Siali śmierć i zniszczenie. Przybyli z azjatyckich stepów. Zajęli Kotlinę Panońską, rozbijając Wielkie Morawy i odrzucając Franków za Alpy. Mowa o... Węgrach.
Wieść o ich najazdach wywoływała popłoch. Ci świetni łucznicy, przemieszczając się szybko na rączych koniach, przez pół wieku uprawiali regularną grabież całej Europy. Ich najazdy, sięgające nawet dalekiej Hiszpanii, odznaczały się niebywałym okrucieństwem. Zastopowała je dopiero klęska na Lechowym Polu zadana przez Cesarstwo Niemieckie.
Nomadzi zza Uralu
Kolebką dzisiejszych Węgrów jest Ural. Wywodzą się z tamtejszych ludów – z ich gałęzi ugrofińskiej, co tłumaczy odmienny w słowiańskim etnosie język. Pierwotnie przodkowie Węgrów zamieszkiwali na wschód od Uralu w dolinie rzek Irtysz i Ob. Kilka tysięcy lat p.n.e. porzucili krewniaków, z których wywodzą się m.in. Finowie, i przemieścili się na południe. Około V wieku Węgrzy rozpoczęli kolejną podróż. Ruszyli na zachód z krainy lokalizowanej na stepach Kubiania (na Kaukazie Północnym) lub między środkową Wołgą a Uralem, nazwanej później przez średniowiecznych kronikarzy Magna Hungaria, czyli Wielkie Węgry.
Od V wieku prawęgierskie plemiona zaczęły wędrować dalej – na południowy zachód. Najpierw nad Morze Czarne, potem – wskutek starć z Pieczyngami – osiedlili się w Panonii, doprowadzając do upadku słowiańskie państwo wielkomorawskie i wypierając państwo wschodniofrankijskie za Alpy. Już wtedy dali się poznać jako niebywale groźni najeźdźcy. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Czytaj też: Litewska pożoga – czyli o największym wrogu średniowiecznej Polski
Węgierska apokalipsa
Od 895 do 955 roku Węgrzy regularnie najeżdżali na zachodnią Europę i Bizancjum. Tak pisze Norman Davies:
(…) bandy Madziarów rok w rok przetaczały się jak burza przez obszary byłego imperium Karolingów. Nie byli ani trochę mniej krwiożerczy od wikingów, natomiast o wiele od nich szybsi. Byli mistrzami w sztuce szantażu i wymuszali na swoich ofiarach ogromne sumy albo jako daninę, albo jako okup.
W 899 roku nad rzeką Brentą rozbili w proch oddział wojsk Italii. W 904 r. zalali Morawy, w 907 – Bawarię, w 922 – Saksonię. (…) czuli się już zupełnie bezkarni w śmiałych wypadach na Apulię, Aragonię i Akwitanię. Trafili na równego sobie przeciwnika dopiero wtedy, gdy książęta i rycerstwo niemieckie postanowili się zjednoczyć, żeby wspólnie stawić czoło sprawcom kolejnego najazdu na Bawarię w roku 955.
Wojownicy i dyplomaci
Najeźdźcy odnosili spektakularne sukcesy dzięki niebywale dynamicznym oddziałom konnym. Szacuje się, że między wiekiem IX a X zorganizowali 50 potężnych wypraw zbrojnych w kierunku państw zachodniej Europy. Głównie żeby łupić, ale nie tylko. Byli też podstępni i znali sztukę dyplomacji. Tak właśnie zniszczyli Wielkie Morawy. Najpierw zaskarbili wdzięczność władcy, m.in. za sprawą bogatych darów (12 białych koni, 12 wielbłądów, 12 chłopców kumańskich i 12 ruskich dziewcząt), deklarując że mają pokojowe zamiary i prosząc o zgodę na osiedlenie się. Gdy ją dostali, znienacka napadli na gospodarza rozbijając go w pył.
Poruszali się niebywale szybko na koniach i biegle władali łukiem. W trakcie najazdu rozpraszali się na mniejsze oddziały, łupiąc, paląc i wymuszając okupy. Rozdrobnienie sprawiało wrażenie, że są wszędzie. Na dodatek w świat szła legenda o ich niebywałym okrucieństwie.
Czytaj też: Śmierć, gwałt i grabież. Co czekało ofiary najazdu wikingów?
Hunowie 2.0
To jest drugie źródło sukcesu madziarskich wojowników – ich „czarny” image. Dziś nie wiadomo, czy nie przesadzony. Ale to on budował ich legendę, która obezwładniała wrogów. Ponoć Madziarzy byli wyjątkowo bezwzględni. A że przybyli z Azji i osiedlili się w tym samym miejscu co swego czasu barbarzyńcy Attyli, wiązano ich z Hunami. Ba, nawet traktowano jako ich potomków. W zapisach średniowiecznych wspomina się o takich okropnościach Węgrów jak rzekome jedzenie dzieci, picie ludzkiej krwi. Dziś sporo tych opisów uważa się za wyolbrzymione. Jednak nie podlega wątpliwości, że madziarskie oddziały siały terror, niczym nie ustępując w tym takim popularnym w popkulturze wojownikom, jak choćby Wikingowie.
Znowu do Saksonii wkroczyli Węgrzy, palili miasta i osady krew rozlewając i siejąc wielkie wyludniające spustoszenie. (…) Taka była to (sromota) szkodliwa w owe dni, że i klasztory ucierpiały, lecz o tym zmilczmy, żeby nie rozgłaszać (powtarzać) o tych nieszczęściach – wspominał mnich i kronikarz Widukin, opisując jeden z wielu najazdów węgierskich na Saksonię.
Gwałt i terror
Ponoć standardem były gwałty na kobietach i zabijanie wszystkich mężczyzn z najeżdżanych osad. O ile dobrze ufortyfikowane miasta w Niemczech, takie jak Salzburg czy Ratyzbona, były dla napastników nie do zdobycia, o tyle niechronione klasztory stanowiły bardzo łatwy cel. Jak pisze Robert F. Barkowski w książce Lechowe Pole 955:
Tam jednak, gdzie na to pozwalały warunki lub brakowało odpowiedniej fortyfikacji i obrońców, dochodziło do dantejskich scen: mordy i pożary znaczyły szlak, którym przegalopowały oddziały napastników. Oto kilka przykładów.
Po udanym wtargnięciu do osady Rott am Inn Węgrzy spalili doszczętnie kościół świętych Anianusa i Marinusa. Parokrotnie okrążyli na swych szybkich koniach siedzibę diecezji biskupiej w Freising, próbując ją podpalić pomocą płonących strzał, co się udało w najbliższym otoczeniu wewnętrznego pierścienia murów. Wiele budynków spłonęło.
Następnie wtargnęli do Benediktbeuern i zniszczyli tamtejszy klasztor Benedyktynów. Ludność cywilna i mnisi zdążyli na czas umknąć. Gorszy był los braci zakonnych w Wessobrunn. Węgrzy spalili tamtejszy klasztor, a w ich ręce wpadła spora grupa mnichów, którym nie udało się uciec. W rezultacie śmiercią męczeńską zginął opat Thiento von Wessobrunn, a wraz z nim sześciu pozostałych braci zakonnych. Równie tragiczny los stał się udziałem mieszkańców klasztoru Diessen am Ammersee. Klasztor został ograbiony i spalony, wszystkie zakonnice zgwałcone, a potem zamordowane.
Czytaj też: Jak Karol Wielki z Lechitami wojował
Lechowe Pole
Kres bezkarnego łupienia i mordowania przyniosła klęska Węgrów w wielkiej bitwie na Lechowym Polu. Do starcia zmobilizowali swoje siły wszyscy książęta niemieccy. Skończyli waśnie i stanęli ramię w ramię pod wodzą Ottona I przeciw wspólnemu wrogowi. Po stronie cesarstwa były też m.in. posiłki czeskie i oddziały Franków. Całość sił cesarza szacuje się na około 10 tys. wojska. Lekkozbrojne siły węgierskie miały być nawet pięć razy liczniejsze.
Do spotkania madziarskiej nawały z wojskiem cesarskim doszło 10 sierpnia 955 roku, na zachód od Augsburga nad rzeką Lech. Mimo początkowych sukcesów, zmasowany atak ciężkozbrojnej konnicy rozbił Węgrów doszczętnie. Bitwa trwała aż dwa dni, dlatego że po głównym starciu rycerze cesarza wyłapywali pomniejsze oddziały wroga i rozbijały je. Tysiące Węgrów potopiło się w rzece Lech. Klęska madziarska była totalna. Straty najeźdźców szacuje się nawet na 40 tys. wojowników. Po stronie cesarskiej zginęło kilka tysięcy wojowników.
Bitwa na Lechowym Polu zakończyła ostatecznie półwiecze krwawych najazdów Węgrów na Europę. Jednocześnie przybysze z Azji ostatecznie wkroczyli w krąg kultury europejskiej. W 1001 roku pierwszy król Węgier, Stefan I Święty, odrzucił plemienne wierzenia i przyjął chrzest. Tym samym dał początek średniowiecznemu państwu węgierskiemu.
Bibliografia:
- Robert F. Barkowski Lechowe Pole 955, Bellona 2016.
- Norman Davies, Europa. Rozprawa historyka z historią, Znak 2010.
- Wacław Felczak, Historia Węgier, Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1983.
- Jerzy Snopek, Węgry. Zarys dziejów i kultury, Rytm 2002.
- Widukind, Dzieje Sasów oraz Roczniki korbejskie i Roczniki hildesheimskie, Walkowski 2018.
KOMENTARZE (3)
Co jakiś czas kraje europejskie były terroryzowane przez koczowników z Azji. Byli między innymi Scytowie, Hunowie, Bułgarzy, Madziarzy i Mongołowie. Niektórzy z nich zniknęli z kart historii.
Koczownicy odnosili spektakularne zwycięstwa bo byli mobilni i atakowali z odległości przy pomocy kompozytowych łuków. Strzała wypuszczona z takiego łuku leciała daleko i miała moc przebijania kolczugi.
Nie ulega wątpliwości, że Madziarzy do Panonii przybyli z Arpadem ale słyszałem od wielu poznanych Węgrów, że ich historia jest starsza bo są potomkami dawnych Hunów. Imię Attyla jest tam do tej pory popularnym imieniem męskim.
Główną przyczyną klęski Węgrów wydaje się że były… właśnie łuki kompozytowe, bo były one wykonane ze ścięgien, drewna i rogu, i gdy zaczęło silnie, nawalnie padać w czasie bitwy 12. sierpnia, to się one najzwyczajniej rozkleiły, nasiąkły bowiem wodą – stały się całkowicie bezużyteczne. Opady spowodowały też, że silnie wezbrały rzeki. Teren odwrotu stał się zatem bardzo grząski. Czesi i Słowinie z Karyntii znający teren naddunajski, z rozkazu Ottona zablokowali zaś szybko wszelkie brody i inne przeprawy, co uniemożliwiło odwrót, zwłaszcza piechocie węgierskiej do tej pory praktycznie nieobecnej w ich wyprawach.
Jako lekka jazda, pozbawieni łuków Węgrzy nie chcieli walczyć w szyku czołowym z ciężką niemiecką jazdą, tym bardziej, że wbrew temu co powyżej napisano, tutaj – konnica – stanowiąca główne siły obu armii biorące udział w bitwie, jej oddziały były mniej więcej równe liczebnie po obu stronach, być może nawet z niewielką przewagą niemiecką: 8-10tys. lekkozbrojnych Węgrów stanęło wobec 10-11tys. ciężkozbrojnych Niemców.
Ponadto tereny silnie zalesione, podgórskie Bawarii na które zepchnięto Węgrów po bitwie, znacznie spowalniały ruchy jazdy madziarskiej, tak jak i po raz PIERWSZY użyta piechota składająca się z „niewolników słowiańskich” (raczej poddanych chłopskich słowiańskich) z Panonii. Ciągnęli oni wielkie machiny oblężnicze przez równiny Bawarii, zdradzając też w ten sposób ruch wojsk węgierskich, których atutem zawsze było zaskoczenie. Znaleźli się w składzie sił inwazyjnych węgierskich, ponieważ ta wyprawa miała za cel nie tylko złupienie ale i zdobycie Bawarii – zajęcie jej na trwałe.
Piechota węgierska głównie złożona z nieprzygotowanych do walki rolników słowiańskich, ginęła masowo tysiącami w starciu nie tyle z piechotą niemiecką, co karyncką i czeską, ponieważ to właśnie Czesi i piechota karyncka otaczała większość węgierskiej piechoty w zasadzkach organizowanych w okolicach brodów i przepraw, praktycznie wybijając ją do nogi.
Walczyli zatem Niemcy z Węgrami ale… ginęli głównie Słowianie.
A Węgrzy pierwotnie – czemu dawniej zaprzeczano; obecnie uważa się, że rzeczywiście wchodzili w skład związku plemion huńskich.
Chyba przyszedł czas, zeby wrócili do domu. Putin przyjmie ich z otwartymi rękami, a ziemie wrócą do Słowian.