19 grudnia 2006 roku ukazał się artykuł, z którego wynikało, że Stanisław Wielgus przez 20 lat współpracował z bezpieką. Ilu księży donosiło tajnym służbom PRL?
Wielgus zaprzeczył i uznał publikację za próbę skompromitowania. Wsparli go: prezydium Episkopatu, ustępujący prymas Glemp, kardynał Dziwisz oraz senat KUL. A także Watykan, który opublikował komunikat zapewniający o pełnym zaufaniu Benedykta XVI do nowego biskupa warszawskiego oraz o tym, że przy jego wyborze wzięto „pod uwagę wszystkie okoliczności jego życia, między innymi także związane z jego przeszłością”.
Parę tygodni później dwie komisje – jedna powołana przez Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego oraz Kościelna Komisja Historyczna – ogłosiły, że tajna współpraca Wielgusa była świadoma. Mimo to 5 stycznia 2007 roku doszło do objęcia przez niego stanowiska.
W odezwie do wiernych pierwszy raz przyznawał się do współpracy, wyrażał żal, prosił o przyjęcie go jako biskupa i oddawał się do dyspozycji papieża (czego nie musiał robić, bo cały czas w niej pozostawał). Po czasie twierdził, że tekst nie był jego autorstwa, lecz został mu dostarczony przez Kowalczyka. Dwa dni później, pół godziny przed planowanym ingresem do katedry warszawskiej, Nuncjatura Apostolska w Polsce ogłosiła, że Wielgus na prośbę papieża zrezygnował z urzędu. Przeniósł się do Lublina. Do dziś uważa, że został skrzywdzony i zaszczuty.
Kościół kontra bezpieka
Czy Wielgus był „czarną owcą”, wyjątkiem od reguły, jednym z nielicznych duchownych współpracujących z bezpieką? Przez cały okres PRL władze próbowały zinfiltrować Kościół. Władza traktowała go jako suwerenny podmiot, ale jednocześnie prowadziła wobec niego działalność szpiegowską. Funkcjonariusze władzy kontaktowali się z księżmi, dowiadywali się, próbowali pozyskiwać księży na współpracowników, podsłuchiwali ich i podglądali.
Poza okresem stalinowskim działania te nie służyły do buntowania księży przeciw biskupom, lecz do zdobycia wiedzy. – Wyszyński zdawał sobie z tego sprawę, ale nie wpadał w histerię. Wiedział, że taka jest rzeczywistość i po prostu trzeba uważać. Sam był podsłuchiwany i o tym też wiedział – opowiada Friszke. Pytam, czy istnieją dane dotyczące skali współpracy polskiego kleru z SB. – Istnieją szacunki, że mówimy o mniej więcej 10 procentach polskich księży. Dla przykładu: według kościelnych roczników statystycznych w 1976 roku było w Polsce 18 tysięcy 529 księży.
By szacunki dookreślić lub zamienić w wiedzę, potrzebne byłyby akta. Tych jednak nie ma. Jak tłumaczy Friszke, „zadbał o to generał Kiszczak”, doprowadzając do sytuacji, gdy akta Departamentu IV – zajmującego się rozpracowywaniem związków wyznaniowych – zachowały się mniej więcej w jednej dziesiątej. – Co stało się z resztą? – W większości zapewne zostały zniszczone. Niektórzy mówią, że oddano je Episkopatowi, ale w to nie wierzę. Być może dotyczy to bardzo niewielkiej ich części, ale całości? To była gigantyczna ilość papieru (…).
Skala współpracy
O tym, że część esbeckich akt dotyczących Kościoła zachowała się w Moskwie, przekonani są sami biskupi. W biografii Michalika czytamy:
„Arcybiskup (…) opowiada, że kiedy wiosną 1991 roku pojechał do Moskwy (…), cała delegacja mieszkała w polskiej ambasadzie. (…) Witając go, jeden z urzędników podał mu cały jego życiorys. Wiedział, gdzie się urodził, studiował, pracował. – Zapytałem, skąd to wszystko wie, a on wtedy wyprowadził mnie na zewnątrz i powiedział: »Widzi ksiądz ten żółty budynek tam na rogu? To jest Łubianka. Jak wiedziałem, kto przyjedzie, to poszedłem do nich i poprosiłem o księdza akta «.
Ta historia nie dowodzi jednak niczego. Michalik od 1978 do 1986 roku pracował w Rzymie, gdzie – jak otoczenie każdego papieża – był pod obserwacją służb wywiadowczych innych krajów, w tym Związku Radzieckiego (Michalik na stanowisku rektora Kolegium Polskiego zastąpił zresztą księdza Bolesława Wyszyńskiego – współpracownika PRL-owskiego wywiadu). Nie wydaje się zresztą szczególnie trudnym do ustalenia, gdzie urodził się, studiował i pracował polski biskup.
Tak czy owak, nie da się dziś odtworzyć skali oraz szczegółów współpracy części duchownych z komunistycznymi służbami. Byli współpracownicy mogą liczyć na to, że ich poczynania nie wyjdą na światło dzienne. Nie mogą być tego jednak pewni. Po pierwsze, ze względu na ocalałe 10 procent akt Departamentu IV, po drugie, część akt mogła znaleźć się w tak zwanym „zbiorze zastrzeżonym”, który do 2017 roku zawierał akta Instytutu Pamięci Narodowej utajnione dla „bezpieczeństwa państwa” (…). Po trzecie, ponieważ informacje o współpracy niektórych księży zachowały się w dokumentach innych departamentów (…).
Czytaj też: Jak internowanie dało prymasowi Wyszyńskiemu władzę absolutną w Kościele?
Duchowni w służbie bezpieki
Współpraca współpracy nierówna. Różny był także stopień jej formalizacji. Od księży rzadko brano zobowiązania. Według wewnętrznej instrukcji Służby Bezpieczeństwa ksiądz to człowiek o silnym poczuciu wewnętrznej wartości, więc lepiej nie sprawiać wrażenia, że zostaje do czegoś zmuszony. Niektórych wciągano powoli i manipulowano. Innych korumpowano lub szantażowano.
Najsilniejszym argumentem w arsenale bezpieczniaków były tak zwane „sprawy obyczajowe”. I znów: nie można wrzucać do jednego worka romansów razem z gwałceniem dzieci. Niemniej, gdy bezpieka dowiadywała się o czymkolwiek, co mogła wykorzystać, to prędzej czy później to robiła. Bywało też, że kluczowa była zawiść lub chęć zemsty. Wreszcie: niekiedy to sam ksiądz rozpoczynał grę, żeby uzyskać zgodę na budowę kościoła czy studia w Rzymie. – Tego typu motywy pozwalały agentowi postrzegać współpracę jako podjętą w imię dobra – komentuje Friszke.
Owa gra bywała niemądra i nieskuteczna, ale nie zawsze podła. – Wielu pozyskanych, nie tylko w sutannach, coś dawało, czegoś nie, coś mówiło, coś przemilczało. Często przegrywali, nie wiedząc, że nie są w stanie kontrolować tego, co się dzieje z podanymi przez nich informacjami, które – w połączeniu z wiadomościami z innych źródeł – okazywały się dla bezpieki znacznie cenniejsze, niż się „graczom” wydawało.
Czytaj też: Lustracja w II Rzeczpospolitej?
Wielka gra
Mechanizm „gry” jest szczególnie istotny w przypadku oskarżeń wysuwanych przeciw hierarchom, którzy byli biskupami już za PRL. Im ktoś bowiem miał wyższą pozycję, im trudniej władzy było mu realnie zaszkodzić, tym częściej motywem współpracy mogła być właśnie rozgrywka. – To przykład kardynała Gulbinowicza?
– Tak sądzę – odpowiada Friszke. – Gdyby Gulbinowicz zerwał rozgrywkę, to Służba Bezpieczeństwa musiałaby się z tym pogodzić. Niewiele mogli mu zrobić. Nie ma możliwości, by był „na ich pasku”. Dzięki temu – nawet jeśli dla Służby Bezpieczeństwa był przydatny i mówił za dużo – we własnym poczuciu mógł być człowiekiem antykomunizmu wspierającym opozycję.
W ten sposób współpracownicy mogli przekonywać samych siebie, że płacili władzy trybut nie ze słabości, z niezdolności powiedzenia „nie”, lecz pod wpływem okoliczności. A jednocześnie wspomagali inicjatywy, które władzy nie służyły. Zachowywali integralność wewnętrzną.
Czytaj też: Ilu Polaków współpracowało z bezpieką?
Personalny sukces komunistów
Bywały jednak także przypadki, do których opisania nie sposób użyć ani słowa „gra”, ani „nieznaczące”. Jednym z najbardziej jaskrawych jest historia biskupa Bogdana Sikorskiego, ordynariusza diecezji płockiej w latach 1964–1984. Biskupem płockim mianował go Paweł VI za zgodą prymasa Wyszyńskiego oraz PRL-owskich władz. Historycy do dziś uznają ten wybór za jeden z większych sukcesów personalnych służb komunistycznych w rozgrywce z Wyszyńskim.
Przez 20 lat biskupem niedalekiej od Warszawy diecezji, w mieście o strategicznym znaczeniu ze względu na przemysł paliwowy, był świadomy współpracownik Służby Bezpieczeństwa, przyjmujący prowadzących go oficerów na regularnych kolacjach, co więcej, już w owym 1964 roku żyjący w stałym związku i mający syna, któremu potrafił – według doniesień na temat odsunięcia go od rządów w diecezji – wyprawić wesele w pałacu biskupim.
Dopiero w 1984 roku Jan Paweł II powołuje na biskupa koadiutora (z prawem następstwa) Zygmunta Kamińskiego (…).
Czytaj też: Co KGB miało wspólnego z zabójstwem księdza Popiełuszki?
Lustracja w Kościele
Po sprawie Wielgusa, która ukazała, że mechanizmy wyboru biskupów oraz lustracji duchownych są niewydolne i nie chronią Kościoła w Polsce przed kompromitującymi wpadkami, działania przyspieszają. Biskupi spotykają się na nadzwyczajnym posiedzeniu, na którym ustalają, że „wszyscy hierarchowie złożą wnioski o zbadanie przez Komisję Historyczną zgromadzonych w IPN dokumentów na ich temat” oraz że „w diecezjach, w których jeszcze nie zostały powołane komisje historyczne, powinny one powstać”.
Tyle deklaracje Episkopatu jako całości. Nie ma on jednak władzy nad poszczególnymi biskupami. W niektórych diecezjach komisje historyczne powstały po bardzo długim zwlekaniu, w przypadku innych nie sposób odnaleźć żadnych efektów ich działania, a niekiedy nawet jednoznacznej informacji, czy w ogóle zostały powołane.
Inaczej sprawa wygląda w przypadku ogólnopolskiej Kościelnej Komisji Historycznej. Rzeczywiście, rozpatrywała sprawy wszystkich biskupów tworzących Episkopat w 2007 roku. Gdy w czerwcu tego samego roku zakończyła prace, ogłosiła, że wśród 102 biskupów kilkunastu zostało zarejestrowanych jako tajni współpracownicy, kontakty operacyjne lub informacyjne. W aktach nie odnaleziono zobowiązań, podpisanych informacji czy informacji o choćby ustnej zgodzie na współpracę. W biografii Michalika czytamy:
„Mimo to hierarchowie zdecydowali o powołaniu zespołu do spraw oceny etyczno-prawnej, który miał ocenić postawy poszczególnych członków Episkopatu, których nazwiska widniały w dokumentach zgromadzonych w IPN. W listopadzie raport na ten temat przesłano do Watykanu. Na początku 2009 roku watykański sekretarz stanu, kard. Tarcisio Bertone, przesłał do abpa Józefa Michalika list, w którym napisał, że Stolica Apostolska nie znalazła żadnych podstaw do twierdzeń, że którykolwiek z członków polskiego Episkopatu dobrowolnie współpracował z SB. Michalik przedstawił list wszystkim biskupom, a ci uznali sprawę lustracji za zamkniętą. Treść raportu Komisji Historycznej pozostała w tajemnicy”.
Źródło:
KOMENTARZE (13)
Por.: tzw. „księża patrioci”/przebierańcy/UB/SB, PAX, „Znak”, „Tygodnik Powszechny” /przed rozwiązaniem i po/, wrocławskie środowiska dziennikarskie, kabarety powojenne /np. wrocławski Kabaret Elita/ w PRL- u uczestniczące w komunistycznej propagandzie i nagonce na KK /vide: m.in. radiowe nagrania archiwalne (IPN) z tego okresu, prasa, wydawnictwa, ulotki etc./;
Zob.: publikacje /artykuły, książki rozprawy/ x. prof. J. Patera (PWT, Muzeum Diecezjalne, Wrocław), dra A. Szymanowskiego (PWT), dolnośląski oddział IPN, wrocławskie archiwa kościelne /PWT, dominikanie, franciszkanie itd./.
„Kto czyta, nie błądzi”
Real Life, Politik and Truth
Ps. Owa dyshonorowa współpraca /i donosicielstwo/ było jedną z podstaw rządów tzw. komuny, socyalizmu, „demokracji ludowej” właśnie w krajach wschodniej Europy (PRL, Czechosłowacja, Węgry, NRD etc.) i oczywiście samego ZSRR/Rosji radzieckiej/rewolucji bolszewickiej tow. Lenina/NKWD/KGB itp.
Te 50 lat praxis zrobiło swoje, więc trwa to owocnie i konsekwentnie /genetycznie/ po dziś dzień w środowiskach lewicowych – komunistycznych – postępowych – soc/demokratycznych.
Vide: archiwa, żródła, dokumenty /IPN/.
Real Life and Politik
„Znaj proporcjum, mocium panie”
Por.: Z/hr. AF
Ten powyższy artykuł jako „dziełko” + sama książka jak i jego autor, tow. ID, „działacz społeczny”; Wydawnictwo Agora, czyli tzw. prawda historyczna, anty”wiedza”/anty”nauka” i dociekania `a la GW, TVN etc.
Czyli już wszystko wiadomo: tendencyjność, wybiórcze „fakty”, mity, przeinaczenia, konfabulacje, manipulacje… wszystko na lewicową, komunistyczną, socyalistyczną, tzn. antychrześcijańską a nawet antykatolicką nutę.
Zgroza
Czy byli księża którzy byli agentami SB – oczywiście, a niektórzy z nich po latach zostali nawet biskupami, ale to nie jest żadna rewelacja, o tym było wiadomo od dawna. Autor tego artykułu sugeruje że księży TW SB było nawet do 10%, ale tak naprawdę to było około 3-5%, ale na eksponowanych stanowiskach. Co ciekawe w tym artykule zabrakło informacji o tzw. Różowych Teczkach, księży homoseksualnych pedofili, których wprowadził do seminariów po akcji Hiacynt w latach 1985-1987, szef MSW – Kiszczak. Aresztowanym homoseksualistom zakładali funkcjonariusze MO – teczki o nazwie Karta homoseksualisty, zdejmowano im odciski palców i zmuszali do podpisywania oświadczeń w których mieli donosić na innych homoseksualistów oraz opisywać swoje praktyki seksualne. Te 10-12 tysięcy, teczek osobowych nazwano Różowymi Teczkami. W filmie Sekielskich o pedofilii w kościele pt. „Tylko nie mów nikomu” zabrakło najważniejszej informacji, a mianowicie tego że wszyscy pokazani w tym filmie księża byli TW SB oraz tego że byli pedofilami homoseksualnymi których ofiarami padali głównie chłopcy. Tak więc za pedofilię w kościele odpowiada w dużym stopniu – partia komunistyczna PZPR oraz jej aparat represji – MSW, MO, SB które pomimo tego że wiedziały o działalności tych pedofili nic nie zrobiły żeby postawić tych homoseksualnych pedofili przed wymiarem sprawiedliwości. Przecież każdy homoseksualny pedofil którego SB umieściło w seminarium to był cenny współpracownik SB, a że to pedofil który krzywdzi dzieci nie miało to dla komunistów żadnego znaczenia bo przecież w ten sposób MSW prowadziło walkę z …kościołem, umieszczając w jego szeregach …pedofili. Dzisiaj temat homoseksualnej pedofili jest zamiatany pod dywan podobnie jak istnienie Różowych Teczek, bo tak nakazuje poprawność polityczna i lobby homoseksualne wyznające ideologie LGBT. W zamian za to lewicowi homoseksualiści atakują kościół jako instytucje zupełnie pomijając szkodliwa role jaka odgrywa w nim sekta homoseksualnych księży wyznawców ideologii LGBT. Nie wszyscy Homoseksualiści to Pedofile, ale wśród Pedofili ponad 60% stanowią Homoseksualiści.
Ćpałeś coś?
Ale bredzisz. Z teczkami ok, ale te procenty homo na pedofilów wziąłeś znikąd i nie maja one żadnego, nawet najmniejszego pokrycia w faktach. Widać że nie lubisz środowiska homo i palnąłeś te dane ot tak.
Anonim znowu „popełnił” b. dobry wpis.
Ja trochę na ten temat wiem, tj., że bardzo ciekawa byłaby relacja z drugiej strony, tj. ilu z kolei agentów bezpieki współpracowało z kościołem.
Rozumiem obecny kościół, że nie chce o tym mówić, narażać tych jeszcze żyjących ludzi, bo post-PRL mimo upływu czasu ma się ciągle u nas dobrze i mógłby się mścić na nich, ale… chyba już czas…
Skoro nawet ja wiem, że kościół bardzo mocno zinwigilował SB…
Mylicie się /antydociekliwy/ towarzyszu /UB, SB, NKWD-KGB?!/, bez imienia i nazwiska, bo brak i wstyd… ?!
„Prawda was wyzwoli”
„Tylko prawda jest ciekawa”
„Myślenie nie boli”
Nieprawdaż?!
Zob.: źródła, archiwa /m.in. kościelne/, dokumenty, relacje, wywiady – IPN etc.
Real Politik
„Nic pan nie uzyskał, może pan odejść” „Pan jest idiotą…”
(Stawka większa niż…)
Ps. Lewica/komuna/esbecja = chamstwo = głupota = nieuctwo…
AD 1944/1945 – 2024
Wesołych świąt
Real Life
Ciekawe czy tylu samo tych świetojebliwych współpracowało z nazistami chociaż tak bardzo się wypierają tej współpracy
kto konczy seminarium staje sie z urzedu konfidentem watykanu dla wyjasnienia biskupi przysiegaja wiernosc i lojalnosc watykanowi nie polsce czy ktoremus z krajow zas klerycyc ktorzy koncza studia teologiczne przyrzekaja posluszenstwo wiernosc sowjemu biskupowi ktory podlegaobcemu panstwu watykanowi to jest mechanizm czysto feudalny