Pracowały ponad siły i mieszkały w warunkach urągających ludzkiej godności. Z głodu zarastały im usta, a jeśli tylko mogły, jadły nawet padlinę. Przegrywano je w karty, próbowano robić z nich „obozowe żony”, a śmierć czyhała na nie na każdym kroku. Ale one się nie poddały.
Trafiły na zesłanie u progu dorosłości lub jeszcze jako nastolatki. Janina, Danuta, Natalia, Weronika, Stefania i wiele innych im podobnych dziewcząt i kobiet. Trafiły do łagrów i kołchozów, ponieważ były Polkami, „wrogami ludu”. Niektóre jechały w pojedynkę, inne z rodzinami. Większość wróciła samotnie do kraju, który był już dla nich całkowicie obcy. Przetrwały, choć zapłaciły ogromną cenę.
Strup zamiast ust
Sowieci nie stosowali taryfy ulgowej wobec najmłodszych. 85-letnia obecnie Janina trafiła na Sybir jako dziecko. Najpierw straciła babcię, potem zmarła matka. Zostały we dwie z siostrą Alą, zmuszone do przetrwania na zesłaniu. Mieszkały w walącej się lepiance i latami cierpiały straszliwy głód. Wraz z siostrą żywiły się zwierzęcą padliną i tym, co udało im się ukraść.
Janka miała tak spuchnięty brzuch, że nie widziała własnych stóp. Ciągle chorowała: dwukrotnie na tyfus, na czerwonkę i krwawą biegunkę, przechodziła ataki ślepej kiszki, a z braku witamin i niedożywienia cierpiała na kurzą ślepotę. W końcu zapadła na szkorbut, który niemal wpędził ją do grobu. Przybrał wyjątkowo makabryczną postać: jej usta zarosły, tworząc jeden wielki strup.
Dziewczynka nie była w stanie jeść, piła wyłącznie przez słomkę. W kołchozie nie było mowy o żadnej opiece medycznej, więc można było oczekiwać wyłącznie najgorszego. Ktoś zlitował się nad dzieckiem i poradził siostrze Janiny, aby wzięła ją… do kowala. Ten był stary i brudny, ale najwyraźniej znał się nie tylko na podkuwaniu koni. Miał warsztat w zapuszczonej ziemiance i chyba nie po raz pierwszy widział chorego na szkorbut.
Przyglądał się Jance długo, mrucząc coś pod nosem, po czym podniósł z podłogi jakąś brudną szmatę, namoczył ją w wiadrze pełnym błotnistej cieczy i trzymając dziewczynkę za głowę z całej siły wcisnął jej szmatę w usta. Janka wyła z bólu i ze strachu aż zrobiła pod siebie, ale to nie był koniec. Kowal kazał siostrze przyprowadzić Jankę nazajutrz i powtórzył procedurę. „Zabiegi” trwały przez kilka dni, aż strup odpadł i dziewczynka wyzdrowiała.
Wagony dla bydła i operacje bez znieczulenia
Danuta, córka wysokiego rangą oficera, wychowała się w twierdzy Brześć i przeżyła niezwykłe przygody. Miłość znalazła aż Teheranie, ale na to przyszedł czas później. Zanim zaznała szczęścia, zostały deportowane wraz z matką tuż przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 roku.
Do dziś pamięta podróż w bydlęcych wagonach i masowe umieranie najsłabszych na zapalenie płuc, odrę lub po prostu z wycieńczenia. Konające dzieci śnią jej się po nocach. Wspomina również prostą kobietę z Polesia, wywiezioną z pięciorgiem dzieci tylko za to, że jej najstarszy syn uciekł na tereny okupowane przez Niemców. Umierały jedno po drugim. Po śmierci najmłodszego matka oszalała z rozpaczy i bólu.
Natalia, która przed wojną wiodła szczęśliwe życie w dworku w Puszczy Białowieskiej, też znalazła miłość w najmniej sprzyjających warunkach. Zakochała się w łagrze w Workucie i poślubiła swojego ukochanego. Przedtem jednak trafiła do kopalni węgla, gdzie nosiła na plecach stukilogramowe worki. Wydaje się to niemożliwe dla kobiety, ale nie miała wielkiego wyboru.
Była świadkiem, jak jednej z więźniarek wagon zmiażdżył rękę. Natalia próbowała rozcierać rękę przerażonej ofiary, żeby nie zamarzła, ale nie miało to sensu. Ręka wisiała na skórze, w środku wszystko było pogruchotane. Kobieta miała na imię Elite, pochodziła z Estonii i przed zesłaniem była znaną pianistką.
Natalię skierowano następnie do kopalni gliny, gdzie ciężko się rozchorowała. Zniesiona do obozowego szpitala przez inne łagiernice, trafiła na stół operacyjny z powodu ataku ślepej kiszki. Oczywiście zabieg wykonywano bez znieczulenia. Przez większość czasu kobieta była nieprzytomna, ale pod koniec się obudziła i zaczęła krzyczeć z bólu. Lekarz kazał jej wytrzymać, bo jeszcze nie skończył zszywać rany.
„Cóż miałam robić? Wytrzymałam. Naprawdę trudno uwierzyć, jak dużo jest w stanie znieść człowiek” – czytamy w Dziewczynach z Syberii Anny Herbich. W dodatku po operacji wdała się gorączka, a szwy ropiały, bo narzędzia najwyraźniej nie były sterylne. A na powrót do pracy Natalia miała tylko dwa tygodnie.
Ruszająca się góra trupów
Weronika spędziła szczęśliwe dzieciństwo w wielokulturowych Pacewiczach. NKWD dopadło ją wiosną 1951 roku. Trafiła do więzienia w Grodnie, gdzie każdej nocy była katowana do nieprzytomności, a potem wrzucana do betonowego karceru pełnego szczurów.
Raz oprawcy kazali jej klęczeć z rękoma nad głową, a do każdej włożono jej po cegle. Z wyczerpania zemdlała, obudziły ją kopniaki w brzuch i głowę. Pękła jej czaszka, a wgnieciona kość do dziś uciska nerw – nie było możliwości operacji. Po sześćdziesięciu latach o gehennie przypominają ataki straszliwych bólów głowy, a 84-letnia kobieta krzyczy na cały dom.
Podczas bezsennych nocy wracają do niej również obrazy z łagru w Workucie, gdzie trafiła na 25 lat jako „wróg ludu”. Straszliwie wychudzone ciała więźniów rzucane na ciężarówki jak worki z ziemniakami. To nie były trupy – ręce i nogi nadal drgały, niektórzy ludzie wciąż żyli.
Jedna z twarzy wpatrywała się w Weronikę szeroko otwartymi oczyma, pełnymi cierpienia i rozpaczy. „Gdyby Bóg zechciał wskrzesić wszystkich więźniów łagrów, to w całej Rosji podniosłaby się ziemia.” – mówi gorzko po latach.
Szczęście i w kartach, i w miłości
Trudno mówić o szczęściu, gdy życie wydaje się kończyć, a wszystko wali się na głowę. Deportacja do łagrowego piekła wydawała się równoznaczna ze śmiercią, a jednak i tam można było znaleźć szczęście i przyjaciół.
Stefania pochodziła z Wilna i trafiła na 10 lat do obozu w republice Komi z paragrafów 2‒11 słynnego artykułu 58. sowieckiego kodeksu karnego, czyli za zbrojną działalność kontrrewolucyjną. Tam została przegrana w karty. Jeden z urków, kryminalistów najgorszego typu, przypadkiem zobaczył ją przez okno i postanowił o nią zagrać. Zgodnie z więziennym zwyczajem stawała się jego własnością i mógł z nią zrobić, co chciał.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Stefania przyjaźniła się z niezwykle piękną pielęgniarką z Estonii, Made. Wszyscy w łagrze smalili do niej cholewki. Jeden z zakochanych kryminalistów postanowił „odegrać” Stefanię w prezencie dla Made, którą bardzo zasmucił los przyjaciółki, i w ten sposób ocalił Polce życie. Ponoć nic takiego nie zdarzyło się wcześniej w dziejach archipelagu Gułag, opowiadano i pisano o tym przez wiele lat.
Wkrótce sama Stefania również znalazła w Gułagu adoratora. Pewnej nocy odwiedził ją strażnik i zaprowadził do gabinetu miejscowego fryzjera. Ten poinformował ją, że wpadła mu w oko i złożył propozycję „obozowego małżeństwa”. Był dobrą partią, zaproponował jej jedzenie i ubrania. Stefania była jednak oburzona propozycją fryzjera i odmówiła.
„Pan nie zna Polek. My w ten sposób nie zakładamy rodziny. U nas kobiety biorą ślub z miłości, w kościołach.” – czytamy w jej własnej relacji w Dziewczynach z Syberii. Fryzjer roześmiał się i odpowiedział, że nie zna życia. Potem Stefania wpadła również w oko sowieckiemu prokuratorowi, który próbował ją pocałować – a ona go spoliczkowała. To również uszło jej na sucho, zaimponowała mu swoją postawą.
Piekło łagrów, nieludzkie warunki życia, szalejące choroby i widmo śmierci głodowej – bohaterki książki Anny Herbich zmagały się z nimi na co dzień. Twardy charakter, duma i wiara w to, że zesłanie kiedyś musi się skończyć, dodawały im sił. Bo przecież Polka przetrwa wszystko.
Źródło:
Anna Herbich, Dziewczyny z Syberii, Znak Horyzont, Kraków 2015.
KOMENTARZE (31)
Fajnie, że nie cenzurujecie komentarzy
Nie akceptujemy wyzwisk, wulgaryzmów i naruszania prawa. Jeśli te zasady Panu nie odpowiadają, jestem pewien, że w internecie nie brakuje innych miejsc, które zapewnią Panu pożądaną swobodę wypowiedzi.
towarzyszu cynsorze , cynsura sie skunczyla za ”hrabiego”, a od naruszania prawa jest sad a nie jakis tam xxxicki jest wolnosc slowa a nie cynsura prewencyjna … zgodnie z dymokracjo powinno sie glosowac czy zdjac koment, ale wiadomo ze od dymokratycznych wyborow na 3xtak prowdopodobnie byly zfalszowane prawie wszystkie
Psychicznych też tu wpuszczają? Człowieku, co ty bredzisz? Ćpałeś coś? Polskiego to gdzie się uczyłeś? Na Magadanie czy w Workucie?
co moze jeszcze byc okrutniejszego od czlowieka
Inny człowiek.
Wstrząsający artykuł… Ale dobrze, powinniśmy o tym pamiętać. Wybaczaj, ale pamiętaj, to dobra zasada.
Za niedługo znowu nas będą wywozić
Na pewno kupię tą książkę!
albo nawet tę
„Archipelag Gułag”- to jest jest podstawa historii i wiedzy o tym co się działo na Syberii. Po tej lekturze nie można pozostać biernym na tragizm ludzkości tamtych czasów. Tak to prawda- gorszy od człowieka może być tylko drugi człowiek.
Archipelag Gułag? 60 milionów ofiar? Tylko chory umysł mógł wymyślić takie brednie
Pewnie. Większość szacunków wskazuje że ofiar było znacznie więcej…
Niesamowite i wstrząsające.
to zdjęcie z padliną mogliście sobie darować
To że los kobiet w gułagach był straszny wiemy! po cóż więc fantastyka rodzaju 100-kilowych worków węgla dzwiganych na plecach?która kobieta uniesie 50 kg? Albo więzniarka spoliczkowała prokuratora! Jesli chcecie być wiarygodni to nie fantazjujcie, gdyż sami sobie przeczycie, Niestety.
Jakieś źródło? Czy to tylko fantazje?
Tylko 100 kg? Słabo, gdyby naściemniali, że targała 500 kg na plecach to może książka by się lepiej sprzedała.
Wszystko jest kwestią właściwego rozłożenia ciężaru i motywacji. Ludzie w stanie skrajnego zagrożenia podnoszą samochody, a tu przecież chodziło o życie. Podejrzewam jednak że o ile nie chodziło o dobicie więźnia, znacznie ekonomiczniej byłoby, gdyby dwa razy przebyła tą trasę z workiem 50 kg. Też ciężko, ale do wytrzymania…
Panie B.K., pozwolę sobie odpowiedzieć mimo upływu 3 lat. Z tego co wiem, jestem kobietą, i to dość niską, a jednak samodzielne przeniesienie czegoś o wadze 70 kg nie sprawia mi większych problemów. Gdyby to mnie zmuszono do noszenia stukilogramowego obciążenia w takich okolicznościach, zapewne jakoś bym sobie radziła – zwłaszcza że siła strachu i adrenaliny jest ogromna. Oczywiście podejrzewam, że szybko podupadłabym na zdrowiu, ale samo wykonanie czynności nie jest kompletnie niemożliwe. Mam nadzieję, że przy okazji odpowiedziałam na pytanie „która kobieta podniesie 50 kg?” Pozdrawiam.
Gratuluję krzepy. Gdy miałam 20 lat i ktoś by mi założył 50 kg na plecy pewnie bym udźwignęła, a nawet na pewno, pod warunkiem że byłby to jednorazowy wyczyn i jeszcze jedna uwaga, nigdy nie byłam głodna.
przylanczam sie ze to bzdury. 100kg to i dla mnie dma facete nie uniesiania i jeszcze to spoliczkowanie i ostatnie cos…odmowila fryzjerowi za jedzenie i ubrania i wolala z glodu umzec;;;fantazje kosmiczne i nic wiecej,,,
Przeczytałam tą książkę moim zdaniem jest świetna, bo to prawdziwe wspomnienia a najlepiej uczyć się historii od jej naocznych świadków.
Laska na okładce idealnie wpasowuje się w tematykę książki… Wygląda jak rasowa kołchoźnica, jak dziecko GUŁAGu…
Bo to była jedna z bohaterek, jeszcze przed zesłaniem do łagru. Z tyłu okładki jest pewnie po przejściach… ;)
Fakt, że dobór okładki do tak ciężkiego tematu jest idiotyczny. Ale ładna dupa wszystko sprzeda… ;)
Czytałam tę książkę, wstrząsająca. Polecam.
Wstrząsające
Nie tylko Polki były tak traktowane, również Rosjanki Białorusini ukrainki Niemki Żydzi, wszyscy niewygodni oraz ich rodzina.
Tu akurat masz rację. Ludzie niezależnie od nacji zachowują się w skrajnych warunkach dość podobnie. Dlatego nie bardzo wierzę w masowość takich zachowań ze strony Polek. Po prostu są to jednostkowe przykłady, na które dodatkowo trzeba brać poprawkę konfabulacji. Albowiem jak pisał Herling-Grudziński, nikt nigdy nie przyzna się do swoich prawdziwych przeżyć w takich warunkach. Nie pamiętam dokładnego cytatu, ale przekaz mniej więcej był właśnie taki…
Zresztą, ile lat ukrywało się przypadki kanibalizmu itp.? Gwałty, morderstwa – wszystko to było na porządku dziennym. Nie trzeba mieć bujnej wyobraźni, by wiedzieć do czego może posunąć się zdesperowany człowiek, by przeżyć. Inni, ci co się nie godzili na kompromisy, i zwyczajnie słabi – zwykle umierali…
Ja w Polsce jako Polak w tych czasach mam yyy gorzej . Schorowany wysiudany z godności i pieniędzy dla pospolitych wykształconych i zaduufanych sługusów za moje krzywdy raczej też nagrody Nobla nie dostanę ale wierzę i wiem co człowiek potrafi znieść i zrobić w takim stanie depresji i głodu brudu i wychłodzenia. Prawie zawsze uważa się nas za syf i wsadza się nas do czubka bo to normalne i praktyczne bo dobrobytu już dawno dla wszystkich nie starcza a i leki na zdrowie są za drogie by biduli w sanatoriach miłości i kultury polskiej do Polski uczyć.TO też bym poprosił na koniec by mnie heejtowano itd itp.ale mam swój honor jak to nawet nazwano zachłanny i niewrażliwy ze skłonnością do przesady ,ale swoją tezę i dystans do zła katów ludzkich uczuć i odczuć mam.pozdrawiam serdecznie autorkę.
Pamiętajmy o kazdym w Rosji Radzieckiej , kto w jakikolwiek sposób pomógł Polakom 'na nieludzkiej ziemi”. Nikt by nie przetrwał bez tej pomocy. Wieczny odpoczynek…..