14 października 1943 roku grupa Żydów zorganizowała ucieczkę z Sobiboru. Ich heroiczny zryw doprowadził do likwidacji obozu. Ilu przedostało się na wolność?

Tekst stanowi fragment książki Krzysztofa Potaczały O czym drzewa w Bieszczadach nie szumią. Ocalona z Sobiboru, Znak Horyzont 2025.
***
Ledwie tydzień po przybyciu do obozu, 29 września, Aleksander „Sasza” Peczerski, urodzony w 1909 roku w sowieckiej Ukrainie Żyd, frontowy żołnierz, po raz pierwszy spotkał się z Feldhendlerem. Ten znalazł do niego dojście przez Szlomę Lejtmana. Pochodził z Warszawy, ale przyjechał do Sobiboru z Mińska tym samym pociągiem co Peczerski. Znali się i od początku trzymali razem.
„Sasza” zanegował koncepcję ucieczki podkopem autorstwa Leona, uznał ją za zbyt ryzykowną. Przygotował inny, na razie wstępny plan, który zakładał bunt wszystkich więźniów. Nie działał sam, lecz z grupą zaufanych Żydów, z którymi przebywał jeszcze w obozie pracy w Mińsku. Do nich dołączyli wybrani Żydzi polscy.
Konspiratorzy
(…) Projektów było kilka – żaden niepozbawiony wad. Podczas ich omawiania inicjatorzy niejednokrotnie się sprzeczali, zarzucali sobie brak odpowiedzialności, a nawet nieudolność w przygotowywaniu powstania. Ludzie z trzonu operacji nieustannie mieli też obawy, że ich plany wyjdą na jaw, zanim zdążą ostatecznie zaakceptować ten jeden, który miał im przynieść ocalenie.
W tym czasie, jesienią 1943 roku, do więźniów dotarła wiadomość, że obóz zostanie wkrótce zlikwidowany. (…) Marek Bem podaje, że grupa organizująca powstanie liczyła przypuszczalnie dziesięć osób, a piętnaścioro więźniów otrzymało zadania specjalne. Czyli wtajemniczono w plany łącznie nie więcej niż trzydzieści osób spośród około sześciuset przebywających wówczas w obozie.

Aleksandr „Sasza” Pieczerski, przywódca powstania.
Nie przekazano ich, jak planowano początkowo, ukraińskim strażnikom. Byli zbyt niepewni – już wcześniej niektórzy z nich udaremniali próby ucieczek indywidualnych, nawet tym, którzy sowicie ich opłacili. W plan zorganizowanego buntu wtajemniczono jedynie kilka kobiet. (…) Pewne jest, że na dzień lub dwa przed wybuchem buntu dowiedziała się o nim Salomea Hanel. Mogło to być 12 lub 13 października.
(…) Pierwsze zebranie grupy konspiracyjnej zorganizowano 12 października w warsztacie stolarskim. Zjawili się na nim między innymi Sasza Peczerski, Szlomo Lejtman i Leon Feldhendler. Przyszli też kapo komanda krawców, kapo komanda szewców, ktoś ze ślusarzy i kowali. Na zewnątrz stanęły czujki.
Początek powstania w Sobiborze
Początkowo ustalono, że powstanie wybuchnie 13 października o godzinie szesnastej. Potem, z niejasnych do końca przyczyn, przełożono termin na 14 października o tej samej godzinie. Peczerski pisał:
Rzadko kiedy w październiku bywają w tych stronach tak słoneczne i ciepłe dni, jakim okazał się 14 października 1943 r. Nocą [z 13 na 14] rozdaliśmy noże, a także kilkadziesiąt przygotowanych z naszego polecenia przez kowali niedużych toporków – takich w sam raz, by wygodnie było schować pod połą. Potrzebujący dostali ciepłą odzież. Kiedy i jak zaczynamy, wiadomo było tylko kierującym organizacją.
Zabijali esesmanów jednego po drugim przygotowanymi zawczasu siekierami i nożami. W warsztacie stolarskim, szewskim, krawieckim, w sortowni ubrań, w ślusarni. W pełnej napięcia ciężkiej ciszy odciągali ich ciała w kąt, przykrywali je szmatami, ścierali krew z podłóg i własnych twarzy. Ktoś przeciął kable telefoniczne. Blacharze przynieśli metalowe rury, w których ukryli sześć zrabowanych Niemcom karabinów z amunicją. Jakaś dziewczyna dostarczyła naboje do pistoletów, wcześniej zabrawszy je z kwatery zlikwidowanych w warsztatach strażników.
Minęła szesnasta, gdy rozległ się gwizd wzywający na zbiórkę. Więźniowie szli z baraków, inni jeszcze wracali z pracy. Było jak zawsze i tylko wtajemniczeni próbowali ukryć zdenerwowanie (…). Wreszcie okrzyk wzywający do ucieczki rozdarł jesienne powietrze i w obozie zawrzało – jedni biegli do bramy głównej, inni wprost na druty. Raniono ręce i nogi, kaleczono twarze. Mieszały się języki, lecz każdy instynktownie rozumiał, że ma tylko jedno zadanie – wydostać się na zewnątrz. A potem biec – na oślep, przez najeżone minami pole, by dopaść pierwszych drzew i zagłębić się w gęsty las.
Czytaj też: Piekło obozu w Sobiborze
Ucieczka z piekła
Filip Białowicz zapamiętał te dramatyczne chwile następująco:
Powstało zamieszanie. Duża grupa więźniów z krzykiem rzuciła się w stronę głównej bramy. Kilku spiskowców zaczęło podpalać niektóre budynki obozowe. Inni szturmowali zbrojownię, chcąc zdobyć broń. Ukraińscy strażnicy strzelali do nas z wież. Główna brama była przez nich dobrze pilnowana, a teraz została dodatkowo zatarasowana przez ciałapierwszej grupy więźniów, ściętych seriami z broni maszynowej […].
Uciekając i chowając się przed strzałami, ludzie próbowali wydostać się inaczej niż główną bramą. […] Większość robiła, co mogła, by przebić się przez druty kolczaste. Próbowali przejść górą albo przeczołgiwać się dołem. Starali się przecinać druty siekierami albo się na nie wspinać za pomocą drabin, wcześniej przygotowanych w tym celu przez spiskowców. Drabiny załamywały się pod ciężarem ludzi, ale przy okazji powalały i ogrodzenie. Wielu z tych, którzy pierwsi sforsowali druty, od razu poniosło śmierć od wybuchów min […].

Plan obozu zagłady w Sobiborze.
Peczerski pisze:
I oto wreszcie osłoniły nas drzewa […]. Z wolna ocaleli zaczęli zbierać się razem. Po wrzącym kotle, z którego wyrwaliśmy się […], skrywający nas las zdawał się drzemać. Z obozu wciąż jeszcze dobiegała strzelanina. Nie, pod żadnym pozorem nie wolno tu czekać, trzeba uciekać dalej, i to w różne strony, małymi grupami. Żydzi polscy poszli na zachód, w stronę Chełma. […] My, ludzie radzieccy, skierowaliśmy się na wschód. W trudnym położeniu znaleźli się Żydzi z Holandii, Francji, Niemiec, nigdzie na ogromnym obszarze, jaki ich otaczał, niezdolni się porozumieć.
A jednak niektórzy z nich, tych obcych Żydów, przetrwali. Przeżyli też Aleksander „Sasza” Peczerski i garść jego podkomendnych. Zdołali przedrzeć się przez lasy, sioła, peryferyjne stacyjki i leniwie płynący, lecz miejscami zdradliwy Bug. Poszli do Brześcia i dalej. I tam już zostali.
Bilans powstania w Sobiborze
Ile trwał bunt w Sobiborze? Według różnych relacji około dwudziestu minut, góra pół godziny. Strzęp czasu. Rozprute przez krzyki i miny powietrze nagle ucichło, kurz opadł, zachodziło październikowe słońce. Jeszcze przez chwilę między obozem a lasem było widać martwe ciała, lecz wkrótce pochłonął je mrok. Chociaż nie całkiem, bo jarzące ślepia reflektorów umocowanych na wieżach wartowniczych ciągle penetrowały teren.
W tym czasie robiono już porządki wewnątrz obozu. Oberscharführer Karl Frenzel, zastępujący przebywającego na urlopie komendanta „Sobiboru” Franza Reichleitnera, (…) biegał jak opętany i raz po raz odkrywał ciała zabitych strażników. Doliczył się dwunastu esesmanów i dwóch wachmanów. Ofiar spośród załogi – według pierwotnego planu Peczerskiego i Feldhendlera – miało być więcej, jednak nieprzewidziane okoliczności i brak czasu spowodowały zmianę tych zamiarów.
Wieczorem o żydowskim powstaniu wiedziano już w Chełmie i Lublinie. Ruszyła grupa pościgowa za więźniami. W nocy z 14 na 15 października i w kolejny dzień schwytano i rozstrzelano kilkudziesięciu uciekinierów. Garstka dobrowolnie wróciła do obozu – nie było dla nich litości. Rankiem 15 października ukraińscy wachmani zebrali ciała około pięćdziesięciu zabitych na polu minowym Żydów i przenieśli je do obozu. Tu położyli je na rusztach z szyn kolejowych i spalili. Tłusty dym spowił spokojne tego dnia i czyste niebo, a mieszkańcy pobliskich wsi pozamykali okna w domach.
Setki więźniów dzień wcześniej sforsowały bramę główną i inne części ogrodzenia, ale przecież nie wszyscy zdecydowali się na ucieczkę. Zostało na miejscu, w obozie I i II, co najmniej sto pięćdziesiąt osób. Oni nie uwierzyli w możliwość życia poza drutami.
Ci z obozu III, czekający na wejście do komór gazowych, najpewniej nie wiedzieli o powstaniu. Sześćdziesięcioro Żydów z obozu IV strażnicy okrążyli natychmiast po wybuchu strzelaniny. Z kolei część więźniów holenderskich i francuskich nie przyłączyło się do akcji w obawie, że nie poradzą sobie w obcym środowisku bez znajomości języka polskiego. Na miejscu postanowiła też pozostać grupka polskich Żydów ortodoksyjnych (…).
Ile osób uciekło z Sobiboru?
Według historyków zajmujących się powstaniem w Sobiborze 14 października 1943 roku w obozie przebywało od pięciuset do sześciuset więźniów. Dwustu lub nieco więcej zabito w jego obrębie i poza nim, gdy biegli do lasu. Z trzystu osób, którym się udało uciec dalej, około stu dwudziestu zatrzymano w trwającym tydzień pościgu i rozstrzelano.
Udział w wychwytywaniu zbiegów mieli też niektórzy polscy i ukraińscy chłopi. Motywowani chciwością, denuncjowali Żydów, za co inkasowali zazwyczaj niewielkie pieniądze lub żywność. (…) Według badaczy z polskich i ukraińskich rąk zginęło po ucieczce z Sobiboru od dwudziestu dwóch do pięćdziesięciu siedmiu osób.

Grupa powstańców z Sobiboru.
Wojnę przeżyło – na podstawie ustaleń historyków – od pięćdziesięciu do siedemdziesięciu osób. Wśród nich zaledwie siedem kobiet. Jedną z nich była Szulamit Hanel, jedyna Żydówka, która ocalała z blisko trzech tysięcy osób przywiezionych 17 stycznia 1943 roku z Zasławia do Sobiboru (…).
Czytaj też: Co groziło za ucieczkę z obozu koncentracyjnego?
Skutki buntu w Sobiborze
Niespełna trzy tygodnie po powstaniu w Sobiborze, 4 listopada 1943 roku, na tamtejszą stację kolejową przybył pociąg z grupą Żydów z Treblinki. Było ich prawdopodobnie siedemdziesięciu pięciu. Wyszli z wagonów i stanęli na placu obozu I. Dostali wytyczne i rozlokowali się w barakach. Ludziom tym powierzono zadanie demontażu obozowych budynków i zatarcia śladów zbrodni. Taką decyzję nieco wcześniej podjęli Heinrich Himmler i jego współpracownicy.
Dotyczyła nie tylko Sobiboru – także pozostałych obozów zagłady w Generalnym Gubernatorstwie. Ich likwidację poprzedziła akcja o kryptonimie „Dożynki”. Był to największy masowy mord dokonany w krótkim czasie na jednej grupie etnicznej. Akcję przeprowadzono 3 i 4 listopada 1943 roku. Najpierw zlikwidowano Żydów przebywających w Lublinie i na Majdanku oraz w obozie pracy w Trawnikach, potem więźniów w obozie pracy w Poniatowej. Łącznie zamordowano wówczas ponad czterdzieści dwa tysiące osób.
Był to końcowy rozdział i dopełnienie prowadzonej przez hitlerowskie Niemcy akcji „Reinhardt” mającej ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską. Żydzi zwiezieni z Treblinki poradzili sobie z rozbiórkami w miesiąc. Przestały istnieć budynki gospodarcze, sortownie ubrań i leków, wiaty, łaźnie, wewnętrzne ogrodzenia, tak zwana droga do nieba, prowadząca do komór gazowych. Potem więźniowie zburzyli baraki, w których spali. Dzień później wszystkich poprowadzono do zagajnika i zabito strzałem w tył głowy. Tym razem Niemcy tylko asystowali, strzelali ukraińscy wachmani.
W połowie grudnia 1943 roku obóz zagłady w Sobiborze przestał istnieć.
Źródło:


KOMENTARZE (1)
Jest bardzo dobra książka, napisana przez uczestnika tych wydarzeń. „Ucieczka z Sobiboru”, Toivi Blatt. Polski Żyd, opisuje swoje życie przed wojną, moment wkroczenia Niemców, życie pod okupacją, wywózkę do Sobiboru, życie w obozie, planowanie ucieczki i samą ucieczkę, a następnie ukrywanie się na wolności aż do wkroczenia Sowietów. Jedna z najlepszych książek tego gatunku, polecam.