Bogini Sati z rozpaczy po odebraniu godności jej mężowi Sivie zginęła w płomieniach. Do dziś kobiety w Indiach ją naśladują, idąc za zmarłym mężem na stos.
Słowo sati pochodzi od sanskryckiego przymiotnika sat oznaczającego „idealny, czysty, prawdziwy”. Sati ma też drugie znaczenie – to po prostu dobra, cnotliwa żona. Taką była bogini Sati, która z rozpaczy po odebraniu godności jej mężowi – Sivie – zginęła w płomieniach. Po dziś dzień kobiety w Indiach naśladują ją i udowodniają swoją cnotliwość, idąc za zmarłym mężem na stos, by w pełni świadomie zginąć w płomieniach. Mimo wielokrotnych prób zakazania makabrycznego obrzędu, sporadycznie rytuał sati odbywa się także współcześnie…
Dziki, okrutny zwyczaj
Korzenie obrzędu sati, czyli dobrowolnego samobójstwa w płomieniach po śmierci męża, sięgają starożytności. Jedną z pierwszych relacji o sati zawdzięczamy Diodorowi Sycylijskiemu, greckiemu historykowi, który opisał wydarzenia, jakie miały miejsce po bitwie między wojskami diadochów Aleksandra Wielkiego – Eumenesa i Antygonosa – w środkowym Iranie pod koniec 317 roku p.n.e.
W wojskach Eumenasa walczyły oddziały indyjskie. Po bitwie Grecy ze zdziwieniem zauważyli, że dwie żony zmarłego Keteusa – dowódcy Hindusów, spierały się o to, która pójdzie na stos wraz ze zwłokami męża. Zwyciężczynią rywalizacji okazała się młodsza małżonka. Starsza nie mogła się poświęcić z przyczyn „formalnych”. Była w ciąży. Kronikarz zanotował:
Druga zaś niezmiernie uradowana ze zwycięstwa oddaliła się w kierunku stosu pogrzebowego, uwieńczona przepaskami przez kobiety należące do jej domowników, przystrojona wspaniale, jak gdyby na jakieś zaślubiny była wysłana przez krewnych śpiewających hymn na cześć jej cnoty. Gdy znalazła się blisko stosu, zdjąwszy swój strój ozdobny, rozdała go domownikom i przyjaciołom, pozostawiając po sobie – jak mógłby ktoś powiedzieć pamiątkę tym, którzy ją kochali.
Jej strój ozdobny był taki: na rękach mnóstwo pierścieni wysadzanych drogimi kamieniami i mieniących się kolorami, na głowie niemała liczba złotych gwiazdek urozmaiconych różnorodnymi kamieniami, na szyi mnóstwo łańcuszków, jednych mniejszych, innych stopniowo coraz większych.
W końcu pożegnawszy domowników, przez brata została wprowadzona na stos i podziwiana przez tłum zgromadzony na to widowisko, po bohatersku zakończyła życie. Albowiem zanim spłonęła, cała armia pod bronią obeszła trzy razy stos pogrzebowy, ona zaś – położywszy się obok męża i podczas narastania ognia nie wydawszy żadnego niegodnego okrzyku – u jednych spośród oglądających wzbudziła litość, u innych przesadne pochwały. Niemniej jednak niektórzy spośród Hellenów ganili te zwyczaje jako dzikie i okrutne.
Życie po życiu
Sati – dobrowolne pójście na śmierć małżonki zmarłego – jest możliwe w hinduskim systemie kulturowym dzięki ramom religijnym i filozoficznym. Zgodnie z nimi śmierć stanowi jedynie złudzenie, a życie duszy – czy to w formie połączenia ze wszechświatem, czy też powtórnego wcielenia – nie kończy się wraz ze śmiercią. Ogień natomiast ma walory oczyszczające duszę z niedostatków i „rzeczy tego świata”. Umożliwia przejście do rzeczywistości niematerialnej. Dlatego też kremacja stanowiła niezwykle istotny element ceremonii pogrzebowej.
Czytaj też: Za małżonkiem na stos. Jaki los czekał wdowy w świecie dawnych Słowian?
Powtórne zaślubiny
Rytuał sati ma gwarantować dobrej żonie, że wraz ze zmarłym mężem odejdzie do innego wymiaru, gdzie będą kontynuować swoją miłość i małżeństwo. Dlatego też kobieta idąca na stos wraz ze zwłokami męża ubrana była niczym panna młoda podczas uroczystości weselnej. Wdowa siadała obok zwłok zmarłego męża. Czasem kładła jego głowę na swoich kolanach. Zdarzało się, że i sama podkładała ogień. Gdy płomienie zaczynały palić jej ciało, wywołując okropny, przerażający ból, miała zachować ciszę. Krzyk i jęki mogłyby świadczyć o nieczystości jej intencji.
Choć przymusowe sati z założenia było nieważne, zdarzało się, że „pomagano” wdowom przetrwać bez krzyku i odruchów instynktu samozachowawczego – np. przywiązując je do drewnianej konstrukcji i odurzając środkami psychoaktywnymi. Relacje podróżników, Mogołów, którzy przez kilka stuleci rządzili w Indiach, czy kolonizatorów brytyjskich pełne są opisów tych brutalnych ceremonii. Zazwyczaj odbywały się one na oczach wielu – czasem nawet tysięcy – gapiów. Żona idąca w płomienie zyskiwała w ich oczach miano bohaterki i świętej. Od starożytności kobietom, które poszły za mężem w płomienie, budowano świątynie i oddawano im cześć. Ich chwała była wieczna.
Na „zaszczyt” śmierci sati nie mogły sobie pozwolić kobiety w ciąży i wychowujące małe dzieci, a także kobiety mające menstruację. Krew menstruacyjną uważano za nieczystą.
Czytaj też: Zwłoki rzucane na pożarcie sępom i… psom. Ta religia wyjątkowo brutalnie rozprawiała się ze zmarłymi
Zaszczyt czy konieczność?
Wdowę, która nie zdecydowała się na sati i żyła nadal po śmierci męża, czekał smutny los. Stawała się niechcianą i odsuniętą na margines członkinią społeczności. Powtórne zamążpójście było społecznie napiętnowane. Wdowa miała spędzić dalsze życie w samotności i w ascezie. Nie mogła kolorowo się ubierać, malować, nosić ozdób i biżuterii. Nie partycypowała w życiu grupy, rozrywkach, spotkaniach nieoficjalnych. Spała na podłodze, często pościła. Jej posiłki były prostsze i mniejsze niż pożywienie pozostałych osób w jej otoczeniu.
Życie wdowy oznaczało (i niestety w niektórych rejonach Indii nadal oznacza) nieomal śmierć za życia. Czy więc nie lepiej odejść w płomieniach, zyskując sławę i szacunek? Zwłaszcza że po drugiej stronie miało czeka ponoć lepsza egzystencja u boku męża, bez którego żona nie znaczyła nic…
Sati nie chce odejść
Los hinduskich wdów do dziś wygląda podobnie, zwłaszcza na prowincji. Portale turystyczne i podróżnicy rozpisują się choćby o Vrindavan, mieście wdów, oddalonym o 150 km od Delhi. Na około 50 tysięcy mieszkańców, ponad 20 tysięcy stanowią samotne kobiety, żyjące po stracie męża. Mieszczą się tu też zresztą specjalne ośrodki dla kobiet, których egzystencja straciła sens.
Po śmierci męża kobieta w Indiach staje się zależna od jego rodziny lub rodziny najstarszego syna. Niejednokrotnie niechciana i odsunięta, zmuszona jest do opuszczenia rodzinnych stron. Co prawda podniesienie poziomu życia i związane z tym zmiany w tradycjonalistycznym społeczeństwie wpływają na rosnącą liczbę wdów, które na nowo układają sobie życie, ale nadal jest to piętnowane.
Kolejni rządzący w Indiach od stuleci próbowali wyrugować morderczy rytuał sati. Tak było m.in. w czasach, gdy na subkontynencie rządzili Mogołowie, m.in. Aurangzeb, szósty władca imperium. W 1663 r. wydał oficjalny dekret zakazujący palenia kobiet. Mimo to lokalnie obrzędy sati nadal się odbywały. Na stosach płonęły żony radżów, a więc dostojników i lokalnych zarządców. Również Brytyjczycy mocno zwalczali zwyczaj samospalenia. Organizowano nawet akcje wśród kobiet, mające przekonywać do zaprzestania makabrycznego obrzędu.
Ostatecznie pod koniec lat 80. ubiegłego wieku wprowadzono prawo penalizujące nie tylko nakłanianie do sati, gloryfikację ofiar, ale również bierne uczestnictwo. Za wychwalanie sati lub obserwację ceremonii może grozić do 7 lat więzienia, za namawianie – nawet dożywocie. Mimo to w Indiach ciągle sporadycznie płoną kobiety. W 1987 roku zginęła 18-letnia Roop Kanwar, zaprowadzona w ogień przez własnego brata. Zmarła na oczach 4 tysięcy ludzi. W 2002 roku na stosie spłonęła 65-letnia Kuttu Bai. W związku z obrzędem przeprowadzonym w wiosce w środkowych Indiach aresztowano 15 osób. Jednak mroczny rytuał pchający do cierpienia i samobójczej śmierci ciągle jest mocno zakorzeniony w hinduskiej świadomości.
Bibliografia:
- Kieniewicz Jan, Historia Indii, Wyd. Ossolineum, Wrocław 2003.
- Szczurek Przemysław, Sati. Samopalenie wdów indyjskich w najdawniejszych relacjach Wschodu i Zachodu, Wyd. Dialog, Warszawa 2013.
- Waterstone Richard, Indie. Magia – tradycja – rzeczywistość, Wyd. Świat książki, Warszawa 1996.
KOMENTARZE (4)
To pozostałe wdowy mogą bez problemu zaczynać nowe życie?
Jaki miała interes ta jedna co umarła?
Że będzie żoną na zawsze? Czyli pozostałe na zawsze już nie będą mogły być żonami? Bez sensu
Sati miało też inne uzasadnie, miało chronić mężów przed morderstwem , jak żona zabije męża to razem z nim umrze.
Sati jest prawnie zakazany w Indiach ,nie wolno tego robić nikomu.
To przerażający rytuał i trudny do akceptacji dobrze że jest tępiony prawem bo pomimo tego że miał to być rytuał zapewniający „chwałę” kobiecie to nadużycia związane z tym także są przerażające.
Rytualna śmierć jaka by nie była jest okrucieństwem.