Jak wygląda modelowy Brytyjczyk – przedstawiciel najbardziej imperialnego narodu świata? Jest elegancki, otoczony „kolorową” służbą, zadziera nosa i ma… oczy dookoła głowy. Bo za wiktoriański holokaust w koloniach mógł zapłacić własną krwią.

Nie było w historii świata imperium większego niż brytyjskie. W szczytowym okresie obejmowało prawie jedną czwartą lądów co piąty mieszkaniec Ziemi był podanym Korony. A perłą w brytyjskiej koronie były Indie – strategicznie położone, ludne i pełne bogactw.
Jak żyło się tam Brytyjczykom?
O godzinie ósmej zastawiają obiad w jadalnej sali, wykładanej marmurem i przepysznie oświetlonej. Stół się ugina pod zastawą naczyń srebrnych i kryształów; ogromne wachlarze orzeźwiają i rozkosznie ochładzają głowy siedzących przy nim osób.
Za każdym gościem stoi z tyłu za krzesłem służący koloru miedzianego, przybrany w zawój i białą suknię. Wszystkie okna, a jest ich z osiemnaście, stoją otworem; w dali przez nie przegląda cudne podzwrotnikowe niebo, na tle którego odbijają się mury fortecy William i maszty stojących na kotwicach w Gangesie statków.
– opisywał wizytę w kolonialnym klubie w Kalkucie pewien Francuz w połowie XIX wieku.

Brytyjczycy dostosowali infrastrukturę nowych ziem do swoich potrzeb. Fort St George założony w Madras (Ćennaj) w 1639 roku (autor obrazu: Jan van Ryne, źródło: domena publiczna).
Poza klubem, można było rozerwać się polując na tygrysy z grzbietu słonia, oglądając malownicze ruiny albo egzotyczne dziwactwa Indii – na przykład odnalezione w dżungli dzieci wychowane przez dzikie zwierzęta (Mowgli z „Księgi dżungli” nie jest czystym wymysłem Kiplinga!). Mieszkańcy Wielkiej Brytanii byli jak turyści na luksusowych wakacjach. To się musiało źle skończyć.
Imperium Brytyjskie. Krótkowzroczna polityka
Brytyjczycy wprowadzali w Indiach pocztę, telegraf i koleje. Jednocześnie ignorowali miejscowe przekonania i ambicje. Hindusi skarżyli się, że przybysze z Wielkiej Brytanii niszczą świątynie hinduistyczne i muzułmańskie pod pretekstem budowy dróg. Albo że nadmiernie promują chrześcijaństwo i naukę języka angielskiego.
Do dziś szokuje pomysł, by rozebrać zaniedbane wówczas mauzoleum Tadż Mahal, a marmury z niego sprzedać do Wielkiej Brytanii na wyposażenie łazienek! Oskarżano o takie zamiary brytyjskiego gubernatora, ale pewnie była tylko plotka – choć bardzo szkodliwa. Być może powstała po sprzedaży odrzuconych, zbędnych marmurów z Czerwonego Fortu w Agrze. Ten pałac-forteca leży parę kilometrów od Tadż Mahal, dlatego sprawa mogła zostać przez Indusów wyolbrzymiona.

Pomyśleć, że brytyjscy kolonizatorzy o mały włos nie przerobili Tadż Mahal na wyposażenie łazienek! (autor: Ndineshp, lic.: CC BY-SA 3.0).
Napięcia narastały. Brytyjczycy żyli jak na beczce prochu. Wybuchła, kiedy hinduscy żołnierze z kolonii brytyjskich (sipajowie) zaczęli dostawać kule karabinowe i proch w papierowych ładunkach nasączonych tłuszczem wieprzowym lub wołowym, by nie dostała się do niego wilgoć. Gniewnie zaprotestowali, bo babranie się w krowim łoju nie mieściło się w głowie hinduistom, a w wieprzowym tłuszczu – muzułmanom.

Przez własną ignorancję i upór Brytyjczycy ściągnęli na siebie straszne niebezpieczeństwo. Sipaje na rysunku Frederica Shoberla z lat 20. XIX wieku (źródło: domena publiczna).
Brytyjczycy protesty te zignorowali, jakby byli zbyt tępi lub uparci, by uszanować obce przekonania religijne. W efekcie doszło do krwawego powstania sipajów (1857–1859). Indusi nie odpuszczali nawet kobietom.
Schwytawszy 48 kobiet, po większej części dzieweczek od lat dziesięciu do czternastu i kilka dam wykwintnie wychowanych, pozdzierali z nich odzież i straszne im zadawali katusze; odrzynali im rokoszanie piersi, palce i nosy, i w tych mękach dozwalali im z wolna umierać. Nieszczęśliwa jedna dama trzy dni tak konała. Innej znowu zdarłszy skórę z twarzy, nagą po ulicach oprowadzali – opisywano w relacji z Bangalore.
Kultura angloindyjska
Wojska Imperium Brytyjskiego zdławiły powstanie i wzmocniły swoją kontrolę nad krnąbrnym krajem. Odtąd sprawowała ją bezpośrednio Korona brytyjska, a nie Kompania Wschodnioindyjska. Indie stały się największą zamorską bazą żołnierzy imperium.
W 1881 roku stacjonowało tam 70 tysięcy Brytyjczyków, którym towarzyszyło 125 tysięcy lojalnych Indusów (między innymi sikhów, Gurkhów). Wcześniej proporcje wynosiły prawie 1:10, teraz stały się bardziej wyrównane. To odmieniło życie Brytyjczyków w Indiach.
Ściągnięcie do Indii znacząco większej liczby żołnierzy, którzy często brali ze sobą całe rodziny, spowodowało, że Brytyjczycy stali się liczniejsi. Oczywiście procentowo nadal stanowili prawie zerowy ułamek społeczeństwa indyjskiego, jednakże coraz bardziej byli w stanie funkcjonować bez kontaktów z miejscową ludnością, ograniczając się wyłącznie do własnego towarzystwa – piszą Krzysztof Iwanek i Adam Burakowski w książce „Indie. Od kolonii do mocarstwa 1857–2013”.

Idealny obrazek według brytyjskich kolonizatorów: biała rodzina i ciemnoskóra służąca. Na obrazie George Clive z żoną, córką i indyjską pokojówką (autor obrazu: Joshua Reynolds, źródło: domena publiczna).
Izolowani, a jednocześnie (paradoksalnie) bardziej zadomowieni, Brytyjczycy stworzyli w swoich osiedlach i miasteczkach własne społeczeństwo, swoistą kulturę angloindyjską. Z jednej strony były więc pałace radżów, ruiny świątyń, lepianki i pływające Gangesem trupy. Z drugiej zaś mały własny świat kojarzony z Wielką Brytanią: whisky, piwo, dżin, popołudniowa herbatka, brydż, tenis, krykiet, amatorski teatr, bal, wyścigi, spacery, kurorty, rezydencje przypominające te z ojczyzny…
Wiktoriański holokaust
Trzeba przyznać, że z czasem Brytyjczycy w Indiach coraz większą wagę przywiązywali do miejscowego dziedzictwa historycznego: odkryli Mohendżo Daro i Harappę, odrestaurowali Tadź Mahal itp.
Lecz ten kolonialny świat musiał upaść, bo imperium chwiało się pod ciężarem własnej wielkości i chciwości. Jak wskazuje Mike Davis w książce „Late Victorian Holocausts: El Niño Famines and the Making of the Third World” (2001), w ostatnim ćwierćwieczu XIX wieku przez okrutną, choć typową dla europejskich mocarstw politykę Brytyjczyków zmarło w Indiach od 12 do 29 milionów ludzi.
Tylko susza, która zaczęła się tam w 1876 roku, pochłonęła ponad 5 milionów ofiar. Ale to nie pogoda najbardziej zawiniła, lecz zbrodnicza polityka wiktoriańskiego imperium. Wielka Brytania dawała miejscowym umierać, podczas gdy jedzenie z Indii wysyłano w świat i na nim zarabiano. Bardziej dbano o zyski, ściąganie podatków i zachowanie „zdrowych” (ich zdaniem) rynkowych zasad, niż o ludzkie życie i pomoc poszkodowanym.

Indyjskie ofiary głodu. Ich życie było totalnie obojętne białym władcom Indii (źródło: British Royal Photography Services – Chinadaily, domena publiczna).
W 1947 roku Indie w końcu zdobyły się na niepodległość. Poprowadził je do tego Mahatma Gandhi, który (całe szczęście dla Brytyjczyków) był pacyfistą i nie chciał rewanżu na kolonizatorach. Co ciekawe, z brutalnym europejskim rasizmem zetknął się on w młodości wcale nie w Indiach, lecz podczas swojej pracy na Czarnym Lądzie. W Pietermaritzburgu na terenie Związku Południowej Afryki – brytyjskiego dominium! A na północ od ZPA leżała kolonia będąca jeszcze większym dowodem białej, brytyjskiej buty…
Afrykańska megalomania
Na cześć królowej Wiktorii nazwano wodospady, jezioro i fragment Nilu, ale pewien anglosaski megaloman osiągnął jeszcze więcej. W ostatnich latach XIX wieku szmat Afryki między Zambezi, Transwalem i Mozambikiem zaczęto nazywać krajem Cecila Rhodesa – Rodezją. To był dar tego przedsiębiorcy i polityka dla Imperium Brytyjskiego, ale pod nazwą, która unieśmiertelniła jego samego.

Cecil Rhodes jako kolos, łączący siecią telegraficzną Cape i Cair (autor: Edward Linley Sambourne, źródło: domena publiczna).
Rhodes nie pochodził z arystokratycznej rodziny, jednak miał wielkie ambicje. Chciał dorównać szlachetnie urodzonym kolegom z Oksfordu, a nawet ich prześcignąć. Szansę na taki awans społeczny dawały podboje kolonialne. Zdobyte tam bogactwa wynosiły człowieka na szczyty. Rhodes marzył o rozciągnięciu brytyjskich wpływów od Kapsztadu do Kairu. Bo to Anglosasów uważał za „naród panów”, zdolny ucywilizować świat.
Przekonanie, że Anglosasi są wybranym narodem jest z punktu widzenia jego własnej kariery i z punktu widzenia przyszłości południowej Afryki, najważniejszym i najtrwalszym dziedzictwem, jakie uniwersytet w Oksfordzie przekazał Rhodesowi. Jak inny apostoł Herrenvolku w pół wieku później, tak i Rhodes z góry układa program – pisał o nim złośliwie gawędziarz George Bidwell.
Plan Rhodesa zakładał wzbogacenie się na kopalniach diamentów oraz zmarginalizowanie przez Brytyjczyków tubylców i innych europejskich osadników w regionie (takich jak Burowie).
Rodezyjski mit
W tym duchu anglosaskiej wyższości kształtowało się też społeczeństwo białych Rodezyjczyków. Choć stanowili w kraju mniejszość, budowali wszystko na wzór brytyjski

Cecil Rhodes i inni przedstawiciele brytyjskiej rasy panów (źródło: domena publiczna).
Afrykanie mieli żyć w swoich ubogich rezerwatach, dostarczać białym tanią siłę roboczą i wykonywać różne podrzędne funkcje, potrzebne dla funkcjonowania i rozwoju »kraju białego człowieka« – pisał prof. Henryk Zins – Wytwarzał się i długo utrzymywał stereotyp Afrykanina jako leniwego, prymitywnego i nieuczciwego.
Nawet opuszczone ruiny Wielkiego Zimbabwe – imponującej średniowiecznej siedziby afrykańskich władców – nie mogły być w mniemaniu Anglosasów dziełem „prymitywnych” czarnych Afrykańczyków. Woleli snuć fantasmagorie: że to dzieło królowej Saby, mityczne kopalnie króla Salomona, miasto „zaginionego plemienia Izraela” lub Fenicjan.

Brytyjczykom nie mieściło się w głowie, że ruiny Wielkiego Zimbabwe mogą być dziełem rąk przodków „głupich, leniwych Afrykańczyków” (autor: Jan Derk, źródło: domena publiczna).
Rasizm, miłość do Imperium i przekonanie o własnej wyjątkowości – to wpajano większości białych Rodezyjczyków. Lecz kiedy czarna większość zrzuciła ich jarzmo, przestali być mile widziani. Sami biali stali się ofiarami rasizmu. Doszło do brutalnych aktów zemsty ze strony czarnych.
W efekcie, Brytyjczycy podróżujący dziś do Indii mogą tam jeszcze poczuć ducha dawnej kolonialnej przeszłości i nie bać się o swoje bezpieczeństwo, pomimo całego bagażu historii. W Zimbabwe jednak – jak nazywa się dziś Rodezja – muszą uważać. Bo miejscowy czarny dyktator Robert Mugabe oskarża Wielką Brytanię o wszelkie kłopoty swojego kraju, nawet przez nich niezawinione…
Bibliografia:
[expand title=”Artykuł powstał w oparciu o szeroką bibliografię. Kliknij, żeby ją rozwinąć.”]
- Nandini Bhattacharya, Leisure, economy and colonial urbanism: Darjeeling, 1835–1930, w: „Urban History” 40(3)/2013.
- George Bidwell, Król diamentów, Wydawnictwo Śląsk 1979.
- Mike Davis, Late Victorian Holocausts: El Niño Famines and the Making of the Third World, Verso 2001.
- Krzysztof Iwanek, Adam Burakowski, Indie. Od kolonii do mocarstwa 1857-2013, Wydawnictwo Naukowe PWN 2013.
- August Nicaise, Indie i Anglia w roku 1857-1858. Ustęp z historii XIX-go wieku, Warszawa 1861.
- Eugene de Valbezen, Anglicy i Indie, t. II, Warszawa 1861.
- Zarys dziejów Afryki i Azji 1869-1996, red. Andrzej Bartnicki, Książka i Wiedza 1996.
- Henryk Zins, Historia Zimbabwe, Wydawnictwo Akademickie Dialog 2003.
- Zimbabwe – raj, który stał się piekłem, [dostęp: 27.07.2016].
[/expand]
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.