Marcin Portasz siał terror na obszarze od Austrii aż po Polskę. W końcu przyszło mu zapłacić za te niezliczone zbrodnie. Nie zdołał uratować skóry. Dosłownie.
![](https://s.ciekawostkihistoryczne.pl/uploads/2023/10/Wladyslaw_Skoczylas_-_Pochod_zbojnikow-1.jpg)
Pochodził zapewne ze Starej lub Nowej Bystrzycy na Kisucach (na terenie obecnej Słowacji). Problem z dokładnym ustaleniem miejsca jego pochodzenia bierze się z dość ogólnikowej informacji mówiącej, że wywodził się z Bystrzyce wsi z Węgier. Zresztą może tu też chodzić o wieś Bysterec, która znajduje się na Orawie, niedaleko Dolnego Kubina. W każdym razie zapewne to w swoich rodzinnych stronach Marcin Portasz (Martyn Portaš) wprawiał się w zbójnickim rzemiośle, bo kiedy pojawił się w Beskidzie Żywieckim, sporo już potrafił. Pisano o nim: hetman zbójców daleko słynący. Ze swojej zbrodniczej działalności był znany w Austrii, Czechach, na Węgrzech oraz Śląsku.
Nazywany także Dzigosikiem lub Dzigoszykiem w roku 1680 po raz pierwszy pojawił się na ziemiach polskich – w południowej Małopolsce. Stał na czele liczącej 25 zbójców bandy. Grasował głównie w obrębie Suchej Beskidzkiej, Makowa Podhalańskiego i Żywca. Za cel zaś obrał sobie folwarki szlacheckie oraz dworki. Wszędzie wzbudzał przerażenie. Z napadniętymi przez siebie postępował wyjątkowo brutalnie. O tym, jak okrutne były jego metody działania, możemy przekonać się na konkretnym przypadku.
Wyjątkowo sadystyczny harnaś
Rzecz działa się w okolicach Węgierskiej Górki. Banda Portasza 16 lipca 1688 roku na jednej z łąk uprowadziła tam miejscowego urzędnika Marcina Jaszka. Po porwaniu napadli jeszcze po drodze na folwark. Sam radny został wywieziony aż do Rajczy, o której mówiliśmy przy okazji opowieści o innym zbójcy, Sebastanie Burym. Podczas gdy Portasz rozsiadł się z kompanami w lokalnej karczmie u niejakiego Wojciecha Ryłki, żona Jaszki gorączkowo próbowała zebrać pieniądze na okup. Nadludzkim wysiłkiem udało jej się zgromadzić 360 dukatów i 470 talarów.
![Portasz grasował głównie w obrębie Suchej Beskidzkiej, Makowa Podhalańskiego i Żywca.](https://s.ciekawostkihistoryczne.pl/uploads/2023/10/Skoczylas-Pejzaz_podhalanski-600x430.jpg)
Portasz grasował głównie w obrębie Suchej Beskidzkiej, Makowa Podhalańskiego i Żywca.
Popędziła do Rajczy. Zbóje wyszli, odebrali okup i dokładnie przeliczyli pieniądze. Byli wyraźnie zadowoleni. Ale nie wypuścili swojej ofiary. Zastrzelili Jaszkę. To im jednak nie wystarczyło. Jak opisał całe zajście autor „Dziejopisu Żywieckiego” Andrzej Komoniecki: Strzeliwszy mu dwaj z kompaniej pod pachy kulami, a na placu przed karczmą położyli, kazawszy potym pachołkowi małemu jeszcze złą siekierą szyję uciąć, któremu ze szczęką szyję, okrutnie kielka razy rąbiąc, odciął. Stało się to w dzień Najświętszej Panny Mariej Skaplerskiej.
Polowanie na rozbójnika
Po tym wszystkim wzburzenie miejscowych sięgnęło zenitu. Z Krakowa przysłano nawet 40 ludzi do walki z bandytami. Próbowano ich ścigać nawet po lasach, ale na próżno. Uczestniczącym w obławie udało się jedynie złapać kilka „płotek”. Najważniejsze „grube ryby” już dawno odpłynęły. Tych małowinnych sprowadzono do stolicy Małopolski i uwięziono. Jednakże z braku dowodów na popełnienie przez nich poważniejszych przestępstw po kilku niedzielach trzeba ich było puścić wolno. Acz nie dla wszystkich los okazał się tak łaskawy. Ścięci zostali Tomasz Dudek i jego córka Regina, oboje z Milówki. On za ukrywanie bandytów, ona – za cudzołożenie z nimi.
W kolejnym roku Portasz zachował się wyjątkowo nieostrożnie. Odłączył się bowiem od swojej bandy. Jak napisał Komoniecki: z bratem Pawłem miasta wielkie we Węgrzech, w Rakuszach, Czechach i we Śląsku obchodził. W końcu trafił i do Krakowa, udając wielkiego kupca. W jego otoczeniu pojawił się nawet mający go uwiarygadniać student, biegły w języku węgierskim, niemieckim i łacińskim. Harnaś umyślił sobie handlować srebrem łomanym z Żydami. Ale poznano się na jego praktykach. I tym razem udało mu się jednak wykpić. Na zamku u rotmistrza zastawił posiadane przez siebie srebro i pieniądze, po czym odszedł przez nikogo nie niepokojony. Bo też nikt go tam nie rozpoznał.
Czytaj też: Janosik – historia prawdziwa
Zemsta wdowy
Następnie Portasz wrócił na Żywiecczyznę, tym samym nieświadomie podpisując na siebie wyrok. Zaszedł do domu wdowy po Tomaszu Dudku po mleko. I to ona, zapewne nie mogąc mu darować, że to przez niego śmierć ponieśli jej mąż i córka, rozpuściła po wsi wiadomość, że okrutny harnaś tym razem samotrzeć podróżuje. Takiej okazji nie można było przepuścić. Chłopi, którzy zazwyczaj sprzyjali zbójcom występującym przeciw władzy i panom, zaczęli go tropić. W końcu dorwali go na łące i 28 grudnia 1688 roku zaprowadzili do zamku w Żywcu, gdzie przez całą dobę na zmianę pilnowało go po 30 mieszczan.
![Portasz podzielił los Janosika – również został powieszony na haku za żebro](https://s.ciekawostkihistoryczne.pl/uploads/2022/03/Skoczylas-Janosik_z_frajerka-536x600.jpg)
Portasz podzielił los Janosika – również został powieszony na haku za żebro
Portasza poddano torturom, przypalając go pochodniami. Wreszcie 10 stycznia 1689 roku bądź to wydano na niego wyrok, bądź go wykonano (albo jedno i drugie). Na egzekucję harnasia specjalnie sprowadzono słynnego wtedy kata Jurka z Krakowa. Przed śmiercią skazaniec miał przy okazji ostatniej spowiedzi zwrócić się do księdza Jana Urbanowicza z prośbą, by… wpisano go do Bractwa Różańcowego! I co ciekawe, owo życzenie zostało rzeczywiście spełnione. Wpisu dokonał – dla pamiątki, ale i późniejszego zbawienia Portasza – wikary żywiecki Szymon Myszkowicz.
Za swoje podłe czyny zapłacił skórą
Wreszcie zaczęła się kaźń. Martyn Portasz nie miał tak po prostu umrzeć. Najpierw kat Jurek zdarł z jego pleców dwa pasy skóry. Następnie obciął mu obie ręce. Być może symbolicznie – ze względu na fakt, iż to nimi rabował i mordował. Wreszcie harnasia powieszono – jak na herszta zbójców przystało – na haku za poślednie żebro, co samo w sobie dla zbója było wtedy śmiercią honorową. W przeciwieństwie do Sebastiana Burego brak jest w kronikach jakiejkolwiek wzmianki o coup de grâce, czyli zapewne Portasz skonał na haku, wykrwawiając się na śmierć.
![Portasz był jednym z najokrutniejszych harnasi na Żywiecczyźnie](https://s.ciekawostkihistoryczne.pl/uploads/2023/10/Wladyslaw_Skoczylas_-_Pochod_zbojnikow-600x550.jpg)
Portasz był jednym z najokrutniejszych harnasi na Żywiecczyźnie
Po Martynie przyszła kolej na jego równie podłej sławy brata Pawła. Na niego czekała jednak zupełnie inna kara. Otóż połamano mu kończyny na kole i w to koło je wpleciono. Egzekucja braci ściągnęła olbrzymią widownię. Jak odnotował Andrzej Komoniecki: wiele ludzi różnego stanu zdaleka się pozjeżdżało, aby go widzieć i na jego mękę patrzeć mogli, rachując ludu do dwu tysięcy.
Historia ta miała dodatkowy epilog. Oto bowiem, jak pisze Feliks Kiryk: zbójstwo grasowało nadal. Wszak banda Portaszów pozostawała na wolności. W końcu jednak pojmano dziesiętnika gangu Macieja Wakułę z Rycerki. Jego również czekała śmierć. Stracono go jeszcze inną metodą: 7 października 1689 roku został wbity na pal. Można zatem powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość: kilka wyroków śmierci za kiełka złą siekierą uderzeń. A wystarczyło po prostu przyjąć okup.
Bibliografia
- Andrzeja Komonieckiego Dziejopis Żywiecki, tom I (do roku 1704), Żywiec 1937.
- Figiel, U. Janicka-Krzywda, P. Krzywda, W. W. Wiśniewski, Beskid Żywiecki. Przewodnik, Oficyna Wydawnicza „Rewasz”, Pruszków 2006.
- Horowski, Terroryści sprzed wieków. Zakładnik bez głowy, „Kronika Beskidzka”, nr 43/2004.
- Janicka-Krzywda, Epilog zbójnickiego żywota, „Rocznik Muzeum „Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie”, nr 1/2013.
- Kiryk, Przyczynki do dziejów zbójnictwa-beskidnictwa na pograniczu polsko-słowackim w XV-XVIII wieku [w:] M. Madejowa, A. Mlekodaj, M. Rak (red.), Mity i rzeczywistość zbójnictwa na pograniczu polsko-słowackim w historii, literaturze i kulturze, Podhalańska Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Nowym Targu, Nowy Targ 2007.
- Korzeniowski, P. Derfiňák, Wykorzystanie pól bitew w turystyce i promocji lokalnej, Uniwersytet Rzeszowski, Rzeszów 2010.
- Szczotka, O zbójnikach żywieckich na Śląsku, „Zaranie Śląskie”, zeszyt 4/1938.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.