Okrągły Stół był dla mężczyzn. Panie były od odbierania telefonów i redagowania biuletynów. Choć ich zasługi często były większe, to tylko wąsaci koledzy zbierali laury zwycięstwa. Dlaczego kobiety zostały odsunięte od obrad? Czy "Solidarność" zdradziła połowę swoich członków?
6 lutego 1989 roku w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu. Rozmowy toczyły się w trzech głównych zespołach, dziesięciu podzespołach i dwunastu grupach roboczych.
W sumie przewinęło się przez nie kilkaset osób. Byli wśród nich ministrowie, profesorowie, generałowie, rolnicy, robotnicy, związkowcy, dziennikarze i przedstawiciele wielu innych profesji – pełny przekrój społeczeństwa.
Tyle że w przytłaczającej większości byli to mężczyźni. Wśród pięćdziesięciu ośmiu uczestników obrad plenarnych znalazły się tylko dwie kobiety. Na ponad siedemset osób, które w sumie wzięły udział w obradach, było zaledwie pięćdziesiąt pięć kobiet.
Przypadkiem do delegacji
Kompletując składy delegacji na przyszłe rozmowy ani strona solidarnościowa, ani rządowa nie kwapiły się do umieszczania w nich kobiet. W ekipie opozycji początkowo nie było żadnej! Gdy po kilku tygodniach obrad zmarł jeden z solidarnościowych uczestników, pojawiła się potrzeba zapełnienia wakatu.
Przypadek sprawił, że miejsce to zajęła kobieta. Barbara Labuda, energiczna działaczka „Solidarności” z Wrocławia, zaproponowała Władysławowi Frasyniukowi, by na opuszczone miejsce zgłosił Grażynę Staniszewską z Podbeskidzia.
– Słuchaj, zgłoś Grażynę. Po pierwsze, była w stoliku ekonomicznym, po drugie, kobieta – symboliczne. Kobiety tyle robiły w czasie stanu wojennego i nigdy nie było ich widać – cytuje słowa Labudy Marta Dzido w swojej wydanej właśnie książce „Kobiety Solidarności”.
Frasyniuk uznał, że to dobry pomysł i tak do opozycyjnej delegacji na obrady plenarne trafiła jedyna kobieta. Staniszewska, z wykształcenia polonistka, pracowała w domu kultury w Bielsku-Białej i działała w miejscowej „Solidarności”. Z szeregowej działaczki awansowała z czasem na konspiracyjną szefową regionu i weszła w skład podziemnej Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność”.
Różowy żakiet
To ona razem z Lechem Wałęsą wygłosiła przemówienie na zakończenie obrad. Pisze o tym Marta Dzido w książce pt. „Kobiety Solidarności”:
Grażyna Staniszewska z początku ma obawy, że sobie nie poradzi, ale w końcu wkłada różowy żakiet i wygłasza przemówienie, które zaczyna tak: „Do Okrągłego Stołu siadałam bez przekonania. Zbyt dużo dzieliło jego uczestników.
(…) Jednak przekonana jestem, że nie ma dla nas innej drogi, nie ma innego wyjścia niż kompromis. Bo co nam pozostaje? Przemoc?”. Kończy słowami: „Solidarność musi być skuteczna, mądrzejsza niż kiedykolwiek, tak, aby mogła bronić ludzi przed wyzyskiem, tak, aby wreszcie w Polsce można było żyć normalnie”.
Z prawicowego harcerstwa do PRON
Druga kobieta-uczestniczka obrad plenarnych to reprezentantka strony rządowej profesor Anna Przecławska z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Była członkinią Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa generale Wojciechu Jaruzelskim.
Do 1986 roku Anna Przecławska była członkiem Prezydium Komitetu Wykonawczego Rady Krajowej Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego. To właśnie PRON delegował ją do udziału w okrągłostołowych obradach.
Co ciekawe, profesor Przecławska miała za sobą piękną kartę wojenną. Podczas okupacji jako nastolatka uczestniczyła w ruchu oporu, a od 1942 roku należała do prawicowego Harcerstwa Polskiego. W powstaniu warszawskim była sanitariuszką i łączniczką w Kompanii Harcerskiej Batalionu „Gustaw”. Jej matka Halina Sadkowska (1895-1961) była przed wojną naczelniczką Harcerstwa Polskiego.
Pierwszoplanowi bohaterowie negocjacji
Nieco lepiej panie reprezentowane były w posiedzeniach poszczególnych „stolików i podstolików”. Łącznie w obradach uczestniczyły trzydzieści dwie kobiety po stronie opozycji i dwadzieścia trzy po stronie rządowo-koalicyjnej. Wśród tych pierwszych były między innymi Janina Zakrzewska, Grażyna Gęsicka, Anna Radziwiłł i Zofia Kuratowska.
Ważną rolę w obradach odegrały też Janina Jankowska, Helena Łuczywo i Ludwika Wujec. Dwie pierwsze uczestniczyły w rozmowach na temat wolnego dostępu opozycji do środków masowego przekazu i legalizacji podziemnych pism. Z kolei asystentka Tadeusza Mazowieckiego Ludwika Wujec odpowiadała za organizację działania sekretariatu i biura prasowego strony opozycyjnej.
W obu tych miejscach pracowały panie przyjmujące interesantów, odbierające telefony, piszące na maszynie itd. Działaniami tymi – jak stwierdzono w jednym z okolicznościowych tekstów – wspierały „pierwszoplanowych bohaterów negocjacji”.
Najważniejsi są faceci
Bo to właśnie mężczyźni grali główne role przy Okrągłym Stole. Zresztą nie tylko tam. Walcząca o prawa robotnicze i obywatelskie „Solidarność” była opanowana przez mężczyzn i głucha na potrzeby kobiet. Mimo że około połowę z dziesięciu milionów jej członków stanowiły kobiety, we władzach nigdy nie były licznie reprezentowane.
Na początku 1981 roku, w wyborach na I Krajowy Zjazd Związku, panie stanowiły zaledwie 7,8 procent wszystkich delegatów. We władzach Prezydium Komisji Krajowej znalazła się tylko jedna kobieta na osiemnaście osób, a w Komisji Krajowej − tylko jedna na osiemdziesiąt dwie osoby.
W lipcu 1981 roku z władz „Solidarności” usunięta została Anna Walentynowicz pod zarzutem „niegodnego reprezentowania związku”. Obawiający się jej charyzmy i autorytetu Lech Wałęsa doprowadził do zupełnego jej zmarginalizowania.
Musi być mężczyzna
Marta Dzido w książce pt. „Kobiety Solidarności” przytacza wiele wypowiedzi działaczek „Solidarności” świadczących o marginalizacji roli kobiet w związku.
Anna Walentynowicz proszona o objęcie kierownictwa strajku w Stoczni gdańskiej: Ranga sprawy spadnie, jak na czele będzie baba. Musi być mężczyzna. Barbara Labuda: Rola kobiet nie tylko jest umniejszana. Jest zrównana z ziemią! Część moich kolegów nie zrobiła nawet jednej trzeciej tego, co ja czy inne działaczki, ale to oni dostają ordery i są bohaterami. Olga Krzyżanowska: Mężczyźni mówili: „Dajcie spokój z tymi babskimi sprawami. Są ważniejsze”.
Na jednym z transparentów powieszonych na murze Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku strajkujący napisali: Kobiety, nie przeszkadzajcie nam, my walczymy o Polskę!
A przecież kobiety odegrały ogromną rolę w działaniu związku. Pisały artykuły, redagowały i wydawały gazety, przygotowywały i przenosiły ulotki, utrzymywały łączność. Gdy zaś nastał stan wojenny i mężczyzn internowano, wzięły na swoje barki organizowanie działania związku, a w niektórych miejscach nawet kierowanie nim w podziemiu.
Kobiety nie, duchowni tak
Skoro jednak na co dzień nie dostrzegano roli kobiet w opozycyjnej działalności, to tym bardziej nikt nie brał ich pod uwagę jako ewentualnych uczestniczek rozmów z władzami przy Okrągłym Stole. Tak ważna sprawa nie mogła zostać oddana w tak niepewne ręce. Oddajmy jeszcze raz głos Barbarze Labudzie cytowanej w „Kobietach Solidarności”:
„Ja bardzo chciałam być przy Okrągłym Stole. Rozmawiałam o tym z Jackiem Kuroniem, że mam pomysły. Ale efekt był taki, że nie brałam udziału w obradach, tylko robiłam biuletyn, w którym opisywałam te rozmowy…”
Nie lepiej było po stronie władzy. Mimo oficjalnie deklarowanego równouprawnienia i troski o płeć piękną, życie kobiet w PRL-u było pasmem udręk i upokorzeń. Ich udział w rozmaitych gremiach, do jakich ich zapraszano, miał ewidentnie pozorny charakter. Tak też było z udziałem prof. Przecławskiej w okrągłostołowych obradach.
Zabrakło więc prawdziwego miejsca dla kobiet przy Okrągłym Stole, znalazło się za to dla aż trzech przedstawicieli Kościoła…
***
Kiedy w sierpniową sobotę 1980 roku zadowoleni z podwyżki robotnicy zakończyli strajk i chcieli wyjść ze Stoczni Gdańskiej, to one zamknęły bramy, tym samym rozpoczynając strajk solidarnościowy. Miały przed sobą najlepsze lata życia. Młode kobiety, które zamiast spokoju i stabilizacji wybrały bunt.
Próbowano niszczyć ich małżeństwa. Straszono, że jak nie pójdą na współpracę z bezpieką, ich dzieci trafią do domu dziecka, albo spotka je nieszczęśliwy wypadek. Proponowano wyjazd z kraju w zamian za zaprzestanie działalności szkodzącej systemowi. Nie przestały.
Bibliografia:
- Dzido Marta, Kobiety Solidarności, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2016.
- Penn Shana, Sekret Solidarności, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014.
- Codogni Paulina, Okrągły Stół, czyli polski Rubikon, Wydawnictwo Prószyński i Ska, Warszawa 2009.
KOMENTARZE (8)
cóż, kobiet nie było w obawie, że może się wydać jak „panowie” przy wódeczce kręcili swój lewy interes , którego pokłosie zbieramy do dzisiaj………………….. :-(
I panie zamiast teraz wylewać żale powinny w duchy być zadowolone, że nie nie biorąc czynnego udziału w tej maskaradzie nie ubabrały się w szambie.
Mocna, bezkompromisowa książka jakiej jeszcze w tym temacie nie było. Zresztą po jej głośnym i kontrowersyjnym filmie Solidarność według kobiet, którego książka jest dopełnieniem nie może być inaczej. Brawo! Dzido ma reporterskiego nosa i świetny warsztat pisarski – będzie bestseller i nagrody! Już nie mogę doczekać się spotkania i dyskusji z autorką w Poznaniu :)
czytam wlasnie te ksiażkę Marty Dzido i jestem wstrząśniety, najzwyczajniej w świecie, ja stary chłop slinę z niedowierzania przełykam. a to co zrobił Wajda z Oswsowską to skandal! Powinni odebrać mu te nagrody za kłamstwa! a dzieci prowadzali ze szkół do kin na ten film…wstyd! Powinni wszystkich zaprowadzić na ten film Dzido i sliwowskiego i dać Kobiety Solidarnosci do obowiazkowego czytania
tekst sam zawiera rozwiązanie! Kobiet było mało przy okrągłym stole (okrągły a kantów pełen… wot zagadka) ale mało ich było także pośród internowanych… Kobiety wolały tradycyjnie zostać w domu przy dzieciach, najwyżej przychodziły pod bramy i płakały, stąd apel by nie przeszkadzały (bo babskie łzy działają defetystycznie). Ja wiem że feministkom to nie w smak, ale kobiety są od nich mądrzejsze, biologiczną mądrością tysięcy pokoleń matek… a matka która wystawia się na niebezpieczeństwo to zła i głupia matka. Dlatego tak niezwykłą jest postać Anny Walentynowicz, ale też i jej pozycja była inna, o pracowała jak mężczyzna i pośród mężczyzn.
Coś Macieju nie doczytałeś tego tekstu. Przeczytaj jeszcze raz i przestań swoje farmazony klepać.
Od 1050 lat zaimplementowana zaraza nastawiona wrogo do prasłowiańskiego narodu opanowywała wszelkie struktury administracyjne państwa polskiego, poprzez zmianę nazwisk w kamuflażu neohebrajskiej sekty watykańskiej tzn.chrześcijańskiej w oparach ichniego patriotyzmu koszernego trzymając lud na łańcuchu ułudy wykorzystują do dziś na x sposobów gojów. Ci starozakonni gwiazdorzy neofici i konwertyci zacierali ręce za każdym razem kiedy polski naród wykrwawiał się w walce o wolność –
gescheft kosztem gojów,a także swoich ziomków nie stanowi żadnego problemu – mniejsza konkurencja.
Działają wg.wytycznych zawartych w liście do braci w wierze od Wielkiego Sanhedryna z roku 1492 to plan postępowania względem gojów – asymilacja,opanowanie najkorzystniejszych stanowisk ,funkcji,od arendarz po papieży,przeniknięcie w rodziny szlacheckie lub zdobywanie nobilitacji za przejście na wiarę chrześcijańską, wykupywanie majątków,ziemi tak jak to czyni Rothschild sponsorując Prusy i Rosję w walce z powstańcami z 1863-64 r.
Jakub Berman i reszta zarazy ,a także ich komandosi z ’89 roku ,aż do dziś wysysając polskiego ducha z narodu.
Afery , mydlenie oczu , kupowanie narodu na każdym kroku choćby przy wyborach, nawijają makaron na uszy naród łyka z uśmiechem. Oni kręcą od ucha do ucha pejsy jak golą gojów od wieków.
Czy naród otworzy oczy ?
Czy dalej będą strzyc jak barany NAS
te hebroidy?
I kobiety królów, prezydentów, premierów …. co rusz to hebra.
Albo to Polska albo kolonia zamorska Po-lin …. I 100 lecie niepodległości jest farsą na smyczy GRUPY BILDERBERG…zainicjowaną przez dr.J.H.Retingera .
***
powiedzcie panowie
łaskawi czy
PRAWDA dziś kogoś
ciekawi… DOBRO…
poczeka ZŁO… wygrzewa
kości… równaj!
baczność! uszeregować
się!… do
SOLIDARNOŚCI!
Stary Wilnianin