W 1871 roku w Wersalu proklamowano powstanie II Rzeszy. W ciągu dekady z rozdrobnionych państewek wyrosło nowe mocarstwo. Jak do tego doszło?

W styczniu 1871 roku w pałacu wersalskim proklamowano powstanie nowego mocarstwa europejskiego – nie chodziło jednak o Francję, a o Cesarstwo Niemieckie. Upokorzeni klęską Francuzi nie mieli w tej sprawie nic do powiedzenia. W ciągu zaledwie dziesięciu lat z rozdrobnionych państewek niemieckich wyrosła II Rzesza, nowe imperium, które zepchnęło do defensywy dotychczasowych hegemonów – Austro-Węgry i Francję. Było to możliwe nie tylko dzięki działaniom politycznym, ale również… bardzo nowoczesnej jak na owe czasy armii, która roznosiła w boju siły przeciwników.
Jak zjednoczyć Niemcy?
W 1862 roku na fotelu premiera Prus zasiadł Otto von Bismarck, królem był natomiast Wilhelm I z dynastii Hohenzollernów. Bismarck – zdeterminowany i konsekwentny polityczny geniusz – dążył do jednego zasadniczego celu – zjednoczenia rozdrobnionych państw niemieckich. Mogło się ono dokonać w oparciu o dwa podmioty, które rywalizowały ze sobą o prymat w Związku Niemieckim: wielonarodowe Cesarstwo Austriackie (później Austro-Węgry) pod berłem Habsburgów lub Prusy.

Helmuth von Moltke na polecenie Bismarcka przeprowadził gruntowną przebudowę sił zbrojnych Prus.
Bismarck zdawał sobie sprawę, że najmocniejszą kartą w tej rozgrywce będzie armia. Dlatego też nakazał generałowi Helmuthowi von Moltke gruntowną przebudowę sił zbrojnych. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Dzięki reformie stosunkowo małe liczebnie Prusy mogły wystawić wojska równorzędne do sił austriackich i francuskich. Pruski system rekrutacji pozwalał Moltkemu rozmieścić prawie tyle samo żołnierzy na pierwszej linii frontu co jego różni wrogowie, pomimo tego, że populacja Prus była o połowę od nich mniejsza – pisze Paul Kennedy, autor książki „Narodziny i upadek mocarstw. 500 lat burzliwej historii największych potęg świata”.
Przepis na sukces: powszechny pobór
Von Moltke postawił na armię z powszechnego poboru. Do wojska szedł każdy zdrowy mężczyzna, bez względu na pochodzenie i status społeczny. Rekrut miał do odsłużenia trzy lata, a po wyjściu do cywila przez kolejne cztery należał do tzw. czynnej rezerwy. Potem przez 27 następnych lat mógł zostać powołany do służby w tzw. landwerze (obronie krajowej). Oznaczało to, że przy pełnej mobilizacji pruskiej armii do walki z marszu gotowych było siedem rocznych poborów. Ponieważ nie było żadnej służby zastępczej, landwera zaś mogła przejąć większość obowiązków garnizonowych i innych „tyłów”. Taki system oferował Prusom znacznie większą armię gotową do walki na froncie – w stosunku do liczby ludności – pisze Kennedy.
Armia pruska, która już wcześniej zyskała miano świetnie wyszkolonej i niezwykle zdyscyplinowanej (tzw. pruski dryl), po reformie stała się też potężna liczebnie. Von Moltke zrewolucjonizował również działanie sztabu generalnego. Pełnił on niejako funkcję „mózgu”, z wypracowanymi procedurami i podziałem zadań. Chodziło przede wszystkim o to, by pobór do wojska ogromnych mas ludzi przebiegał niezwykle sprawnie. Jak czytamy w „Narodzinach i upadku mocarstw”:
Utworzono specjalny departament nadzorujący pruski system kolejowy i dbający o to, żeby wojska i zaopatrzenie mogły szybko dotrzeć do celu. Przede wszystkim system sztabowy Moltkego starał się zaszczepić w korpusie oficerskim praktykę operacyjną, która pozwalała zarządzać wielkimi masami ludzi (korpusami wojskowymi lub całymi armiami) tak, by mogły przemieszczać się i walczyć niezależnie, nie tracąc przy tym zdolności do koncentracji w miejscu decydującej bitwy. Jeśli nie można było utrzymać łączności z dowództwem Moltkego na tyłach, generałowie na froncie mogli wyjść ze swoją inicjatywą, działając zgodnie z kilkoma podstawowymi zasadami.
Generał-reformator postawił przy tym na mobilność i zdolność współpracy. (…) pomysł Moltkego, by rozmieszczać kilka pełnych armii, które mogły działać niezależnie, ale także pomagać sobie nawzajem, oznaczał, że nawet jeśli jedna z nich poniosła poważne straty – co faktycznie miewało miejsce zarówno w wojnie austriacko-pruskiej, jak i francusko-pruskiej – nie przekreślało to przebiegu całej kampanii – podkreśla Kennedy.
Czytaj też: Jak Niemcy stały się morską potęgą militarną?
Austriacy na kolanach
Pierwszym akordem zjednoczenia Niemiec w XIX wieku była wojna z Austrią. Bismarck rozgrywał habsburskiego sąsiada niczym najlepszy szachista. Najpierw wciągnął Austriaków w konflikt z Danią, oferując sojusz. Dodatkowo wojska cesarskie były uwiązane we Włoszech. W tym czasie Prusacy koncentrowali się przy granicy austriackiej. Jej przekroczenie miało sprowokować sąsiada i dać casus beli. Tak też się stało.
Bitwa pod Sadową 3 lipca 1866 roku pozbawiła Austriaków jakichkolwiek złudzeń. Wskutek błędów w dowodzeniu siły austriackie nie weszły na czas do walki. Dały się też obejść i zdziesiątkować. Prusacy wzięli do niewoli aż 22 tysiące jeńców.

Bitwa pod Sadową 3 lipca 1866 roku pozbawiła Austriaków jakichkolwiek złudzeń.
Był to koniec austriackich marzeń o potędze. Cesarstwo, które rok później wskutek ugody z Węgrami przekształciło się w dualistyczną monarchię austro-węgierską, straciło decydujący głos w Związku Niemieckim. Ten został rozwiązany. W jego miejsce Bismarck powołał Związek Północnoniemiecki – z dominującą rolą Prus.
Żelazny Kanclerz atakuje
Przyszedł czas na rozgrywkę ze znacznie groźniejszym wrogiem. Wzrost potęgi Prus i niemieckie tendencje zjednoczeniowe uważnie obserwowała Francja rządzona przez Napoleona III, uważana za najsilniejsze państwo na kontynencie. Jej populacja była znacznie większa niż Prus (chociaż całkowita liczba osób mówiących po niemiecku w Europie była większa). Armia francuska zdobyła doświadczenie na Krymie, we Włoszech i za oceanem. Posiadała najlepszy karabin na świecie, Chassepot, który miał zdecydowanie dalszy zasięg od pruskich iglicówek. Miała też nową tajną broń, karabin maszynowy mitrailleuse, który mógł wystrzelić 150 pocisków na minutę – pisze Paul Kennedy.
Napoleon III nie docenił jednak przeciwnika. W 1870 roku wybuchła wojna Francji i Związku Północnoniemieckiego. Bismarck, nie bez powodu nazywany „Żelaznym Kanclerzem”, posunął się do iście współczesnego zagrania. Ponieważ tron hiszpański pozostawał nieobsadzony, zaczął czynić przymiarki, by umieścić na nim krewnego króla Wilhelma, Leopolda von Hohenzollerna. To zaniepokoiło Francję, która zwróciła się z pytaniem do króla pruskiego, czy są takie zamiary. Wilhelm I zaprzeczył. nie znał wówczas planów swego kanclerza, ale chcąc być lojalnym wobec niego, przekazał mu depeszę.

Otto von Bismarck nie bez powodu był nazywany „Żelaznym Kanclerzem”.
Bismarck postanowił sprowokować Francuzów. Przerobił treść depeszy na taką, z której wynikało, że to Francja prosi Wilhelma o obsadzenie tronu hiszpańskiego. Następnie puścił ją do prasy. Opublikowanie tej tzw. depeszy emskiej rozwścieczyło Francuzów. 19 lipca 1870 roku wypowiedzieli Prusom wojnę. Nie spodziewali się, jak szybko przyjdzie klęska.
Czytaj też: Auwi. Niedoszły król III Rzeszy
II Rzesza rządzi w Wersalu
Po przeprowadzeniu powszechnej mobilizacji Prusacy błyskawicznie wystawili wraz z rezerwami ok. 730 tysięcy ludzi. Do tego trzeba doliczyć ponad 200 tysięcy żołnierzy Landwery. Szybki atak niemiecki zupełnie zaskoczył Napoleona III. Przewagi w postaci nowoczesnej broni maszynowej nie udało się wykorzystać. Francja poniosła dwie spektakularne klęski – pod Metzem i Sedanem. Tysiące Francuzów wraz z samym cesarzem trafiło do niewoli, a Niemcy otoczyli Paryż. Po czterech miesiącach głodowej obrony miasto poddało się.
Skala i szybkość porażki Francji – 4 września jej pobita armia poddała się w Sedanie, Napoleon III trafił do niewoli, a w Paryżu obalono cesarstwo – była druzgocącym ciosem dla tak beztroskich optymistów. Jak się okazało, ani Austro-Węgry, ani Włochy nie przyszły Francji z pomocą, a francuska potęga morska okazała się całkowicie nieskuteczna. Wszystko znalazło się zatem w rękach rywalizujących wojsk lądowych, a tutaj Prusacy byli bezdyskusyjnie lepsi – podkreśla Paul Kennedy.

Proklamacja Rzeszy Niemieckiej w Sali Zwierciadlanej pałacu wersalskiego 18 stycznia 1871 roku.
18 stycznia 1871 roku w pałacu wersalskim Bismarck proklamował powstanie II Rzeszy Niemieckiej, a Wilhelm I został ogłoszony cesarzem niemieckim. W skład zjednoczonych Niemiec nie weszła Austria. Odrodzone cesarstwo o powierzchni ponad 500 tys. kilometrów kwadratowych obejmowało tereny Purs (w tym zabór pruski) oraz obszar odpowiadający dzisiejszym Niemcom (Bawaria utrzymała uprzywilejowany status).
Francja w wyniku klęski utraciła prowincje graniczne – Alzację i Lotaryngię – i znalazła się w poważnym kryzysie politycznym. Władzę cesarską obalono, a w stolicy wybuchła rewolucja: Komuna Paryska, proklamująca III francuską republikę. Napoleon III po uwolnieniu z pruskiej niewoli resztę życia spędził na emigracji w Anglii. Zmarł dwa lata po klęsce Francji.
Armia motorem postępu
Jak w tak krótkim czasie udało się z rozdrobnionych Niemiec uczynić potęgę? Badacze dziejów cywilizacji wskazują na wielki wpływ reformy armii – i nie chodzi tylko o siłę militarną. Nowoczesne podejście do wojska wymuszało zarówno rozwój infrastruktury – m.in. sieci kolejowej, jak i zwiększenie poziomu edukacji. Przy powszechnym poborze i krótkiej służbie wojskowej, prości chłopi musieli być wykształceni przynajmniej na podstawowym poziomie, by znać procedury, umieć pisać i czytać, a w razie konieczności stawić się w jednostce. Paul Kennedy w swojej książce „Narodziny i upadek mocarstw. 500 lat burzliwej historii największych potęg świata” podsumowuje:
Za szybkimi postępami niemieckich kolumn i precyzyjną kontrolą sztabu generalnego krył się naród znacznie lepiej wyposażony i przygotowany do warunków nowoczesnej wojny niż jakikolwiek inny kraj w Europie. W 1870 roku państwa niemieckie łącznie miały już większą populację niż Francja i tylko ich wewnętrzne podziały maskowały ten fakt. Niemcy posiadały więcej kilometrów linii kolejowych, lepiej przystosowanych do celów wojskowych.
(…) Rewolucja przemysłowa w Niemczech stworzyła o wiele więcej dużych firm, takich jak kombinat stalowy i zbrojeniowy Krupp, któremu Prusy zawdzięczały siłę zarówno militarną, jak i przemysłową. System krótkiej służby wojskowej był obelgą dla krajowych i zagranicznych liberałów, a krytyka „pruskiego militaryzmu” stała się w tych latach powszechna. Jednak system ten skuteczniej mobilizował obywateli do celów wojennych niż leseferystyczny Zachód czy zacofany, agrarny Wschód.
Źródło:
Tekst powstał w oparciu o książkę Paula Kennedy’ego „Narodziny i upadek mocarstw. 500 lat burzliwej historii największych potęg świata”, Wydawnictwo Prześwity 2025.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.