Zakopane to miasto miłosnych figli i cudów! Już w XIX wieku do stolicy Tatr tłumnie zjeżdżali turyści w poszukiwaniu gorących amorów. Śmietanka towarzyska pragnęła zabawić się na całego, góralki przy pomocy czarów rozkochiwały w sobie przyjezdnych, a rodzice usiłowali wydać za mąż „stare panny”, czyli... swoje dwudziestokilkuletnie córki.
Jak mądrze wydać córkę za mąż? To pytanie spędzało sen z powiek rodzicom dziewcząt z dobrych domów. W XIX wieku młode panny nie mogły same decydować o tym, z kim będą się spotykać, gdyż istniało realne niebezpieczeństwo uwiedzenia ich przez miejscowych donżuanów, a co za tym idzie – utraty niewinności i pojawienia się ogromnej plamy na honorze rodziny.
Ojcowie i matki starali się chronić swoje młode pociechy przed amorami nie tylko jednonocnych amantów, ale i lekkoduchów, kandydatów o zbyt niskim statusie społecznym lub tych, posiadających nie dość okazały majątek. W efekcie młodziutkie dziewczyny przeobrażały się w rozhisteryzowane dwudziestokilkuletnie stare panny, a rodzicom nie pozostawało nic innego, jak… wybrać się do Zakopanego w poszukiwaniu idealnego kandydata do żeniaczki.
Górska ekspedycja… po męża
Popularną formą spędzania wolnego czasu i nawiązywania nowych znajomości były wycieczki górskie. Jedna taka towarzyska ekspedycja mogła liczyć nawet 300 osób, więc szanse na „złowienie” dla córki właściwego mężczyzny były spore. Ferdynand Hoesick tak oto wspominał te rozrywkowe wyprawy:
Góry, jak w ogóle piękna natura, mają tę właściwość, iż ogromnie ludzi zbliżają do siebie, wytwarzają pomiędzy nimi stosunek naturalny, bezceremonialny, słowem spoufalają. Jedna wspólnie odbyta wycieczka wywiera taki psychologiczny wpływ na dwoje nieznających się przedtem ludzi, iż po powrocie z niej są z sobą na takiej stopie, jakby się znali od dziecka […].
Z poufałości rodzi się sympatia, a niekiedy i […] „rzeczy złe i zdrożne, o których książki mówią już nabożne”. Właściwość ta jednak jest równocześnie i dobrą stroną Zakopanego, nie przypuszczam bowiem, ażeby istniała druga miejscowość na świecie, gdzie by co lata kojarzyło się tyle małżeństw, co tutaj.
Targi matrymonialne pod Giewontem
W Galicji poza okresem karnawału publiczne zabawy mogły odbywać się tylko za przyzwoleniem cesarskiej władzy. Wyjątkiem były miejscowości uzdrowiskowe, w których można było tańczyć i bawić się na okrągło. Dlatego liczne rodziny wraz z młodymi pannami zjawiały się u podnóża Tatr pod pretekstem leczenia chorób czy podziwiania wspaniałych widoków. W rzeczywistości wyjazd do Zakopanego gwarantował rodzicom szansę na zdobycie wymarzonego zięcia podczas balów, czyli tzw. targów matrymonialnych.
Zakopiańskie bale były uznawane za równie wykwintne i okazałe, jak te warszawskie. Eleganckie młode damy w towarzystwie przyzwoitek (własnych matek) zajmowały miejsca siedzące przy ścianach w oczekiwaniu na zaproszenie do tańca przez odpowiedniego młodzieńca. Takie spędy przyczyniły się do wielu oświadczyn, a w dalszej kolejności do ślubów.
W celu przyciągnięcia jak największej rzeszy ówczesnych singli w lokalnej prasie ukazywały się zapowiedzi z adnotacją, iż jest to „wieczór panieński”.
Miasto figli i rozpusty
Do Zakopanego zmierzały nie tylko młode dziewczęta marzące o stanięciu na ślubnym kobiercu, lecz także mężatki żądne pozamałżeńskich, zakazanych rozkoszy:
Bo w powietrzu zakopiańskim prócz tlenu, ozonu i innych drugorzędnych chemikaliów jest jeszcze pewien gaz przyjemnie trujący, na który nie masz maski ochronnej. […] Tym właśnie powietrzem miłości, pożądania, figlów i awantury oddycha się w Zakopanem.
Gorąca atmosfera stolicy Tatr udzielała się wszystkim. Kobiety w parkach publicznie wpadały w objęcia nowo poznanych mężczyzn, posłanki zawierały „nocne koalicje” z posłami innych opcji politycznych, pewna mężatka z Katowic ulegała amorom urzędnika z Grodna, a student ze Lwowa stał się ofiarą „szanowanej obywatelki znad morza”. Doskonale całą sytuację obrazuje dowcip z satyrycznego pisma „Bocian”:
Kobieca logika
– Czy kochana pani wyjeżdża tego roku do Zakopanego?
– Niestety. Nie mogę mego męża samego zostawić w domu.
– Więc niech go pani zabierze ze sobą.
– Taaak? A po cóż ja miałabym wtedy jechać do Zakopanego?
Dziennikarze chętnie publikowali informacje o imprezach odbywających się w Zakopanem. Pierwszym miejscem zabaw przyjezdnych było kasyno powstałe w 1874 roku w domu Józefa Krzeptowskiego, które 8 lat później przeniesiono do Dworu Tatrzańskiego; mogło się wówczas poszczycić indywidualną, obszerną salą balową.
Kolejne miejsca dla spragnionych hucznych zabaw gości powstawały w hotelach i zakładach uzdrowiskowych. Wśród tych drugich lokalizacji szczególnie popularny był zakład doktora Chramca. Ferdynand Hoesick tak wspominał tamtejsze bale w liście do „Kuriera Warszawskiego”:
Skończyły się już czasy, gdy danserki występowały w strojach spacerowych, a panowie byli na szaro w marynarkach: dziś już panie występują w strojach balowych, a tańcząca młodzież przynajmniej w smokingach, choć przeważają fraki i białe krawaty. Słowem, szyk i elegancja, niczym nieustępująca zachodnioeuropejskim. Europa całą gębą.
Czytaj też: Barbarzyńcy z Zakopanego. Jak wyglądało życie w sercu Tatr, zanim przybyła cywilizacja?
Miłosne igraszki górali
Do flirtów i miłosnych figli dochodziło nie tylko pomiędzy turystami, którzy przyjeżdżali do Zakopanego, lecz również między miejscowymi i przyjezdnymi.
Góralki, aby zdobyć serce wybranka, sięgały do niekonwencjonalnych metod. Jednym ze sposobów było przygotowanie specjalnej wersji góralskiego placka. W czasie nowiu dziewczyna musiała złapać żabę, pocałować ją we wszystkie odnóża, następnie napluć i pokroić tego płaza na cztery części, a na końcu umieścić w moskolu. Tak przyszykowane danie dla ukochanego miało gwarantować miłosny sukces.
Innym kulinarnym sposobem była staropolska metoda polegająca na dodawaniu do potraw – utożsamianej z seksualnością – krwi menstruacyjnej.
W Zakopanem i okolicach śluby były często zawierane z rozsądku, a decyzje o tym podejmowali głównie rodzice. Stąd różnica w wieku pomiędzy małżonkami wynosiła niejednokrotnie ponad 20 lat. Czasami rodzina pozwalała dziecku na wybór kandydatki czy kandydata, jednakże i tak związek rozwijał się pod nadzorem.
Łatwiej mieli owdowiali, którzy po śmierci męża czy żony posiadali własny majątek i odpowiedni status, i sami mogli wybierać, z kim spędzą resztę życia. Mimo tego i tak często decydowali na podstawie chłodnej kalkulacji, nie dając się porwać miłosnemu szaleństwu.
Wśród górali popularną metodą na zdobycie drugiej połówki była usługa świadczona przez swatów. Taki sposób gwarantował, że ewentualnym niepowodzeniem zostanie obarczony swat, dzięki czemu unikano niezręcznych sytuacji. O bieżących działaniach pośredników wiedziały nie tylko rodziny, lecz także najbliższe otoczenie osób, które miały zostać parą, dlatego przybycie swata do domu kandydatki, cieszyło się ogromnym zainteresowaniem ze strony sąsiadów.
Praca swata przypominała pewnego rodzaju spektakl teatralny, podczas którego główny aktor uwypuklał zalety, a jednocześnie zacierał wady swojego klienta. Występy te były bogate w symboliczne gesty i niedopowiedzenia. Czysty artyzm po góralsku. Po części „artystycznej” następowały twarde negocjacje. W przypadku dojścia do konsensusu spisywano warunki rozmowy i przypieczętowywano je gorzałką.
Sytuację społeczną oraz relację miejscowych i turystów w Zakopanem doskonale podsumowuje fragment tekstu pochodzącego z XIX-wiecznego wydania „Tygodnika Ilustrowanego”, w którym podkreślono, że nieobyczajne zachowanie u podnóży Tatr w duże mierze spowodowały:
odwiedziny miastowych paniczów, którzy jak z jednej strony płacąc góralom za najprostszą usługę, wyuczyli ich chciwości na grosz niezarobiony, tak z drugiej przez podarki i zalecanki niemało przyłożyli się do szerzenia niemoralności pomiędzy żeńską ludnością góralską.
Jednakże, jak zauważyli i zapisali w swoich relacjach Ludwik Zejszner i Wiktor Tissot – górale nie są święci i mają ognisty temperament, a stosunki przed ślubem pomiędzy przyszłymi małżonkami (i nie tylko) były na porządku dziennym. Często takie schadzki były organizowane z błogosławieństwem rodziców, którzy użyczali mającym się ku sobie młodym najlepszą izbę. Jak to często bywa – prawda leży gdzieś pośrodku.
Bibliografia:
1. „Bocian”, wyd. 01.06.1903.
2. F. Hoesick, Klimek Bachleda. Garść wspomnień, „Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego” 1911.
3. F. Hoesick, Szkice i opowiadania historyczno-literackie, Warszawa 1900.
4. A. Lisak, Sielankowanie pod Tatrami, Czarne 2019.
5. J. Palmira, Flirty pod Giewontem, „Ilustrowany Kurier Codzienny” 1929.
6. W. Tissot, Kartki z podróży paryżanina, „Przegląd Zakopiański”, 26.04.1900.
7. W. Wnuk, Moje Podhale, Warszawa 1968.
8. L. Zejszner, Podhale i północna pochyłość Tatrów, czyli Tatry Polskie, „Biblioteka Warszawska”, 1852.
9. Oczepiny w Tatrach, „Tygodnik Ilustrowany”, 12.03.1864.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.