Tajlandia, 2018 rok. Grupa nastolatków utknęła w jaskini Tham Luang. Akcję ratunkową obserwował cały świat. By ocalić chłopców, zastosowano szokujące metody.
Był 23 czerwca 2018 roku. 12 chłopców w wieku od 11 do 17 lat z piłkarskiej drużyny Dzików pod wodzą trenera Ekkapola Chantawonga postanowiło wybrać się na przejażdżkę rowerową, później zaś na dalsze zwiedzanie jaskini, a właściwie kompleksu jaskiń Tham Luang Khun Nam Nang Non (nazwę tę tłumaczy się jako „jaskinia śpiącej kobiety”). Wcześniej już tam bywali. Jeden z nastolatków, Peerapat „Night” Sompiangjai, miał nawet tego dnia urodziny. Co mogło pójść źle?
Planowali spędzić tam jedynie godzinę. Zostawili plecaki przy rowerach, zabrali tylko latarki i… zniknęli. Winowajcą okazały się intensywne opady. W czasie deszczów monsunowych te jaskinie zamieniają się w śmiertelną pułapkę. Wąskie korytarze dość szybko wypełniają się wodą spływającą ze wzgórz. Dlatego przy wejściu znajduje się ostrzeżenie: nie wchodzić od lipca do października. Bezpiecznie można tam przebywać tylko od listopada do kwietnia, a była już końcówka czerwca…
Skalna pułapka
Trener i znajdujący się pod jego opieką nastoletni piłkarze szybko zorientowali się, że jedyna droga powrotna została odcięta. Poziom wody podnosił się zbyt szybko, aby myśleć o wydostaniu się. Trzeba było przed nią uciekać. Cała grupa przemierzyła jeszcze około 4 kilometrów w głąb jaskini, nim zdecydowała się ulokować na jednej ze skalnych półek. Udało im się nawet nieco wkopać kamieniami w ścianę (na około 5 metrów), aby skupić się blisko siebie i w ten sposób zapobiec nadmiernej utracie ciepła.
Nie mieli ze sobą żadnego jedzenia. Wodę udawało im się pozyskać, ponieważ miejscami ściekała po skałach. Na ratunek przyszło im specyficzne doświadczenie trenera. W przeszłości bowiem przebywał on w buddyjskim klasztorze, gdzie nauczył się m.in. sztuki medytacji. Posiadaną wiedzę postarał się przekazać podopiecznym. Pozwoliło im to zachować spokój i jak najwięcej sił, a także sprawiło, że oszczędzali powietrze. Dla rozładowania napięcia chłopcy… grali też w warcaby.
Czytaj też: Kraina terroru. Horror ludzi wysłanych z misją ratunkową do lodowego piekła Arktyki
Akcja poszukiwawcza nabiera tempa
Rodzina i przełożony trenera, Nopparat Khanthawong, zawiadomili władze o zaginięciu drużyny. Niezwykle szybko w akcję poszukiwawczą zaangażowani zostali ratownicy, policja, a nawet żołnierze z elitarnych tajlandzkich Navy Seals. Na samym początku nie bardzo wiedziano, co robić i jak szukać zaginionych. Pompy okazały się niewystarczające, próby nawiercania skał również okazały się ślepą uliczką. Brakowało też nurków mających doświadczenie w pracy w jaskiniach. Działań nie ułatwiały też trwające opady deszczu.
W kolejnych dniach zaczęli się pojawiać profesjonaliści z innych państw: Stanów Zjednoczonych, Chin, Wielkiej Brytanii, Australii, Belgii, Holandii i Skandynawii. Pierwsi dotarli już 28 czerwca. Początkowo poszukiwania nie przynosiły jednak rezultatu.
Istotnej wskazówki udzielił na pewnym etapie jeden z członków Dzików, który nie wziął udziału w wycieczce. Wskazał miejsce nazywane Pattaya Beach, które wcześniej odwiedzali w jaskini. Dwóch brytyjskich nurków, John Volanthen i Rick Stanton, dotarło tam nawet 2 lipca, ale „plaża” okazała się pusta. Kontynuowali jednak poszukiwania. W końcu wynurzyli się w miejscu, gdzie znajdowało się powietrze i trochę otwartej przestrzeni. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę!
Thirteen? Brilliant!
Kiedy zaczęli przeczesywać latarkami to miejsce, odnaleźli wszystkich 13 zaginionych. Byli zmęczeni, trochę wychudzeni, ale żywi. Jeden z nurków wykrzyknął: – Thirteen? Brilliant! Spotkanie zostało uwiecznione na nagraniu i udostępnione w Internecie. Później do grupy dołączyli – i zostali aż do końca akcji – inny nurek z „fok” oraz lekarz wojskowy.
Chłopcom dostarczono pożywienie w płynnej formie oraz wodę mineralną wzbogaconą witaminami. Zdecydowano się przetransportować do jaskini również butle z powietrzem – i to właśnie w tych okolicznościach poniosła śmierć jedyna osoba w trakcie całej operacji. Był to 38-letni tajlandzki nurek. Saman Gunan stracił po drodze przytomność, ponieważ w jego własnej butli skończyło się powietrze. Towarzyszący mu kolega próbował mu pomóc, ale było już za późno. Stało się to 6 lipca.
W międzyczasie myślano nad sposobami uratowania całej grupy. Wymagało to opracowania precyzyjnego planu. Mogłoby się wydawać, że dobrym rozwiązaniem byłoby przygotowanie chłopców, np. nauczenie ich podstaw nurkowania, aby mogli o własnych siłach lub przy niewielkiej pomocy wydostać się na zewnątrz. Jednakże byłoby to obarczone zbyt dużym ryzykiem. Wystarczyłoby, że na jakimś etapie któryś z chłopców nie dałby rady fizycznie lub spanikował. Poza tym nie wszyscy potrafili pływać. Nie wchodziło także w rachubę częściowe wypompowanie wody, ponieważ jej część i tak musiałaby opaść sama, a to mogło zająć całe miesiące. Należało zatem wymyślić coś innego.
Czytaj też: 11-latka osierocona na oceanie
Odurzeni i związani dla własnego bezpieczeństwa
Zdecydowano się na rozwiązanie dość kontrowersyjne – chłopców postanowiono fizycznie i farmakologicznie „ubezwłasnowolnić”. Za całą operację odpowiadali dwaj nurkowie: lekarz i anestezjolog dr Richard Harris oraz emerytowany weterynarz Craig Challen. Na czym polegał plan? Każdemu z nastolatków podano silne środki uspokajające i rozluźniającą mięśnie ketaminę. Dodatkowo atropina miała zmniejszyć wydzielanie śliny i ułatwić oddychanie przez maskę tlenową.
W takim właśnie „znieczulonym” stanie wszyscy mieli zostać przetransportowani przez nurków na zewnątrz. Istniało jednak ryzyko, że środki przestaną działać w trakcie operacji. Dlatego też podjęto środki zapobiegawcze. Po pierwsze, chłopcom na czas akcji, już po podaniu farmaceutyków, związano ręce. Brzmi to dość brutalnie, ale chodziło o to, by któryś z nich nie zaczął się szarpać i np. nie zdjął maski. Ponadto nurkowie mieli przy sobie dodatkowe strzykawki z ketaminą.
Czytaj też: Powódź tysiąclecia w 1997 roku
Na ratunek!
Operacja wydostania wszystkich z jaskini została rozpoczęta 8 lipca o godzinie 10:00. Decyzję podjęto nagle z dwóch powodów: chwilowo przestał padać deszcz, a poza tym – zgodnie z informacjami od miejscowej ludności – około 10 lipca cały kompleks jaskiń zazwyczaj znajdował się już całkowicie pod wodą. Przez kolejne 3 dni, aż do 10 lipca codziennie ratowano 4 chłopców. To nie była jednak prosta droga z punktu A do B. Na trasie należało pokonać różne przeszkody, raz się wspinać, potem znowu nurkować. Niektóre fragmenty były też bardzo ciasne – na tyle, że nurkowie musieli nawet zdejmować butle tlenowe. Konieczne było także rozłożenie lin, inaczej ratownicy mogliby stracić orientację.
Każdego z chłopców wyciągało jednocześnie dwóch nurków. Z pierwszym ratowany nastolatek był połączony uprzężą, natomiast drugi poruszał się z tyłu jako asekuracja. Tak wyglądała akcja w przypadku ciaśniejszego etapu. Później piłkarze byli już transportowani przypięci do noszy. Trwało to łącznie kilka godzin. Wszystkich ocalonych przewieziono później do szpitala w Chiang Rai. Ostatniego dnia wraz z nurkami na powierzchnię wypłynął również trener drużyny.
W ostatniej chwili
Niestety, nie obyło się bez problemów. Już pierwszego dnia organizm jednego z chłopców źle zareagował na leki. Pojawiły się problemy z oddychaniem. Konieczne było ustabilizowanie jego stanu i dopiero potem podjęto kolejną próbę ratunku – tym razem już bez komplikacji. Drugiego dnia w trakcie transportowania na powierzchnię kolejny z chłopców zaczął się budzić. Nurek musiał wstrzyknąć mu kolejną dawkę ketaminy. Natomiast ostatniego dnia problemem okazało się dopasowanie szczelnej maski do najmniejszego z piłkarzy. Ostatecznie jednak i z tym sobie poradzono. Smutnym akcentem był natomiast fakt, że tuż po wyjściu z jaskini Richard Harris, któremu wszyscy tak wiele zawdzięczali, został powiadomiony o śmierci ojca.
Z ratunkiem zdążono w ostatniej chwili. 10 lipca – tak jak uprzedzali miejscowi – poziom wody znowu zaczął się podnosić. Cała akcja ratunkowa zostanie zapewne zapamiętana na długo. Z całą stanowczością można stwierdzić, że biorący w niej udział nurkowie dokonali czegoś, co wydawało się niemożliwe.
Bibliografia
- Grochot, Związani i uśpieni lekami. Prawda o akcji ratunkowej w jaskini w Tajlandii, www.rmf24.pl (dostęp: 10.10.2022).
- L. Hamilton, Trapped in a Thailand Cave, Abdo Publishing, North Mankato 2020.
- Massola, The Great Cave Rescue: The extraordinary story of the Thai boy football team trapped in a cave for 18 days, Duckworth Books, Richmond 2019.
- Soontornvat, All Thirteen: The Incredible Cave Rescue of the Thai Boys’ Soccer Team, Candlewick Press, Vicenza 2020.
- Thailand cave rescue, edition.cnn.com, (dostęp: 10.10.2022).
- The full story of Thailand’s extraordinary cave rescue, www.bbc.com (dostęp: 10.10.2022).
- van Waart, R. J. Harris, N. Gant, X. Vrijdag, C. J Challen, C. Lawthaweesawat, S. J. Mitchell, Deep anaesthesia: The Thailand cave rescue and its implications for management of the unconscious diver underwater, „Diving and Hyperbaric Medicine”, vol. 50, No. 2/2020.
KOMENTARZE (5)
MIELI SZCZESCIE CHŁOPAKI ……………..
Ogromne:)
To wcale nie szczęście, lecz ich karność, upór, hart ducha i twarde wychowanie!!!
Real Life
Населённый пункт Херсон должны освободить от русских военных в ноябре. Так например свидетельствуют украинские командиры.
Niestety, ale polskie dzieci i młodzież z takim wychowaniem, słabością i edukacją, czy raczej ich brakiem, szybko nie daliby rady…
Real Life