Przemoc, szykany, wyzwiska, pobicia. Zatajona tożsamość i życie we wstydzie. Oto spadek, jaki polskie dzieci niemieckich żołnierzy otrzymały po ojcach.
Pierwsze powojenne wspomnienie Piotra Miczki z Brożca koło Krapkowic, który po zakończeniu wojny miał zaledwie kilka lat, to kopniak od milicjanta, gdy usłyszał jego rozmowę po niemiecku. Jak wytłumaczyć pięciolatkowi, że teraz niemiecki jest zły, że jest już tylko Polakiem i że nie wolno mu więcej pytać o ojca, który miał wrócić?
Tysiące dzieci ogołoconych z tożsamości borykało się z piętnem dziecka okupanta. Przez długie lata o pochodzeniu wielu z nich nie mówiono wcale. Ze wstydu, ale przede wszystkim ze strachu. Alojzy Lysko pamięta moment, w którym jego matka pokazała mu ukryte w chlewie zdjęcie ojca ubranego w niemiecki mundur. Gdyby je znaleźli, rozstrzelaliby nas – mówiła.
Niemieckie dziecko polskiej matki
Bojszowy, wieś położona niedaleko Oświęcimia, oddała niemieckiej armii blisko czterystu żołnierzy. Stu z nich poległo na froncie wschodnim. Większość osierociła dzieci, których los po wojnie był przesądzony.
Dopiero jako dorośli ludzie odważyli się szukać swoich korzeni i uczcić pamięć poległych ojców. W pobliskim lesie stworzyli swoisty park pamięci – na stu brzozach umieścili ich nazwiska, bo wielu pamiętało z dzieciństwa jedynie symboliczne pogrzeby przy pustych trumnach.
Było nas w klasie kilkanaście „takich” osób. Wyróżniały nas tylko dziwne imiona – Helmut, Edeltrauda, Ydla, Erna – wspomina Józef Kłyk, syn wcielonego do Wehrmachtu żołnierza. O przeszłości, przeżyciach wojennych i dniach spędzonych w niemieckich mundurach mówiono po cichu, w domach. Tym, których matki nie chciały mówić o ojcach, pozostały domysły. I pytania: dlaczego wszyscy nazywają ich szwabskimi bękartami i dziećmi kurew?
Beate czy Beata?
Wojenna zawierucha i pookupacyjny chaos pomagał w ukrywaniu prawdziwego pochodzenia dzieci. Niejednokrotnie mężczyzna powracający po trzech latach zastawał w domu „swoje” roczne dziecko. Część z nich było więc nie tylko niechlubnym brzemieniem matki, ale również obiektem nienawiści zarówno mieszkańców wsi, jak i nowego „ojca”. Wiele było więc porzucanych, aby złączeni po wojnie małżonkowie mogli prowadzić dawne życie.
Taki los spotkał Michalinę Wąs, która w wieku pięciu lat (w roku 1947) trafiła do sierocińca. Mąż jej matki nie był zdolny do zaakceptowania poniemieckiego bachora w swoim domu.
Nikt nie jest w stanie oszacować, ile kobiet dopuściło się dzieciobójstwa ze strachu i wstydu przed prawdą. Można się jedynie domyślać, jak wiele z dzieci urodzonych w czasie wojny i przekonanych, że ich ojcowie polegli w walce z okupantem, jest w rzeczywistości owocem przelotnych polsko-niemieckich romansów lub gwałtów.
Hańba
Jedno było pewne – nie należało ani mówić, ani pytać o swoje pochodzenie. Ojciec w mundurze Wehrmachtu był w zasadzie wyrokiem dla dziecka i matki. Ostracyzm społeczny wykluczał ich z życia. W pierwszych miesiącach po wojnie obowiązywały w Polsce surowe przepisy zarówno dla rodowitych Niemców, volksdeutschów, jak i dla tych, którym można było udowodnić niemieckie pochodzenie – reglamentacja żywności przy i tak głodowych przydziałach, białe opaski wyróżniające ich spośród tłumu oraz powszechne zakazy wstępu do publicznych miejsc.
Znamy krążący wówczas dowcip: Kogo po wojnie będziemy wyrzynać najpierw? Volksdeutschów czy Reichsdeutschów?- Reichsdeutschów, bo najpierw obowiązek, a potem przyjemność.
Wbrew panującym powszechnie opiniom, wpisy na tak zwane volkslisty nie były całkowicie dobrowolne. Szczególnie wyraźnie widać to w przypadku Ślązaków i Kaszubów. Ponieważ uznawani byli przez nazistów za „Niemców etnicznych”, którzy zostali „czasowo spolonizowani”, wpisy na listy odbywały się niejako automatycznie. Wylicza się, że do 1944 roku około dziewięćdziesiąt procent ludności Śląska otrzymało status Volksdeutscha.
Przysługiwała im kategoria III – tymczasowe obywatelstwo niemieckie na dziesięć lat, w ciągu których wpisany miał udowodnić swoją wierność III Rzeszy. Po wojnie uznano ich więc za zdrajców narodu, chociaż z około półtoramilionowej populacji, niecałe osiem tysięcy Ślązaków należało do NSDAP. Wylicza się, że nawet dwieście pięćdziesiąt tysięcy śląskich mężczyzn zostało wcielonych do Wehrmachtu. Ich dzieci uznane zostały po wojnie za niemieckie bękarty.
Piąta kolumna
Strach przed ujawnieniem był uzasadniony – wiemy, co działo się z kobietami sypiającymi z Niemcami. Ich dzieci w powszechnej opinii stanowiły „piątą kolumnę”, zalążek nowej armii Hitlera, obrzydliwą pozostałość po okupancie. Znane są przypadki licznych samosądów na kobietach i ich potomstwie, a także zbiorowe mordy na pozostałych w kraju Niemcach. Wystarczy wspomnieć Nieszawę, gdzie zatłuczono pałkami i utopiono w rzece piętnaście osób!
28 lutego 1945 roku Krajowa Rada Narodowa wydała dekret dotyczący volksdeutschów „O wyłączeniu ze społeczeństwa polskiego wrogich elementów”. Powstały obozy internowania dla Niemców, uruchomione w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Znaleźli się w nich również Ślązacy. A jako że wojskowi zostali już w dużej mierze wywiezieni, osadzonymi okazali się głównie starcy, kobiety i dzieci. Rozpoczęły się także masowe wysiedlenia. Pary mieszane wyjeżdżały do Niemiec, by na gruzach III Rzeszy zacząć nowe życie.
Zachowała się również relacja anonimowych świadków ze Skoczowa, wedle której polscy policjanci i radzieccy żołnierze „przepędzali” niemieckie bękarty boso między Cieszynem a Bielskiem. W wyniku tej „kary” wiele dzieci zmarło z głodu i wycieńczenia.
Istniało społeczne przyzwolenie na znęcanie się nad „dziećmi kurew”, zarówno wśród lokalnych społeczności, jak i w sierocińcach. Przepełnione do granic możliwości ośrodki dla sierot wojennych borykały się z niedostatkiem i głodem tak samo, jak cały pogrążony w ruinie kraj. Ale niemieckie czy też „zniemczone” sieroty mogły dodatkowo liczyć na „specjalne traktowanie”. Przemoc, głód, a nawet przypadki wykorzystywania seksualnego zachowały się w wielu relacjach. Katowanie dzieci za posługiwanie się językiem niemieckim było na porządku dzienny.
Children born of war
Temat „poniemieckich” dzieci zaczął pojawiać się w literaturze polskiej dopiero po 1989 roku. Wydawało się, że powojenne rany nie zabliźnią się nigdy, a strach przed reperkusjami, choć wyciszony, wciąż był obecny w polskich domach.
Polska nigdy nie doczekała się rzetelnych badań nad rzeczywistą liczbą „niemieckich bękartów”. Lata komunistycznych rządów przyczyniły się do przekłamań i ukrywania prawdy. W wielu przypadkach dzieci niemieckich żołnierzy dowiadywały się o swoim pochodzeniu mimochodem – od przypadkowych ludzi lub, już po śmierci matek, z ukrywanych przez lata dokumentów czy zdjęć mężczyzn w niemieckich mundurach.
Wiele osób po dziś dzień nie odkryło nazwisk swoich ojców. To dla nich ukuto termin „children born of war”. Dzieci zrodzone z wojny, które wojna pozbawiła tożsamości.
***
Miłość Polki i Niemca w czasie II wojny światowej? Dla wielu to temat tabu.
W „Pokochałam wroga” Mirosława Kareta zręcznie przenosi nas w rzeczywistość Krakowa pod hitlerowską okupacją. Spotykamy w nim Jadwigę, pannę z dobrego domu, stojącą przed nie lada dylematem – kierować się sercem, czy patriotyzmem? W międzyczasie poznajemy współczesną historię pewnego krakowskiego lekarza, który odkrywa wielką rodzinną tajemnicę…
Bibliografia:
- II wojna światowa we wspomnieniach mieszkańców Górnego Śląska, pod redakcją naukową Adriany Dawid, Archiwum Historii Mówionej, tom 2., Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, Gliwice-Opole 2014.
- Douglas R. M.: Wypędzeni. Losy powojenne Niemców. Wydawnictwo RM, Warszawa 2013.
- Drolshagen D. E.: Dzieci Wehrmachtu, Instytut Wydawniczy Erica, Warszawa 2007.
- Dzieci Wehrmachtu, reż. Mariusz Malinowski, Polska, 2009.
- Kaczmarek R.: Polacy w Wehrmachcie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.
- Kolbuszewska D.: Niemka. Dziecko z pociągu, Vesper, Poznań 2011.
- Lysko A.: Duchy wojny: W udręce nadziei: wspomnienia Wichty Ochmanowej 1944-1965, Offsetdruk i Media, Cieszyn 2014.
- Zaremba M.: Wielka Trwoga. Polska 1944 – 1947. Ludowa reakcja na kryzys, Znak, ISP PAN, Kraków 2012.
- Olejnik L.: Zdrajcy narodu? Losy volksdeutschów w Polsce po II wojnie światowej, Trio, Warszawa 2006.
KOMENTARZE (38)
Błąd rzeczowy. Piotrowi Miczce policjant nie mógł dać kopniaka, gdyż bezpośrednio po zakończeniu wojny w Polsce funkcjonowała instytucja zwana milicją, a nie policją.
ups – chodziło mi oczywiście o formację, a nie instytucję :)
To nie do końca błąd. Milicja Obywatelska faktycznie była policją, nazwana tak jedynie dla odróżnienia i odcięcia się od formacji przedwojennych, co było powszechne w wielu krajach tzw. komunistycznych. Milicje to ochotniczne grupy paramilitarne, najczęściej tymczasowe ale też funkcjonujące na stałe, np Gwardia Narodowa w USA. Milicja Obywatelska była służbą zawodową, zorganizowaną i całkowicie podlegającą strukturą rządowym, to klasyczna policja.
Szanowny Panie/Szanowna Pani Xawiu,
dziękujemy za czujność. Oczywiście, błąd w redakcji. Już poprawiony.
Pozdrawiam serdecznie
Dlatego trzeba robić wszystko by podobna wojna się nie powtórzyła
mój dziadek był w wehrmachcie żołnierzem zawodowym zginął broniąc Berlina uciekając spod Smoleńska ale czasami myślę o nim co się działo w czasie wojny, czy nie brał udziału w jakiś masakrze itp. ? był to czas strasznych wyborów……….
„They that sow the wind shall reap the whirlwind” sad but true
Co się ludziom dziwić że tak reagowali. To Niemcy palili ludźmi w piecach, to Niemcy chcieli zamordować większą część naszego narodu. I nie interesowało ich czy to kobieta, dziecko czy starzec. To były ciężkie czasy i miejmy nadzieję że te upiorne dni nigdy nie powrócą.
mnie zawsze oburza przemoc dorosłego względem dziecka,
strasznie upraszczasz! A kazdy Polak to pijak i zlodziej????
Skala zbrodni, za którą stały hitlerowskie Niemcy jest tak duża, ze to śmieszne, by porównywać ją do złych działań Polaków względem niemieckich dzieci. Jasne – dziecko niczemu niewinne. Ale trzeba sobie zdać sprawę, ze to Niemcy rozpętały piekło II WŚ. Myśmy się do ich kraju i ich dzieci nie ładowali.
W nowo otwartym Muzeum Śląskim w Katowicach część ekspozycji poświęcona jest zawirowaniom ludności zamieszkującej Górny Śląsk. Bardzo polecam.
Od siebie dodam, że na Śląsku temat jest bardzo skomplikowany. Ruskie wszystkich Ślązaków uważały za Niemców i po „wyzwoleniu” tępili nas jak w Berlinie. Wśród Ślązaków z dziada pradziada chyba nie ma nikogo kto nie miałby w rodzinie zarówno żołnierzy Wehrmachtu jak i AK. Sam pochodzę z rodziny mocno udzielającej się po stronie Polskiej podczas powstań i plebiscytu. Za działalność prapradziadka przyszło przypłacić części mojej rodzinie wywiezieniem do Auschwitz, a mimo to nie jedno zdjęcie pradziadka w niemieckim mundurze się uchowało. Nikt nie pytał, nie zgłaszał się dobrowolnie. Wyboru nie było.
Nie rozumiem . Dlatczego polskie Matki nadawały nowo narodzonym dzieciom ,imiona niemieckie ?
Helmut itp. Wiedzàc że ojciec był niemcem?
Czy imiona mają”narodowość”? Czym kierują się Polki I Polacy nadając imiona swoim dzieciom? Które imiona są Pana zdaniem imionami „polskimi”?
Dżesika
Istnieją imiona ogólnoeuropejskie, których używa się w różnych krajach – i takich w sumie jest większość. Ale są też imiona popularne tylko w jednym państwie. Trudno znaleźć poza Polską Grażyny i Zbigniewów… a poza Niemcami np. Guntherów czy Erny…
mój dziadek służył w kriegsmarine,siłą wcielony do niemieckiego wojska,trudne czasy na śląskiej ziemi,oby nigdy więcej wojennego piekła!
Wydaje mi się, że decydowały się na takie imię w momencie, gdy zwycięstwo III Rzeszy było realne. Na terenach okupowanych ludzie myśleli, że taka sytuacja będzie trwać już zawsze. Nikt nie przypuszczał (a już na pewno nie prości ludzie), że wojna się skończy i potęga Hitlera posypie się jak domek z kart. Jeśli masz faceta/kochanka Niemca to chyba normalne, że dajesz Waszemu dziecku takie imię. Nikt nie myślał, że po wojnie (o ile się skończy) Niemcy przegrają a dzieci będą miały przesrane. Tak mi się wydaje.
Moi koledzy szkolni z lat 70-tych, to rainchagd rainer alfred erich helmut.
rainchard
To mi przypomina sytuację z Górnego Śląska. Wiele śląskich dzieci nosiło typowo niemieckie imiona. Dziś nikogo nie dziwi babka Edetrauda (Traudka) czy Eryka. Zdarzało się nawet zmienianie w papierach imion na polskobrzmiące… choć znajomi w dalszym ciągu posługiwali się pierwotnym imieniem…
Moja rodzina przed wojna byla zmieszana z niemcami.Babcia miala siostre ktorej maz byl niemcem.I brata ktorego zona byla niemka.Przed wojna bylo to czeste. Teraz zyjemy w innej bajce. Corka tej niemki donosila na nasza polska rodzine – jej kuzyn wyjechal za to do dachau.Po wojnie otrzymala wyrok smierci,znalazlem ja na liscie lodzkich volksdojczy ukaranych smiercia. Z kolei brat babki maz niemku zostal wcielony do wermachtu.o nich juz po wojnie slad zaginal.Nadmienie ze ten maz niemiec zostal przed wojna za bucie zony i mojej prababki- wyprostowany,bracia siostry smiertelnie go pobili. Stad pewnie nienawisc coreczki do polskiej rodziny.Ale koles znecal sie nad rodzina wiec sie doigral.Co ciekawe jeden z braci babki byl przex 1 wojna w gwardii carskuej..takie poplatane losy rodzinne po zaborach..
Historie rodzinne na mieszanym narodowościowo terenie rzeczywiście bywają dramatyczne. Nie ważne czy chodzi o rodziny polsko-litewskie, polsko-rosyjskie, czy właśnie wspomniane polsko-niemieckie.
kto płacił za ten artykuł?
”Wbrew panującym powszechnie opiniom, wpisy na tak zwane volkslisty nie były całkowicie dobrowolne”kogos pojebalo??Gdzie panuja takie opinie?
Jak szukać ojca (plemnikodawcy) z 1939 roku? Gwałt 16 latki w Kaliszu… w maju 1940 urodziła syna… to mój ojciec…
Prosze sobie poczytac wpisy o Piotrze Miczka, byłym wójtcie gminy Walce, mieszkancu Brożca – slużac wowczas „czerwonej komunie“ – juz tam ruski wiedzial, kogo w dupe kopie…
Spłycony temat. I trochę zamieszany . Należy mówić całą prawdę a to oznacza ,że:
1. małżeństwa mieszane- o czym mowa?- duża część wojskowych -„nazistów” stacjonujących w jednostkach na Górnym Śląsku to miejscowi mężczyźni. Ci pochodzący z terenów Polskiego Górnego Śląska (dopiero od 1921r. wcześniej to są Niemcy, wcześniej Prusy, wcześniej Austro-Węgry i Królestwo Czeskie- Królestwo Polskie do 1270r.) Ci, którzy wrócili po klęsce wrześniowej jako żołnierze Wojska Polskiego później siłą wcieleni do Wermachtu. Ci żołnierze- „naziści” pochodzący z terenów Niemiec po 1921r to również miejscowi Górnoślązacy wcieleni zgodnie ze swoimi przekonaniami do oddziałów niemieckich-nazistowskich. Jedni i drudzy to Górnoślązacy, których zawierucha Powstań Ślaskich(1919-1921) podzieliła na tych pro polskich i pro niemieckich. Część tych mężczyzn -„uciekła” w trakcie działań wojennych do Armii Andersa, część z nich powróciła do domów jako byli żołnierze jednostek niemieckich-nazistowskich.
2. W domach pozostały ich żony – Górnoślązaczki (autor nie rozróżnia Górnoślązaczki od rdzennej Polki)- mentalność pro polska na tych terenach dopiero się rozwijała(polonizacja tych terenów- nasilona po 1945r.) wbrew tendencjom historycznym jakoby to tylko sami Ślązacy wystąpili do zbrojnego Powstania Ślaskiego pro Polskiego
3.Ich dzieci to Adolf, Helmut, Richard, Hildegarda, Trudel, Edeltrauta…- typowe imiona nadawane na terenach Ślaska Dolnego/Górnego w okresie istnienia tu wpływów państwa Pruskiego, a potem Niemiec
4. Te dzieci znalazły się w obozach koncentracyjnych, które niechlubnie zostały stworzone na bazie nazistowskich- niemieckich obozach koncentracyjnych, przez Polskę!!! Czyli polskich politycznych obozach koncentracyjnych
5. Ich ojcowie, którym udało się powrócić do domu z wojennej tułaczki (wermacht,Armia gen.Andersa) , zostali wywiezieni (oczywiście nie wszyscy tylko ci którzy znali się na pracy górnika, hutnika) za zgodą władzy polskiej na roboty wgłąb ZSRR (możliwe, że w ramach reparacji wojennych) . Niestety większość nie powróciła
6.Napiętnowanie dzieci po ojcach służących w wermachcie to fakt, w który niechlubnie wpisuje się władza polska po 1945 (polonizacja terenów Dolnego i Górnego Śląska)
7. Niejednokrotnie byłem świadkiem jak w szkole podstawowej wyrzucała polonistka dzieci mówiące gwarą śląską (bo tylko tak porozumiewano się w tych domach- śląski lub niemiecki). Nikt z nas tego w tedy nie rozumiał w domu milczano, a my myśleliśmy ,że to taka norma, że tak jest dobrze.
8. Czy w takim razie można nazwać te dzieci bękartami, a te kobiety ladacznicami?
@Piotr: Panie Piotrze poruszył Pan dużo bardzo ważnych i bardzo trudnych do jednoznacznej odpowiedzi kwestii. Dlatego wybaczy Pan, że na ostatnie pytanie nie odpowiem jednoznacznie. Poza tym pytanie skierowane jest z pewnością do autorki. Dziękuję jednak w imieniu Redakcji za zaangażowanie w temat i przywołanie tylu istotnych i cennych wątków.
Szanowna Redakcjo,
w nawiązaniu do artykułu, chciałbym zapytać: czy chodzi tu o osobę Piotra Miczki z Krapkowic, czy o byłego wójta Walec z czasow komunistycznych (obecnie na emeryturze) Piotra Miczki z Brożec ?.
@kuba: Drogi Kubo, pierwsze zdanie po leadzie brzmi: „Pierwsze powojenne wspomnienie Piotra Miczki z Krapkowic”. A więc już na początku artykułu znajduje się wyjaśnienie o kogo chodzi. Pozdrawiamy.
Szanowna Redakcjo,
witam uprzejmie i prosze o poprawienie danych dotyczacych autora wspomnien –
Piotra Miczki z Brożec (a nie z Krapkowic). Bylego wojta gminy Walce, powiatu krapkowickiego z lat 80-tych (czasow komunistycznych).
Dosylam Link: http://www.dw.com/pl/po-wojnie-na-g%C3%B3rnym-%C5%9Bl%C4%85sku-odniemczanie/a-18427934
Po wojnie na Gornym Slasku. „Odniemczanie“, gdzie w artykule „Bolesne Wspomnienia“ podana jest jego prawidlowa tozsamosc.
Blad wprawdzie maly ale wielce znaczacy, by w temacie tym zabrac glos. Pozdrawiam
@kuba: Szanowny Panie Kubo, bardzo dziękujemy za zaangażowanie i tak rzetelne podejście do tematu. Informacja została poprawiona, bardzo się cieszymy, że mamy tak dociekliwych pasjonatów historii. Serdecznie pozdrawiamy.
Z wypowiedzia Piotra calkowicie sie zgadzam. Skoro jednak temat splycony, to postaram sie go poszerzyc, wyreczajac Redakcje. Na poczatku, chcialbym zapytac Piotra(Pyjtra), coz to Pan „takowego dobrego“ uczynil: bedac swiadkiem owej sytuacji w 7 punkcie ???.
A, ze „nalezy cala prawde mowic“, to skrotowo skoncentruje sie na temacie rzadko poruszanym, mianowicie: dwulicowosci niektorych Niemcow zamieszkalych po wojnie na opolskim Slasku.
Otoz i ja mam to „szczescie“ miec, byc dzieckiem Nazisty(sluzacym w formacjach wojskowych Waffen-SS, zamieszkalym wowczas w powiecie prudnickim).
Jako bekart, nie rozumiejacy powiklan tamtych powojennych czasow, mialem „zaszczyt“ uczeszczac do polskiej szkoly, by nastepnie w czasach komuny sluzyc w wojsku polskim.
Nie pamietam jednak, by mnie osobiscie spotkalo wtedy tzw. „napietnowanie“ ze strony polskich nauczycieli czy wojskowych. Nie zaprzeczam ze, moglo bywac tez inaczej.
Ale, za to doskonale pamietam, ze najwiekszym „nieszczesciem“ byli miejscowi ludzie, czesto sasiedzi(takze niemieckiego pochodzenia), wspolpracujacy z tamtejsza wladza komunistyczna (zaznaczam; nie wszyscy) – nieprzychylnie nastawioni, do tych Niemcow, ktorzy probowali na stale wyjechac z Polski lub krytykujacych owczesny system polityczny.
Tu skoncentruje sie nad dalszym losem osoby Piotra M.(dobrze mi znanego).
Zyjacy swiadek historii wspomina ze, owy obywatel w latach 80-tych, wowczas jako sekretarz w urzedzie waleckim – przy powolannym Kolegium w okresie stanu wojennego – dal sie wtedy poznac, jako „dobry“ polski urzednik. Co ciekawe, brak jest jakichkolwiek wspomnien tej osoby z jego dzialalnosci w tamtych komunistycznych czasach… A chetnie poczytalbym.
Pozniejsze zmiany ustrojowe pozwalaja mu objac Urzad Wojta w Gminie Walce.
W „pogoni“ za unijnnymi dotacjami , szuka okazji w nawiazaniu kontaku z Zachodem.
Po nieudanej probie zaslyniecia w Mniejszosci Niemieckiej lansuje sie dzisiaj, jako znawca historii swoich ziem(dzieki kolegowi z tamtych czasow, obecnym Abp. Alfons Nossol) – m.in. zachwalajac w „jezyku serca“ – betonowa droge budowana przez Adolfa H. –
Obecnie, zaangazowany w pielegnacje grobow zolnierzy niemieckich, spoczywajacych na cmentarzu w Brozcu, tych co w 1939 przyczynili sie do napasci na Polske a w efekcie do zaistniajej skomplikowanej sytuacji spolecznej na tych slaskich ziemiach –
Toz serce bekarta placze, bowiem w Bibli zapisane jest: „Zaden sluga nie może dwom panom sluzyc ….. Nie mozna sluzyc Bogu i Mamonie“.
Jak to dobrze, ze Bog nas osadzi, a nie jego kumpel po fachu. Pozdrawiam
Prouda piszesz ale tego zoudyn Polouk nie zrozumie i te gupie pytania -je zejs Poloukym cy Mimcym.
Dzisiaj jedno wiem po latach, ze „zawsze warto byc czlowiekiem choc tak latwo zejsc na psy“. Prouda znausz napewno i Ti. Nie wazne kim sie jest, Polakiem czy Niemcem.
Szanuje obie nacje. Polouk tez zrozumie, bo i u niego przeroznie bywalo.
Problem w tym, ze bywaja na Slasku ludzie, co w czasach komuny poczuwali sie Polakami,
wspolpracujac z wladza komunistyczna, bedac w Parti czy ORMO, by w niedziele w kosciele
w pierwszej lawce zasiadac, proszac Boga o wybaczenie z grzechow swoich.
A w dobie przewrotow spolecznych (czasy Solidarnosci i powstanie Mniejszosci Niemieckiej)
poczuli sie znow, ci sami – Niemcami. Byleby u wladzy i do kasy.
A takich to ja juz – jako czlowieka – nie szanuje.
P.S—-Linki do poprzedniej wypowiedzi:
1. Droga Adolfa – http://www.drogibetonowe.pl/page/bta/2016_02_03.pdf
2. Dbajacy o Groby – https://www.youtube.com/watch?v=KmZJuq1DnkE
Co za paszkwil wysmarzył tu wyżej niejaki ribensznajder.Pełeń zawiśći i nienawiśći, więc z kimś takim nie warto podjąć jakikolwiek dialog.Zapytam natomiast, co to ma znaczyc te insynuacje też znam Pana Piotra a to że był sekretarzem w Gromadzkiej Radzie Narodowej to zwykłe urzędnicze stanowisko, tak jak przewodniczący czy zastępca.W Straży Pożarnej i Lidze Kobiet też istnieją Sekretarze Kiedy to Piotr chciał być działaczem MN? interesuje się wyłącznie Chórem Spiewaczym,że pochwala dobrę robotę obojętnie czyją komunistów lub nazistów to prawda nikomu ujmy nie przynośi.Lepiej zmienić pseudo Kuba, Ribensznajder na bardźiej pasujące Futterrübe.
Sepel, Ty mi bajek o Piotruśiu nie opowiadaj. Bowiem, co to za człowiek honoru, który pochwala „dobrą robotę “- komunistów jak i nazistów?. To tak, jakby dobrą robotę „diabła“ podziwiać. Zyjący świadkowie historii nie zapomnieli, cóż za „szczęśćie“ ich spotkało, przed gromackim kolegium owego sekretarza Rady Narodowej w stanie wojennym(czasy Jaruzelskiego) – ukaranym być. Wiesz, za co?..a zmienisz swoje zdanie. Nie znajdziesz jednak wspomnien o jego aktywnośći w czasach apparatu komunistycznego, za to ich pełno z lat powstania MN. Chociaż dwulicowość ludzka nie zna granic, to człowiek wybacza doznanych mu krzywd – ale nie zapomina. Tym bardziej, że juz wówczas w lokalu Donitzy jego kolega Alfons w „języku serca”, powiadał: „nie będziesz dwom Panom służyć“ ( albo Roteriebie, albo Futteriebie). Dzisiaj powinien jeszcze dodać: „Wybacz mu Panie, bo nie wiedział – co czynił“. Amen
Bądź więc czlowiekiem a nie przynoś sobie ujmy.
PS..To, że go do MN ciągnie, ukaże ci poniższy Link..
http://wybory2002.pkw.gov.pl/wojt/t1/dk1/w16/p1605/g160504.html