Jej mąż był pozerem wciągającym radioaktywne drinki i uprawiającym pijackie rajdy ulicami miasta. Ona w niczym go nie przypominała. Była prawdziwą, choć niedocenioną gwiazdą dziennikarstwa. Gotową podróżować na stercie materiałów wybuchowych i ryzykować więzieniem, byle tylko zrobić najlepszy materiał.
Małżeństwo z kolegą po fachu to nie zawsze dobry pomysł. Zwłaszcza, gdy oboje jesteście znanymi dziennikarzami i koniecznie chcecie zrobić najlepszą relację z wyzwolenia Europy. Przekonał się o tym Ernest Hemingway, autor dzieła „Stary człowiek i morze”. Był on nie tylko słynnym amerykańskim pisarzem, ale i przebojowym reporterem. Kiedy w 1944 roku oczy świata zwróciły się ku Francji, gdzie planowano otworzyć nowy front, wiedział, że musi tam być. Tylko jak się wymknąć z domu bez żony, która też ma chrapkę na reportaż wojenny?
Kinder, Küche, Kirche?
Martha Gellhorn, od 4 lat żona Ernesta, starała się być zawsze tam, gdzie jest gorąco. I nie mowa tu bynajmniej o kuchni. Pisała z ogarniętej wojną domową Hiszpanii, zagrożonej III Rzeszą Czechosłowacji, a nawet zajmowanego przez Japończyków Dalekiego Wschodu. Ta ambitna kobieta nie wyobrażała sobie nawet, żeby mogłoby ją ominąć lądowanie w Normandii.
Tymczasem w jej związku z Hemingwayem trwał kryzys. Między małżonkami już dawno nie było tak przyjemnie, jak podczas ich pobytu w paryskim Hotelu Ritz sześć lat wcześniej. Kłótniom i złośliwościom nie było końca, a Ernest wciąż próbował zrobić z niej kurę domową. Sam tymczasem wybierał się do Wielkiej Brytanii, gdzie już szykowały się wojska alianckie.
Bardzo nie chciał, by towarzyszyła mu żona. Gdyby tak Martha nie pojechała, to za jednym zamachem odeszłaby mu konkurencja i… mógłby się nieco zabawić. Kusząca perspektywa!
Plan był prosty – najpierw Ernest podebrał żonie pracę w słynnym tygodniku „Collier’s”. Dzięki temu to on otrzymał akredytację prasową na wyjazd do Europy, a nie Martha. Potem nie pomógł żonie w załatwieniu miejsca w samolocie wiozącym dziennikarzy do Londynu. Tłumaczył obłudnie, że nie zabierają na pokład kobiet. Doskonale wiedział jednak, że będą tam też inne korespondentki.
Ernest odleciał, a w Marcie aż się gotowało. Tak bardzo chciała być tam, gdzie odmienią się losy wojny. Tymczasem mąż próbował uczyć ją, gdzie jest jej miejsce. Że niby w domu? Niedoczekanie! Wiedziała, że musi sobie poradzić sama. Tylko jak?
Wybuchowa przejażdżka
Zdesperowana Martha podjęła ryzykowną decyzję. Wsiadła – jako jedyny cywil – na pokład wojskowego okrętu wojennego, płynącego do Liverpoolu. I jakby to zapewniało mało adrenaliny, statek wypełniony był… materiałami wybuchowymi.
Ze względu na wieziony ładunek każda ewentualna kolizja była śmiertelnie niebezpieczna. Gdy kapitan widział na horyzoncie jakikolwiek obiekt, dmuchał w gwizdek, dopóki ewentualne zagrożenie nie zniknęło. Jak Martha skomentowała w przypływie czarnego humoru te wydarzenia, znaczyło to: „Na litość boską, nie płyń na mnie, małpo, bo wybuchnę!” (cyt. za: Tilar J. Mazzeo, „Hotel Ritz. Życie, śmierć i zdrada w Paryżu”).
Zagrożenie stanowił jednak nie tylko ładunek statku i inne jednostki pływające. Na Atlantyku w dalszym ciągu grasowały U-booty, które w samym tylko maju 1944 r. zatopiły 4 statki wojsk sprzymierzonych. Gdyby któraś łódź podwodna trafiła w okręt wiozący Marthę, cała historia zakończyłaby się w tym miejscu wielkim hukiem.
Na szczęście nie doszło do najgorszego. Kiedy po 17 dniach horroru na morzu Martha wreszcie stanęła na brytyjskiej ziemi, jej początkowa wściekłość na Ernesta dojrzała i przerodziła się w furię. Chciała „podziękować” mężowi za rejs. Wpierw jednak trzeba go było namierzyć.
Gdy Marthy nie ma, Ernest harcuje
Żona odnalazła Ernesta w… szpitalu. Była przekonana, że ten symuluje, by wzbudzić w niej współczucie. Tym razem jednak nie kłamał. No a przynajmniej nie tak bardzo, jak zwykle…
Kilka dni przed przybyciem Marthy grupa znajomych dziennikarzy urządziła sobie epicką balangę. Przyjaciel Ernesta, Robert Capa, pożyczył około 40-litrowy dzban od… laboratorium badań atomowych. Przygotował w nim poncz z brzoskwiń, brandy, skrzynki szampana i kuszącej szczypty promieniotwórczych oparów.
Grupa niesfornych gości Capy bawiła się całą noc przy tej odjazdowej popitce. Nad ranem zalany w sztok Hemingway z dwójką innych półprzytomnych kompanów wsiadł do samochodu, by wrócić do hotelu. Nieświadomi hasła „Piję – nie prowadzę” imprezowicze chcieli za wszelką cenę dotrzeć do własnych łóżek.
Tymczasem naloty na Londyn wciąż trwały, dlatego miasto nocą było nieoświetlone. Panował też zakaz używania reflektorów samochodowych. Trudno więc się właściwie dziwić, że wstawiona kompania w egipskich ciemnościach wyrżnęła w wieżę ciśnień.
Pasażerowie z poważnymi obrażeniami trafili do szpitala. Hemingway wyglądał na tak pokiereszowanego, że nawet pojawiła się w prasie informacja o jego śmierci. Ernest jednak jeszcze nie wybierał się na tamten świat.
Wstrząśnienie mózgu i szwy na głowie nie otrzeźwiły pisarza. Kiedy Martha wróciła, już pozwalał sobie na popijawy i miłosne podboje w szpitalnym łóżku. Niedobrze się jej zrobiło od mężowskich przechwałek o cudownym uniknięciu śmierci. Jakby sama mało przeżyła! Urządziła mu awanturę, a kiedy został wypisany, odmówiła zamieszkania z nim w jednym pokoju hotelowym.
Śmierdząca droga do Normandii…
Martha dotarła do Londynu, ale wciąż była z dala od frontu i bez akredytacji. Wieloletnia korespondentka wojenna znów musiała ruszyć głową, by dotrzeć do centrum wydarzeń.
Jak wyjaśnia Tilar J. Mazzeo w książce „Hotel Ritz. Życie, śmierć i zdrada w Paryżu”, w noc przed inwazją na Normandię Martha namówiła jednego z marynarzy, by wpuścił ją na pokład statku szpitalnego. Skłamała, że chce tylko przeprowadzić wywiad z sanitariuszkami. Tymczasem zamiast do kajut skierowała się do… toalety. Sprytna korespondentka zamknęła się w niej, odczekała, aż statek zacznie płynąć, i dopiero wtedy dołączyła do sanitariuszek.
Gdy dotarła na front, razem z dziewczętami i medykami pracowała, by uratować poszkodowanych alianckich żołnierzy. Dlatego swoje artykuły do magazynu „Collier’s” przesłała z opóźnieniem. Zresztą mogłaby równie dobrze w ogóle ich nie wysyłać. Ze względu na współpracę tygodnika z Hemingwayem nie zostały wydrukowane.
Jakby tego było mało, Martha za pisanie bez akredytacji i nielegalne przybycie do Francji została internowana pod Londynem. Tej dzielnej kobiety nie były jednak w stanie powstrzymać nawet kraty i szybko wyrwała się z niewoli.
Uzyskała wreszcie akredytację i zrobiła reportaże o miejscach zagłady Żydów, wstrząsając sumieniem Zachodu. Była m.in. świadkiem wyzwolenia Dachau. Kilka miesięcy po lądowaniu w Normandii rozwiodła się z Ernestem.
Ja się jeszcze zemszczę!
A co się działo z mężem Marthy w D-Day? Hemingway wtedy wciąż jeszcze miał obandażowaną głowę i kulał. Z tego powodu nie mógł wsiąść do samolotu RAF-u, jak wcześniej planował. Za to przypłynął barką desantową. Był jednak dopiero z siódmą falą wojsk, a w pobliże plaży dotarł, gdy pierwsze, przełomowe walki już dobiegły końca. Z pokładu obserwował wydarzenia i napisał sugestywny reportaż. Ale nie czuł się spełniony.
Nie udało mu się stanąć na francuskiej ziemi. Nawet żona go w tym wyprzedziła, choć tak starał się do tego nie dopuścić. Robert Capa, gospodarz przyjęcia, które tyle mu namieszało w planach, zrobił na polu walki zdjęcia, które obiegły świat. A Ernest nawet nie znalazł się na linii ognia…
Wtedy podjął decyzję. Postanowił wyzwolić… luksusowy paryski Hotel Ritz! I faktycznie w sierpniu został pierwszym Amerykaninem (choć nie pierwszym aliantem), który dotarł do tego legendarnego miejsca. A że już nie mógł go wyzwolić od Niemców, którzy wcześniej się zmyli, z zapałem zajął się wyzwalaniem piwnic. Od zapasów wina…
Bibliografia:
Podstawowa:
- Tilar J. Mazzeo, Hotel Ritz. Życie, śmierć i zdrada w Paryżu, SIW Znak 2015.
Uzupełniająca:
- Antony Beevor, Artemis Cooper, Paryż wyzwolony, Znak Horyzont 2015.
- Martha Gellhorm Biography, [w:] Encyclopedia of World Biography.
- Paul Johnson, Intelektualiści, Zysk i S-ka 2014.
KOMENTARZE (3)
Historia niemalże filmowa!
Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1117591518269506
Andrzej K.:
Przez kibel kobitki! Na front ! Haha niezly wzor
Agata P.:
Piękny sarkazm w kobiecym wydaniu. I jak zwykle okazuje się, że baba do garów to kura domowa a jak chłop – top chef. Chyba zostanę feministką
I komentarze do artykułu z profilu „Historia jakiej nie poznasz w szkole”
https://www.facebook.com/historiajakiejniepoznasz/posts/1483409645285095
Katarzyna Ł.:
też mam przez kibel do domu wchodzić? „Powinna być wzorem dla dzisiejszych kobiet”. A co też nam takiego dziś dolega? Głupi tekst.
Piotrek S.:
Chodzi tu o to ze kosztem zycia chciała zrobic cos dla ludzi, otworzyc im oczy na pewne sprawy. To tak jak Pilecki ktory dobrowolnie dal sie zlapac do Aushwitz zeby napisac raport bo ludzie z zewnatrz gowno wiedzieli co tam sie wyczynia. Jego raport latwo na necie znalesc…