W jego twórczości było coś genialnego, a zarazem szalonego. Malował, fotografował, pisał, filozofował. Witkacy był postacią o wielu twarzach.
Nie należał do artystów, którzy w jakikolwiek sposób chcieliby się ograniczać. Z życia czerpał garściami, a potem przenosił to do sztuki. W „Niemytych duszach” Witkacy zapisał:
Nie uważam się bynajmniej za geniusza (jak to mi paru niepoczciwców starało się wmówić – tzn. nie genialność bynajmniej, tylko właśnie uważanie się za geniusza jako takie), ale znowu nie mogę zgodzić się z sądami różnych, niezbyt oczywiście dla mnie miarodajnych czynników, które chcą mnie zmieszać z błotem i odmówić wszelkiej wartości malarskiej, pisarskiej, scenicznej i filozoficznej. Jestem dość od siebie wymagający i mam wrażenie, że mój trzeźwy sąd (jestem przecie spsychoanalizowany dokładnie – to jest bardzo ważne) o sobie niewiele odbiega od rzeczywistości in plus, a w chwilach depresji in minus.
„Niemyte dusze” to jeden z tych tekstów, których nie sposób jednoznacznie zaklasyfikować gatunkowo. Witkacy posługuje się tu swoim niemal paranoicznym i surrealistycznym stylem, jego myśli zaskakują jednak precyzją i ponadczasowością. Z pewnością był artystą wymykającym się wszelkim ramom i definicjom.
Czytaj też: Wyspiański. Czwarty wieszcz
Oczy skierowane w kosmos
Rozsławiony jako Witkacy Stanisław Ignacy Witkiewicz przyszedł na świat 24 lutego 1885 roku. Był jedynym synem Stanisława Witkiewicza, znanego pisarza, malarza i krytyka, oraz Marii z Pietrzkiewiczów, nauczycielki muzyki. Matką chrzestną Stasia została jedna z najwybitniejszych aktorek epoki – Helena Modrzejewska, która podobno zapoznała ze sobą jego rodziców.
Starszy Witkiewicz nie uznawał zinstytucjonalizowanego kształcenia, uważał, że zabija on indywidualność, więc swojemu synowi zapewnił domową edukację. Ojciec uczył Stasia malarstwa, a matka muzyki. Chłopiec miał też guwernantkę. Już od lat dziecięcych interesował się wieloma dziedzinami. Jako pięciolatek malował pierwsze akwarele, zbierał minerały, sporządzał zielniki. Szczególnie fascynowała go astronomia. Jego ojciec w listach do swojej matki pisał: Dziecko zdrowe, nurza się w astronomii. (…) Najulubieńszym tematem rozmów jest astronomia. Całe godziny gotów jest mówić i słuchać o stosunkach planet i słońca.
Około 1900 roku do pasji młodego Witkacego dołączyła fotografia. Fotografował rodzinę, przyjaciół, pejzaże. Zdjęcia często zastępowały mu szkice do obrazów olejnych. W tym czasie malował przede wszystkim pejzaże, przedstawiające między innymi Tatry. Czerpał mnóstwo radości z patrzenia na naturę, nie lubił miast, cieszył się „każdą wierzbą, każdą chmurą, każdym załomem ziemi”, jak pisał jego ojciec w liście do swojej siostry.
Czytaj też: Kontrowersyjna Maria Konopnicka
Pokorny idiota i demoniczna kobieta
Po raz pierwszy Witkacy zaprezentował publicznie swoje prace na przełomie lat 1901 i 1902. W Zakopanem pokazał dwa pejzaże z Litwy. Trzy lata później był już studentem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, w pracowni Józefa Mehoffera. Ojciec Witkacego, nieuznający przecież żadnej formy kształcenia instytucjonalnego, nie był zadowolony. W listach do syna grzmiał, pisząc: Nie, mój drogi, mój miły! Nie dla Ciebie miejsce między tymi, wodzonymi przez profesora, rozmaitymi malarczykami, którzy są wiecznymi uczniami. Witkacy tylko mu odpisywał, że przecież nie jest „anemicznym i pokornym idiotą”, po czym oddawał się studenckiemu życiu.
Odwiedzał wystawy, chodził do teatru i przesiadywał w Jamie Michalikowej, gdzie występował kabaret Zielony Balonik. Eksperymentował także z malarskimi formami. Zaczął rysować węglem, inspirowały go zwłaszcza utwory literackie. Jego wyobraźnię rozbudzały również podróże – zwiedził Monachium, Wiedeń, Paryż. Nie mniej inspirujące z pewnością były jego liczne miłostki.
Pierwszy namiętny romans przeżył z Ireną Solską, wybitną aktorką, starszą o osiem lat. Była ona wówczas żoną równie wybitnego Ludwika Solskiego. Witkacy często ją portretował, a prace okraszał złośliwymi tytułami: „Pani S. – demon, wulgarny demon” czy „Dziwaśka”. Uwiecznił ją nawet w swojej pierwszej powieści – „622 upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta” (pisanej w latach 1910–1911), w której nie brakuje odważnych scen erotycznych. To między innymi z ich powodu książka nie mogła się ukazać za życia autora. Po raz pierwszy opublikowano ją dopiero w 1972 roku.
Czytaj też: Tove Jansson i jej Muminki
Z tropików na wojnę
W 1913 roku Witkacy poznał Jadwigę Janczewską, w której tak się zakochał, że postanowił się oświadczyć. Do zaślubin jednak nie doszło. W lutym 1914 roku para się pokłóciła i osobno wyruszyła w podróż w góry. Tam Janczewska odebrała sobie życie, strzelając z pistoletu w serce. Nie wiadomo, co dokładnie przyczyniło się do tragedii. Podobno kobieta była w ciąży, ale nie z Witkacym, a z kompozytorem Karolem Szymanowskim. Witkacy bardzo przeżył śmierć Jadwigi. Swoje nieszczęście oddał w dwóch kompozycjach narysowanych węglem. Obie prace przedstawiają umierającą kobietę w towarzystwie dziwacznych istot.
Po tragicznych wydarzeniach przyjaciel Witkacego, antropolog Bronisław Malinowski, zaproponował mu wyjazd do Australii. Podróż miała mieć charakter terapeutyczny. Z listów Witkacego do rodziców, a także napisanych przez niego artykułów i namalowanych pejzaży dowiadujemy się, jakie znaczenie dla twórczości artysty miała ta podróż. Witkacy był oszołomiony bujną przyrodą tropików i odmienną kulturą. Jednak wybuch I wojny światowej skłonił go do powrotu do Europy. Wstąpił do szkoły oficerskiej, a po jej ukończeniu wziął udział w krwawej bitwie pod Witonieżem w zachodniej części Ukrainy. Został tam ranny i trafił do szpitala. Na front już nie wrócił.
Czytaj też: Zapomniana historia Bronisława Piłsudskiego
Świat w pastelach
Zagmatwane dzieje świata w tym czasie nie przeszkadzały Witkacemu w tworzeniu. Od 1915 roku skupił się na rysowaniu portretów. Początkowo wykorzystywał tylko węgiel, czasami rysunki podbarwiał pastelami. Dopiero późniejsze portrety aż jarzą się żywymi kolorami. Witkacemu udało się wypracować charakterystyczny dla jego prac efekt – portretowane przez niego postacie są wiernie i realistycznie oddane, ale jaskrawe tła przywodzą na myśl ekspresjonistyczną estetykę.
Barwnymi pastelami Witkacy malował również swoje kompozycje fantastyczne i astronomiczne, które były pokłosiem jego dziecięcych fascynacji. Wciąż też inspirował się utworami literackimi. Praca z grabarzami z 1916 roku przedstawia scenę monologu Hamleta na cmentarzu, a gwasz „Pocałunek mongolskiego księcia w lodowej pustyni” odnosi się do tekstów Tadeusza Micińskiego. Z kolei „Kompozycja z łabędziami” wyraźnie nawiązuje do „Jeziora Łabędziego” Piotra Czajkowskiego.
Nieustanne nienasycenie
Kilka miesięcy przed zakończeniem I wojny światowej Witkacy wrócił do Polski. W dwudziestoleciu międzywojennym stworzył swoje najwybitniejsze dzieła. Realizował się na wielu polach – nie tylko malował i fotografował, lecz także pisał dramaty („W małym dworku”, „Wariat i zakonnica”) i powieści („Pożegnanie jesieni”, „Nienasycenie”), a nawet pisma filozoficzne i estetyczne, takie jak „Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia”, „O Czystej Formie” czy „Teatr. Wstęp do teorii Czystej Formy w teatrze”.
Był twórcą koncepcji artystycznej „Czysta Forma”, która wynikała z jego przekonań filozoficznych. Witkacy żywił przekonanie, że sztuka powinna wywoływać u odbiorcy uczucie metafizyczne, powiązanie z poczuciem wyjątkowości własnego istnienia i odrębności wobec świata. Według niego to właśnie uczucie metafizyczne nadaje sens życiu, a oderwanie od niego prowadzi do kryzysu, nieustannego nienasycenia życiem.
Działalność i twórczość Witkacego nie były odbierane w jednoznaczny sposób. Z jednej strony stał się ważną postacią. Jego obrazy i dramaty zdobywały popularność, a osobowość i talent fascynowały. Z drugiej – traktowano go jak dziwaka, niepoważnego ekscentryka, którego sztuka była nader nowatorska, zbyt awangardowa.
Do takiego postrzegania Witkacego być może przyczynił się jego dosyć szokujący styl życia. Nie stronił od romansów, mimo że w 1923 roku poślubił Jadwigę Unrug, wnuczkę Juliusza Kossaka. Intensywnie eksperymentował też z narkotykami, sprawdzając wpływ substancji psychoaktywnych na proces twórczy artysty. Eksperymenty prowadził pod kontrolą lekarzy, którzy często sami dostarczali mu odpowiednie środki. Swoje narkotykowe doznania i wrażenia opisał w książce „Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter”, która została wydana w 1932 roku.
Czytaj też: Czym szprycowali się nasi pradziadkowie?
Firma portretowa „S.I. Witkiewicz”
Rok 1925 był dosyć przełomowy i graniczny dla Witkacego. Artysta zrezygnował wtedy z malarstwa olejnego i postanowił poświęcić się wyłącznie twórczości portretowej, tworzonej pastelami. Zaskakującą decyzję starano się tłumaczyć na różne sposoby, ale powód był prozaiczny – artysta mierzył się z ogromnymi problemami finansowymi. Założył jednoosobową Firmę Portretową „S.I. Witkiewicz” i opracował jej regulamin, na wzór żartobliwego regulaminu dla warszawskiej kawiarni „Pod Pikadorem”, rozpisanego przez poetów z grupy Skamander. Motto firmy Witkacego brzmiało: „Klient musi być zadowolony. Nieporozumienia wykluczone”.
W regulaminie artysta ujął między innymi typy oferowanych portretów. Typ A – najdroższy – oznaczał portret jak najdokładniejszy i realistyczny, jedynie tło mogło być fantastyczne. Portret typu B również przedstawiał realistyczne ujęcie osoby portretowanej, „bez cienia karykatury”.
Typ C był tworzony przez Witkacego zazwyczaj w sytuacjach towarzyskich, dla przyjaciół, a nie dla klientów firmy. Artysta nie pobierał za nie opłat, ale malował je często pod wpływem alkoholu i narkotyków, o czym informował, dopisując na portretach odpowiednie skróty (przykładowo skrót Co oznaczał kokainę, a Eu – eukodal, pochodną morfiny). Środki odurzające powodowały „spotęgowanie karykaturalne tak formalne, jak i psychologiczne” portretów.
Typ D powstawał bez stosowania substancji psychoaktywnych, były to kompozycje pozbawione ekspresji, ale dosyć swobodne pod względem formalnym. Typ E według regulaminu zakładał „dowolną interpretację psychologiczną według intencji Firmy”. Dopuszczalne również było łączenie dwóch typów portretów w jednej pracy, na przykład A + E.
Kod sztuki
Na portretach Witkacy umieszczał nie tylko datę i sygnaturę, lecz także zabawne komentarze i dodatkowe informacje, dotyczące jego sposobu pracy. Poza wspomnianymi powyżej skrótami oznaczającymi spożywane narkotyki zaznaczał, czy podczas malowania pił kawę (skrót Cof.), herbatę (herb.), piwo (pyfko). Wspominał też o swojej abstynencji od papierosów (NP + liczba dni) albo dodawał nietypowe informacje: p.p.c. – oznaczało malowanie prawie po ciemku, prz.ok. – przez okulary, a napafot – na pamięć z fotografii.
Nie wiadomo, ile portretów namalował Witkacy. Podobno na początku lat 30. zwierzył się komuś, że właśnie skończył pięciotysięczny portret. Zakłada się, że mógł ich stworzyć nawet siedem tysięcy. W latach 30. nieco zwolnił tempo malowania, o wiele bardziej pochłaniały go problemy filozoficzne, które znajdowały ujście w jego powieściach i dramatach.
Lata 30. to także burzliwy okres w życiu prywatnym Witkacego. Jego małżeństwo trudno uznać za udane, opierało się raczej na przyjaźni. Artysta wikłał się w kolejne romanse, czego nawet nie ukrywał. Zmęczona tym jego żona przeprowadziła się do Warszawy, on pozostał w Zakopanem i pisał do niej listy, nawet codziennie, w których donosił nie tylko o bolączkach codzienności, lecz także o kłopotach… z kolejnymi kochankami. Jadwiga wszystko cierpliwie znosiła.
Stara portretowa prostytutka skazana na zagładę
W 1929 roku Witkacy poznał Czesławę Oknińską, z którą przez następną dekadę tworzył burzliwy, pełen rozstań i powrotów związek. Nie przeszkadzał mu on jednak w nawiązywaniu kolejnych miłosnych relacji. U schyłku 1938 roku artysta był zmęczony osobistymi problemami. Niepokoiła go też sytuacja międzynarodowa, obawiał się światowej katastrofy. W liście do swojego przyjaciela, niemieckiego filozofa Hansa Corneliusa pisał:
U mnie również nie jest dobrze. Moja żona wciąż słaba i zmęczona, Czesława kompletnie wyczerpana nerwowo (przez pracę w urzędzie), ja prawie bez pieniędzy i żadnych widoków […]. Filozoficzne napięcie mało wartościowe, mimo moich idei […]. Stara portretowa prostytutka (tak się nazwałem) skazana na zagładę.
Na początku II wojny światowej Witkacy uciekł wraz z Czesławą na wschód Polski. Trafili do poleskiej wsi Jeziory. Wcześniej artysta zgłosił się do komisji poborowej, ale ze względu na zaawansowany wiek i zły stan zdrowia nie dostał powołania do wojska. Gdy 17 września Armia Czerwona przekroczyła wschodnią granicę Polski, Witkacy uznał, że nie ma dokąd uciec i postanowił popełnić samobójstwo. 18 września razem z Czesławą udali się do lasu. Oknińska zażyła kilkadziesiąt tabletek nasennych i uspokajających, a Witkacy podciął sobie tętnicę na szyi. Znaleziono ich dwie godziny później. Artysta już nie żył, ale kobietę udało się odratować. Następnego dnia Witkacy został pochowany na miejscowym cmentarzu.
Bibliografia:
- Błoński J., Witkacy na zawsze, Kraków 2003.
- Błoński J., Witkacy: sztukmistrz, filozof, estetyk, Kraków 2001.
- Bocheński T., Witkacy i reszta świata, Łódź 2010.
- Jakimowicz I., Malarz, Warszawa 1985.
- Żakiewicz A., Witkacy, Warszawa 2006.
KOMENTARZE (4)
Zabrakło informacji o tym że w Rosji sami żołnierze bolszewiccy którzy z reguły mordowali swoich oficerów, wybrali oficera Witkacego swoim dowódcą. Był także Witkacy spokrewniony z …Piłsudskim, którego sportretował w swojej powieści „Nienasycenie” jako generała-kwatermistrza …Erazma Kocmołuchowicza.
SZEWCY
SZEWCY
SZEWCY
Ile razy należy z tekstem bawić się w wytnij-kopiuj-wklej, żeby zdarzeń nie udało się poskładać w ciąg logiczny? Ciekawe.
Tak, SI Witkiewicz /Witkacy/ był jednym z tych, którzy przepowiedzieli, przeczuli i przewidzieli nadchodzący upadek, degenerację i degrengoladę Zachodu, cywilizacji, Europy za sprawą m.in. czerwonej zarazy, lewicowej hołoty, leninowskiego/rewolucyjnego bolszewizmu z azjatyckiego, ruskiego, komunistycznego wschodu /Rosja radziecka, ZSRR, tow. Stalin, NKWD, KGB/ a potem do Polski 1/17 września 1939; 1944 – 1945 PKWN, PRL/50 lat: komuna, socyalizm, tzw. „demokracja ludowa”; PRL bis…, czyli zmarnowane lata, trud, praca, odbudowa Polski.
Vide: „Pożegnanie jesieni” /powieść/, „Szewcy” /dramat jak narodowy, polski/ a tak w ogóle wszystko.
I jest tylko jedna paskudna rzecz, jaką On zrobił – kazał usunąć dziecko swojej żonie; a tak byłby następca genetyczny po Witkiewiczu, junior, a tak nie ma, jego…
Zob.: „Listy” /tj. męki/ w wyd. prof. J. Deglera /UWr./
Real Life, Art and Future