Fidel Castro w swoim długim i burzliwym życiu miał wiele kochanek. Jednak tylko jedna z nich chciała go zabić. Nazywała się Marita Lorenz i była Amerykanką niemieckiego pochodzenia. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że plan pozbawienia życia kubańskiego dyktatora narodził się w siedzibie CIA.
El Commendante poznał swoją kochankę i niedoszła zabójczynię 27 lutego 1959 r. Miała wtedy 19 lat i razem z rodzicami, na pokładzie MS „Berlin” – jej ociec był kapitanem jednostki – odbywała rejs po Karaibach. Ich spotkanie to zupełny przypadek.
Gdy statek zawinął do Zatoki Hawańskiej, świeżo upieczony przywódca Kuby postanowił wpaść z niezapowiedzianą wizytą. Heinrich Lorenz, nie chcąc drażnić porywczego Castro, wpuścił go na pokład, a nawet zaprosił do swojego stolika. Była to decyzja, której żałował to końca życia.
Dyktator i piękna nastolatka
Szybko okazało się, że piękna córka kapitana wpadła w oko kochliwemu Kubańczykowi. Jak pisze w swojej najnowszej książce „Kobiety dyktatorów 2” Diane Ducret, zaraz po kolacji – ku rozpaczy rodziców – Castro zabrał Maritę na mostek.
Stamtąd pokazuje jej światła Hawany. „To wszystko należy do mnie. Kuba należy do mnie. Czyż nie jest cudowna? Podoba ci się, to co widzisz?”, upewnia się słabą angielszczyzną. Potem przyciąga ją do siebie i zadaje ostateczny cios: „Ja jestem Kubą”.
Takie deklaracje oczywiście zawróciły w głowie młodej dziewczynie. Na razie jednakże do niczego nie dochodzi. Zdawać by się nawet mogło, że cała historia zakończy się niewinnym flirtem, szczególnie że po kilku dniach statek wypływa do Nowego Jarku. Nic bardziej mylnego!
Zanim MS „Berlin” ruszył w dalszy rejs, Fidel zdobył nowojorski adres Marity oraz jej numer telefonu. Gdy tylko nowa wybranka jego serca wróciła do domu zaczął do niej wydzwaniać obiecując gwiazdkę z nieba oraz sprezentował jej… dziesięć kubłów lodów kokosowych.
W końcu, w połowie marca wysłał po nią samolot. Dziewczyna nie wahała się ani chwilę i po zaledwie kilku godzinach znów znalazła się w Hawanie.
Na lotnisku została przyjęta z prawdziwymi honorami. Czekała na nią limuzyna i bagatela 20 żołnierzy. Ich zadaniem było odeskortowanie Marity do słynnego pokoju 2406 w Hiltonie, w którym mieszał i urzędował El Commendante. Po dotarciu na miejsce zaskoczyły ją dziecięce samochodziki porozrzucane po podłodze prezydenckiego apartamentu.
Jak się okazało, zabawki należały do samego Castro, który – wedle relacji panny Lorenz – pozostał dużym dzieckiem. Lubi bawić się modelami pojazdów wojskowych i czołgów. Ale ona przecież nie przyjechała bawić się zabawkami. W końcu po ponad godzinnym oczekiwaniu zjawił się Fidel i – jak pisze w swej książce Diane Ducret:
Zaciąga zasłony, bierze Maritę za rękę i włącza płytę z romantyczną muzyką. Choć od tamtego spotkania minęło ponad pięćdziesiąt lat, w pamięci bohaterki zachowało idylliczny charakter. „To moje najlepsze wspomnienie związane z Fidelem. Leżałam w jego ramionach na łóżku w Hiltonie, słuchając piosenki Piano mágico.
Sielankę, trwającą pięć godzin, przerwał brat kubańskiego dyktatora – Raúl. Wezwał Fidela w jakichś niecierpiących zwłoki sprawach państwowych. Ten na odchodne rzucił jeszcze: nie wychodź, czekaj tu na mnie. Kocham cię.
Okazuje się wszelako, że Kubańczykowi wcale nie jest spieszono do młodziutkiej kochanki. Widuje się z nią coraz rzadziej, wymyślając kolejne wymówki. W tej sytuacji zakochana dziewczyna, nie mając nic lepszego do roboty, staje się właściwie jego osobistą sekretarką.
W kwietniu obydwoje lecą do Nowego Jorku, gdzie odbywa się międzynarodowa konferencja prasowa Castro. Mimo początkowej niechęci Amerykanów i zagranicznych dziennikarzy Fidelowi – po długim wystąpieniu – udaje się wielu z nich przekonać, że jest właściwym człowiekiem, na właściwym miejscu.
Dotyczy to głównie dziennikarek. Jak sam mówi wszystkie go kochają. Posuwa się nawet do stwierdzenia: Jestem jak Jezus! Noszę brodę, mam podobną sylwetkę i trzydzieści trzy lata jak on.
Popularność El Commendante ewidentnie nie podoba się za to Maricie, która staje się zazdrosna i ma dosyć ciągłych telefonów od dziennikarek, chcących spotkać się z kubańskim przywódcą sam na sam. Dochodzi to tego, że w pewnym momencie krzyczy do zgromadzonych dziennikarzy: Żadna kobieta nie przekroczy tego progu! Ja będę decydować, kogo wpuścimy. Jestem Marita, a to prywatny apartament Fidela! Jasne?!
Ten nagły wybuch ma niebagatelne znaczenie dla dalszej historii związku panny Lorenz i Fidela. To właśnie dzięki niemu CIA ustala, że jego piękną towarzyszką jest Amerykanka. W siedzibie Centralnej Agencji Wywiadowczej rodzi się plan wykorzystania jej przeciw kochankowi.
Na usługach Centralne Agencji Wywiadowczej
Do realizacji misternej intrygi został oddelegowany Frank Sturgis. Specjalista od Ameryki Łacińskiej, którego zadaniem było umieszczanie w lokalnych rządach ludzi przychylnych Stanom Zjednoczonym. W połowie 1959 r. udaje mu się przeniknąć do najbliższego otoczenia braci Castro i nawiązać kontakt z Maritą.
W sierpniu proponuje jej pomoc w uwolnieniu się od coraz bardziej zaborczego kochanka. Inna wersja mówi, że to sama dziewczyna się do niego zgłosiła. Być może zadecydował fakt, że była w czwartym miesiącu ciąży. Tak czy inaczej klamka zapadła i Marita nawiązała współpracę z CIA. Polegała ona głównie na dostarczaniu Sturgisowi tajnych dokumentów.
Wszystko szło dobrze aż do 15 października. Tego dnia domorosła agentka postanawia zjeść kolację w samotności. Jak pisze autorka „Kobiet dyktatorów 2”:
Fidel czuje, że idzie w odstawkę. Jakiś czas po posiłku dziewczynę ogarnia słabość. Z trudem się porusza i myśli. Pogrąża się w dziwnym półśnie. Pamięta jazdę samochodem, lekarza, krzyk i przeraźliwy ból.
Gdy odzyskuje przytomność odkrywa, że nie jest już w ciąży. Na domiar złego leży cała we krwi w nieznanym pokoju hotelowym. Pomocy udziela jej dopiero Camilo Cienfuegos, jeden z najbliższych przyjaciół Castro. Niestety, u dziewczyny pojawiają się objawy sepsy.
Życie ratuje jej przewiezienie do kliniki w Nowym Jorku, gdzie powoli dochodzi do siebie. Po wyzdrowieniu oczywiście nie ma zamiaru wracać na Kubę. Wyjeżdża do rodzinnych Niemiec. I tak mogłaby zakończyć się historia jej romansu Fidelm. Wszystko potoczyło się jednakże zupełnie inaczej.
W maju 1960 r. na łamach amerykańskiej dwutygodnika „Confidential” ukazuje się artykuł, w którym Alice Lorenz (matka Marity) oskarża Castro o gwałt na córce. Ta, widząc, że nie ucieknie od przeszłości wraca do Stanów i nawiązuje ponowną współpracę z CIA.
Tym razem przechodzi odpowiednie szkolenie w ośrodku na Florydzie. Ma wziąć udział w operacji „40”, która miała na celu powstrzymanie komunizmu w państwach sąsiadujących ze Stanami Zjednoczonymi – także poprzez zamachy, jeśli taka będzie konieczność.
Fidel musi umrzeć
W październiku dowiaduje się jakie czeka ją zadanie. Jest nim zabicie Fidela Castro, który coraz wyraźniej dryfuje w stronę komunizmu. Za wykonanie misji czeka na nią sowita nagroda. Gdy tylko kubański dyktator wyzionie ducha na jej szwajcarskie konto zostaną przelane dwa miliony dolarów, a ona sama zyska sławę bohaterki narodowej.
Wsiadając na pokład samolotu lecącego do Hawany jest zdecydowana zabić dawnego kochanka, w końcu przez niego straciła dziecko i omal sama nie umarła.
Jednak w trakcie lotu dopadają ją wątpliwości. Ciągle kocha Fidela i gdy w końcu dochodzi do spotkania, zamiast podać mu truciznę, rzuca się w jego ramiona. Potem spędza z nim jeszcze ostatnią noc i nie wykonawszy zlecenia wraca do Miami. Fidel nawet nie zdaje sobie sprawy, że od śmierci dzielił go dosłownie krok.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o:
- Diane Ducret, Kobiety Dyktatorów 2, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 2013.
KOMENTARZE (10)
Bardzo, bardzo podobny artykuł (i 2 podobne cytaty) zostały opublikowane w gazetce „Empiku” sprzed może(?) miesiąca. Czyżby artykuł był elementem kampanii reklamowej tej książki?!
Pozdrawiam
„Pikanterii całej historii dodaje fakt, że plan pozbawienia życia kubańskiego dyktatora narodził się w siedzibie CIA.”
Gdyby narodził się w umyśle jego braciszka to dopiero by była sensacja.To oczywiste że w CIA go nie lubili i tam można było się spodziewać takich pomysłów.
Do tego wbrew propagandzie Fidel Castro nie był takim potworem jak go malują.Podobno nawet był bardziej humanitarny niż jego poprzednik.
No cóż, gdzie diabeł nie może tam babę pośle
Niech będzie, że się czepam, ale po hiszpańsku mówi sie EL COMANDANTE ( jedno m i a nie e)
Jak widać amerykanom rzadko coś się udaje…
Komentarz z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Kobieta po 40- stce: Bylam w jego domu rodzinnym, poczulam klimat…przepiekna, mlodziutka przewodniczka wiedziala WSZYSTKO o Wodzu i jego rodzinie, wszystko – ulubiony kolor, pora dnia, przyprawa, piosenka… i mowila o tym ze smiertelna powaga
,,Ja jestem Kubą ” Rozpruwaczem chyba . ?
Podobno po zamachu na JFK znaleziono w szufladzie biurka „Resolute” w Gabinecie Owalnym list tej treści:
„John, nie przysyłaj mi tu więcej zamachowców. Bo w przeciwnym razie ja wyślę tylko jednego człowieka i drugiego już nie będzie trzeba wysyłać. Fidel”
Dziwne bo taka sama anegdotka była opisana w książce ,,Prywatne życie Stalina” Jurija Boriewa, podobno to napisał Josip Broz Tito w liście do Stalina….
Przecież to troll.