Piętnaście kurczaków i morze wina. Tysiąc pomarańczy. Albo zabójcza mieszanka ogórków i miodu pitnego. Ci monarchowie sobie nie żałowali. Również na swojej ostatniej wieczerzy.
Król padł nagle w trakcie uczty, ledwo umoczywszy usta w pucharze? Z pewnością został otruty! Tak właśnie tłumaczono prawie każdy nagły zgon wśród możnych tego świata, gdy medycyna nie umiała go zracjonalizować. Wydawać by się mogło, że wielcy ludzie nie umierają z prozaicznych powodów, takich jak łakomstwo i opilstwo. A jednak – Aleksander Wielki, Adolf Fryderyk czy Henryk I najpewniej zwyczajnie się przeżarli, często dopełniając dzieła swoim ulubionym trunkiem. Wśród polskich władców także nie brakowało takich przypadków.
Otyły, ale z pola walki uciekł
Mieszko II, o wiele mówiącym przydomku Otyły, krótko sprawował samodzielne rządy na ziemi opolsko-raciborskiej. W chwili śmierci w 1246 roku miał zaledwie 26 lat. Niewiele w swoim życiu osiągnął. Mógł zginąć w bitwie z Tatarami pod Legnicą i zapisać się na kartach historii jako heroiczny obrońca Polski. Zamiast walczyć, skrył się jednak za fortyfikacjami grodu, czekając aż zawierucha go ominie. W międzyczasie najeźdźcy pokazali mu wbitą na włócznię głowę Henryka Pobożnego, do którego śmierci tchórzostwo Mieszka z pewnością się przyczyniło.
Odwagą Mieszko się nie popisał. Ale przynajmniej miał tyle zapobiegliwości, by spisać ostatnią wolę. Okazało się to istotne, ponieważ władca według kronikarzy był bezpłodny. Nie pozostawił potomka, któremu mógłby przekazać swe ziemie. Testament uporządkował sprawy i większość dóbr przypadła młodszemu bratu księcia, Władysławowi.
Jedną z możliwych przyczyn śmierci grubego władcy była wodna puchlina. Wydaje się jednak, że w tkankach ciała Mieszka zatrzymała się nie woda a najzwyczajniej w świecie tłuszcz. Źródła powtarzają zresztą, że zabiła go chorobliwa nadwaga. Swoje przeznaczenie Mieszko II Otyły spotkał podobno nad 15 kurczakami, które popił morzem wina. Biorąc pod uwagę, że ludzki żołądek ma pojemność od 1 do 3 litrów, śmiało można uznać, że książę opolsko-raciborski poszedł na rekord.
Bolko, płać!
Bolko Hojny to idealny przydomek dla kogoś z kim chciałoby się wyjść na miasto, zabawić, a rano zobaczyć, że to nie nam przyszło zapłacić za wszystko rachunek. Taki właśnie był książę legnicki Bolesław III Rozrzutny (1291-1352). Władca był prawdziwym wielbicielem wystawnego życia, co uniemożliwiło mu polityczną karierę, a nawet dosłownie wpędziło go do grobu.
Dzięki pochodzeniu swej żony Małgorzaty, Bolko mógł ubiegać się o czeską koronę. Za panowania Jana Luksemburskiego bywał często na praskim dworze. Próbował też wspierać monarchę w sporach z opozycją. Miał szansę na zdobycie księstwa wrocławskiego w walce ze swoim bratem Henrykiem VI. Wszystko jednak spaliło na panewce, bo tak prywatnie, jak i w polityce Bolko delikatnie mówiąc do oszczędnych nie należał. Dzielnic pozbywał się dla srebrnych grzywien, przez chwilę udawało mu się utrzymać pozycję, by zaraz utracić ją na rzecz młodszych braci.
Nawet tracąc wpływy i posiadłości, Bolko nie umiał zrezygnować z wystawnego życia, czego przejawem były chociażby zagraniczne podróże. Władca ufundował także dwa klasztory w Brzegu i wspierał finansowo opactwo w Lubiążu. To jednak nie zapewniło mu wystarczającej przychylności kościoła – dwukrotnie został bowiem obłożony klątwą (za niepłacenie długów i zabór mienia).
Została ona zdjęta dopiero dzięki wstawiennictwu synów Bolka, gdy władca był już na łożu śmierci. Umarł tak jak żył. Na zakończenie Wielkiego Postu zorganizowano wystawną ucztę, a niemający pomiarkowania w jedzeniu Bolesław III Rozrzutny, zażarł się na śmierć, pochłaniając podobno aż 13 kurczaków, popijając to kilkoma litrami wina i piwa!
Clubbing na Mazowszu
Kiedy w dość krótkim odstępie czasu zmarli dwaj ostatni książęta mazowieccy – Stanisław (8 sierpnia 1524 roku) i Janusz III (w nocy z 9 na 10 marca 1526 roku), natychmiast zaczęto węszyć spisek. Cóż bowiem może zabić dwóch mężczyzn w sile wieku, jeśli nie solidna porcja trucizny? Znaleziono nawet rzekomą prowodyrkę tego podwójnego morderstwa, Katarzynę Radziejowską, będącą kolejno kochanką obu książąt.
Sprawa przestała być tak oczywista, gdy świadkowie zaczęli sypać anegdotami odnośnie wyjątkowo niehigienicznego trybu życia braci. Stanisław, choć miał łagodne usposobienie, nie wylewał za kołnierz. Źródła donoszą nawet, na jak ogromnego kaca cierpiał niedługo przed śmiercią. Janusz także sam sobie był winien pijąc bez miary.
Okazało się, że panowie nieraz biesiadowali ze swoimi kompanami troynik z muszkatellą mieszając. Panna Katarzyna wcale nie zleciła zabicia kochanków. Nawet w edykcie wydanym przez Zygmunta Starego w 1528 roku uznano, że książę Janusz nie zmarł w wyniku przestępstwa lecz z woli Boga Wszechmogącego. A innymi słowy: ze zwykłego przepicia.
Książę naprawdę wielki
10 listopada 1673 roku żywota dokonał Król Polski i Wielki Książę Litewski Michał Korybut Wiśniowiecki. Na temat jego nawyków żywieniowych krążą do dziś opowieści, którym czasem nie sposób dać wiary. Pewnego razu zjadł rzekomo tysiąc pomarańczek przysłanych mu z Gdańska. W tej historii widać przesadę, ale prawdą jest, że władca był wielki zgodnie z tytułem i miał sporą nadwagę.
Przyczyny jego śmierci zostały różnie odnotowane w źródłach. Według niektórych, zadławił się kiszonym ogórkiem. W świetle innych – zatruł owocami. Pojawiły się także teorie o otruciu i wrzodach żołądka (o czym świadczyć mógłby niezdrowy wygląd księcia). Dolegliwości Wiśniowieckiego określano także współcześnie mianem suchot. Mimo złego stanu zdrowia, wbrew zaleceniom lekarzy, władca zdecydował się na wyprawę z Warszawy do Lwowa. Kres tej podróży okazał się dla niego także kresem życia.
Korybut Wiśniowiecki już na rogatkach miasta zaczął odczuwać silny ból głowy, który nie pozwalał mu jeść (co akurat przy jego nadwadze raczej by nie zaszkodziło) ani spać. Później cierpiał także na kłucie w bokach i osłabienie.
W końcu władca poczuł się tak źle, że spisał testament, zaś 6 listopada został namaszczony olejami. Po kilku dniach zmarł. Biorąc pod uwagę nagłe pogorszenie jego stanu zdrowia i wyniki sekcji, pęknięcie wrzodów wydaje się jak najbardziej prawdopodobne.
W rodzinie Wiśniowieckich nie był to zresztą jedyny przypadek zgonu związanego z jedzeniem. Ojciec króla, Jeremi Wiśniowiecki, także zmarł w wyniku dolegliwości żołądkowych. Wersja najbardziej prozaiczna mówi, że pokonała go zakaźna biegunka, wersja dramatyczna – że został zamordowany. Bardzo jednak możliwe, że zatruł się mieszanką ogórków i miodu pitnego, która w tamtych czasach nie była wcale aż tak ekstrawagancka.
Bibliografia:
- Wiesław Bokajło, Proces narodowościowej transformacji Dolnoślązaków do początków XX wieku, Wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego 1993.
- Wojciech Iwańczak, Jan Luksemburski, PIW 2012.
- Kazimierz Jasiński, Okoliczności śmierci książąt mazowieckich, „Rocznik Polskiego Towarzystwa Heraldycznego”, 1997.
- Jerzy Rajman, Mieszko II Otyły Książę Opolsko-Raciborski, Kwartalnik Historyczny (r. 100, nr 3, 1993).
- Hanna Widacka, Choroba i śmierć króla Michała.
KOMENTARZE (16)
Co to takiego troynik z muszkatellą ?
nawet google nie wie :p
Trójniak z muskatem: miód pitny zmieszany z węgierskim winem.
Liczby są zawyszone. Taka naracja jest znana w historiografii od czasow dawnych. Treba krityczne patrzyc na relacje jako instrument swoistej propagandy… Naprzyklad, czy musimy wierzyc w to, ze Aleksandra Oginska w Siedlcach na sniadanie mogla zjesc 60 jajek na twardo, wypic trzy butelki wina…
Ty po pijaku to pisałeś/aś?
Kurczaki w owym czasie były o połowę mniejsze od dzisiejszych, bez hormonów i tłuszczu,też bym tyle zjadł.
Jet to średni miód pitny, z winem deserowy .
Jest to miód pitny i wino deserowe.
Biorąc pod uwagę zdecydowanie mniejsze rozmiary owych osławionych kurczaków. Piętnaście nie jawi się jako gigantyczna ilość. Natomiast mieszanie kiszonych ogórków z winem czy miodem pitnym brrr… masakra.
Właśnie miałam napisać. Takich rozmiary jak współczesne kurczaki miały wtedy tylko gęsi. Znajomy hoduje stare kurze rasy w sposób tradycyjny (bez pasz z soja i hormonami) i taki kurczak się w garści mieści i mięsa na nim nie jest wiele. Mimo wszystko jednak 15 sztuk to imponująca liczba.
„Przeżarcie”? Hmmm, może i tak, ale równie dobrze można by pisać o uzależnieniu od jedzenia, związanym ze stresującym trybem życia :).
Dokładnie. To „przeżarcie” to jakiś hejt, ten ton ich krzywdzi.
;)
Prosto powiedziane- przeżarcie.
Akurat na wrzody nie choruje się z przejedzenia, tylko z powodu bakterii. Chudzi ludzie częściej mają wrzodu niż otyli. Coś tu nie pasuje w kwestii ostatniego pana.
ilu władców Polski? bo doliczyłem się jednego…
Jeremi Wiśniowiecki zresztą, jak wynika z historycznych źródeł, też był mocno otyły, a wzrostu nawet jak na owe czasy miernego, bo niewiele ponad 150 cm. Trudno tego wszakże dowieść, bo nie zachował się żaden portret, który można na 100% jemu przypisać. Na co zmarł, też nie sposób dowieść, bo jego ciało nie zachowało się, a przypisywane mu zmumifikowane zwłoki w podziemiach kościoła klasztornego na Świętym Krzyżu z pewnością nie do niego należą, co wykazały badania. Jerzy Hoffman powierzając jego rolę w „Ogniem i mieczem” wysokiemu i kanciastemu Andrzejowi Sewerynowi zrealizował swoją wizję postaci, jednak niezgodną z prawdą historyczną. Podobnie uczynił z hetmanem Januszem Radziwiłłem w „Potopie”, powierzając rolę człowieka w tamtych czasach zaledwie 35-letniego i, jak pokazują zachowane portrety, łysego jak kolano (a prawdopodobnie raczej z goloną głową), Władysławowi Hańczy majestatycznemu i dostojnemu, ale starcowi z bujną czupryną.
Swoją drogą, nie wiodło się w życiu kniaziowi Jaremie. Najbogatszy z „królewiąt”, w wojnach kozackich stracił wszystko. Krótko przed odbiciem jego posiadłości zmarł śmiercią bynajmniej nie bohaterską. Syn jego był jednym z najmniej znaczących i najbardziej niefortunnych królów Polski i potomstwa nie pozostawił. Złożony tymczasowo w podziemiach kościoła na Świętym Krzyżu nigdy nie dostąpił prawdziwego pogrzebu, choć syn został królem. Ciało spłonęło w pożarze. Nie zachował się żaden portret ani należący do niego przedmiot. W rodzinnych Łubniach nie przetrwał ani jeden budynek z jego czasów itp. itd. Ludowa legenda już wtedy przypisywała to klątwie, jaką jego matka (księżna Raina z Mohyłów Wiśniowiecka, córka hospodara mołdawskiego Symeona i siostra metropolity kijowskiego Piotra Mohyły) w akcie fundacyjnym monasteru Mgarskiego rzuciła na wszystkich jej następców, którzy odejmą nadania lub porzucą wiarę prawosławną. Nb. monaster stoi do dziś i wciąż modlą się w nim prawosławni mnisi…