Ta wyniszczająca choroba czyni w organizmie straszliwe spustoszenie. Prowadzi do zapalenia opon mózgowych, zmian osobowości, choroby psychicznej lub zapalenia tętnic. Na skórze tworzą się przez nią ohydne owrzodzenia. Zapada się chrząstka w nosie. Ale nie wszystkich to zraża. Kto chciał zachorować… i dlaczego?
Syfilis łapie się dość przyjemnie. I zaskakująco łatwo – nie tylko przez stosunki pochwowe, czy analne, ale także pieszczoty oralne czy nawet… pocałunek z języczkiem. Zaczyna się niewinnie: od niewielkiej, okrągłej grudki na skórze i powiększonych węzłów chłonnych. Problem „znika” po trzech tygodniach, ale już wkrótce pojawia się niezbyt dolegliwa wysypka i szarobiałe, wilgotne zmiany na skórze. Znowu powiększają się węzły chłonne i powoli dochodzą inne dolegliwości: bóle gardła, gorączka, brak apetytu, a czasem zapalenie opon mózgowych.
Jeśli chory nie zaczyna leczenia, syfilis nieubłaganie, choć często w sposób początkowo niezauważalny, pustoszy organizm. Atakuje najczęściej układ nerwowy i układ krążenia. I zaczyna się powolny rozkład… Brzmi odstręczająco? A jednak, choć dzisiaj trudno w to uwierzyć, zdarzały się przypadki zarażonych szczęśliwych z powodu swojej choroby. Przynajmniej dopóki się w pełni nie rozwinęła…
Alleluja! Mam syfa!
Jednym z zadowolonych „nabywców” kiły był francuski pisarz nurtu naturalizmu i dekadentyzmu, Guy de Maupassant. Na wieść o swojej chorobie napisał on triumfalnie do przyjaciela:
Mam syfa, ale takiego z prawdziwego zdarzenia, nie jakiś tam tryper, nie świętoszkowate kłopociki, nie mieszczańską kłykcinę kończystą, nie mdłe jarzyny z wody, nie, nie! To prawdziwy, wielki syf, na który zmarł Franciszek I. Jestem z niego dumny i mam w pogardzie wszystkich burżujów. Alleluja! Mam syfa!
Faktycznie, pisarz marzył o syfilisie od dawna. Pewnego razu nawet namalował sobie wrzód na penisie, pokazał go swojej przyjaciółce, a następnie ją zgwałcił, aby i jej dać wrażenie swojego „szczęścia”. Nie był zresztą w tej szczególnej fascynacji odosobniony. Z choroby cieszył się też jeden z największych mistrzów literatury francuskiej Gustave Flaubert, który pisał w liście do swojego przyjaciela:
A więc śmiałeś się, stary łajdaku, perfidny gościu z mojego niefortunnego mieczyka. No więc wiedz, że chwilowo jestem wyleczony. Pozostało jedynie niewielkie stwardnienie, ale jest to blizna bohatera. To mu przydaje poezji.
Niszczy ciało, wzmacnia doznania
Malarzy, pisarzy i poetów zarażonych syfilisem było więcej. Chorowali między innymi Gustav Klimt, Henri de Toulouse-Lautrec, Vincent van Gogh i Charles Baudelaire. Na kiłę cierpieli też Friedrich Nietzsche, Oscar Wilde, Paul Gauguin i Karen Blixen. Znali ją także polscy twórcy – Kazimierz Przerwa-Tetmajer i Stanisław Wyspiański. Ten ostatni zaraził się w Krakowie, z pracownicą drukarni… albo w Paryżu, z jawajską modelką i kochanką Gauguina.
Co ciekawe, wiadomość o zarażeniu nie zawsze była przyjmowana ze strachem. Tak o reakcjach artystów bohemy pisze Iwona Kienzler w książce „W oparach absyntu. Skandale Młodej Polski”:
Ówcześni członkowie bohemy nie traktowali wcale tej choroby jako dopustu bożego, chociaż w owych czasach zakażenie krętkami było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Tak się bowiem składa, że kiła, opanowując mózg, jednocześnie uaktywniała jego komórki, powodując u zarażonej osoby wręcz nieziemskie wizje i majaki.
Z tego względu na „niemoc kurewników”, jak często nazywano syfilis, cierpieli nie tylko amatorzy płatnej miłości, ale większość artystów, którzy zarażali się chorobą celowo, chcąc przekroczyć ograniczenia stawiane im przez własny umysł, a nawet przenieść się w nowe, nieznane wymiary. Krótko mówiąc, kiła stanowiła dla nich w pewnym sensie substytut współczesnych narkotyków, po które i teraz sięgają rozmaici twórcy.
Koncepcja, że syfilis niszczy ciało, ale wzmaga doznania, pojawiła się już w końcu XVI wieku w Hiszpanii. Rozwinął ją dwa stulecia później francuski pisarz, Léon Daudet. Choroba ta, pisał, jest równie dobrze biczem pobudzającym geniusz i talent, heroizm i ducha, jak i porażenie ogólne. I wyjaśniał, że przyczynia się ona do rozwoju: Z syna służącej robi wielkiego poetę, ze spokojnego drobnomieszczanina – satyra, z marynarza – astronoma lub zdobywcę.
Cena za pobudzający artystycznie „dopalacz” była jednak straszna. Ale o tym większość jego admiratorów przekonywała się dopiero później. Jak bardzo choroba wyniszcza organizm, pokazuje ostatni autoportret Wyspiańskiego. Artysta rysował go ledwie sprawną ręką, przybandażowaną do kawałka deseczki. Na tym etapie z trudem już oddychał i mógł jeść jedynie rozdrobniony pokarm. Syfilis stał się zresztą powodem jego przedwczesnej śmierci.
Czy jest coś gorszego niż syfilis?
Nie tylko artyści cieszyli się z syfilisu. Zadowoleni z zarażenia się bywali także… żołnierze. Ale z zupełnie innych względów. Tych, którzy nie chcieli iść w kamasze, choroba zwalniała z poboru. A później, gdy Belle époque zakończyła się wybuchem I wojny światowej, choroby weneryczne stały się najlepszym pretekstem, aby choć na chwilę uciec od koszmaru walk. Innym rozwiązaniem były samopostrzały. Karano je jednak sądem wojennym, podczas gdy syfilis dawał wojennym bohaterom i dekownikom upragnione szpitalne łóżko. I wkrótce szeregi tak potrzebnych na froncie żołnierzy zaczęły niebezpiecznie topnieć.
Peter Englund opisywał w książce „Piękno i smutek wojny” determinację żołnierzy chcących złapać chorobę weneryczną. Dochodziło do tego, że nie tylko szukali oni chorych prostytutek, ale wręcz prowadzono handel ropą od chorych na rzeżączkę; żołnierze ją kupowali, a następnie wcierali w genitalia, w nadziei, że wylądują w szpitalu.
Ponieważ każdy średni czas kuracji choroby wenerycznej trwał w szpitalu 6 tygodni, to dla każdego zarażonego nią żołnierza oznaczał aż półtora miesiąca spokoju na tyłach. Ci, którzy chcieli uzyskać całkowite zwolnienie z wojska, dla lepszego efektu wcierali ropę w oczy. Ceną za to była jednak… utrata wzroku.
W czasie I wojny wyleczono ponad 416 tysięcy przypadków choroby tylko u żołnierzy brytyjskich. Nie lepiej wyglądały statystyki w innych armiach. Niewiele dawały podejmowane przez dowództwa próby zachowania zdolności bojowej swoich podwładnych. By zmniejszyć ilość zachorowań, rozdawano prezerwatywy, prowadzono koncesjonowane domy publiczne, a także wysyłano chore prostytutki na przymusowe leczenie.
Mikroby brały górę. W wojsku carskim już w 1914 roku zorientowano się, że liczba łóżek, które armia rosyjska zamówiła dla swoich rannych i chorych ledwo wystarczyła dla… pacjentów cierpiących na choroby weneryczne. Nic dziwnego, że jeden z francuskich lekarzy określił wręcz prostytutki mianem karabinu maszynowego nabitego krętkami.
Syfilis sojusznikiem Hitlera?
Choroby weneryczne spędzały sen z powiek dowódcom nie tylko podczas I wojny światowej. W XVIII wieku armia brytyjska w Indiach traciła z ich powodu 30-37 procent stanu! W tym samym czasie oficerowie pruscy, którzy złapali kłopot, mieli problem z zaleczeniem nawet lekkich ran. Z kolei stan wojsk francuskich, które w 1849 roku stłumiły rewolucję w Rzymie i zaczęły okupować miasto, obrazowo opisał poeta Teophlile Gautier:
Cała armia francuska jest zaatakowana: kilaki wybuchają w pachwinach jak granaty, rzeżączka tryska ropnymi strumieniami moczu i rywalizuje z fontannami na piazza Navona, rozpadliny i kłykciny zwisają purpurowymi frędzlami z tyłków saperów, okopane w swoich fundamentach, z piszczeli łuszczą się narośla, jak z omszałych kolumn w rzymskich ruinach.
Sztab chodzi z rozgwieżdżonymi przez całe konstelacje krost ramionami, można zobaczyć spacerujących po ulicach lejtnantów, całych w plamach, upstrzonych jak pantery, na skutek wysypki, piegów, plam w kolorze kawy, brodawkowatych narośli, szyszkowatych i skrytopłciowych wyrostków i innych objawów drugo- i trzeciorzędowych, które pojawiają się tutaj już po piętnastu dniach.
Syfilis „wspomógł” też w czasie II wojny światowej niemiecką ofensywę na Francję. Dokonał tego poprzez osłabienie dowodzącego armią francuską Maurice’a Gamelina. Mimo skutecznej kuracji generałowi pozostało wciąż otępienie umysłowe, utrata zdolności koncentracji, osłabienie pamięci i nieumiejętność prawidłowej oceny sytuacji. Problem w szokującej skali dotyczył też żołnierzy na froncie włoskim w 1945 roku. Na każdy ich tysiąc zginęło lub odniosło rany 9 osób, a 68 – nie nadawało się do służby z powodu chorób wenerycznych…
Jeszcze gorzej liczba rannych i zabitych oraz zarażonych wyglądała dwa lata wcześniej w Birmie. Wynosiła odpowiednio 13 i 157. Sytuację trochę ratowały prezerwatywy, choć czasem trzeba było uciekać się do podstępów, aby w ogóle móc je zamówić dla żołnierzy. Armia amerykańska, aby uniknąć oskarżeń o propagowanie rozpusty, zamawiała je oficjalnie jako niezbędne do zabezpieczania luf broni maszynowej przed zawilgoceniem.
Syfilis jak cienki czarny wąż
Wątpliwa „kariera” syfilisu zbladła wraz z końcem I wojny światowej. Niemiecki pisarz Erich Maria Remarque określił chorobę obrazowo: Syfilis – ohydne słowo, które syczy jak cienki czarny wąż. Choroba była sprawą wstydliwą. Bywały sytuacje, że dermatolog w małym miasteczku nie ośmieliłby się ukłonić pierwszy w miejscu publicznym swojemu pacjentowi, aby nie narazić go na plotki. Obsesja była tak wielka, że siostra francuskiego pisarza Juliana Greena czytała książki, gdzie była mowa o syfilisie, wyłącznie w rękawiczkach.
Upowszechniała się świadomość konsekwencji zachorowania na kiłę. W całej Europie pojawiły się poradnie dermatologiczne, broszurki, plakaty, artykuły, audycje, filmy. Francuzi straszyli młodzież, że rocznie choroby weneryczne zabijają 150 tysięcy ich rodaków. Dodawali obrazowo: Taki był bilans bitwy nad Marną lub pod Charleroi.
Pojawiały się też wskazówki, jak można zabezpieczyć się przed zarażeniem. Francuzi sugerowali na przykład, by w romantycznych okolicznościach, podziwiając twarz wybranki, rzucać wzrokiem też na jej wargi, dziąsła i język. Namawiali, by zachwycając się jej piersiami, oglądać skórę pod nimi, szukając plamek.
Należało też odpowiednio się zabezpieczyć przed przejściem do dalszych działań. Oznaczało to przede wszystkim sprawdzenie, czy u wrót brak [jest] tygrysów i węży w postaci owrzodzeń czy ropiejących wydzielin. Francuscy autorzy zachęcali też do skracania czasu przyjemności, gdyż [dłuższy] pobyt jest niebezpieczny, i unikania pocałunków w usta z przypadkowymi osobami. Zawsze można się przecież wymawiać wstrętem do smaku szminki…
Dobre rady nie zawsze pomagały. Polski socjalistyczny „Głos Kobiet” z 20 lutego 1938 roku donosił, że w tym okresie prawie co 20. człowiek na świecie był chory wenerycznie. Przełomem w jego zwalczaniu stało się dopiero wynalezienie penicyliny.
Bibliografia:
- Peter Englund, Piękno i smutek wojny. Dwadzieścia niezwykłych losów z czasu światowej pożogi, przeł. Emilia Fabisiak, Znak 2011.
- Kamil Janicki, Burdele na kółkach. Płatna miłość w ogniu wojny, Ciekawostki Historyczne 10.11.2011.
- Kamil Janicki, Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce, Znak 2015.
- Iwona Kienzler, W oparach absyntu. Skandale Młodej Polski, Bellona 2017.
- Józef Krzyk, Choroba neapolitańska, francuska… Kiła po prostu, „Ale Historia”, dodatek do „Gazety Wyborczej” 7.09.2012.
- Ewa Lando, Wszyscy się czegoś bali. Fobie, lęki i kompleksy wielkich Polek i Polaków, Wydawnictwo Czerwone i Czarne 2016.
- Claude Quétel, Niemoc z Neapolu, czyli historia syfilisu, przeł. Zofia Podgórska-Klawe, Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1991.
- Geoffrey Regan, Błędy militarne, przeł. Konrad Gocman, Vasco International 1992.
- „Głos Kobiet” nr 4, 20 lutego 1938.
KOMENTARZE (14)
kurwacja – ładne słowo, połączeni kuracji i … :) świetny artykuł!
Panie Mateuszu ( kochany jak mawiają w sejmie ).
moje 10 letnie badania radioniczne wykazały, że syfilis i jego koleżanka rzeżączka ( tryper, gonorrhea ), występują u wielu chronicznie chorych, na rózne choroby. Ma to postać „śladów informacyjnych”. Syfilis – jako kretkowica, wystepuje w Afryce i stwierdziłem go u lekarza pracującego wiele lat z murzynami. Na Karaibach jest pinta ( kropki czerwona na ciele) czy yaws.
Dzisiejsza borelioza- też krętek, jest być może odmianą kiły, która „uciekła” z laboratoriów wojskowych. Kiła + gruźlica, to podłoże większości chorób chronicznych aktualnie chorych chronicznie. Tylko badania biorezonansowe czy kwantowe dają pełny obraz etiologiczny każdej choroby. Kila ma różne formy: sercową, skórną czy analną- z wygniciem odbytu. Najgorsza jest nerwowa: Lenin,Stalin, Bonaparte- gdy chorzy podejmują lub nie ważne decyzje.
Choroba jest dziedziczona, podobnie jak inne: malaria, świerzb tropikalny ( badania własne).
dr med. wet. B.Wojnowski
diagnosta elektroniczny wszystkich chorób ludzi i zwierząt.
PS. groźna jest także sama informacja, nie tylko konkretne bakterie, wirusy…
B.W. co za bzdury
Trafne spostrzeżenie :)
Zobaczcie jak mogą wyglądać choroby weneryczne
Artyści od wielu wieków używają różnego rodzaju dopalaczy, by lepiej tworzyć. Jak widać syfilis był jednym z nich, nie rozumiem tylko głupoty, jaką jest aż takie poświęcenie dla sztuki. Chociaż w porównaniu ze sztuką współczesną, może się to nie wydawać aż takie dziwne.
Ciężko powiedzieć że syfilis był „dopalaczem”, bo jednak świadomie nie próbowano się nim zarażać dla sztuki, jak w przypadku odurzania się chociażby opium czy eterem. Ale rzeczywiście, był swego rodzaju specyficznym stymulatorem. Trudno to ocenić, ale może eufemistycznie wystarczy powiedzieć, że z jakiegoś powodu pewne dzieła sztuki przetrwają wieczność. A czy warto było? To już pytanie pozostawmy otwartym :) Pozdrawiamy.
W pewnym sensie rozumiem tych ludzi. W sytuacji kilkuletniego koszmaru działań wojennych i rygoru wojskowego nie dziwi mnie że część z nich wolało leżeć chorymi w szpitalu.
Uważam że przymusowa służba wojskowa w jakichkolwiek okolicznościach jest formą ograniczenia wolności, na którą przecież taki powołany nie zasłużył – zakładamy że nie popełnił przestępstwa i dlatego nie powinna być stosowana. Co takiego przeciętnego Jean’a z Francji obchodził konflikt z Niemcami i Austro-Węgrami?
Trzej mali chłopcy przechwalają się na podwórku:
„A moja mama ma lisa…”
„A moja ma srebrnego lisa…”
„A moja – syfilisa!”
Oscar Wilde nie cierpial na kile. Proponuje najpierw dobrze zapoznac sie z bigrafia danej osoby, a dopiero pozniej 'rzucac’ jej (w tym przypadku jego) nazwiskiem.
Szanowna Pani/ Szanowny Panie,
Dziękuję za dobrą anonimową radę odnośnie biografii Oscara Wilde’a. Poproszę jednak o sugestię co do właściwej lektury, gdyż wpisanie chociażby do google’a hasła „Oscar Wilde kiła” wyrzuca sporo stron, gdzie ta dana osoba jest wymieniana w kontekście chorowania na kiłę. Jak mniemam, również twórcy tych tekstów – podobnie jak ja – bazowali na literaturze, gdzie Oscar Wilde był wymieniany jako osoba, która była chora na tę chorobę.
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
Ciekawy artykuł.
Brakuje mi wzmianki o Salvarsanie. Był to wynaleziony w 1909 lek bakteriobójczy, używany w leczeniu kiły.