Strach to odczucie bardzo ludzkie, ale wielu uznaje go za oznakę słabości. Zwłaszcza polityczni przywódcy chcą wszystkim udowodnić, że lęk jest dla nich obcym pojęciem. Tylko co, jeśli rzeczywistość wygląda dokładnie odwrotnie? Wszystko wskazuje na to, że to właśnie przytrafiło się ojcu rosyjskiej rewolucji - Włodzimierzowi Leninowi...
Wydaje się niemożliwe, by lider bolszewików, wódz rewolucji październikowej i jeden z twórców totalitarnego systemu komunistycznego odczuwał strach. A jednak.
W życiu Włodzimierza Iljicza Uljanowa miało miejsce co najmniej kilka zdarzeń, które postawiły jego odwagę pod dużym znakiem zapytania. Zauważali to zresztą także jego współcześni, którzy nieraz wręcz zarzucali mu tchórzostwo. Czy słusznie?
„Nie opłakujcie zabitych”
Oskarżenie o nadmierną lękliwość było w środowisku radykałów dość popularne. Sam Lenin hojnie obdarzał nim wielu swoich politycznych poprzedników. „Burżuje (…) zawsze będą tchórzami i zdrajcami” – mawiał wielokrotnie. Po rozłamie, który dokonał się wśród komunistów w 1903 roku, równie ostro ocenił też umiarkowanych mienszewików. Ponieważ w przeciwieństwie do opowiadających się za użyciem przemocy bolszewików odrzucili rewolucyjny scenariusz i nie chcieli przelewać krwi za ideały, uznał ich za bojaźliwych wiarołomców.
Pod pręgierzem inicjatora rosyjskiego przełomu znaleźli się także ci, którzy wprawdzie wierzyli w potrzebę gwałtownych przemian, ale nie sądzili, że pojedyncze, niewielkie protesty mogą coś zmienić. Tymczasem, jak podaje Victor Sebestyen w książce „Lenin. Dyktator”, już w 1905 roku przyszły radziecki car przekonywał, że powstania i rewolucje muszą mieć miejsce nawet wtedy, gdy nie kończą się zwycięstwem. Każdego, kto myślał inaczej, Iljicz uznawał za tchórza.
Jego własną niezłomność nieco podważa jednak fakt, że nawoływał do walki z rosyjskim reżimem… siedząc spokojnie w Genewie, w Szwajcarii. Przezornie nie opuszczał Europy Zachodniej, samobójcze misje w służbie Sprawy pozostawiając swoim współpracownikom. A jednocześnie unikanie bezpośredniego zaangażowania bynajmniej nie powstrzymywało go przed wyrażaniem skrajnych opinii.
Jeden z takich przypadków opisuje w biografii „Lenin. Dyktator” Victor Sebestyen. W 1905 roku wśród moskiewskich robotników doszło do rozruchów. Ich protesty zostały krwawo uciszone przez wojsko, co wódz przyjął bez większych emocji:
[Wojskowi] otoczyli protestujących w robotniczej dzielnicy miasta, zabijając dziesiątki z nich. Działa polowe ostrzeliwały obszar przez trzy dni, zabijając setki osób, w tym 86 dzieci. Lenin odrzekł, żeby nie opłakiwać zabitych. Stwierdził, że ważne było to, iż rewolucjoniści walczyli na ulicach, a porażka nauczy ich nienawidzić wrogów.
Nic dziwnego, że taka postawa lidera wywoływała niezadowolenie nawet wśród jego najbliższych towarzyszy. Decyzje i rozkazy Lenina, wydawane z bezpiecznej odległości, wydawały się cyniczne, a czasem wręcz absurdalne. Przecież doskonale zdawał on sobie sprawę z tego, że wystąpienia, do których namawia, nie mają szans powodzenia.
Wizerunek pierwszego spośród rewolucjonistów mocno ucierpiał na tym, że w latach, gdy w Rosji trwały zamieszki z władzami, on sam nie ryzykując życia podróżował od Genewy po Paryż, Londyn i Kraków. Tym bardziej, że kiedy już znalazł się w Rosji, także nie rwał się do udziału w manifestacjach, w trakcie których mogłoby dojść do rozruchów.
A kiedy mimo uników znajdował się nagle w centrum wydarzeń… po prostu się kompromitował. Jego towarzysze nieraz przecierali oczy ze zdumienia, widząc, jak zachowuje się ich mentor. I coraz śmielej szeptali między sobą, że może po prostu jest najzwyklejszym tchórzem.
Kompromitacja wodza
Rzeczywiście, Lenin wręcz panicznie bał się aresztowania. Będąc na emigracji robił wszystko, by nie wracać do Rosji. Jeśli przedostawał się do Petersburga, oczywiście w przebraniu i pod fałszywym nazwiskiem, zwracał ogromną uwagę na zacieranie za sobą śladów i zachowanie anonimowości. Zawsze podczas podróży kamuflował się jak tylko mógł – zakładał peruki, kapelusze, raz nawet udawał luterańskiego pastora!
Tak też było, gdy w 1906 roku znowu znalazł się – oczywiście incognito – w swojej ojczyźnie. W maju wygłosił pierwszą publiczną mowę, pełną bojowniczych ataków na burżuazję. Słuchał go wówczas około trzytysięczny tłum zwolenników rewolucji. Tymczasem, jak wspomina jego żona, Nadieżda Krupska, tuż przed rozpoczęciem spotkania przyszły dyktator był „strasznie blady. Cała krew odpłynęła mu z twarzy”.
Choć mówca występował pod przybranym nazwiskiem, jako Karpow, publiczność szybko zorientowała się, że oto przed nią stoi sam Włodzimierz Lenin. Bohatera wydarzenia fakt rozpoznania mocno przestraszył. Zaraz po przemówieniu w popłochu uciekł do Finlandii, bojąc się aresztowania przez carską policję.
Jeszcze większą lękliwość przywódca bolszewików objawiał w trakcie demonstracji. Podczas jednej z nich, odbywającej się w Sankt Petersburgu, jego towarzysze poczuli się aż zażenowani. Victor Sebestyen, autor książki „Lenin. Dyktator” dotarł do relacji jednej z uczestniczek protestu, Tatiany Aleksińskiej. Jej opowieść o zachowaniu wodza jest szokująca:
Wolałabym nie wspominać tego spotkania. Lenin, uwielbiany przez wszystkich lewicowych socjaldemokratów, wydawał mi się legendarnym bohaterem. (…) Nie poznawszy go bliżej, wyobrażaliśmy go sobie jako nieustraszonego rewolucjonistę bez skazy. Niemiłe wrażenie wywarł na mnie nie tylko jego wygląd (…).
Chodzi tu jednak o jego zachowanie podczas demonstracji, do której doszło później. Ktoś na widok nacierającej na tłum konnicy krzyknął: «Kozacy!», Lenin pierwszy rzucił się do ucieczki. Przeskoczył przez barierę. Zgubił melonik, odsłaniając nagą czaszkę, spoconą i błyszczącą w promieniach słońca. Upadł, podniósł się i biegł dalej. (…) Miałam dziwne uczucie. Zdałam sobie sprawę, że nie pozostało nic innego, jak ratować własną skórę. A jednak… on był przywódcą.
Strach ma wielkie oczy
Mimo tego typu zachowań, nie wszyscy bolszewicy widzieli w Leninie tchórza. Jego rzadki udział w demonstracjach miał bowiem pewne uzasadnienie. Przywództwo partii było mianowicie zdania, że Iljicz jest zbyt cenny dla rewolucji, by narażać życie w zamieszkach. To nie on powinien ginąć od kul w starciach z carską władzą lub trafiać do aresztu.
Przekonanie to podzielał zresztą… sam przyszły rosyjski wódz. Jak podkreślił jeden z jego współpracowników, Nikolai Walentinow, „nigdy nie poszedłby [on] na ulicę, żeby walczyć na barykadzie albo stanąć na linii ognia. Nie on, lecz inni, skromniejsi ludzie mieli to robić”. Może więc nie był tchórzem, a jedynie megalomanem?
To, co można stwierdzić z całą pewnością, to fakt, że sam Lenin często wyolbrzymiał grożące mu niebezpieczeństwo. Wpadł z tego powodu w tak wielką paranoję, że niektórzy komuniści postrzegali go jako „człowieka pozbawionego odwagi osobistej”.
Czołowy rewolucjonista zachowywał daleko idącą ostrożność nawet za granicą. Zagrożenia unikał jak ognia. Gdy podczas jednego z zebrań działaczy bolszewickich na emigracji pojawiły się ledwie pogłoski o dekonspiracji, natychmiast uciekł.
Dbałość o własne życie towarzyszyła pierwszemu radzieckiemu dyktatorowi także podczas rewolucji i po jej zwycięstwie. Innych natomiast posyłał na śmierć lekką ręką. Nie robiły na nim wrażenia ofiary komunizmu, wojny domowej w Rosji i wojny polsko-bolszewickiej. „Wahają się, boją się walczyć o władzę!” – oskarżał wszystkich tych, którzy nie byli przekonani, czy należy przelewać krew za komunizm. I wołał „odważnie”, że walczyć trzeba. W końcu sam nie ryzykował…
Bibliografia:
- Antoni Ferdynand Ossendowski, Lenin, Wydawnictwo LTW 2010.
- Andrzej Paczkowski i in., Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania, Wydawnictwo Prószyński i S-ka 1999.
- Victor Sebastyen, Lenin. Dyktator, Wydawnictwo Prószyński i S-ka 2018.
- Władimir Lenin (1870-1924), Dzieje.pl 31.07.2016.
KOMENTARZE (15)
Jakoś przypomina mi to Antoniego M., który bohatersko zwiewał spod Smoleńska …
Od Macierewicza łapy precz bolszewio
kiedy argumentów brak to bolszewio, lewaku….
Mariusz, Twoi duchowi protoplaści używali tego samego języka, tylko innych rzeczowników: burżuju, reakcjonisto, imperialisto, zdrajco..
Nie wstyd Ci? Nie widzisz podobieństwa?
Szanowny oregano, bardzo dziękujemy za zabranie głosu w dyskusji, ale może czasem nie warto odpowiadać na komentarze prezentujące pewien określony „poziom” wypowiedzi? Pozdrawiamy serdecznie.
Baaardzo merytoryczny komentarz!
Panie Macieju, no cóż… każdy ma prawo do własnej opinii, nawet mało merytorycznej. Pozdrawiamy :)
Widac ze Panna Anna Dziadizo prezentuje bardzo „npwczesnie „obietktywny europejscki punkt widzenia a na brednie Truri nie reagowala..
Czyli rozumiem ze mam prawo nazwa cie tania kur..a i to bedzie sie miescic w kanonie malo merytorycznych opinii do ktorych jednak mam prawo ? Genialne !
Witam , Lenin to wyszkolony szpieg do zadań specjalnych. Po przeczytaniu m.in publikacji Anthony C Sutton m.in Well Street i Rewolucja Bolszewicka można dowiedzieć się prawdy ,kto i po co szkolił i finansował takich jak Lenin. Historia akademicka w także tym temacie jest jak zwykle ślepa. Na temat Lechistanu także jest ślepa i głucha.
Antony Sutton to człowiek od teorii spiskowych. Wystarczy sobie przejrzeć jego „dorobek naukowy”.
Za “Lechitom” nie nadazysz ;-)
Proponuję administracji usunięcie nic niewnoszących do tematu komentarzy niejakich Trurl, Mariusz i oregano.
Szanowny io, również uważamy, że komentarze te nic nie wnoszą i usilnie próbują wywołać dyskusję polityczną, chociaż na dość niskim poziomie. Jednak nasza zasada jest prosta: usuwamy komentarze wulgarne, nawołujące do nienawiści, propagujące zakazane konstytucyjnie ideologie itd. Jeśli zaczniemy cenzurować wpisy po prostu niezbyt mądre i dojrzałe, będziemy musieli usuwać większość komentarzy. Pozdrawiamy serdecznie.
Był
Podobieństwo z Piłsudskim aż nadto widoczne, powiedziałbym „toczka w toczkę. Towarzysz „Wiktor” też tylko knuł, w żadnej akcji zbrojnej udziału przezornie nie brał, tak samo dowieziony przez Niemców wprost na miejsce, jako „strażak” do gaszenia pożaru niewygodnego właśnie Niemcom, później, niestety znacznie dłużej dyktator, choć taki bardzo byle jaki. Bo w Polsce wszystko stoi „papugą i pawiem”, tylko takim właśnie byle jakim.