W Moskwie, w 1980 roku, i w Los Angeles – cztery lata później – zimna wojna zagościła na olimpijskich arenach. Nigdy w dziejach igrzysk polityka tak mocno nie odcisnęła piętna na rywalizacji sportowej. Nigdy też decyzje polityków nie pozbawiły tak wielu zawodników szansy na przejście do historii.
23 października 1973 roku uczestnicy 75 sesji MKOl w Wiedniu zdecydowali, że igrzyska olimpijskie w 1980 roku zorganizuje Moskwa. Już sama decyzja przyznania najważniejszej sportowej imprezy stolicy ZSRR miała wymiar symboliczny, ponieważ jednym z jej konkurentów było amerykańskie Los Angeles.
Chociaż zdawano sobie sprawę, że dla radzieckich polityków igrzyska staną się narzędziem propagandowym, to w obawie przed oskarżeniami o stronniczość i zbytnią „prozachodniość” MKOl utrzymał tę decyzję. W ZSRR i krajach socjalistycznych obwieszczono sukces. Pierwszy raz w historii igrzyska miały zagościć po drugiej stronie „Żelaznej Kurtyny”.
Rosjanie starali się na bieżąco informować świat o postępach prac. Do Moskwy zapraszano zagranicznych dziennikarzy, którzy zdawali pełne optymizmu relacje: remontowany stadion im. Lenina miał pomieścić rekordową liczbę kibiców, wioska olimpijska wyglądała na najnowocześniejszą z dotychczasowych, a i sami moskwianie wydawali się być ludźmi otwartymi i cywilizowanymi.
Nawet agenci CIA raportowali, że prace w ZSRR przebiegają zgodnie z planem. Wszystko wskazywało na to, że igrzyska olimpijskie przyniosą odprężenie na linii Wschód–Zachód. Być może będą polem ostatecznego pojednania. Pół roku przed planowanym rozpoczęciem wszystko prysło niczym mydlana bańka.
Solidarność z Afganistanem
Boże Narodzenie roku 1979 nie należało do spokojnych. Kiedy w polskich domach rodziny gromadziły się przy świątecznym stole, w Afganistanie rozpoczynała się wojna. Wojska radzieckie przekroczyły granicę, rozpoczynając blisko dziesięcioletni konflikt. Mało kto mógł wówczas przypuszczać, że tamta wojna rykoszetem będzie uderzała w sport. I to przez kilka lat.
4 stycznia 1980 roku w noworocznym przemówieniu do narodu, nawiązując do radzieckiej inwazji, Prezydent USA Jimmy Carter mówił:
Mimo że Stany Zjednoczone wolałyby się nie wycofywać z igrzysk olimpijskich, Związek Radziecki musi zdać sobie sprawę, że jego kontynuowane agresywne akcje zagrożą zarówno udziałowi sportowców, jak i podróży do Moskwy kibiców.
Słowa Cartera były ostrzeżeniem dla Breżniewa i jego świty. Polityk krytykował w ten sposób działania radzieckie w Afganistanie oraz zapowiadał dalsze kroki. Otocznie prezydenta planowało również wprowadzenie sankcji gospodarczych, wśród których wymieniano m.in. wstrzymanie dostaw amerykańskiej pszenicy do ZSRR. Tyle że z wizerunkowego punktu widzenia takie rozwiązanie mogło okazać się zgubne: dla farmerów mogło wiązać się z ogromnymi stratami finansowymi, a dla urzędującego prezydenta – ze stratą ich głosów w wyborach. A Carter musiał dbać o poparcie, gdyż ówczesne sondaże nie były dla niego korzystne.
Czytaj też: Po zwycięstwo! Do czego zdolni byli sportowcy, by pokonać przeciwników?
Polityczny bojkot
Pod koniec stycznia 1980 roku z Białego Domu wysłano na Kreml ultimatum: albo ZSRR wycofa swoje wojska z Afganistanu, albo Amerykanie nie pojawią się na moskiewskich igrzyskach. Groźba bojkotu nabrała realnych kształtów. Ale czy była skutecznym narzędziem politycznym?
Cztery lata wcześniej, w Montrealu nie wystartowali reprezentanci państw afrykańskich. Protestowali w ten sposób przeciwko dopuszczeniu do udziału w zmaganiach Nowej Zelandii, której rugbiści złamali międzynarodową izolację rasistowskiej Republiki Południowej Afryki, organizując tournée po tym kraju. Na tym bojkocie stracił tylko sport. Protestujący, oprócz rozgłosu, nie zyskali nic konkretnego.
Czy Jimmy Carter faktycznie myślał, że bojkot imprezy sportowej sprawi, że armia radziecka opuści Afganistan? Czy bardziej chodziło o kwestie wizerunkowe? O sondaże? Skoro jednak powiedziało się „A”, to trzeba powiedzieć i „B”. Prezydent rozpoczął ofensywę.
W roku 1980 Robert Kane był przewodniczącym Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego i to on, jako jeden z pierwszych, poczuł siłę nacisków prezydenta i stojącego za nim Kongresu. Politycy grozili, że wstrzymają finansowy potok, który płynął do organizacji. Straszyli, że amerykańska obecność w Moskwie może odbić się na bezpieczeństwie kraju. Co więcej, skuteczna kampania medialna sprawiła, że z tygodnia na tydzień poparcie społeczne dla bojkotu rosło – w szczytowym momencie ¾ Amerykanów popierało działania prezydenta. Z założenia niezależny komitet olimpijski w końcu uległ naciskom i 12 kwietnia 1980 roku poprzez głosowanie podjął decyzję, że sportowcy z USA nie pojadą do Moskwy.
Równocześnie Stany Zjednoczone prowadziły rozmowy z rządami innych państw, by te także zmusiły swoje narodowe komitety olimpijskie do bojkotu. Udało się to m.in. w Republice Federalnej Niemiec, Kanadzie, Japonii czy w krajach muzułmańskich. Największą porażką obozu Cartera była sytuacja w Wielkiej Brytanii, gdzie premier Margaret Thatcher poparła ideę bojkotu, ale nie zdołała wpłynąć na Brytyjski Komitet Olimpijski. Tym samym atleci z Wysp pojawili się w stolicy ZSRR, przy okazji zdobywając dwadzieścia jeden medali.
Po drugiej stronie kurtyny
W Moskwie nie wystartowali sportowcy z 63 państw. Nieobecność części z nich nie była spowodowana bojkotem; zwyczajnie brakowało im pieniędzy. W imprezie wzięło udział 81 reprezentacji, w tym zawodnicy z Polski. Liczba ta mogła być mniejsza, ale ZSRR przekonywało niezdecydowanych m.in. gwarancjami darmowego transportu lub zakwaterowania dla uczestników.
Państwa socjalistyczne przygotowania do igrzysk rozpoczęły już w połowie lat 70. Zarówno dla ZSRR jak i demoludów wydarzenie to miało znaczenie szczególne, miało unaocznić całemu światu wyższość socjalizmu nad kapitalizmem. Mobilizowano nie tylko sportowców, trenerów, media, ale przede wszystkim służby. W ich rękach sport również stał się politycznym narzędziem. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz.
Trwające od 19 lipca do 3 sierpnia 1980 roku igrzyska olimpijskie w Moskwie miały wielu, sportowych bohaterów. Jednym z nich był tyczkarz Władysław Kozakiewicz, który kibicom na stadionie Łużniki pokazał „wała” i za ten gest część obserwatorów chciała odebrać Polakowi mistrzostwo olimpijskie. Innym był Bronisław Malinowski, który odrobił kilkudziesięciometrową stratę do Tanzańczyka Filiberta Bayi i zwyciężył w biegu na 3000 metrów z przeszkodami. Brytyjczycy, którzy sprzeciwili się bojkotowi, cieszyli się ze startów swoich wybitnych średniodystansowców: Sebastiana Coe i Steve’a Ovetta. Kubańczyk Teófilo Stevenson, ku uciesze radzieckich sprzymierzeńców, trzeci raz z rzędu wygrał zmagania w boksie w kategorii ciężkiej.
Poziom sportowy imprezy był wysoki. W sumie w trakcie igrzysk pobito 36 rekordów świata. Bojkot nie przyniósł też oczekiwanych – przynajmniej oficjalnie – politycznych rezultatów: ZSRR nadal wojowało w Afganistanie, a część amerykańskich sportowców głośno mówiła o straconej szansie. Choćby płotkarz Edwin Moses, który spokojnie mógł obronić tytuł mistrzowski z Montrealu, a zamiast tego został w domu. Twierdził później, że gdyby miał tę sytuację do czegokolwiek porównać, to jego absencja w Moskwie była jak odebranie kotu jednego z dziewięciu żyć. Inicjator bojkotu, Jimmy Carter, również stracił. Fotel prezydencki. W 1981 roku przegrał w wyborach z Ronaldem Reganem.
Ale najbardziej ucierpiała rywalizacja sportowa. Bo ZSRR z sojusznikami nie zamierzali, ot tak, zostawić amerykańskiej zniewagi. Zimna wojna rozgościła się na igrzyskach na dobre.
Czytaj też: Ateny 1896. Pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie
Show po amerykańsku i komercja
Minęły cztery lata. Na stadionie Los Angeles Memorial Coliseum próżno było szukać pustych krzesełek. 28 lipca 1984 roku rozpoczęły się Igrzyska XXIII Olimpiady, w których wzięła udział rekordowa liczba 140 reprezentacji. Zadbano o każdy detal: reżyserowana ceremonia otwarcia, gorące powitanie uczestników, koncert na 84 fortepianach, przemówienie Rolanda Regana.
Międzynarodowa społeczność narzekała tylko na pracę stacji telewizyjnej ABC, która aż pięćdziesiąt osiem razy przerywała transmisję, serwując widzom reklamy różnej maści produktów. Zresztą działanie to było zaplanowane i celowe, gdyż igrzyska miały przynieść zysk. Miały udowodnić, że kapitalizm daje radość i sukces. Sport się komercjalizował. Przykładów jest więcej.
Przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich w 1984 roku osoby związane z marketingiem sieci McDonald’s – jednego ze sponsorów zmagań – wpadły na pomysł rozdawania darmowych przedmiotów za każdy medal zdobyty przez Stany Zjednoczone. Jak to działało? Klient, kupując produkty oferowane przez sieć, dostawał zdrapkę, na której widniało wydarzenie olimpijskie. Gdy reprezentacja USA zdobyła złoto w tym wydarzeniu, kupujący otrzymywał Big Maca. Jeśli zdobyła srebro – frytki. Brąz oznaczał darmowy napój bezalkoholowy.
Ludzie związani z McDonald’s nie przewidzieli, że gospodarze zdobędą aż 174 krążki, a w związku z tym klienci ruszą po odbiór prezentów. Z pewnością rozdaliby ich mniej, gdyby w „Mieście Aniołów” zjawili się sportowcy z ZSRR i pozostałych krajów bloku socjalistycznego – sportowo przecież niezwykle mocni. Tak się nie stało, a wszystkiemu znów winna była polityka.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie
Kilka miesięcy przed rozpoczęciem igrzysk radzieckie myśliwce zestrzeliły południowokoreański samolot, na pokładzie którego znajdowało się 269 osób. Na całym świecie wybuchły protesty, domagano się wręcz wyrzucenia Sowietów z olimpijskiej rywalizacji. Następnie amerykanie nie wydali wizy rosyjskiemu attaché sportowemu.
Tyle wystarczyło, by 8 maja 1984 roku Komitet Olimpijski ZSRR wydał oświadczenie, że radzieccy sportowcy nie pojadą do Stanów Zjednoczonych. Głównym powodem ich nieobecności miało być przekonanie, że w Los Angeles jest niebezpiecznie, że to miasto przestępców, nastawione antysowiecko, a gospodarze nie są w stanie zagwarantować gościom bezpieczeństwa. Poza tym w Moskwie narzekano na panujący w Mieście Aniołów smog. A przecież zdrowie zawodników, trenerów i działaczy było najważniejsze. Pozornie.
Nie ulega wątpliwości, że decyzja miała podłoże polityczne. Była formą zemsty na Amerykanach, którzy nie pojawili się w 1980 roku w Moskwie. Więcej, radzieccy politycy również przeprowadzili akcję, która miała na celu umiędzynarodowienie bojkotu. Solidarność ZSRR okazała większość państw bloku komunistycznego. Wyłamali się Rumuni, którzy swoją drogą zostali rewelacją igrzysk w 1984 roku – zajęli drugie miejsce w klasyfikacji medalowej. Do USA pojechali też sportowcy z Jugosławii i Chin.
Polacy nie sprzeciwili się woli Moskwy. 17 maja 1984 roku Polski Komitet Olimpijski wydał oświadczenie, w którym informował:
Po wszechstronnej dyskusji i uwzględnieniu wszystkich elementów sytuacji zaistniałej wokół Igrzysk w Los Angeles Polski Komitet Olimpijski postanowił nie zgłaszać reprezentacji do udziału w tych Igrzyskach. Mamy pełną świadomość, że jest to decyzja przykra dla zawodników, ale i milionów sympatyków sportu w naszym kraju.
Orzeczeniu PKOl sprzeciwiali się niektórzy sportowcy. Janusz Pyciak-Peciak, Irena Szewińska czy Maria Kwaśniewska wyrażali żal, że biało-czerwoni nie wyjadą do Kalifornii. Gdy emocje opadły, część zawodników zastanawiała się, czy nie wyjechać do USA na własną rękę. Szybko sprowadzono ich na ziemię: taka podróż mogła być dla nich ostatnią w karierze, a po ewentualnym starcie w olimpijskiej rywalizacji, trudno byłoby im kontynuować kariery w Polsce. Moskwa zdecydowała. Zamiast do Los Angeles udali się do kilku miast w Europie Wschodniej, gdzie rozegrano alternatywne zawody, nazywane dumnie – „Przyjaźń-84”.
I w 1980, i w 1984 roku głównymi ofiarami bojkotów padli sportowcy i kibice. Przed obiema imprezami ci pierwsi przygotowywali najwyższą formę, by na kilka tygodni przed startem dowiedzieć się, że nie było to potrzebne. Ci drudzy ostrzyli sobie zęby na starcie gigantów, a otrzymywali często jednostronne widowiska. Polityka wygrała wówczas ze sportem. Dopiero w 1988 roku, w Seulu, po dwunastu latach przerwy „dwa światy” ponownie rywalizowały ze sobą na letnich igrzyskach olimpijskich. Jak się później okazało, było to ich ostatnie starcie.
Bibliografia
- Górski, K. Bazylow, M. Petruczenko, Kulisy olimpiad: od Aten do Barcelony, Warszawa 1992.
- M. Kobierecki, Bojkot igrzysk olimpijskich w Moskwie jako przykład politycznego wykorzystania wydarzeń sportowych, Lublin 2016.
- Pasko, Sport wypoczynkowy w polityce państwa 1944-1989, Kraków 2012.
- Lipoński, Olimpizm dla każdego, Poznań 2000.
- Ufel, Zemsta za Moskwę, Przegląd Sportowy Historia, nr 73, s.7.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.