temu „Sprawy ponure” już zostały zamówione przeze mnie na allegro :)
Chcielibyśmy życzyć przyjemnej lektury, ale biorąc pod uwagę tytuł – „Sprawy ponure” – mogło by to dość niefortunnie zabrzmieć. Zatem mamy nadzieję, że książka okaże się ciekawa :) Pozdrawiamy.
rewolucje są nieodzownym elementem cywilizacji.
„Dla chłopskiego syna, który pragnął założyć rodzinę i być może ponownie wrócić do gospodarowania na ziemi, było to jak koniec świata. Zaplanował zemstę.”
Nie dziwię się. Takie były czasy, że załatwiano sprawy tak, jak się dało. Niewolnik walczący z panem? Kibicuję niewolnikowi ;)
Kolejny artykuł z działu fantasy. „Szlachta balowała, chłopi ciężko pracowali” – 3/4 szlachty na kresach to była drobna szlachta, która własnymi rękami pracowała w swoich równie drobnych gospodarstwach. Drobna szlachta po większej części wywodziła się z włodyków i uszlachconych kmieci (uszlachconych chłopów) w czasach średniowiecza. Co do samych chłopów to oni dzielili się na kmieci, zagrodników, chałupników i komorników. Kmieć nie musiał ciężko pracować po przeważnie miał swoją czeladź a drobny szlachcic często jej nie miał i posiadał mniej ziemi od kmiecia. Nie jest to żadna ideologia tylko fakty. Ideologią jest właśnie bajarzenie o mitycznych „chłopo-niewolnikach” i „złej szlachcie”. Autor artykułu przedstawia ówczesne realia dokładnie tak samo jak XIX-wieczni lewicowcy w swoich utopijnych ideologiach, że przed nastaniem demokracji nigdy nie było wolności tylko tysiące lat niewoli, rycerze żenili się księżniczkami a chłopi ledwo żyli.🤣🤣🤣 Poza tym autor nie powie wam jednej ważnej kwestii > kto podpalał te wszystkie butny i rewolucje? (nie byli to chłopi). Tak samo jak nie powie wam prawdy o tym, że jego pesudo-praca ma wymiar wyłącznie propagandowy.
Ogólniki i to ocenzurowane. Dlaczego ukryto informacje że kamerdyner nie był Polakiem? Informacje o zeznaniach tego lokaja że część skradzionych rzeczy sprzedał żydowskiemu właścicielowi karczmy (który nie zadawał pytań) też w artykule pominięto z jakiegoś powodu.