Nazywano je pogardliwie „medycynierkami”, wyśmiewano ich wiedzę, podważano moralność i kompetencje. Nawet te, które zdolnościami przewyższały kolegów nie miały szans na prowadzenie praktyki lekarskiej, nie będąc w stanie uzyskać koniecznych pozwoleń czy szans na zdobycie zaufania pacjentów. Jak wyglądała droga kobiet do zawodu lekarza w XIX wieku?
Pierwsza dyplomowana lekarka praktykująca na ziemiach polskich przyszła na świat w 1854 roku w Mławie jako córka pułkownika żandarmerii rosyjskiej, Władysława Tomaszewicza i Jadwigi z Kołaczkowskich, wywodzącej się z rodziny ziemiańskiej. Już okoliczności jej narodzin prognozowały siłę charakteru i burzliwe życie – poród odbył się w trakcie szalejącej nawałnicy z grzmotami i błyskawicami. W 1869 roku Anna ukończyła wyższą pensję pani Paszkiewiczowej, jednak nie zamierzała poprzestawać na edukacji stosownej dla dobrze urodzonych panien w swojej epoce. Jak czytamy w powieści Uczniowie Hipokratesa. Doktor Anna autorstwa Ałbeny Grabowskiej:
„Kiedy z wyróżnieniem skończyła pensję i powiedziała rodzicom o swoich pragnieniach, ojciec zaczął się śmiać. Matka nie odzywała się do niej przez dwa dni. Potem powiedzieli, że mogliby rozważyć wysłanie jej na studia medyczne, gdyby Anna urodziła się chłopcem. […] Apelowali do jej rozsądku, radzili, aby została nauczycielką, skoro tak bardzo chce się kształcić.”
Anna nie zamierzała jednak być nauczycielką. Chciała zostać lekarzem, choć w jej czasach żadna uczelnia wyższa na ziemiach polskich nie zezwalała kobietom na studiowanie medycyny. Także rodzice nie akceptowali planów córki – zarówno ze względów obyczajowych (studiowanie uważano wówczas za niemal równie niegodne kobiety, co prostytucję), jak i ekonomicznych, gdyż rodzina była liczna i niezbyt zamożna. Anna była jednak na tyle uparta, że posunęła się aż do głodówki, by wymusić na ojcu zgodę na studia zagraniczne i pomoc w ich sfinansowaniu. Przez dwa lata pobierała korepetycje z biologii, fizyki, chemii, francuskiego, niemieckiego i łaciny, by móc podejść do egzaminów. Gdy opuszczała kraj, prasa warszawska pisała:
„We wrześniu 1871 roku Anna Tomaszewiczówna wyjechała z Warszawy do Zurychu, by na tamtejszym uniwersytecie podjąć studia medyczne”.
Zaledwie cztery lata wcześniej, w roku 1867, kiedy to Joseph Lister w piśmie The Lancet opisał antyseptyczne właściwości fenolu, otwierając nową epokę w dziejach chirurgii i nauk medycznych, uniwersytet w Zurychu wpuścił studentki na wydział lekarski. Przed Polką na tym wydziale kształciło się sześć Rosjanek, cztery Niemki, dwie Angielki i jedna Amerykanka. Na ostatnim roku studiów Anna Tomaszewicz otrzymała stanowisko asystentki u prof. Edwarda Nidzica, uznanego neurologa i psychiatry. W 1877 roku pod kierunkiem prof. Ludimara Hermana napisała pracę dyplomową „Przyczynek do fizjologii błędnika słuchowego”, zdała egzaminy końcowe i opuściła Zurych z dyplomem lekarskim w teczce. Choć otrzymała propozycję wyjazdu do Japonii, zależało jej na powrocie do kraju i podjęciu tam praktyki.
Czytaj też: Walka z kołtunem. Medyczna wojna Ludwika Perzyny
Urojone cele pewnej awanturnicy
Anna Tomaszewicz miała 23 lata, ukończone studia i godny podziwu dorobek naukowy, gdy stanęła przed szacownym gronem warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego z zamiarem podjęcia praktyki medycznej w kraju. Na zebraniu 8 stycznia 1878 r. w tajnym głosowaniu jej kandydaturę odrzucono: za przyjęciem głosowało 19 członków przeciwko jedenastu, a statut Towarzystwa mówił, że wymagana jest większość dwóch trzecich głosów. W Przeglądzie Lekarski podsumowano to słowami:
„Z żalem przyznać trzeba, że pannę Tomaszewicz na samym wstępie w jej zawodzie same tylko nieprzyjemności spotykają. Pragnęła tutaj egzamin składać i udała się w tym celu do kuratora okręgu naukowego, ten ją odesłał do ministra, a minister pozwolenia na to odmówił. Nadto ofiarowała swoje usługi Towarzystwu Czerwonego Krzyża, ale to odrzuciło jej propozycję”.
W wielu kręgach sam fakt, że kobieta ośmieliła się studiować medycynę i chce prowadzić praktykę lekarską był oznaką wynaturzenia. Lekarz i wydawca pisma Medycyna Gustaw Fritsche tak komentował sytuację w 1878 roku:
„Zbadawszy dokładnie sprawę kobiet-lekarek, przychodzimy do przekonania przede wszystkim, iż nie odpowiada ona żadnej naglącej potrzebie, gdyż lekarze-mężczyźni najzupełniej celowi odpowiadają. Po wtóre, iż studiowanie medycyny i wykonywanie praktyki lekarskiej jest w wysokim stopniu nieodpowiednie ani usposobieniu, ani uzdolnieniu, ani charakterowi kobiet. Po trzecie, iż z małym wyjątkiem, wszystkie dzisiejsze lekarki lub kandydatki na takowe, wypychane są na tę fałszywą drogę nie przez zamiłowanie do nauki lub chęci poświęcenia się ludzkości, lecz przez jakieś awanturnicze usposobienie, przez chęć zabłyśnięcia czymś oryginalnym. Nareszcie po czwarte, że zakres działalności kobiet w rodzinie tak jest szczytny i tak rozległy, że nie należy odrywać jej od niego i zachęcać do gonienia za jakimś urojonym celem, którego osiągnąć nigdy nie zdołają.”
Postępowy Oman i skostniała Warszawa
Świeżo upieczona pani doktor postanowiła wyjechać do Sankt Petersburga, by tam uzyskać nostryfikację dyplomu, jednak akurat w tym czasie wydano carski ukaz, zgodnie z którym poddani rosyjscy mieli zakaz studiowania medycyny w Zurichu. Ponownie wróciłaby z niczym, jednak los chciał, że akurat w stolicy gościł sułtan Omamu z haremem, który poszukiwał rzezańca lub kobiety lekarza władających biegle zachodnimi językami. Anna otrzymała posadę i dzięki temu miała okazję praktykować swój zawód, a przy okazji poznać inną kulturę i jej zwyczaje, a przy tym uzyskała nostryfikację dyplomu. Towarzystwo Lekarskie nie miało wówczas wyjścia i musiało uznać dyplom doktor Tomaszewicz, a dodatkowym policzkiem dla skostniałego grona były uwagi rosyjskiej prasy, która z jednej strony zarzucała Polakom zacofanie i konserwatyzm, a z drugiej rozpisywała się, jak to szczęśliwie warszawscy lekarze „uratowali panienkę przed nią samą”.
Po kilku miesiącach pobytu w Rosji doktor Tomaszewicz mogła wrócić do Warszawy i rozpocząć praktykę lekarską. W czerwcu 1880 roku w Warszawie otworzyła gabinet. Gazety stołeczne donosiły: „pierwsza u nas kobieta-doktor, p. Tomaszewicz, w lecznicy przy ulicy Niecałej udziela w godzinach oznaczonych porady lekarskiej w chorobach kobiet i dzieci”, ale pacjenci nie ustawiali się w długich kolejkach, bo zaufanie społeczne do kobiety lekarza było bardzo niskie. Do poprawy tej sytuacji przyczynił się ślub z laryngologiem Konradem Dobrskim, o którym pisano w Nowinach z 11 sierpnia 1881 roku pod nagłówkiem Doktor i doktorowa:
„W lipcu w Warszawie odbył się ciekawy ślub. Dr. Konrad Dobrski ożenił się z doktorem, panną Anną Tomaszewicz, która zrobiła examin i ma patent na doktora; po ślubie pojechali państwo młodzi na zjazd lekarzy do Krakowa.”
Czytaj też: Lina Medina – w wieku 5 lat została najmłodszą matką w historii medycyny
Śluby czystości ratunkiem dla położnic
Kolejnym przełomem w życiu i praktyce Anny Tomaszewicz-Dobrskiej była endemia zakażeń połogowych, która wybuchła w warszawskiej klinice położniczej. Śmiertelna wówczas choroba zmusiła władze do zamknięcia placówki i wstrzymania przyjmowania pacjentek, co dla półmilionowego miasta, w którym rocznie rodziło ok. 14 tys. kobiet, było rzeczą nie do pomyślenia. Specjalnie powołany komitet pod przewodnictwem prezydenta miasta wystąpił z wnioskiem o utworzenie pięciu przytułków położniczych, na które ogromną sumę wyłożył jeden z najbogatszych stołecznych przedsiębiorców i filantropów, bankier Leopold Stanisław Kronenberg.
Jesienią 1882 roku przytułki zostały uruchomione, a dzięki wstawiennictwu Konrada Dobrskiego, a także ówczesnych intelektualistów, takich jak Bolesław Prus, Aleksander Świętochowski, Eliza Orzeszkowa czy Maria Konopnicka, fundator powierzył kierownictwo nad przytułkiem przy ul. Prostej doktor Tomaszewicz-Dobrskiej. Przekazaną przez Kronenberga na przytułek warszawską kamienicę trudno nazwać idealnym miejscem do prowadzenia kliniki położniczej. W Sprawozdaniu z działalności Przytułku Położniczego 2-go ogłoszonym po jego likwidacji w 1911 r., doktor Tomaszewicz-Dobrska pisała:
„Przytułek nr 2 zajmował przez pierwsze lata mieszkanie w starym domu, złożone z czterech pokoi o takim rozkładzie, że żaden z nich nie mógł być wyłączony z całości. Na udramatyzowanie tej widowni składały się: zlew bez wodociągu; przynoszenie wody wiadrami i zlewanie w beczkę, z której czerpano ją do wszystkich użytków; brak klozetu, który zastępowano wiadrami z proszkiem otwockim; wentylacja za pomocą lufcików przeze mnie otwieranych, za mymi plecami natychmiast zamykanych, piece opalane węglem kamiennym, popękane ze starości, nieuleczalnie dymiące; oświetlenie lampami naftowymi; pranie ręczne w balii, bez gotowania bielizny. Kuchnia była rodzajem Panteonu, obejmującego wszystkie kulty i wszystkie obrzędy. Służyła do przyrządzania pokarmów, jako miejsce na zbiornik z wodą, jako spiżarnia, sypialnie dwóch służących, szatnia na rzeczy i odzież pacjentek, lamus starzyzny i nieużytków, skład brudów, pralnia, suszarnia, pomywalnia, sala przyjęć, rozbierania, badania, kąpania nowo wstępujących i dzieci, jadalnia, poczekalnia, bawialnia dla odwiedzających i domowników”.
W 1883 r. w przytułku przy ul. Prostej urodziło się 96 dzieci, z każdym rokiem ich przybywało, aż do 420 w 1910 roku, kiedy od dwóch dekad mieścił się przy ul. Żelaznej 55, w lepszych warunkach lokalowych i sanitarnych, z dwukrotnie większą powierzchnią, wodociągiem, ubikacjami, izolatkami czy oddzielną pralnią. Rokrocznie ponad pół tysiąca matek, głównie z warstw najuboższych (kobiety niezamężne, służące, szwaczki, żony rzemieślników i robotników) otrzymywało tu fachową pomoc medyczną i troskliwą opiekę. W 1896 roku, jako pierwsza w Warszawie, doktor Tomaszewicz-Dobrska wykonała w swojej klinice cięcie cesarskie. Była również pionierką w obszarze antyseptyki, zmniejszając śmiertelność pacjentek do 1%, co stanowiło ewenement na skalę światową, budzący zainteresowanie środowiska lekarskiego w kraju i za granicą. Warto przytoczyć wprowadzone przez nią zasady higieny, gdyż po stu latach nadal zachowują aktualność.
„Ślub czystości niech zawód twój uświęci.
Nie miej innych wierzeń prócz w bakterie, innych dążeń prócz odkażania, innego ideału prócz jałowości.
Przysięgnij duchowi czasu w żaden sposób przeciw niemu nie bluźnić, szczególnie zaś hardym a pustym bredzeniem o przeziębieniu, przejedzeniu, przestrachu, poruszeniu, uderzeniu pokarmu na mózg, bądź inną jaką herezją zaprzeczającą zakaźnej naturze gorączki.
Przeklnij na wieczne czasy i wieczne potępienie oliwę, gąbkę, gumkę, smarowidło oraz wszelką rzecz, która ognia nie znosi, lub go nie zaznała, albowiem takowa bakterionośna jest.
W pobliżu ciężarnych, rodzących, położnic, oczów i pępków dziecięcych bądź zawsze przytomna i świadoma, że wróg niewidzialny czyha zewsząd, jest na nich, na tobie, dookoła was i w was samych.
Nie dotknij ich, choćby krzykiem i jękiem pomocy twej wzywały, póki od głów do stóp w biel się nie obleczesz, nagich rąk i ramion twoich, zarówno jak ciała ich, suto mydłem nie namaścisz, bodaj dwoma wodami gorącymi nie zlejesz i dwoma płynami o wielkiej mocy bakteriobójczej.
Pierwsze badanie wewnętrzne jest ci nakazane, drugie dopuszczalne, trzecie musi być usprawiedliwione, czwarte może być wybaczone, piąte będzie ci za przestępstwo poczytane.
Wolne tętna i niskie ciepłoty niech ci będą najwyższym tytułem chwały.”
Przytułek przy ul. Prostej, a później Żelaznej służył także jako ośrodek szkolący lekarzy położników, położne i personel pomocniczy. „Będziecie nurzały się w nędzy i brudzie” – zwracała się do swoich uczennic aż ta wypowiedź stała się częścią jej legendy. – „Na nędzę nic nie poradzicie, ale na brud jak najbardziej”. Po trzech dekadach ciężkiej pracy, gdy w 1911 roku w Warszawie przytułki zamknięto, a w ich miejsce utworzono dwa szpitale położnicze (jeden przy ul. Żelaznej, drugi przy Karowej), doktor Tomaszewicz-Dobrska odmówiła objęcia kierownictwa.
Nie zaprzestała jednak przyjmowania pacjentek, a przy tym prowadziła działalność społeczną, wykorzystując autorytet, uznanie i szacunek, które zyskała po wielu latach pracy. Angażowała się w działalność Towarzystwa Dobroczynności i Towarzystwa Kolonii Letnich dla Dzieci, była współzałożycielką Towarzystwa Kultury Polskiej, wraz z Marią Konopnicką i Elizą Orzeszkową doprowadziła do zorganizowania I Zjazdu Kobiet Polskich w 1907 r., pisała artykuły na tematy medyczne i społeczne. Zmarła w 1918 na gruźlicę, którą zaraziła się prawdopodobnie dużo wcześniej od jednej z pacjentek. Przyjaciele, znając jej poglądy, zamiast kwiatów zorganizowali zbiórkę pieniężną na wspieraną przez nią akcję „Kropla mleka” na rzecz leczenia i żywienia niemowląt z najbiedniejszych dzielnic Warszawy. To kolejny dowód na to, jak dalece pierwsza polska lekarka wyprzedzała swoje czasy.
Czytaj też: Wiejski lekarz. Najgorszy zawód przedwojennej Polski?
Przychodzi baba do lekarza, a lekarz… dziwoląg
Współcześnie zawód lekarza w Polsce wykonuje – według danych Naczelnej Izby Lekarskiej – ponad 92,5 tys. kobiet, co stanowi prawie 60% ogółu. W latach 90. XX wieku w pismach społecznych pisano o tym, że kobiety wykonujące nowo otwarte dla nich zawody są wnikliwiej obserwowane niż mężczyźni, przez co jeden niewielki błąd wystarcza krytykom jako dowód na to, że „medycyna nie jest dla kobiet właściwą, że biorą się one do rzeczy którym nie podołają”.
Trudno było również odpierać zarzuty ze strony autorytetów, jak choćby profesora Ludwika Rydygiera, który wyśmiewał równouprawnienie i grzmiał w Przeglądzie Lekarskim z 1895 roku: „Precz więc z Polski z dziwolągiem kobiety lekarza!” Zasłużony chirurg był przekonany, że jako istoty słabsze zarówno fizycznie, jak i psychicznie, kobiety nie nadają się nawet na położniczki, gdyż brak im umiejętności niezbędnych do przeprowadzenia porodów kleszczowych.
Niewielu lekarzy broniło płci pięknej w swoim zawodzie – wśród nich warto wspomnieć prof. Odo Bujwida, pierwszego polskiego bakteriologa, propagatora higieny i profilaktyki zdrowotnej oraz w zakresie wytwórczości szczepionek leczniczych, a także dr. Napoleona Cybulskiego, trzykrotnie nominowanego do Nagrody Nobla fizjologa, współodkrywcy adrenaliny, jednego z twórców endokrynologii, współodkrywcy prądów czynnościowych mózgu i pioniera elektroencefalografii. Należeli oni do wąskiego grona patrzących z uznaniem i podziwem na pionierki w zawodzie, większość jednak miała kobietom za złe, że podważają ustalony przez wieki porządek rzeczy, domagając się praw, jakie z racji płci im się nie należą. 150 lat później, gdy problemy, z jakimi musiały się mierzyć „medycynierki” i emancypantki wydają się echem przeszłości, niestety nadal aktualne pozostają wielokrotnie wypowiadane przez samą Annę Tomaszewicz-Dobrską opinie o tym, jak wiele kosztuje kobiety walka o ich prawa i ile pracy wymaga taka walka.
Artykuł powstał z inspiracji lekturą powieści „Doktor Anna. Uczniowie Hipokratesa” autorstwa Ałbeny Grabowskiej, wyd. Marginesy 2021
Bibliografia:
- Dębski J., Doktor w spódnicy, 03.02.2014, https://kuriermlawski.pl/188880,Doktor-w-spodnicy.html (dostęp: 26.10.2021)
- Filar Z., Anna Tomaszewicz – Dobrska. Karta z dziejów polskich lekarek, Warszawa 1959
- Kulikowski J., Medycynierka, „Pomocnik Historyczny Polityki”, 4.11.2009, https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/226843,1,medycynierka.read (dostęp: 26.10.2021)
- Tylińska E., Droga do kariery akademickiej kobiet na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX w., „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 2003, nr 3/4, s. 155-161
- Wajs K., Wajs S., Anna Tomaszewicz-Dobrska w walce o równouprawnienie kobiet w zawodzie lekarza w 2 poł. XIX w., „Archiwum Historii Medycyny” z. 2, 1977, s. 188-193
KOMENTARZE (1)
Chyba mieliście na myśli lata dziewięćdziesiąte XIX wieku a nie XX.