Koronowane głowy od zawsze miały niejedno na sumieniu, ale chyba żadna dynastia nie pobłądziła tak bardzo, jak Habsburgowie. Grzechy i grzeszki tych trzęsących Europą władców do dziś stawiają ich w niechlubnej czołówce zdegenerowanych arystokratycznych rodów. Co takiego wyprawiali?
Podobno z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach – ale w przypadku tej potężnej dynastii nawet utalentowany malarz, tworząc bardziej niż pochlebny obraz, nie uratowałby sytuacji. Zdeformowani przez genetyczne schorzenia, żeniący się ze swoimi kuzynkami i siostrzenicami, zdradzający, mordujący i nie cofający się przed niczym Habsburgowie mieli naprawdę nieczyste sumienia. Ich wstydliwymi sekretami można by obdzielić niejeden arystokratyczny ród, a grzechy, które popełniali, dyskwalifikowały ich w kolejce do zbawienia. Co ciekawe, niektórych z nich nawet nie próbowali ukryć…
Śmierć na zlecenie (i bez)
Droga na szczyt usłana jest trupami. Habsburgowie doskonale zdawali sobie z tego sprawę i bez mrugnięcia okiem wydawali wyroki śmierci na swoich politycznych wrogów, którzy odważyli się pokrzyżować im szyki. Ofiarą ich nieokiełznanej żądzy władzy padła między innymi polska królowa, Bona Sforza.
Władczyni przez dekady konsekwentnie realizowała własne polityczne zamiary, nie oglądając się na potężnego sąsiada. Żądny zemsty Filip II Habsburg – w ogóle się z tym nie kryjąc – wydał więc na nią wyrok śmierci, a do jego wykonania oddelegował jej przyjaciela i doradcę, Jana Wawrzyńca Pappacodę. Morderca pisał potem do jednego z królewskich ministrów, że: „Przez śmierć królowej polskiej wywiązałem się z obietnicy, uczynionej dworowi króla Jego Miłości Katolickiego”.
W ogniu krzyżowym brutalnych gier o tron ginęli też często „swoi”, jak choćby Albrecht I Habsburg, którego w maju 1308 roku nad rzeką Reuss zamordował jego własny bratanek, Jan Parricida. Osiemnastoletni książę, pogrobowiec po Rudolfie II, marzył o przejęciu władzy w Czechach lub chociaż w majątkach rodowych matki, Agnieszki Przemyślidki. I jednego, i drugiego wuj mu jednak odmówił, nie szczędząc młodzieńcowi przykrych słów. Kara za tę „zniewagę” mogła być tylko jedna: śmierć.
Habsburska porywczość niekiedy przybierała także inną formę. Tak było w przypadku arcyksięcia Rudolfa Habsburga. 30 stycznia 1889 roku został on znaleziony martwy w swojej komnacie w zamku myśliwskim w Mayerling. Oficjalnie jako przyczynę zgonu podano udar mózgu (w wersji dla opinii publicznej) lub atak serca (według informacji przesłanej do koronowanych głów). W rzeczywistości następca austriackiego tronu popełnił samobójstwo, wcześniej zabijając swoją młodziutką kochankę, Marię Vetserę.
Alfred Wysocki w 1956 roku zaproponował alternatywne wyjaśnienie tajemniczego zgonu ukochanego syna cesarzowej Sisi: „najprawdopodobniej zatłukł go w nocy leśniczy w Heiligenkreuz, zastawszy go u swojej żony. Baronówna Vetsera zaś popełniła samobójstwo, kiedy przyniesiono do niej zwłoki Rudolfa”. Inna wersja mówi, że arcyksiążę zamordował metresę w afekcie – po kłótni, do której doszło podobno tuż przed tragedią. Niewykluczone, że maczały w niej palce także osoby trzecie. Co naprawdę wydarzyło się w Mayerling? Tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy…
Nie ma jednak wątpliwości, że pociąg do zabijania był u Habsburgów rodzinny. Jeśli nie brali na cel przeciwników politycznych lub kochanek, to kierowali się przeciwko… zwierzętom. Szczególnym okrucieństwem wykazywali się przy tym dwaj władcy pochodzący z tej dynastii. Leopold I kazał ponoć tłuc na śmierć uwięzione lisy; plotkowano, że do tego niewdzięcznego zajęcia wykorzystywał karły. Z kolei Franciszek Ferdynand nade wszystko ukochał polowania, podczas których zabijał, co popadnie. Najśmielsze szacunki mówią, że łącznie pozbawił życia ponad 250 tysięcy rozmaitych zwierzaków, a jego osobistym rekordem było przeszło 2 tysiące ofiar w ciągu jednego dnia! Sam zginął od strzału innego „łowcy” – najwyraźniej karma wraca…
Porywy serca i niezaspokojone żądze
Kto, mając za żonę kobietę, określaną jako najpiękniejsza w dziejach, decyduje się na zdradę? Cesarz Franciszek Józef I, niewierny mąż Elżbiety Bawarskiej. Co ciekawe, z początku darzył on żonę szczerą (i nie do końca odwzajemnioną) miłością, jednak skoncentrowana na swoim wyglądzie kobieta nie zwracała uwagi na potrzeby partnera, a seks nie był dla niej zbyt ważny.
Trudno się zatem dziwić, że kochliwy monarcha szukał pocieszenia w ramionach licznych kochanek. Ostatnią, aktorkę Katarzynę Schratt, podsunęła mu zresztą sama Sisi. Uznała, że skoro mąż musi mieć jakiś obiekt westchnień, to przynajmniej ona postara się mieć wpływ na jego wybór.
Sercem kierowała się także młodziutka Maria Teresa, która wymusiła na swoim ojcu zgodę na małżeństwo z jej przyjacielem z dzieciństwa, Franciszkiem Stefanem Lotaryńskim. Ślub odbył się 12 lutego 1736 roku. Zakochana po uszy kobieta nazywała partnera pieszczotliwie „Myszką” (później to czułe przezwisko zamieniła na „mon cher Stary”). Małżeńska sytuacja władczyni była jednak raczej niewesoła. Jak zaznacza w książce „Cesarzowe Habsburgów” Sigrid-Maria Größing:
Nie mogła liczyć na wierność męża, słyszała wiele pikantnych opowieści, a liczba dam, które uszczęśliwiał Franciszek Stefan, przyprawiała ją o bezsenne noce. Nie mogła udaremnić zakupienia przez „Myszkę” przy Wallnerstrasse pałacu z dyskretnymi wejściami, dzięki którym wchodzące i wychodzące stamtąd panie nie były widziane i nie można było ich rozpoznać.
Maria Teresa odbijała sobie mężowskie eskapady, terroryzując mieszkańców Wiednia. Ustanowiła specjalną komisję, która zaglądała pod kołdry i spódnice obywateli i donosiła o ich niemoralnych zachowaniach. Na celowniku monarchini znalazły się także prostytutki, jej zdaniem winne ogólnego upadku obyczajów. Postanowiła wyrzucić je ze stolicy i osiedlić na rubieżach habsburskiego imperium. Tymczasem sama musiała pogodzić się z rozbuchaną chucią Franciszka, zamknąć oczy i myśleć o Austrii. Ostatecznie jej głównym zadaniem było sprowadzanie na świat małych następców tronu. Wypełniła je z nawiązką – urodziła cesarzowi aż 16 dzieci!
Politykę dynastyczną Habsburgów trafnie podsumował Norman Davies. Według niego członkowie rodu „świetnie wiedzieli, że zdumiewającą odmianę losu, która zaszła na początku XVI wieku zawdzięczają w dużej mierze swojej płodności”. Lecz w takim razie jakim cudem doszło do tego, że potężny i rozmnażający się niczym króliki ród w hiszpańskiej linii w pewnym momencie po prostu wymarł?
A to feler, czyli tragiczne skutki kazirodztwa
Tu dochodzimy do najpoważniejszego habsburskiego przewinienia – endogamii. Ta popularna wśród europejskich arystokratów praktyka sprowadzała się do konsekwentnego zawierania małżeństw i płodzenia dzieci w ściśle zamkniętej (i siłą rzeczy mocno okrojonej) grupie osób. Wszystko po to, by nie rozrzedzać niepotrzebnie błękitnej krwi poprzez związki z mniej szlachetnie urodzonymi partnerami.
Chyba żaden europejski ród nie hołdował tradycji chowu wsobnego z równym zaangażowaniem, co Habsburgowie. Kazirodcze związki były u nich na porządku dziennym. Cóż, nie mieli jeszcze wówczas takiej jak my wiedzy o tragicznych konsekwencjach takich relacji. Z drugiej strony mogli jednak zauważyć, że coś jest na rzeczy, gdy kolejne dzieci rodziły się z upośledzeniami i jedno za drugim umierały, zanim osiągnęły choćby wiek nastoletni.
Jak wyliczyli genetycy z uniwersytetu Santiago de Compostela, współczynnik wsobnego rozmnażania wśród monarchów z hiszpańskiej linii Habsburgów w ciągu zaledwie dwóch stuleci (od panowania Filipa I Pięknego do wygaśnięcia dynastii) wzrósł z 0,025 do 0,254. Co to oznacza? Otóż na 11 zawartych w tym czasie małżeństw do aż 9 doszło pomiędzy bliskimi krewnymi!
Skutki było widać na pierwszy rzut oka, przede wszystkim w postaci słynnej habsburskiej wargi. Nadmierne wysunięcie żuchwy do przodu było częstą wadą genetyczną wśród dzieci z kazirodczych związków – niestety, nie było schorzeniem najpoważniejszym. Ale w przypadku niektórych członków tego niefrasobliwego rodu konsekwencje polityki rodzinnej sięgały zdecydowanie dalej.
Największą ofiarą nadmiernej dbałości o czystość krwi okazał się chyba ostatni Habsburg na hiszpańskim tronie – Karol II. Był on głęboko upośledzony fizycznie: nie mógł normalnie jeść, pić ani wyraźnie mówić, szybko stracił włosy i zęby (a pod koniec życia – również słuch), a na dodatek nie mógł mieć dzieci. Co gorsza, jego zdrowie umysłowe również pozostawiało dużo do życzenia. Od najmłodszych lat wykazywał opóźnienie w rozwoju i nigdy nie odebrał formalnej edukacji.
Podobny zestaw genetycznych schorzeń, z wodogłowiem, krzywicą i epilepsją na dokładkę, otrzymał od rodziców Ferdynand I, syn cesarza Franciszka II i jego kuzynki, Marii Teresy Burbon. Tak charakteryzuje jego sytuację Sigrid-Maria Größing w książce „Cesarzowe Habsburgów”:
Trudno było znaleźć dla Ferdynanda odpowiednią żonę, ponieważ lekarze odmawiali młodemu mężczyźnie wszelkich walorów (…). Ferdynand i Maria Anna [Sabaudzka – przyp. red.], spotkali się po raz pierwszy w Wiener Neustadt. Nigdzie nie zapisano, co czuła narzeczona, zobaczywszy żałosną postać narzeczonego. Nie potrzeba jednak dużej fantazji, żeby sobie wyobrazić, jak przerażona musiała być młoda kobieta na widok wątłego mężczyzny z olbrzymią głową, którą z trudem utrzymywał na szyi, i przy boku którego miała spędzić życie.
W szponach szaleństwa
Nie zawsze jednak niepiękne efekty endogamii było widać od razu. Zdarzało się, że genetyczny koktajl Mołotowa wybuchał tylko w postaci choroby psychicznej. Tak było w przypadku Joanny Szalonej, która wprawdzie pochodziła z dynastii Trastámara, ale swoje felerne DNA przekazała Habsburgom poprzez małżeństwo z Filipem II Pięknym. W drzewie genealogicznym nieszczęsnego Karola II pojawia się ona aż 14 razy!
Ta niezrównoważona władczyni, na co dzień zmagająca się z huśtawkami nastroju i napadami złości, szczyt obłędu osiągnęła po śmierci męża. Pogrążona w żałobie, nie chciała uwierzyć, że Filip, za życia niezbyt lojalny i skłonny do zdrady, odszedł na wieki. Jego ciało kazała traktować, jakby nadal oddychał. Służba musiała go przebierać, nosić w lektyce i układać w łożu Joanny, mimo iż zwłoki znajdowały się w stanie zaawansowanego rozkładu. Na pogrzeb zgodziła się dopiero, gdy usłyszała, że pochówek przyspieszy zmartwychwstanie martwego króla.
Na punkcie pogrzebu zafiksowany był także syn Joanny, cesarz Karol V, choć jemu akurat nie chodziło o szczątki ojca, a o… własne. Zrozpaczony, że nie będzie mu dane obejrzeć ceremonii własnego pochówku, postanowił nieco uprzedzić fakty i zorganizował ją sobie za życia. Przez kilka godzin leżał owinięty w całun na katafalku, podczas gdy wokół mnisi wznosili za niego modły. Dziwaczną imprezę przypłacił gorączką. Naprawdę zmarł dopiero pół roku później.
Podobnych przypadków w burzliwych dziejach rodu Habsburgu nie brakuje. Trzeba jednak pamiętać, że nie tylko oni mieli na sumieniu seryjne zdrady, kazirodztwo, dziwne fetysze oraz zbrodnie popełniane w afekcie i zaplanowane z zimną krwią. W większym lub mniejszym stopniu dotyczyło to wszystkich wielkich dynastii, w tym także naszych Jagiellonów. Cóż, nie od dziś wiadomo, że władza deprawuje. Ale żeby aż tak?
Bibliografia:
- Gonzalo Alvarez, Francisco C. Ceballos, Celsa Quinteiro, The Role of Inbreeding in the Extinction of a European Royal Dynasty, PLOS One (dostęp: 21.01.2019).
- Hellmut Andics, Kobiety Habsburgów, Ossolineum 1991.
- Johan Brouwer, Joanna Szalona. Tragiczne życie w niespokojnym czasie, PIW 1991.
- Norman Davies, Roger Moorhouse, Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego, Znak 2003.
- Stanisław Grodziski, Habsburgowie. Dzieje dynastii, Ossolineum 1998.
- Sigrid-Maria Größing, Cesarzowe Habsburgów, Wydawnictwo Lira 2019.
- Brigitte Hamann, Cesarzowa Elżbieta, PIW 1999.
- Kamil Janicki, Damy złotego wieku, Znak Horyzont 2014.
- Andrew Wheatcroft, Habsburgowie, Wydawnictwo Literackie 2000.
KOMENTARZE (1)
Polskim potomkiem rodu Habsburgów jest wielki prezydent Krzysztof Kononowicz vel Piłsudski.
Przepraszam że tak napisałem.