Komu Adolf Hitler pokazywał bardziej ludzkie oblicze? Rodzinie? Kobietom, które bezgranicznie go kochały? A może tylko psom, w których towarzystwie chętnie dawał się fotografować? Jedno jest pewne. Wiele z tych relacji dobrze wyglądało tylko na zdjęciach.
Przywódca III Rzeszy sprawiał wrażenie, jakby uwielbiał psy i naprawdę lubił spędzać z nimi czas. W końcu „kochał zwierzęta, w szczególności psy”. Ale czy naprawdę tak było?
Może jego zachowanie stanowiło jedynie element propagandy, pokazującej go jako miłującego świat natury wegetarianina? By dowiedzieć się, czy krwawy tyran faktycznie wolał zwierzęta od ludzi, trzeba dokładnie przyjrzeć się jego relacjom z bliskimi. Dwu- i czteronożnymi.
„Zapomniana” kuzynka
W nazistowskiej ideologii więzy rodzinne odgrywały kluczową rolę. Prawdziwie aryjskie pochodzenie mogło być powodem do dumy. Hitler jednak raczej wstydził się swoich przodków, niż się nimi chwalił. Zwłaszcza, jeśli chodzi o żyjącą w Austrii gałąź rodziny Schicklgruber, jak brzmiało panieńskie nazwisko babki dyktatora ze strony ojca. Jej przedstawicieli nazywano… bandą „matołów i idiotów” i Führer chyba przychylał się do tego zdania.
Jego pogarda do własnych krewnych ujawniła się w pełni wobec jednej z jego kuzynek, Aloisii Veit. Cierpiała ona na schizofrenię i przez całe lata przebywała w zakładzie dla umysłowo chorych. W latach 30., kiedy zachorowała, omamy, lęki i ataki niepokoju, z którymi musiała się zmagać, pozostawały właściwie nieleczone.
Mimo to z akt kobiety wynika, ze w 1939 roku nastąpiła u niej pewna poprawa. Co z tego, skoro w tym samym czasie jej kuzyn wydał dekret, na mocy którego lekarze mogli dokonywać eutanazji na osobach uznanych za nieuleczalnie chore? W praktyce oznaczało to przyzwolenie na bezkarne mordowanie tych, których uznano za „zbędny” element społeczeństwa i nadmierne „finansowe obciążenie”. A wśród grup, do których dokument się odnosił, znaleźli się – obok epileptyków, chorych na depresję maniakalną, niesłyszących, niewidzących, niepełnosprawnych umysłowo – także schizofrenicy.
Aloisia została wysłana do instytutu w Zamku Hartheim, gdzie utworzono jeden z nazistowskich ośrodków eutanazji. Między 1940 a 1944 rokiem wymordowano w nim w ramach tajnej Akcji T4 około 30 000 „niewartościowych” dla reżimu osób. Kuzynka Hitlera podzieliła ich los. Zagazowano ją na wyraźne polecenie wszechmocnego członka swojej rodziny.
Zły starszy brat
Nazistowski przywódca nie najlepiej traktował także bliższą rodzinę. Zaświadczyć o tym mogła jego młodsza siostra Paula, nad którą przejął pieczę po śmierci ojca w 1903 roku. Choć zawsze starała się ona wyrażać dobrze o starszym bracie, przyznała kiedyś, że ten najzwyczajniej w świecie ją bił. Z byle powodu uderzał dziewczynę w twarz, co pokazuje, że ataki wściekłości nie były mu obce już we wczesnej młodości.
Przyszły despota zyskał przemożny wpływ na prywatne życie siostry. To prawda, że wspierał ją finansowo, ale robił to tylko dlatego, że Paula, zanim jeszcze doszedł do władzy, straciła pracę z powodu jego poglądów. Za rządów nazistów musiała już na siebie zarabiać – dostała posadę sekretarki w wojskowym szpitalu.
Tymczasem Hitler po wielokroć udowadniał, że rzeczywiście wstydzi się swojej rodziny. Kazał dziewczynie nawet zmienić nazwisko na Paula Wolf! Ograniczał też spotkania z nią do minimum. Przez kilka lat widywali się jedynie raz do roku. Nie przeszkodziło mu to jednak wręcz torpedować projektów jej zamążpójścia.
Tak było, gdy siostra dyktatora wyraziła chęć wyjścia za mąż za Erwina Jekeliusa. Co ciekawe, był to lekarz, który odpowiadał za wykonanie wyroku na jej nieszczęsnej chorej na schizofrenię kuzynce. Jako dyrektor szpitala dla młodzieży niepełnosprawnej i cierpiącej na zaburzenia zachowania często podpisywał się on zresztą na dokumentach skazujących ludzi na śmierć w ramach akcji T4.
Führer stanowczo odmówił swojej zgody na ślub młodych. A potencjalnego szwagra… wysłano na front wschodni. Udało mu się przeżyć wojnę, ale dostał się do sowieckiej niewoli, w której zmarł. Paula nigdy nie wyszła za mąż.
Monachijska złota klatka
O tym, jak despotycznym krewniakiem potrafi być Adolf Hitler, przekonała się Geli Raubal, córka jego przyrodniej siostry. Wujek całkowicie się nią zauroczył. Niemal kazirodczy charakter tego związku zupełnie mu nie przeszkadzał. Przykład szedł z góry – już jego rodzice byli ze sobą tak blisko spokrewnieni, że musieli starać się o specjalną zgodę na ślub.
Młodziutka dziewczyna traktowana była zupełnie inaczej, niż pozostali członkowie rodziny. Lider nazistów nie wstydził się pokazywać z nią publicznie. Zabierał ją do teatru, opery, a nawet na swoje przemówienia. Chodzili razem na zakupy i jeździli na pikniki. W końcu Geli zamieszkała w monachijskim apartamencie autora „Mein Kampf” przy Prinzregent Platz.
Wkrótce jednak okazało się, że bliska relacja z przyszłym kanclerzem Niemiec tylko z pozoru wygląda dobrze. Führer zaoferował jej w gruncie rzeczy złotą klatkę. To on decydował o niemal wszystkich aspektach jej życia. Rozstrzygnął między innymi sprawę jej edukacji. Pierwotnie miała studiować medycynę, lecz wysłał ją… na zajęcia śpiewu.
Ulubiona siostrzenica była też pilnowana na każdym kroku. Nie wolno jej było samej iść na bal ani tym bardziej – samej wyjechać. Hitler zazdrośnie stał na straży jej wszelkich związków. Na wieść o planowanych przez nią zaręczynach z Emilem Mauricem, jednym z pierwszych członków NSDAP i zausznikiem samego Adolfa, wpadł w szał.
Z pewnością to właśnie ogromny wpływ, jaki miał na Geli, podtrzymywał zainteresowanie przyszłego dyktatora dziewczyną. Ją totalna kontrola pchnęła ostatecznie 18 września 1931 roku do samobójstwa. Choć nie milkną głosy, że mogła też paść ofiarą swojego zaborczego wuja. Być może zlecił jej zabójstwo lub nawet sam ją zabił w kolejnym napadzie furii? Ten ostatni scenariusz jest mało prawdopodobny, bo w momencie śmierci siostrzenicy Hitler przebywał w Norymberdze, ale tak czy inaczej, jego częściowa przynajmniej odpowiedzialność jest bezsporna.
Wstydliwy 16-letni romans
Patologiczna, choć w zupełnie inny sposób, była też relacja szefa nazistowskiej partii z jego przyszłą żoną, Ewą Braun. O ile bowiem swoją siostrzenicę chętnie prezentował światu, wieloletnią partnerkę skrzętnie przed nim ukrywał.
Gdy się poznali, Ewa miała zaledwie 17 lat. 40-letni Hitler rozpoczął romans bardzo klasycznie, od komplementów, prezentów i zaproszeń na randki. Bywało jednak, że przez trwającą kampanię wyborczą nie miał dla Braun czasu przez długie tygodnie. Ona źle to znosiła. Słała liściki, próbowała się do niego dodzwonić, a wyobraźnia podpowiadała jej najgorsze scenariusze.
By zatrzymać przy sobie Adolfa, dziewczyna dwukrotnie próbowała się zabić. Za pierwszym razem, w 1932 roku, skorzystała z pistoletu. Za drugim połknęła garść tabletek nasennych. To wystarczyło, by Führer zaczął jej poświęcać więcej uwagi. Przynajmniej dopóki trwała kampania, romans musiał jednak wciąż pozostać w ukryciu. Oficjalnie dlatego, że to Niemcy były jedyną oblubienicą przyszłego wodza. Nieoficjalnie – liczył na głosy niezamężnych członkiń elektoratu.
Chcąc wynagrodzić Ewie specyficzny charakter ich związku, błyskotliwie pnący się po szczeblach kariery polityk pozwolił jej pełnić funkcję pani domu w Berghof, swojej górskiej rezydencji. Wykazywała się tam jako gospodyni dla najbardziej zaufanych osób, a także oddawała swoim pasjom: sportowi, fotografii i filmom. Nagrodą za romans z człowiekiem, który pogrążył Europę we krwi, było też życie w luksusie. Braun nie dotknęło racjonowanie żywności. Zakupy robiła we Francji, wakacje spędzała we Włoszech, a gdy Adolf wyjeżdżał – urządzała przyjęcia.
W zamian jednak kobieta musiała godzić się na poniżające traktowanie. Para nigdy nie przyjeżdżała do położonej w pobliżu Berchtesgaden siedziby razem. Hitler przybywał tam na kilka godzin wcześniej w oficjalnej kolumnie, a ukochana dołączała do niego później. Gdy zaś Ewa towarzyszyła partnerowi podczas podróży zagranicznych, oficjalnie pełniła rolę sekretarki. Ich relację dobrze podsumowuje Peter Longerich w książce „Hitler. Biografia”:
Ogólnie Hitler starał się trzymać Ewę z daleka od Berlina i unikał pokazywania się z nią przy uroczystych okazjach; wolno jej było co najwyżej brać w nich udział jako członkini poszerzonej świty dyktatora. (…) Wiedza, jaką dysponujemy, wskazuje, że Ewa Braun nie była jego doradczynią, muzą ani inspiratorką i że nie przejawiał on chęci, by urządzić sobie z nią życie prywatne z dala od świata polityki.
Najważniejsza blondynka
W związkach z ludźmi Führer był nieznośnym despotą, który potrafi obsypać bliskich złotem, ale w zamian oczekuje totalnego posłuszeństwa. Nieco inaczej, przynajmniej z pozoru, wyglądały jego relacje z czworonogami. Psy towarzyszyły zbrodniczemu dyktatorowi właściwie przez całe dorosłe życie. Już w czasie I wojny uratował zabłąkanego jack russell teriera o imieniu Fuchsl, którego karmił i uczył sztuczek. Gdy psiak został skradziony, ponoć bardzo rozpaczał.
Równie przywiązany był do kolejnych kudłatych przyjaciół. Były to właściwie same owczarki niemieckie, w tym niezwykle wierny pies o imieniu Prinz i suczka Bonda. Reprezentantką tej rasy była też Blondi, którą otrzymał w 1941 roku od Martina Bormanna, zastępcy i osobistego sekretarza.
Hitler entuzjastycznie zareagował na ten żywy prezent. Szybko nauczył suczkę aportowania, skoków przez obręcze, pokonywania wysokiego płotu, wspinania się po drabince i oczywiście ładnego proszenia. Na specjalne okazje miał też przygotowany pokaz jej „śpiewu”.
Ukochany zwierzak mógł oczywiście spać w sypialni swojego pana. Dla Blondi przygotowano w tym celu specjalną drewnianą skrzynkę. Psem na co dzień zajmował się specjalnie do tego oddelegowany sierżant piechoty i weterynarz, Fritz Tornow, ale nawet w czasie największych politycznych kryzysów wódz robił sobie przerwy, by zabrać ulubienicę na spacer.
Czworonożna koleżanka zyskała przy tym wielki wpływ na humor dyktatora. Jeśli spisywała się dobrze i była posłuszna, miał dobry nastrój. Jeśli natomiast wykonywanie poleceń szło jej nie najlepiej, wpadał w jeden ze swoich „trudniejszych” stanów. Doszło wręcz do tego, że – jak stwierdził jeden z oficerów – sytuacja na froncie wschodnim zależała bardziej od posłuszeństwa Blondi niż od opinii niemieckich dowódców!
Nic dziwnego, że tak ważna dla Führera istota trafiła wraz z nim do berlińskiego bunkra, w którym schronił się, widząc nadchodzącą katastrofę III Rzeszy. Tam też Hitler podjął kontrowersyjną decyzję o „przetestowaniu” na niej kapsułki cyjanku dostarczonej wcześniej przez Himmlera.
Jak wyjaśnić fakt, że nazistowski przywódca postanowił zabić ukochanego psa? Według niektórych był to po prostu test skuteczności trucizny. Upadający dyktator chciał mieć pewność, że zarówno on, jak i Ewa umrą, zanim do bunkra wejdą Sowieci.
Istnieje jednak także druga teoria, głoszona między innymi przez głównego architekta III Rzeszy, Alberta Speera. Zgodnie z nią Hitler nie chciał dopuścić do tego, by jego ulubiona suczka trafiła w ręce czerwonoarmistów. Dlatego Blondi i jej szczeniak Wolf, dobity strzałem, po tym jak trucizna nie zadziałała, musieli zginąć.
Ludzie czy zwierzęta?
Ian Kershaw napisał, że wszystkie relacje, w które wchodził Hitler – niezależnie, czy mówimy o tych z ludźmi, czy ze zwierzętami – oparte były głównie na uległości i podporządkowaniu. Rzeczywiście, nawet w przypadku Blondi wyraźnie to widać. Psi behawioryści oceniają, że z materiałów zdjęciowych i filmowych, jakie się zachowały, można odczytać wielką uległość i lęk suczki przed swoim panem.
Jak ma się jednak ostra tresura zwierzęcia do dyktowania dookoła swoich warunków? Wydaje się, że zakazy małżeństw, nakaz zmiany nazwiska, czy wreszcie wyrok śmierci – to zupełnie inna kwestia.
Postscriptum do tych rozważań dopisała mimowolnie pielęgniarka Hitlera, Erna Flegel, która przebywała w berlińskim bunkrze aż do wkroczenia Armii Czerwonej. W roku 2005 wyznała ona, że śmierć Blondi wywołała wśród zgromadzonych w podziemnym schronie większe poruszenie niż odejście samej Ewy Braun. Tę ostatnią określiła jako „nic nie znaczącą młodą dziewczynę”. Widocznie lekceważenie, które swojej wieloletniej partnerce okazywał wódz, przejęli i inni ludzie. Oddana Hitlerowi do śmierci kobieta najzwyczajniej w świecie przegrała z psem…
Inspiracja:
Inspiracją do napisania tego artykułu stała się książka „Spowiedź Ewy Braun. W cieniu Hitlera” (Bellona 2018), opisująca w zbeletryzowanej formie losy kobiety, która całe swoje dorosłe życie spędziła u boku potwora.
Bibliografia:
- Emma Craigie, Jonathan Mayo, Ostatni dzień Hitlera minuta po minucie, Prószyński i S-ka.
- Diane Ducret, Kobiety Dyktatorów. Prawdziwe historie, Znak 2012.
- Thomas Fuchs, A Concise Biography of Adolf Hitler, Anglia 2000.
- Hitler’s nurse breaks 60 years of silence.
- Ian Kershaw, Hitler: 1889–1936 Hubris, Rebis 2001.
- Peter Longerich, Biografia, Prószyński Media 2017.
- Tajemnice III Rzeszy: Rodzina Hitlera, reż. Florian Beierl, Oliver Halmburger, Thomas Staehler, Tim Versteegen, Niemcy 2011.
KOMENTARZE (10)
I pomysleć że tytuł do artykułu wymyślał pewnie człowiek po studiach… wstyd
Nie wiem co ten czlowiek ma w głowie
„Oddana Hitlerowi do śmierci kobieta najzwyczajniej w świecie przegrała z psem…”
Jakaś logika w tym jest… Jak zamkniesz kobietę i psa w bagażniku na kilka godzin, to które z nich po otwarciu bagażnika się ucieszy na twój widok?
To żeś się popisał :)
Szanowny Panie Niepoważny, i właśnie dlatego lepiej zostawić ten wpis bez komentarza ;) Pozdrawiamy :)
Ze wspomnień Christy Schroeder objawia się inny obraz Ewy Braun. Po śmierci Geli Hitler bardzo obawiał się o swój wizerunek, a zwłaszcza był przeczulony na próby samobójcze. Ewa Braun aby dostać się jak najbliżej wodza, miała zagrozić że popełni samobójstwo jeśli nie zwiąże się z Hitlerem. Adolf, jeszcze wtedy bojący się o swój wizerunek, postanowił Ewę „przygarnąć” do siebie. Braun raczej była wyjątkowo oddaną fanką (wprost fanatyczką), a przy tym wielce irytującą i złośliwą dla towarzystwa osobą. Hitler ją tolerował, ale nic ponadto. Według Schroder, prawdziwym ukochanym miał być jeden niemiecki oficer, który został rozstrzelany w wyniku dezercji w 1945.
W zasadzie jest to dobry a wręcz znakomity dowód zaprzeczający tezom wszystkich ,,pożytecznych idiotów” że narodowy socjalizm był zły a komunizm w sumie dobry, tylko miał swoje wypatrzenia i minusy. Przecież jak się tak przyjrzeć to wiele cech charakteru a nawet wątków w życiorysie austriackiego malarza i gruzińskiego górala było bardzo podobnych. Szkoda wyliczać i się rozpisywać ale jedno co ich mogło wyrażnie różnić oprócz kształtu wąsów to fakt że Stalin był brutalny na ,,chłodno” zaś Hitler był zaślepionym i fanatycznym okrutnikiem na ,,gorąco” co doprowadziło go do upadku. A swoją drogą to nie rozumiem skąd taka chora fascynacja całego świata tym szajbusem- trudno znaleść w gazecie telewizyjnej żeby akurat na jakimś programie nie leciało coś o Hitlerze.
Błąd. To komunizm jest z natury zły a nazizm dobry tylko miał troszkę błędów.
Nooo, jest jeszcze jedna zasadnicza różnica: Stalin mordował przede wszystkim swoich krajanów (tych w ramach ZSRR) a Hitler swój naród wywyższał, mordował zaś inne narodowości, zwłaszcza Żydów. Za 12 lat rządów Hitlera w Rzeszy raczej nikt z Niemców z głodu nie umarł, w przeciwieństwie do ZSRR gdzie zmarło (tylko do 1942 roku) ponad 20 milionów obywateli tego kraju m.in. w gułagach. Kraje będące sojusznikami Hitlera miały autonomię i własne rządy i były w znacznej mierze niezależne (do pewnego stopnia) od III Rzeszy. Np. we Włoszech czy na Słowacji i Węgrzech Żydzi „cieszyli” się niejakim bezpieczeństwem choć jednak nie do końca, a w ZSRR zajmowali najwyższe stanowiska państwowe i polityczne. Żadna republika wchodząca w skład ZSRR nie miała autonomii, a władze zawsze były narzucane przez Moskwę. Uwaga! nie chwalę tu Hitlera, był zbrodniarzem, lecz Stalin był jeszcze gorszy i to dużo gorszy, pokazuję tylko różnice.
takie trochę pierdolamento :)
Hitler był despotą, mordercą i czystym złem, ale jedno mu trzeba przyznać: w stosunku do swoich sojuszników był lojalny aż do bólu, gdy go opuszczali stawali się najgorszymi wrogami. Czyżby tzw. „doktryna Neumanna” była znana już w III Rzeszy? W końcu brzmi bardzo po niemiecku!