Bycie królem to strasznie nużące zajęcie! Trzeba być dostojnym, mądrym, sprawiedliwym. Oprócz tego tyle jest roboty z wojnami, zagranicznymi poselstwami, a w dodatku jeszcze królowa głowę zawraca. Do tego bale, koronacje i inne uroczystości, na których trzeba wyglądać doskonale. Wszak najjaśniejszy majestat nie może chadzać w podartych galotach!
Jedną z ważniejszych pozycji w zachowanych do dziś rachunkach królewskich były wydatki na odzież i tkaniny. Z tych spisów dowiadujemy się, cóż takiego władcy lubili przywdziewać, jakie preferowali materiały i kolory. Okazuje się, że członków dynastii Jagiellonów można podzielić na kilka modowych typów.
Monochromatyczna elegancja bez zbytniej rozrzutności?
Tak należałoby chyba określić styl dzikiego (podobno) Litwina, który zasiadł na tronie Polski w 1386 roku. Archiwalia zaświadczają, że Jagiełło wcale nie chadzał w niedźwiedzich skórach przewiązanych rzemieniem. Ogółem pod kątem ubioru daleko mu było do dzikusa. Od święta król nosił stroje na modłę francuską, włoska, ale też ruską i litewską. Wykonywano je zawsze z drogich materiałów (najlepszej jakości sukna, jedwabiu, aksamitu i atłasu), najczęściej w szarościach i czerni, rzadko bieli.
Na co dzień Jagiełło ubierał się w długie i krótkie tuniki, szyte z materiałów barwionych na szaro lub na czarno. Zimą podobnie, z tym że ubrania przeznaczone na tę porę roku podbijano mu futrem np. z brzuszków popielic lub kunim. Władcy uszyto ponadto po dwa stroje przeznaczone do jazdy konnej i łowów, złożone z krótkiego kaftana spodniego i płaszcza, wszystkie w odcieniach szarości, oraz komplet odzieży z czarnego sukna.
Oprócz odzieży wierzchniej nieodzownym elementem garderoby były królewskie dodatki. Na początek nakrycia głowy. Najczęściej Jagiełło chadzał w szarym lub czarnym berecie, a latem w słomkowym kapeluszu podszywanym taftą. W królewskich rachunkach występują także mitry, czyli czapki futrzane. Wszak nie przystoi, by koronowana głowa otulona ciepłą szubą (płaszcz podbity futrem) zmarzła w uszy.
Dla króla wykonywano dwa rodzaje rękawic − na lato i na zimę. Te przeznaczone na chłodne dni podszywano futerkiem. Latem Jego Wysokość nosił rękawice jedwabne. Sam jedwab wydawał się zapewne nie dość drogi i dostojny, więc wyszywano go dodatkowo perłami. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze buty. Przecież majestat boso nie chadza! Jagiełło nosił kilka rodzajów obuwia: trzewiki z wydłużonymi noskami, buty z kolorowej skórki ze sprzączkami, ocieplane suknem buty z cholewami i… sandały.
Aż oko bieleje. Włoskie dekolty na polskim dworze
Moda na dworze Jagiellonów na przełomie XV i XVI wieku była raczej skromna. Wszystko stanęło na głowie wraz z przyjazdem pewnej włoskiej księżniczki… Bona Sforza przybyła do Polski w roku 1518 i zapoczątkowała prawdziwą rewolucję. Polskie damy pod każdą suknię inną niż hiszpańska zakładały dotąd delikatną koszulkę. Ta niepozorna bielizna wyszywana była w piękne wzory i przy kołnierzyku ozdabiana perełkami, bądź innymi klejnocikami. Coraz częściej też damy zaczynały nosić się z hiszpańska. Oznaczało to stonowane kolory i suknie pod samą szyję, zakończone w dodatku kryzą. Na tym tle przybycie Bony i jej włoskich dwórek musiało wywołać niekłamany szok.
Włoska moda była zdecydowanie bardziej odważna. Nie tylko nie przykrywała wstydliwie wszystkiego poniżej linii szczęki, ale wręcz pozwalała sobie na zuchwałe dekolty, które widać na portretach Włoszek z tamtego okresu. Cóż… ten „nieprzyzwoity” trend się przyjął, a dworzan płci męskiej zaczął rozpraszać już nie tylko śpiew trubadurów.
Przyszła małżonka króla Zygmunta przywiozła z Włoch przepiękną wyprawę, która zapierała dech w piersiach polskim dworzanom nienawykłym do aż takich luksusów. Choć w archiwach nie zachował się żaden spis rzeczy przywiezionych przez Bonę, różne źródła dostarczają nam dokładnych opisów jej strojów. Wiadomo, że jednym z najliczniejszych elementów wyprawy Sforzy była bielizna pościelowa. Jak wylicza Urszula Borkowska w książce „Dynastia Jagiellonów w Polsce„, w sumie przywiozła ze sobą 115 koszul, w tym 12 koszul nocnych, 120 chusteczek do nosa, wszystko haftowane kolorowym jedwabiem.
Całkiem osobna sprawa to suknie królowej. Z Włoch przyjechało z nią około dwudziestu kapiących przepychem sukien z brokatów, aksamitów i złotogłowiu. Najlepsi italscy mistrzowie ozdabiali je złotymi blaszkami, klejnotami i ciężkimi, misternymi haftami. Do sukien dopasowano tuzin pięknych, haftowanych i zdobionych drogocennymi klejnotami czapeczek. Chociaż wszystkie suknie Bony robiły furorę, największe wrażenie wywarła na dworzanach ta, w której królowa brała ślub. Wykonano ją z błękitnego atłasu, wyszywając na niej złotymi nićmi symboliczne przesłanie. Otóż ta kreacja ozdobiona została wizerunkami uli, oznaczającymi pracowitość. Jak się okazało, Bona Sforza gromadziła później w Polsce majątek równie skrupulatnie co pszczoły miód…
Król strojniś, czy też może nowożytny fashionista?
Zygmunta Augusta z dzisiejszej perspektywy wielu nazwałoby mężczyzną metroseksualnym. Jednak jeśli zapytalibyśmy o zdanie współczesnych królowi, odpowiedzieliby bez wahania: bzdura! Królewskim obowiązkiem jest przecież wyglądać dostojnie i bogato. Ale Zygmunt August popadł chyba w skrajną przesadę.
Po pierwsze był nad wyraz rozrzutny. Garderoby mógł mu pozazdrościć niejeden renesansowy monarcha europejski. Król sobie nie żałował: chadzał w strojach węgierskich, włoskich, hiszpańskich, niemieckich szytych ze złotogłowiu, aksamitu, najprzedniejszego sukna, wszystkie podszywane sobolami, rysiami i czarnymi lisami. Przepych pełną gębą.
Królewskie stroje trzymał w swej pieczy podkomorzy. Spisywano je wszystkie w specjalnych rejestrach, z których jeden nosił tytuł: „Szaty Króla Jego Mości włoskie i niemieckie, podszyte i niepodszyte, każda zaś szata opisana z kabatem, ubraniem, koletem, szpadą, puginałem, pasem, kaletą, biretem, feretami i pontałami”. Z samego tytułu jasno wynika, że królewskie ubiory i przedmioty poukładane były w pasujące do siebie komplety. Można zatem przypuszczać, że Zygmuntowi Augustowi z tak uporządkowaną garderobą nie zdarzały się „modowe wpadki”.
Według obiegowej opinii ówczesnych, w młodości Zygmunt August nosił kolorowe, radosne stroje. Porzucić miał je już na zawsze z chwilą odejścia z tego świata ukochanej Barbary. Cóż, można ten frazes włożyć między bajki. Co prawda król rozkazał zakupić mnóstwo czarnych materii, którymi wyściełano i obijano jego komnaty, gdy odprowadzał zwłoki żony na Litwę, polecił uszycie dla dworzan i służby czarnych strojów, a także ofiarowywał czarną materię w mijanych kościołach, jednak, jak pokazują jego rachunki, preferował właśnie ten kolor jeszcze zanim poznał Radziwiłłównę. Od młodości Zygmunt August ponad 90% pieniędzy przeznaczał na stroje czarne lub szare. Dodatkową zaletą tych dwóch barw był fakt, że wyjątkowo twarzowo wyglądały w połączeniu ze złotymi łańcuchami i innymi klejnotami, które Jagiellon wprost uwielbiał.
Żeby wszystko ze sobą współgrało, król począł ubierać swoich dworzan i straż w jednakowe stroje. Najczęściej szyto je z tkanin w kolorze… czarnym. Nawet błaznom się nie upiekło. Czerwony strój, który kojarzymy ze Stańczykiem z obrazu Matejki, zastąpiony został oczywiście czarnym, uszytym w Wilnie.
Zygmunt August inspirował się modą praktycznie całej Europy. Krawcy szyli dla niego stroje włoskie, węgierskie, niemieckie i hiszpańskie, a legaci papiescy i posłowie podziwiali bogactwo wzorów. Król posiadał też mnóstwo drobnych dodatków, jak sakiewki, rękawice, berety, kapelusze, mitry i czapki futrzane, wszystko z najlepszych materiałów. Wymieniać można by w nieskończoność, wszak jeszcze bielizna pościelowa, jeszcze klejnoty, szaty wojskowe… aż tchu brakuje.
Źródło:
- Urszula Borkowska, Dynastia Jagiellonów w Polsce, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011.
KOMENTARZE (6)
Zastanawia mnie jedno- dlaczego nawet w dzisiejszych czasach w szkołach przy publikacjach takich jak chociażby pani Borkowskiej i nie tylko, z Jagiełły robi się dzikusa który chodził w skórach, był prostakiem, gburem i biedna Jadwiga miała z nim przekichane?
Komentarze z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Kaya T.: Szkoda tylko że Bona została tu pokazana w wersji z XIX wieku , czyli namalowana przez niejakiego Matejkę , który to miewał swoją wizję na temat historii i kostiumologii . A tak przy okazji , moda na hiszpańską czerń i kryzę przyszła dużo póżniej … Taki detal ale ważny..
Piotr J.: Otóż to, to jest ważne i warto o tym pamiętać. Niby wydaje się to oczywiste, iż wizerunki postaci historycznych malowane wiele lat po ich śmierci, często wiele wieków później, stanowią tylko niejako artystyczną wizję malarzy, często jednak się o tym zapomina. Tak jest właśnie w przypadku obrazów mistrza Matejki, w szczególności jego wizerunków ważnych postaci z historii, które to już tak utrwaliły się w świadomości ludzi, że wielu przyjmuje je za rzeczywisty wygląd tych osób.
Ola Zaprutko-Janicka: Jest też druga strona medalu. Nawet portrety z epoki mogą tylko w niewielkim stopniu przypominać oryginał. Nie zapominajmy, że malarz chciał się przypodobać zamawiającemu. Tu odjął, tam dodał, a całość wychodziła piękna i majestatyczna, w sam raz do wysłania np. razem z poselstwem w sprawie mariażu.
Pani Doroto, a skąd ma Pani takie informacje, za moich czasów nie był opisywany jako dzikus czy gbur! A odnośnie mody, to takie czasy, dzisiaj mamy dresy i nikt nie narzeka :)
Panie Andrzeju, Pani Dorota pisała komentarz sześć lat temu. Trudno nam dziś powiedzieć czy miała ona rację – być może w jej szkole tak Jagiełłę przedstawiano, ale na pewno nie można tego uogólniać. Dziękujemy jednak za odświeżenie dyskusji :) A co do dresów – święta prawda, nawet na wybiegach są czasem głównym elementem garderoby lub całym strojem. Pozdrawiamy :)
Z tego, co pamiętam, to Jagielle uszyto też zielony strój :)
Jagiełłę często przedstawia się jako „ascetę”: pił tylko wodę, ubierał się na czarno. A z tym ubieraniem się na czarno to raczej przepych niż asceza, ponieważ tkaniny w tym kolorze należały do najkosztowniejszych (droższa pewnie tylko purpura, ale już nie czerwień, która była łatwo osiągalna, a więc pospolita)