Jeden z najbardziej znanych kochanków i fantazyjnych oszustów o mało nie zakończył swojego barwnego życia w Polsce. Niewiele brakowało, a zmieniłby bieg historii. I to jednym skinieniem palca.
Pozbywszy się kupionej za sto skudów trzynastoletniej Rosjanki Zairy, Casanova w październiku 1765 roku wjechał do polskiej stolicy. Miał ze sobą plik listów polecających, które w owym czasie były biletem wstępu na niemal każdy warszawski salon.
Giacomo, bo tak na imię miał Casanova, od razu trafił w dobre ręce. Do samego księcia Adama Czartoryskiego. Ten z kolei, z polecenia brytyjskiego ambasadora, przedstawił go królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu.
Najwyższa pora się ustatkować
Polski monarcha szybko polubił bystrego i czarującego wenecjanina, a swą sympatię okazał w najbardziej dla Casanovy pożądany sposób – ofiarowując mu dwieście złotych dukatów. Włoch od razu przeznaczył je na spłatę karcianych długów, przynajmniej tych najbardziej naglących. Szybko otrzymał też oficjalne zaproszenie na dwór królewski.
O lepszym początku Casanovie się nie śniło. Marzył o intratnej posadzie sekretarza króla polskiego. Urzędnicza pensja rozwiązałaby jego problemy finansowe.
Był świadomy szansy, która mu się przytrafiła i obiecywał sobie w duchu unikać wszelkich awantur. Dobrze wiedział, że posiada nie dającą się nijak wyjaśnić przypadłość do pchania się w najróżniejsze przygody. Tym razem miało być jednak inaczej!
Przyjdź Pan na przedstawienie…
Casanova zrezygnował ze swoich ulubionych rozrywek: gry w karty, seansów spirytystycznych, kabały i udziału w wyszukanych konfiguracjach seksualnych. Starał się też spełniać wszelkie oczekiwania monarchy, łącznie z tymi, które nie wzbudzały jego euforii.
Podczas pożegnania, po jednych z wielu odwiedzin Casanovy, król, wstając od stołu, zwrócił się do wenecjanina: “Proszę, przyjdź pan na przedstawienie”. Owym przedstawieniem była premiera komedii “Małżeństwo z kalendarza” Franciszka Bohomolca.
Dla króla wieczór ten miał poważny wydźwięk polityczny. Casanova wiedział, że monarsze zależy na sukcesie przedstawienia. Mimo to próbował wymówić się elegancko, bo komedia miała być grana po polsku, zatem niewiele by z niej zrozumiał. Król jednak nalegał.
Zemsta córki Gondoliera
Język nie był jedynym problemem. Casanova znał osobiście jedną z tancerek, Annę Binetti. Uwiódł ją jeszcze jako kilkunastoletnią córką gondoliera we Włoszech. Wiele się od tego czasu zmieniło. Binetti została jedną z najsławniejszych balerin Warszawy. Jakby tego było mało, miała potężne wpływy wśród elit kraju. Stało za nią całe stronnictwo, mocno zaangażowane w walkę polityczną w Rzeczpospolitej.
Frakcji przewodził wpływowy magnat Franciszek Ksawery Branicki, gwałtownik niecofający się przed najdzikszymi awanturami, w dodatku kochanek samej Binnetti. Tancerka, świadoma swojego wpływu na młodego hrabiego, skorzystała z okazji aby zemścić się na Casanovie. On traktował ją tylko jako przelotną miłostkę. Ona nawet po latach uważała, że odebrał jej honor.
Kurtuazyjna wizyta u dawnej kochanki
Przedstawienie wynudziło Wenecjanina do granic możliwości. Po sztuce udał się do loży jednej z tancerek – Casacci, której występ bardzo podobał się Stanisławowi Augustowi – by złożyć jej gratulacje.
Po drodze zauważył otwarte drzwi do loży Binetti. Chcąc uniknąć nietaktu, złożył jej kurtuazyjną wizytę. Przywitał się i wymienił parę uprzejmych zdań, gdy do pokoju nieoczekiwanie wparował Branicki. Casanova złożył mu powściągliwy ukłon i natychmiast wyszedł, udając się do loży Casacci.
Wenecki tchórz czy polski gbur?
Branicki nie zamierzał jednak odpuścić. Wbiegł do pomieszczenia zaraz za Włochem.
Przyznaj pan, panie Casanova, że przychodzę jak najbardziej nie w czas. Zdaje się, że pan się kochasz w tej damie – wycedził Branicki. Było to celowe zagranie, gdyż, jak wiadomo, faworytką Branickiego była Binetti.
Ależ panie hrabio, czy nie uważasz, że jest czarująca? – odpowiedział Casanova.
Tak bardzo, że oświadczam ci tutaj, iż się w niej kocham na zabój i nie zniosę żadnego rywala! – rzucił Branicki.
Skoro tak, nie roszczę sobie najmniejszych praw – próbował uciąć sprawę Casanova. Zbił magnata z tropu, ten zdołał tylko wycedzić: Przezorny z pana człowiek, panie Casanova. A zatem schodzisz mi z drogi?
I pewnie sprawa na tym by się skończyła, gdyby tylko Giacomo zdołał powstrzymać się od ironicznego docinku: Natychmiast, panie hrabio! Znalazłby się taki gbur, co by się ważył iść w paragon z człowiekiem o twoich zaletach?
Wściekły Branicki wypalił: Za tchórza mam tego, co przy pierwszej groźbie ustępuje z pola!
Casanova chwycił za gardę szpady, ale po chwili uspokoił się. Walka z szambelanem króla w loży Casacci, na oczach tłumów, skompromitowałaby go nieodwołalnie w oczach Stanisława Augusta. Posada królewskiego sekretarza stałaby się jedynie wspomnieniem niezrealizowanego marzenia. Włoch wzruszył pogardliwie ramionami i wyszedł. Na korytarzu usłyszał jeszcze okrzyk Branickiego: Tchórz wenecki!
Zakazane (nie)przyjemności
Wieczorem następnego dnia Casanova wysłał Branickiemu list deklarując chęć udzielenia konkurentowi satysfakcji.
Sam fakt pojedynkowania się z osobistością rangi Branickiego był dla Casanovy zaszczytem, ale jednocześnie i utrapieniem. Jeśli wymówiłby się z pojedynku – spadłaby na niego ogromna hańba. Natomiast, jeśli zabiłby Branickiego – prócz reputacji, straciłby z pewnością i życie, bo stronnicy młodego pułkownika nie puściliby mu tego płazem.
W umówiony dzień Branicki wysłał po Casanovę karetę, ale Giacomo nie chciał do niej wejść. Niecierpliwy Branicki udał się osobiście do domu Casanovy, gdzie zastał go przy spisywaniu ostatniej woli. Nalegał, że chce się bić tego samego dnia. Dużo czasu zajęła dyskusja o rodzaju broni. Włoch wolał szpadę, Polak pistolet.
Strzelaj pan pierwszy
Po ustaleniu, że bronią będą pistolety, Branicki uściskał Casanovę, który z dumą uczynił to samo, podkreślając jednocześnie zaszczyt, jakim będzie skrzyżowanie broni z kimś takiego stanu. Oczywiście pojedynkowanie się w ówczesnej Rzeczpospolitej było surowo zabronione, ale Branicki nic sobie z zakazu nie czynił.
O ustalonej godzinie po raz kolejny po Casanovę zajechała karoca, tym razem, na wypadek odmowy, z sześcioma Polakami w środku. Po trzydziestu minutach podróży całe towarzystwo dotarło na miejsce. Był to przepiękny park w jednej z podwarszawskich wsi.
Branicki czekał przy kamiennym stole. Wskazał Casanovie dwa pistolety do wyboru, zapewniając, że ręczy honorem za oba. Wybrawszy pistolety, obaj panowie, cofnąwszy się o sześć kroków, zamarli w pozycjach strzeleckich.
Casanova zdjął kapelusz i poprosił o zaszczyt, aby Branicki strzelił doń pierwszy. Branicki, straciwszy parę sekund na celowanie, wystrzelił, jednak jak się okazało nie on jeden. Giacomo nie zamierzał czekać, aż Polak spokojnie wyceluje, wystrzelił idealnie w tym samym czasie.
Branicki upadł. Kula trafiła go pod siódmym żebrem z przodu a wyszła pod ostatnim z tyłu.
Zabiłeś mnie pan
Casanova rzucił pistolet i podbiegł do hrabiego. W tym samym momencie słudzy Branickiego wyciągnęli szpady i ruszyli na Włocha. W pamiętnikach pisał:
Jakież było moje zdumienie, gdy ujrzałem skierowane przeciw sobie trzy nagie szpady w rękach trzech szlachetnie urodzonych katów, którzy w chwili, gdy klęknąłem ucięliby mi od razu głowę, gdy hrabia piorunującym głosem nie napomniał ich: Kanalie, proszę mi tego człowieka uszanować!
Wszyscy trzej cofnęli się natychmiast, a ja próbowałem go podnieść. Szedł pochylony i patrzył na mnie z ukosa, nie mogąc zrozumieć, skąd płynie krew, która ścieka mi po spodniach.
Kiedy znaleźli się w zajeździe, Branicki rzucił się na fotel i wypalił: Zabiłeś mnie pan. Niech pan ucieka, bo grozi panu szubienica. Jeśli nie ma pan pieniędzy proszę wziąć moją sakiewkę.
Honorowy paluszek
Oszołomiony Casanova odmówił, ucałował magnata w czoło i wyszedł szybko na zewnątrz. Napotkawszy chłopski wóz, poprosił o podwiezie i ukrył się pod sianem. Trafił do jednego z podwarszawskich klasztorów. Dopiero tam przyjrzano się jego ranie. Choć w pierwszym momencie cała uwaga skupiła się na stanie Branickiego, to Casanova też nie wyszedł z pojedynku bez szwanku.
Został trafiony w palec wskazujący, a rana była poważna. Na tyle, że ręka miała być amputowana. Włoch absolutnie się na to nie zgodził. Czas pokazał, że dobrze zrobił, jednak jeszcze długo potem nie mógł w pełni używać ranionej kończyny.
Ach to reumatyzm najjaśniejszy panie
Tymczasem wiadomość o pojedynku szybko dotarła do króla. Poniatowski bardzo się zirytował. Przyjaciele Branickiego grozili straszną zemstą, a wielki marszałek Bieliński wyraził gotowość do otoczenia klasztoru swoim dragonami. Wrogowie Branickiego natomiast wysłali Casanovie kilka sakiewek złota, których Włoch również nie przyjął.
W końcu Giacomo opuścił klasztor. Od razu udał się do króla na audiencję. Poniatowski zapytał, co stało się z jego ręką. Casanova odpowiedział: Ach to reumatyzm najjaśniejszy panie.
Radzę Ci go unikać w przyszłości – skwitował monarcha. Była to ostatnia wizyta Włocha na królewskim dworze.
Uraza za niedoszłe morderstwo? A skąd!
Po opuszczeniu dworu Casanova udał się do Branickiego. Ten, w przeciwieństwie do monarchy, przyjął go bardzo serdecznie. Okazało się, że życiu hrabiego nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Obaj Panowie byli dla siebie bardzo mili. Branicki nie żywił żadnej urazy, będąc wdzięcznym za honorowy pojedynek. Casanova natomiast wyraził radość, że mógł się z nim pojedynkować, oraz za honor jakim była dla niego ta walka.
Pojedynkowi temu, poza wieloma barwnym stronami w „Pamiętnikach”, Casanova poświęcił nawet specjalna broszurę, która cieszyła się powodzeniem wśród czytelników. Giacomo chwalił się pojedynkiem z polskim magnatem do końca swego życia.
Ostatecznie osiadł w ponurym zamku w Dux w dzisiejszych Czechach, gdzie zmarł w 1798 roku. Było to trzy lata po upadku jednego z największych Państw w ówczesnej Europie, pochowanego i zdradzonego przez cześć swoich elit. Między innymi przez chodzącego na pasku Rosjan Franciszka Ksawerego Branickiego.
Bibliografia:
- Roberto Gervaso, Casanova, PiW 1990
- Giovanni Giacomo Casanova, Pamiętniki, Zielona Sowa 2005
KOMENTARZE (6)
cytuje „12 lutego 1798 urodził się Stanisław August Poniatowski.” czy to oby nie jest błą ?? bo chyba wtedy zmarł ?
Dlaczego PISTOLETY pojedynkowe są opisane jako REWOLWERY!? Wstyd!!!!
Dlatego ze reportaz pisal cowboy uzywajacy rewolweru Colta.
Nie „seans spirytualistyczny”, lecz „seans spirytystyczny”.
Dziękujemy za zwrócenie uwagi, już poprawione.
pokazane na ilustracji pistolety posiadają zamek kapiszonowy ang. percusion cap. Takie rozwiązanie wprowadzono ok. 1820
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kapiszon
https://en.wikipedia.org/wiki/Percussion_cap
nie kwestionuje datowania samej broni. Być może w XIX w. XVIII pistolety pojedynkowe z zamkiem skałkowy, stosowanym wówczas
https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_ska%C5%82kowy
zostały przerobione na zamek kapiszonowy przez usunięcie panewki z krzesiwem i w jej miejsce dodanie kominka na kapiszon, wymianę kurka z imadełkiem na skałke – krzemień na młoteczek do zbijania kapiszona
Reasumując w XVIII w w czasach Casanovy i Branickiego, a także w późniejzych kampaniach napoleońskich nie znano kapiszonów i stosowano w broni palnej zamki skałkowe,
Z drugiej strony wiele egzemplarzy broni skałkowej przerabianów w okresie XIX w. na kapiszonowe
z poważaniem
Stefan Świetliczko