Myślistwo przez stulecia było jedną z ulubionych rozrywek polskiej szlachty. Bywało, że arystokratom nie wystarczała zwierzyna zamieszkująca polskie lasy…
Mury podkarpackiej rezydencji niejedno widziały – pierwsze ściany wznieśli prawdopodobnie Pileccy w XVI wieku. Największą rozbudowę zamku zainicjował Stanisław Lubomirski, a w 1816 roku majątek przeszedł w ręce wnuków – Alfreda i Artura Potockich. Pierwszy z nich został wówczas łańcuckim ordynatem. Stąd też pełna nazwa budowli: Zamek Lubomirskich i Potockich w Łańcucie.
Hrabiowska rodzina przez całe dekady rozbudowywała pałacowe wnętrza oraz ogrody, a także powiększała kolekcję pamiątek i dzieł sztuki. I choć niezliczone zgromadzone tu bogactwa być może bezpowrotnie opuściły Polskę, sam zamek wciąż oszałamia przepychem. Zachwycać mogą liczne sale i jadalnie, galeria rzeźb, teatr czy też imponująca wozownia.
Do pałacowych zbiorów należała jednak nie tylko sztuka. Honorowe miejsca po dziś dzień zajmują również myśliwskie trofea. A kto spodziewałby się jedynie „tradycyjnych” skór z dzika czy głów jeleni, tego pewnie zaskoczyłyby… zwierzęta afrykańskie. Ostatni okoliczny ordynat nie bawił się bowiem w półśrodki. Chęć polowania zagnała go do samego Sudanu.
Tradycja polowań konnych
Czy to oznacza, że w Łańcucie i jego okolicach nie było dogodnych warunków dla zapalonych myśliwych? Bynajmniej. Podkarpackie lasy należące w XIX i XX wieku do Potockich rozciągały się na prawie 13,5 tys. hektara. I stanowiły niemal raj dla dzikiej zwierzyny. Zarządcy poszczególnych nadleśnictw dbali o dostępność pokarmu i zróżnicowanie roślinności. Dlaczego więc „niemal”? Cóż, jedną z głównych przyczyn takiej dbałości o lasy było szlacheckie zamiłowanie do polowań.
Zwierzęta w sprzyjających warunkach rozmnażały się dosyć szybko. Im więcej pojawiało się ich w każdym nadleśnictwie, tym częściej organizowano wystawne łowy. Łańcut w XIX wieku zasłynął z tzw. polowań par force. Uczestnicy przemierzali podczas nich las konno. Towarzyszyły im sfory psów. Taka forma myślistwa wymagała naprawdę dobrej sprawności. Nietrudno też było o wypadki.
Choć dziś polowania mogą się nam kojarzyć głównie z męską rozrywką, w ubiegłych stuleciach chętnie oddawały im się również szlachcianki. Panie korzystały wówczas z damskich siodeł do jazdy konnej. W przeciwieństwie do siodeł klasycznych, obie nogi trzymało się w nich złączone, po lewej stronie.
Kolorowi goście
W łańcuckiej posiadłości Lubomirskich i Potockich chętnie pojawiała się arystokracja i książęta. Na polowania przyjeżdżała bliższa i dalsza rodzina: Braniccy, Zamoyscy, Tarnowscy czy Tyszkiewiczowie. A wśród zagranicznych gości – m.in. wysoko urodzeni z Wiednia i Liechtensteinu.
Obowiązujący strój myśliwski zależał w dużej mierze od rodzaju łowów. O ile podczas polowania ze strzelbą można było założyć ubrania w odcieniach brązu i zieleni, o tyle parforsy wymagały specjalnego, o wiele bardziej widocznego zestawu. Uczestnicy przywdziewali czerwone żakiety ze złotymi guzikami, białe kamizelki i bryczesy, a do tego czarne, wysokie buty. Jaskrawy, silnie kontrastujący strój wynikał nie tylko z obowiązującej mody – była to także kwestia bezpieczeństwa. Podczas konnych polowań o wiele częściej zdarzały się różne kontuzje i wypadki.
Czytaj też: Myśliwi szczuli zwierzynę psami i zabijali matki z młodymi. Jak wyglądały polowania w średniowieczu?
Polowanie nad Nilem
Choć trudno w rodzie Potockich wybrać największego miłośnika myślistwa, jeden z nich wyraźnie się wyróżniał. Alfred Antoni Potocki bez wątpienia był człowiekiem światowym, cechującym się zamiłowaniem do wystawnych rozrywek – nawet jak na arystokratę. Jego majątki ziemskie liczyły ponad 50 tysięcy hektarów. Dodatkowo po Mikołaju Potockim, wnuku Stanisława Szczęsnego, odziedziczył pokaźną fortunę. Francuskie gobeliny, cenne powozy, część zbiorów bibliotecznych… No i obrazy, które wyszły spod pędzli takich artystów jak Goya, Fragonard czy Boucher.
Alfred Potocki miał rozmach, jeśli chodzi o wystawne życie. Lubował się w rasowych koniach, hucznych balach, kolekcjonowaniu broni i oczywiście polowaniach. Bywało, że do jego posiadłości w Łańcucie przybywało w tym celu kilkaset osób. Aby to wszystko sfinansować, znaczną część majątku po prostu wyprzedał. A gdy w 1944 roku szykował się do opuszczenia Polski, wywoził z Łańcuta rodzinne skarby. Łącznie w ciągu kilku miesięcy przetransportował około 650 skrzyń kosztowności.
Jedną z ekstrawagancji, na jakie pozwolił sobie mężczyzna, było safari w Sudanie. Do Afryki wyruszył z bratem Jerzym, kuzynem Romanem, a także z Benedyktem Tyszkiewiczem, Zygmuntem i Adamem Zamoyskimi. Wyprawy były dwie: pierwsza, największa w 1924 roku, druga – 2 lata później. Pierwsze safari mężczyzn jest upamiętnione przez rzeźbę lwa stojącą w zamkowym ogrodzie.
Czytaj też: Darz bór! Jakie zwierzęta wybito w Polsce do nogi?
Pokot po safari
Nieodzownym elementem polowań był pokot. Stanowił on zwieńczenie całego wydarzenia. Na czym polegał? Zwierzęta należało rozłożyć od najmniejszego do największego – można było porównywać je na ziemi, często jednak stawiano w tym celu specjalne szubienice.
Jednak po afrykańskich łowach pokot był dosyć problematyczny. Wśród wielu egzotycznych zwierząt upolowanych wówczas przez mężczyzn znalazły się nie tylko gazele i antylopy, ale też żyrafy, hipopotamy, bawoły czy nosorożce. Przetransportowanie zdobyczy do Polski było więc nie lada wyzwaniem. Mężczyźni zestrzelili bowiem dziesiątki żyjących nad Nilem zwierząt. Co mieli z nimi wszystkimi zrobić? Głównie wystawne trofea. Na pamiątkę safari medaliony (czyli odpowiednio przygotowane głowy upolowanej zwierzyny) do dziś zdobią ściany łańcuckiej posiadłości. Można oglądać je w Hali Zaprzęgowej wozowni Potockich.
Źródła:
- Cholewianka-Kruszyńska A., Wielokulturowy obraz polowań par force w Łańcucie i Antoninach. Wpływ polowań par force na funkcjonowanie i obraz obu rezydencji, old.zamek-lancut.pl [dostęp: 11.06.2023].
- Cholewianka-Kruszyńska A., Architektura leśna i łowiecka w majątku ordynackim hrabiów Potockich z Łańcuta, [w:] „Biuletyn Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej” (3), 2015.
- Łojek J., Potomkowie Szczęsnego. Dzieje fortuny Potockich z Tulczyna 1799–1921, Lublin 1980.
KOMENTARZE (11)
Podkarpackie lasy należące w XIX i XX wieku do Potockich rozciągały się na prawie 13,5 hektara…
No to nawet nie jest las, tylko lasek. Gdyby w takiej puszczy miał przycupnąć zając, to pewnie wystawałyby mu uszy z jednej, a ogon z drugiej strony:)
Mogło tak być;) dlatego powinno być tysięcy :)
Coż, zabawa nierobów i wyzysk reszty narodu, dały nam niewolę i etykietę zdrajców ojczyzny
No cóż pozytywistyczne i komunistyczne dyrdymały niestety przeżyły tak II RP jak i PRL… I jak widać mają się i dzisiaj nie tyle dobrze, co wręcz znakomicie…
…a autorka artykułu „zapomniała” dodać, by „doczernić” obraz, że A. Potocki polował z Hermannem Göringiem…, ale i co „gorsze” – głównie dla fabuły jej opowieści, że Potocki wspierał, ponosząc przy tym ogromne koszty, młode państwo polskie jak tylko mógł, też i przyjmując rozliczne delegacje zagraniczne (organizując dla nich a i owszem, również i polowania). Za swoją propaństwową postawę otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i Złoty Krzyż Zasługi…
A ???
Do rozkwitu zaś ordynację doprowadzili jego przodkowie, a szczególnie wielki imiennik, Alfred Józef Potocki. Wiki: „Przejętą ordynację oraz innymi dobrami galicyjskimi ZARZĄDZAŁ WZOROWO, będąc zarazem jednym z prekursorów przemysłu rolniczego w Galicji.” Jak ogromna większość polskich ziemian, był nastawiony patriotycznie – pełniąc przy tym rolę takiej realnej „forpoczty” postępu…, bowiem np. „W dobrach łańcuckich złożył m.in. cukrownię, fabrykę rosolisów [trunków wysokogatunkowych, dodajmy najdroższych w Europie] i garbarnię oraz przeprowadził melioracje, stosował NOWE KULTURY ROLNE i dobrą gospodarkę leśną. Prowadził także w Kurowicach znaną hodowlę koni. […!] Brał stały udział w krajowych i wiedeńskich wystawach rolniczych. Poza przewodniczeniem galicyjskiemu Towarzystwu Chowu Koni, od 1852 był członkiem Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarskiego, a od 1858 członkiem, od 1869 członkiem honorowym Towarzystwa Gospodarczo-Rolniczego w Krakowie.” „W zaborze rosyjskim utrzymywał szkołę rolniczą w Czernichowie i ufundował dwa stypendia dla uczniów.” „Pełnił funkcję w rządzie austriackim, był ministrem rolnictwa (30 grudnia 1867 – 15 marca 1870) w gabinecie Karla Auersperga, a następnie PREMIEREM…”
…
Przepraszam za długie cytaty, ale jak czytam takie komentarze jak ten powyżej…, to mnie po prostu… trafia…
Normalnie ludzkie pany…
Poprawnie by było zacząć od, lub skończyć na: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne… Tyle że w tym przypadku pewno koledze szkoda było – jako poprawnemu enwiromentaliście – ekologiście, wielbłąda, który patrząc na mój komentarz, te ucho igielne tutaj musiałby chcąc, nie chcąc… ;)
Zabawa nierobów ??? Oj do książek i historii !!!!
Nie wiem jak wygladaly polowania z Potockimi ale wiem jak wyglądała zabawa.Nie ma sie na co rzucać.
Polowania wcale nie znikneły wraz ze szlachtą jako grupą społeczną ani jej kontynuacją nazywana ziemiaństwem w latach 1920-1939. Co ciekawe w wielkopańskich polowaniach zasmakowali już w latach 1926-1939 socjaliści Piłsudskiego z PPS nazywani sanacją, a od roku 1945 także komuniści którzy objeli władze w Polsce z nadania Moskwy. Podobnie nie znikneły wielkie majątki ziemskie które od roku 1944 odbierali komuniści ich dawnym właścicielom tworząc niewydolne gospodarstwa liczące 10-15 hektarów a nawet mniejsze co doprowadziło tylko do powstania tzw. chłopo-robotników. Komuniści odebrali ziemie ziemianom pozostawiając im marne do 50 hektarów ale sami dla siebie tworzyli Kołchozy nazywane PGR-ami liczące tak jak dawne, niektóre majątki ziemian po kilkaset hektarów i na których ci komuniści w latach 90-tych sie uwłaszczyli, wykupując za bezcen ziemie dawnych PGR-ów. Natomiast jeśli ktoś chce poznać jak wyglądało polowanie w latach 1920-1939 czyli w czasach 2 RP i u schyłku ziemiaństwa powinien przeczytać książke Mieczysława Jałowieckiego –
ziemianina i polskiego ministra i przedstawiciela władz 2 RP w Gdańsku w latach 1918-1920, który zakupił dla Polski półwysep Westerplatte, pod tytułem „Na skraju Imperium i inne wspomnienia” a konkretnie jej cześć pod tytułem „Requiem dla ziemiaństwa”.
I tak właśnie zabawiała się banda pasożytów i degeneratów ! A na ich perwersyjne fanaberie pracowały setki, czasem tysiące chłopów i miejskiego proletariatu !
I między innymi dlatego tak zostali znienawidzeni przez: rewolucję tow. Lenina/Marxa/Engelsa, Rosję radziecką, cały /każdy/ proletariat, lewicę, komunę, esbecję, socyalistów, demokratów, PKWN, ZSRR/NKWD/KGB tow. Stalina, UB, SB, PRL, Bierutów, Gomułków, Kiszczaków, Jaruzelskich, Gierków etc. po wojnie, zresztą do dzisiaj…
Real Life