11 lipca 1943 roku oddziały UPA przy wsparciu miejscowych zaatakowały ponad 160 polskich wsi na Wołyniu. Krwawa niedziela była kulminacją rzezi wołyńskiej.
„W panującym wokół zgiełku błagania o litość mieszały się z płaczem dzieci, wydawanymi ostrym tonem rozkazami i chórem głosów wykrzykujących z wszystkich stron: – Smert’, smert’, Lacham smert’! Ludzie zrywali się w panice, by zaraz paść od kuli czy uderzenia siekierą. Czerń nocy mieszała się z kłębami dymu, łuna bijąca od pożarów oświetlała wszystko migotliwym blaskiem” – opisuje sceny, jakie rozegrały się 11 lipca 1943 roku na Wołyniu, Maria Paszyńska w powieści Hańba, inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami.
Tzw. krwawa niedziela była dla Polaków jednym z najbardziej tragicznych dni podczas całej II wojny światowej. W tym roku mija 80 lat od tamtych upiornych zdarzeń.
Ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej
Był wtorek, 9 lutego 1943 roku, gdy na Wołyniu doszło do pierwszej masowej rzezi polskich cywilów. W wyniku napaści ubowców zginęło co najmniej 155 osób. Ocalało 12. Zbrodnia w Parośli była jednak zaledwie preludium do zakrojonej na olbrzymią skalę antypolskiej akcji. „Mord w tej miejscowości przekonał kierownictwo OUN-B, iż podległe mu oddziały są zdolne do likwidacji większych grup ludności” – tłumaczy historyk Grzegorz Motyka.
Do kulminacji rzezi doszło w niedzielę 11 lipca 1943 roku. Tylko tego jednego dnia skoordynowana i doskonale zaplanowana akcja banderowców pochłonęła życie ok. 10 tysięcy Polaków. Żądni krwi, zaślepieni morderczą ideologią siepacze z UPA z pomocą miejscowych Ukraińców, zmobilizowanych w tzw. Samoobronnych Kuszczowych Widdiłach, mordowali, jak leciało: mężczyzn, kobiety i dzieci. Fala zbrodni zalała głównie zachodnie powiaty Wołynia – przy granicy z Generalnym Gubernatorstwem (włodzimierski i horochowski, a także kowelski). Piotr Zychowicz komentuje:
Ukraińscy nacjonaliści nie przypadkiem właśnie w niedzielę zaatakowali tamtejszą polską ludność. Chodziło o to, aby dopaść ją w domach lub kościołach. Aby nikt nie uciekł spod noża i siekiery. Polacy mieli być wycięci w pień. Był to dzień kulminacji banderowskiego „ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej” na Wołyniu.
Do aktów bezlitosnych mordów – choć już na mniejszą skalę – dochodziło także w następnych dniach i tygodniach. Cel był prosty: Ukraińcy zamierzali, wieś po wsi, „oczyścić” Wołyń z Polaków.
Przebieg krwawej wołyńskiej niedzieli
Skrupulatnie opracowany plan zakładał, że makabryczne wydarzenia z 11 lipca zostaną uznane za spontaniczną, oddolną akcję ukraińskich chłopów, którzy postanowili zbuntować się przeciwko „polskim panom”. Na polskie osady i wsi szły dwie „fale” napastników. Najpierw uderzali uzbrojeni w broń palną siepacze z UPA, którzy mieli „zdobywać” – przeważnie niebronione – miejscowości. Za nimi szła „czerń miejscowych Ukraińców” – tzw. siekiernicy z widłami, kosami, motykami, siekierami, młotkami i nożami. W raporcie Komendy Lwów AK zapisano:
Akcję mordowania Polaków przeprowadzili Ukraińcy z potwornym okrucieństwem. Kobiety, nawet ciężarne, przybijali bagnetami do ziemi. Dzieci rozrywali za nogi, inne nadziewali na widły i rzucali przez parkany. Inteligentów wiązali drutami i wrzucali do studni. Odrąbywali siekierami ręce, nogi, głowy, wycinali języki. Odcinali uszy i nosy, wydłubywali oczy. Wyrzynali przyrodzenie, rozpruwali brzuchy i wywlekali wnętrzności. Młotami rozbijali głowy, żywe dzieci wrzucali do płonących domów.
Szał barbarii doszedł do tego stopnia, że żywych ludzi przerzynali piłami lub uśmiercali kijami. Za uciekającymi przez pola urządzali naganki, wyłapując lub zabijając na miejscu, kogo dopadli. Do kryjówek podziemnych w zabudowaniach wrzucali granaty czy też pęki podpalonej słomy.
A gdy już zgwałcili kobiety i pomordowali wszystkich mieszkańców, upowcy ruszali do grabieży. Kradli dosłownie wszystko: narzędzia, ubrania, zapasy żywności, zwierzęta, ale także pierzyny, wiadra czy garnki. To, czego nie dało się ukraść, podpalali. Następnie ruszali do kolejnej osady. „Chodziło o to, aby z Wołynia zniknęli nie tylko Polacy, ale również wszelkie ślady, że Polacy kiedykolwiek na Wołyniu mieszkali” – pisze Zychowicz. Według Timothy’ego Snydera w nocy z 11 na 12 lipca UPA zaatakowała w 167 miejscach. Ewa Siemaszko określiła te działania genocidium atrox – ludobójstwem straszliwym.
Czytaj też: Zbrodnia w Parośli. To tu zaczęła się rzeź wołyńska
„Jeszcze Polska nie zginęła”
Bezpośredni świadek rzezi Władysław Siemaszko i jego córka Ewa w opracowaniu na temat zbrodni na Wołyniu tak zrelacjonowali przebieg ataku UPA na wieś Zamlicze:
11 lipca 1943 r. rano powracająca z akcji mordowania Polaków w majątku Janin (gm. Chórów) duża grupa upowców napadła na Polaków we wsi i folwarku. Napastnicy byli uzbrojeni w widły, siekiery, kosy i długie drągi, niektórzy mieli broń. (…) Przebywających w zagrodach Polaków, pod pozorem dokonywania rewizji w poszukiwaniu broni, spędzano do mieszkań i kazano kłaść się twarzą do podłogi, po czym wszystkich mordowano przy pomocy narzędzi. Trupy i ranni byli wrzucani do dołów z obornikiem.
W zagrodzie Kolendów, gdzie dokonywano rzezi 11 osób (z których 3 ranne wydostały się z obornika) zarąbywaniu ludzi towarzyszyły żarty na temat wyglądu masakrowanych kobiet. Polskie domy były następnie rabowane. Spalone zostało gospodarstwo Radomskich. Zwłoki zostały pogrzebane na miejscu zbrodni przez miejscowych Ukraińców na polecenie ubowców (…).
Zastrzelonego podczas ucieczki ze zbudowanego przez siebie schronu Bolesława Radomskiego (uczestnika wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku) upowcy ułożyli na drabinie i niosąc przez wieś śpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Równie dantejskie sceny rozgrywały się w innych masakrowanych miejscowościach.
Śmierć zdrajcom ojczyzny
Ofiarą ubowców padali nie tylko Polacy, ale i Ukraińcy, których banderowcy uznali za zdrajców, bo np. mieli polską żonę. W powieści Hańba Maria Paszyńska opisuje, jak mogło to wyglądać:
Najgorzej mieli ci z mieszanych małżeństw. Poprzedniego wieczoru jeden z mężczyzn dostał wybór. Musiał podjąć decyzję. Albo sam zabije żonę, skracając jej cierpienia, albo będzie patrzył na jej krzywdę. Nieszczęśnik nie mógł zdobyć się na to, by zabić kobietę, którą kochał. Posadzono go na krześle i przywiązano. Patrzył, jak gwałcą jego żonę, wił się, jęczał, ale nie mógł już nic zrobić. Gdy kobieta wreszcie padła z wycieńczenia, odetchnął z ulgą.
– Rozpłatać mu brzuch – polecił dowódca. – Niech zgnije, jak na zdrajcę przystało.
„Przypadkowa” rzeź
Inicjatorzy krwawej niedzieli – m.in. Roman Szuchewycz, główny dowódca UPA, który wydał zbrodniczy rozkaz eksterminacji Polaków na Wołyniu – chcieli upozorować całą akcję na spontaniczny bunt chłopski. W oczach opinii publicznej mordy na polskiej ludności miały być efektem lokalnych porachunków, aktów prywatnej wendety oraz przypadkowych napaści. Dzięki temu zamierzano ukryć zorganizowany charakter działań – oraz rolę, jaką odegrała w nich Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery (OUN-B). W rozmowie z Marią Fredro-Boniecką Grzegorz Motyka skomentował:
To był plan przygotowywany na zimno jeszcze przed wojną, a nie bunt ludowy. Pozorowanie powstania chłopskiego było dla partyzantki UPA usprawiedliwieniem i przykrywką dla zorganizowanej czystki etnicznej. Z szacunków wynika, że w mordach uczestniczyło dwadzieścia, trzydzieści tysięcy osób, przy ogólnej liczbie półtora miliona ludności ukraińskiej na Wołyniu.
Miejscowi Ukraińcy w większości byli świadkami. Wielu z nich sympatyzowało z partyzantami i chciało, by powstała niepodległa Ukraina, lecz to wcale nie oznacza, że pochwalali zabijanie polskich sąsiadów. Natomiast jak UPA zaczęła dokonywać mordów, pojawiła się chciwość i pewna kolejna część ludności, która nie zabijała, przyłączyła się do szabru.
80. rocznica krwawej niedzieli
W niedzielę 9 lipca prezydent Andrzej Duda odwiedził Ukrainę, by z Wołodymyrem Zełenskim wziąć udział w nabożeństwie ekumenicznym w Katedrze Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Łucku. W ten sposób oddali hołd ofiarom rzezi wołyńskiej w 80. rocznicę krwawej niedzieli.
Dzień 11 lipca, zgodnie z uchwałą z dnia 22 lipca 2016 roku jest Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej. Szacuje się, że w wyniku ludobójstwa na Wołyniu w latach 1943–1945 zginęło łącznie ok. 100 tysięcy Polaków.
Inspiracja:
Inspiracją dla artykułu była oparta na prawdziwych wydarzeniach powieść Marii Paszyńskiej Hańba (Książnica 2023).
Bibliografia:
- Maria Fredro-Boniecka, Wołyń. Siła traumy, WAB 2016.
- Anna Herbich, Dziewczyny z Wołynia, Znak Horyzont 2018.
- Grzegorz Motyka, Ukraińska partyzantka 1942-1960. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, Rytm 2015.
- Grzegorz Motyka,Wołyń ’43, Wydawnictwo Literackie 2016.
- Aleksandra Rebelińska, Jarosław Junko, Prezydenci Polski i Ukrainy w Łucku: oddajemy hołd wszystkim niewinnym ofiarom Wołynia, PAP.pl (dostęp: 10.07.2023).
- Władysław i Ewa Siemaszko, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939=1945, t. I-II, Wydawnictwo von Boroviecky 2008.
- Piotr Zychowicz, Wołyń zdradzony, Rebis 2019.
KOMENTARZE (5)
W nagrodę za te niesamowite morderstwa teraz nagradzamy Ukraińców czy to jest normalne oczywiście że nie ale to nie Polacy o tym decydują
Zdecydował o tym demokratycznie wybrany przez Polaków rząd. Nie podoba się? To trzeba to pokazać w nadchodzących wyborach.
Nie będę wymieniał z nazw, ale większość partii na polskiej scenie politycznej jest za tym by pomagać Ukrainie nawet kosztem naszych interesów oraz by traktować Ukraińców w Polsce lepiej niż Polaków.
Jest też jedna partia, która mówi, że interesy Polski i Polaków są najważniejsze, a pomaganie Ukrainie zaszło za daleko. Na tę partię zagłosuję.
Straszna tragedia aby nie doszło do powtórki!!! Zbyt dużo jest ich w Polsce . Historia zaczyna zataczać koło. Pamiętam opowieści starszych ludzi .
To nie UPA mordowało Polaków, to upaińscy sąsiedzi mordowali sąsiadów, przy czym ukraińcy dokonywali rzezi, ukrainki paliły chałupy a dzieciaki ukraińskie okradały domy i zwłoki. Taki był podział „pracy”. A teraz potomków tych bandytów mamy u siebie w milionach i nienawidzą nas tak samo, jak tamci. Niczego nie nauczyliśmy się z historii, więc jesteśmy skazani na jej powtórzenie.
Niestety muszę przyznać Ci rację, zwłaszcza po wypowiedziach Żeleńskiego, czy jak mu tam i blokadzie polskich towarów na Ukrainie… dodajmy jeszcze to, jak ta swołocz zachowuje się w Polsce… sami prosimy się o powtórkę z Wołynia…