„Tymczasem dostojny margrabia Hodo, zebrawszy wojsko, napadł z nim na Mieszka (...). Na pomoc margrabiemu pośpieszył wraz ze swoimi tylko mój ojciec, graf Zygfryd, podówczas młodzieniec i jeszcze nie żonaty(...). Kiedy w dzień św. Jana Chrzciciela starli się z Mieszkiem, odnieśli zrazu zwycięstwo, lecz potem w miejscowości zwanej Cidini brat jego Czcibor zadał im klęskę, kładąc trupem wszystkich najlepszych rycerzy z wyjątkiem wspomnianych grafów” – pisał biskup merseburski Thietmar. I chociaż pierwsza zwycięska bitwa oręża polskiego z Niemcami weszła do panteonu naszych mitów narodowych, to w owym czasie... nikt właściwie o niej nie słyszał.
Wiadomo, iż taka bitwa miała miejsce i mimo że właściwie przypadkiem znalazła się w zapisach kronikarskich Thietmara, ponieważ jego ojciec brał w niej udział, to nie była wcale dziełem zrządzenia losu. Niemieckie Drang nach Osten sprawiło, że w latach 60. X wieku zbrojne hufce cesarzy rzymskich narodu niemieckiego oparły się o granice państwa Polan. Krwawe – i w konsekwencji zwycięskie – zmagania Mieszka I z Wieletami dowodzonymi przez zbuntowanego przeciwko Ottonowi I grafa Wichmana nie mogły pozostać niezauważone w Rzeszy.
Mimo wszystko jednak wojna z krnąbrnym grafem nie pogorszyła stosunków władcy Polan z samym cesarzem. W dalszym ciągu bowiem obowiązywały postanowienia zawartego wcześniej układu między Mieszkiem a Ottonem, dzięki któremu nasz książę został zaliczony do przyjaciół władcy Niemiec. Zatem jeśli było tak dobrze, to jaki był powód zbrojnego spotkania pod Cedynią? Cóż, nie jest to jedyny znak zapytania w tej historii…
Bitwa pod Cedynią, ale dlaczego?
W literaturze naukowej na ogół nie kuszono się o wyjaśnienie przyczyn najazdu margrabiego Marchii Łużyckiej Hodona. Powód był i jest niezwykle prosty – brak źródeł. Nie zabrakło jednak badaczy, którzy mimo wszystko próbowali to wyjaśnić.
I tak według niektórych wyprawa Hodona była osobistym przedsięwzięciem margrabiego albo próbą zapobieżenia zakusom Mieszka I do wyemancypowania się spod niemieckiej zwierzchności i utrwalenie wpływów Mieszka. Z kolei inni upatrywali źródeł interwencji w sporze o terytorium trybutarne Lubuszan, nad którymi polski książę uzyskał zwierzchność, a Hodo chciał działać na tym obszarze z tytułu nadzoru nad terenem. W końcu też podejrzewano, że najazd margrabiego był uzgodniony z jego zwierzchnikiem, Teodorykiem, i miał na celu powstrzymanie Mieszkowej ekspansji na Pomorze Zachodnie, co mogło zagrażać interesom Rzeszy.
Jakby nie patrzeć, wiele wskazuje na to, że margrabia Marchii Łużyckiej Hodon był typowym „jastrzębiem” swych czasów, szukającym tylko okazji do uderzenia na swoje ofiary – Słowian. Sukcesy polskiego księcia zapewne go niepokoiły. Rosnący w siłę sąsiad mógł być poważnym zagrożeniem dla realizacji choćby tylko jego osobistego Drang nach Osten.
Zatem zapewne bez zgody cesarza – na co wskazywałby Thietmarowy zapis, że: „Cesarz poruszony do żywego wieścią o tej klęsce, wysłał gońców, nakazując Hodonowi i Mieszkowi, aby pod rygorem utraty jego łaski zachowali spokój do czasu, gdy przybędzie na miejsce i osobiście zbada sprawę” – rozpoczął prywatną wojnę z władcą Polan.
Czytaj też:Jak bardzo krwawe były średniowieczne bitwy?
Którędy pod Cedynię?
Niezwykle skąpe i nieprecyzyjne przekazy źródłowe dotyczące bitwy nie pozwalają nam również na dokładne określenie miejsca jej stoczenia. Według dzisiejszego przekładu kroniki Thietmara do starcia doszło „w miejscowości zwanej Cidini”. Historycy sugerują jednak, że kronikarzowi nie chodziło o konkretną miejscowość, ale bardziej o miejsce – być może gród, osadę albo las czy bród na rzece. Owo niedopowiedzenie próbowano zatem przez wieki wypełnić konkretną lokalizacją. W ten sposób bitwa miała mieć miejsce pod Szczecinem albo pod Zehdenick nad rzeką Hobolą (dziś Havela) 60 km na północ od Berlina lub na południe od niego pod Zeuthen.
Rzecz jasna brano również pod uwagę dzisiejszą nadodrzańską Cedynię na Pomorzu Zachodnim, gdyby, jak twierdzą badacze: „[…] ta miejscowość nie leżała tak daleko na północy [i] gdyby w tej okolicy nie było wszędzie starych słowiańskich wsi o nazwach w rodzaju Zithen lub Sithen” – które można utożsamiać z Thietmarowym „Cidini”. Inne badania wskazują z kolei, że niezależnie od kronikarskiego umiejscowienia bitwy nie stoczono jej pod żadną Cedynią. Mówi się bardziej o jakiejś Sidzinie, Siedzinie, względnie Szczytnie lub Sitnie.
Spór historyków o miejsce bitwy podsyca dodatkowo fakt, że dzisiejsza Cedynia jest mocno oddalona od terytorium podlegającego władzy margrabiego Hodona, którego centrum obejmowało Łużyce – zatem zdecydowanie bardziej na południe od teatru owych działań wojennych. Co z kolei wymagałoby od Hodonowych hufców nadłożenia drogi i to przez ziemie jednego z konkurencyjnych margrabiów. A poza tym, jak podkreślają niektórzy badacze, ani Mieszko, ani jego adwersarz „wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie mieli tam nic do szukania”.
Wątpliwości dotyczące tajemniczej Cidini rozwiano jednym politycznym cięciem po 1945 roku. W powojennej rzeczywistości mit Cedyni, gdzie książę Polan wraz z bratem bronili polskich ziem przed niemieckim Drang nach Osten, okazał się na tyle użyteczny, że zaczął żyć własnym życiem w całkowitym oderwaniu od enigmatycznych zapisków kronikarskich.
Bitwa pod Cedynią -wielka bitwa?
Tak jak niewiele wiadomo o przyczynach starcia, tak samo nie znamy właściwie jego przebiegu. Co ciekawe – mimo że Thietmar poświęcił mu jedno zdanie, a drugie (o czym później), jeszcze bardziej ogólnikowe, było dziełem Brunona z Kwerfurtu, to historycy wojskowości do dzisiaj potrafią snuć domysły i rozwodzić się na temat przygotowań i przebiegu bitwy. Bitwy, która tak naprawdę w X wieku nie odbiła się szerokim echem. Thietmar i Brunon ledwie o niej wspomnieli. A w innych znanych kronikach panuje głucha cisza, co pewnie byłoby nie do pomyślenia, gdyby w konfrontacji ze Słowianami padły setki wojów Rzeszy.
Dlatego też istnieje teza, że Bitwa pod Cedynią była raczej potyczką, w której obie strony dysponowały niewielkimi, pospiesznie sformowanymi oddziałami. Sugeruje się też, że przewaga liczebna i uzbrojenia była pod stronie wojska margrabiego, a Mieszko stawił mu czoła bez przygotowania, z siłami posiadanymi pod ręką.
Część badaczy zakłada jednak, że siły obu stron były wyrównane, sięgające 4–4,5 tys. zbrojnych. Przy czym prawdopodobnie łużycki margrabia posiadał więcej ciężkiej jazdy, podczas gdy silną stroną Mieszka byli łucznicy oraz piechota – słynni tarczownicy. Atutem naszego księcia miała być także dobra znajomość terenu i sprawnie działający zwiad, który zawczasu poznał ruchy wojsk nieprzyjaciela.
Według domysłów badaczy Mieszko miał podzielić swoje siły na trzy oddziały. Pierwszy, dowodzony przez samego władcę, miał blokować przeprawę przez rzekę Odrę na trakcie prowadzącym do Cedyni. I tu warta podkreślenia ciekawostka – w zdawkowym opisie bitwy Thietmar nawet nie zająknął się na temat rzeki rozlewającej się na szerokość kilku kilometrów u podnóża cedyńskiego grodu. Aż się nie chce wierzyć, że kronikarz przemilczał tak wielką przeszkodę na drodze Hodonowych hufców, tym bardziej że musiałyby ją przebyć dwukrotnie – po raz pierwszy atakując pozycje Mieszka, drugi raz uciekając przed jego bratem Czciborem. Rzecz jasna, nie można całkowicie wykluczyć niefrasobliwości dziejopisa, ale to dodatkowo stawia pod znakiem zapytania lokalizację bitwy.
Wracając jednak do przypuszczalnego podziału wojsk księcia Polan – pozostałe dwa ugrupowania, dowodzone przez książęcego brata, częściowo wzmocniły załogę grodu oraz zostały ukryte za wzgórzami nad drogą do Cedyni, przylegającą do bagien wokół starego koryta Odry.
Bitwa rozegrała się 24 czerwca 972 roku i przebiegała w dwóch fazach – to jedyne pewne szczegóły w tej enigmatycznej historii. Natomiast dalej mamy znowu do czynienia z festiwalem domysłów.
W pierwszej fazie oddziały Hodona i Zygfryda miały zaatakować wojska Mieszka I, zmuszając je do wycofania się w kierunku Cedyni. Podejrzewa się, że manewr odwrotu był z góry zaplanowany, by wciągnąć nieprzyjaciela w zasadzkę. Bitwa na przeprawie musiała jednak być ciężka, skoro wywarła na wojach margrabiego wrażenie zwycięskiej – o czym wspomina merseburski kronikarz.
Upojeni sukcesem Sasi rozpoczęli pochód w głąb terenu. Ich wojska wraz z taborem rozciągnęły się w długą kolumnę na wąskim trakcie, wtłoczonym między wzgórza a błotniste brzegi Odry. Niektórzy z badaczy przypuszczają, że czoło kolumny Hodona dotarło do Cedyni i wdarło się do podgrodzia. W tym momencie nastąpiła druga faza bitwy – oddziały Czcibora zamknęły nieprzyjacielowi drogę odwrotu oraz natarły z boku ze wzgórz. Do walki ruszyć też miały siły załogi grodu z wcześniej wycofanymi wojami Mieszka.
Margrabiowskie hufce znalazły się w krwawym kotle. W efekcie, jak pisał drugi z kronikarzy wspominających bitwę pod Cedynią Brunon z Kwerfurtu: „[…] wojowniczy margrabia Hodo z poszarpanymi chorągwiami rzucił się do ucieczki”. Jak wiadomo ocalał też ojciec Thietmara – graf Zygfryd. O innych ofiarach, a zwłaszcza ich liczbie – nic nie wiemy.
Zakłada się, że saskie straty w takim starciu musiały być spore. Nieznana jest również skala ofiar po stronie wojsk Mieszkowych. Zwyczajowo przyjmuje się, że były zdecydowanie mniejsze niż najeźdźców. Jakby nie było do dzisiaj historycy wojskowości podkreślają wysoki poziom sztuki wojennej wojsk księcia, który wedle kaznodziei z Kwerfurtu „sztuką zwyciężył”, a „upokorzona pycha Teutonów musiała ziemię lizać”.
Czytaj też: Prawda o bitwie pod Cedynią. Czy istotnie było to wielkie starcie, w którym Polacy po raz pierwszy przełamali teutońską butę?
Kto winien?
Mimo że Mieszko nie podjął żadnych kroków ofensywnych i nie przeniósł wojny na tereny Rzeszy, cesarz Otton I postanowił zapobiec na przyszłość możliwościom takich działań ze strony rosnącego w siłę władcy Polan. Zapewne jeszcze w 972 roku sprawa konfliktu stanęła przed cesarskim sądem.
Chociaż dokładna treść wyroku nie jest znana, to jednak możemy domyślać się jego sensu. Uznano, że margrabia Hodo miał wszelkie podstawy do podjęcia działań bojowych, gdyż zachował urząd margrabiego aż do śmierci w 993 roku. Tym samym winnym wszczęcia wojny uznano Mieszka I. Książę utrzymał pomorskie zdobycze, ale został zmuszony do przysłania na dwór cesarski w charakterze zakładnika swojego syna – Bolesława. Miała to być swoista gwarancja niepodejmowania, przynajmniej w najbliższej przyszłości, działań wymierzonych w interesy Rzeszy i nie naruszania wschodniej granicy cesarstwa.
Bibliografia
- Brunon z Kwerfurtu, Św. Wojciecha biskupa i męczennika żywot drugi, wyd., wstępem i komentarzem opatrzyła J. Karwasińska, Warszawa 1969.
- Filipowiak W., Cedynia w czasach Mieszka I, Poznań 1966.
- Grabski A.F., Polska sztuka wojenna w okresie wczesnofeudalnym, Warszawa 1959.
- Janicki K., Bitwa pod Cedynią 972, [w:] Polskie triumfy, Kraków 2018.
- Jedlicki M.Z., Stosunek prawny Polski do Cesarstwa do r. 1000, Wodzisław Śląski 2011.
- Kronika Thietmara, tłum. M.Z. Jedlicki, t. 1, Wrocław 2004.
- Labuda G., Mieszko I, Wrocław 2002.
- Labuda G., Studia nad początkami państwa polskiego, t. 1, Poznań 1988.
- Migdalski P., Znaczenie i lokalizacja bitwy pod Cidini w świetle historiografii, [w:] Civitas Schinesghe. Mieszko I i początki państwa polskiego, red. J.M. Piskorski, Poznań–Gniezno 2004.
- Nowak T.M., Dawne Wojsko Polskie. Od Piastów do Jagiellonów, Warszawa 2006.
- Olejnik K., Cedynia, Niemcza, Głogów, Kraków 1988.
- Piskorski J.M., Pomorze plemienne, Wodzisław Śląski 2014.
- Podhorodecki L., Sławne bitwy Polaków, Warszawa 1997.
- Rochala P., Cedynia 972, Warszawa 2002.
KOMENTARZE (12)
Problem w tym, że granice marchii były płynne, obejmowały tereny „teoretyczne”, gdzie władza margrabiów nad plemionami słowiańskimi była czystą teorią.
Lubusz zaś już dawno była spacyfikowana i podzielona, nie o nią więc mogło chodzić. De facto więc władztwo Hodona było znacznie bliżej obecnej Cedyni, niż realne władztwo Dytryka – te kończyło się realnie na Łabie, a więc daleko od władztwa Mieszka. Niektóre mapy w nowszych pracach historyków, wręcz pokazują, że obecna Cedynia mieściła się dokładnie na północnym „czubku” z kolei realnej granicy marchii Hodo.
Wieleci – Lucice obecnie uważani są (po odkryciach archeologicznych ostatnich lat) za znacznie liczniejszych niż to twierdzono dawniej.
Pytanie: z czego żyli będąc tak liczni na stosunkowo małym obszarze?
Skoro nie z uprawy roli i hodowli zwierząt – ich tereny to gleby liche, piaszczyste – to z czego?
Otóż głównie z grabieży i to na stosunkowo wielką skalę – to stąd mimo „notorycznie” wygranych przez nich bitew i to nawet tych wielkich, z sąsiadami, właściwie nie dokonywali ekspansji przyległych terenów – no bo równie lichych piaszczystych jak ich, więc przez ich zabór, tylko rozproszyli by swe siły.
Byli więc nieco podobni i do Tatarów i do Wikingów razem wziętych. Być może ta ich „brzydka” przypadłość stała się zwornikiem, koalicji polańsko – marchiańskiej, ba, jak chcą niektórzy, głównym powodem przyjęcia chrztu przez Mieszka!
(no żeby go czasami nie mylono z grabieżczymi sąsiadami i przeciw niemu z nim się nie sprzymierzano. A Mieszko długo dostawał „łupnia” od Pomorzan i Luciców, i to aż miło!
A skoro cesarz wydał w sporze swoich lenników (Mieszko płacił trybut aż po rzekę Wartę) wyrok korzystny dla Hodona…
Na marginesie: trybut aż po rzekę Wartę…
Co ówcześnie znaczyło to, że również ziemie przyległe do rzeki trybutarnej (nie mylić z graniczną!) były przedmiotem trybutu, a nie jedynie po samą rzekę – jej koryto jako granicę!
Trudno nie zauważyć, że obecna Cedynia leży (lub mogła leżeć) w tak wyznaczonym obrębie ziem trybutarnych – ale na pewno jest to maksymalny skraj tychże. Mógł być on zatem doskonałym terenem spornym między obu „marchianami” – Hodonem i Mieszkiem. Ale jeśli tak, to…
Agresorem wówczas mógł być tylko i wyłącznie Mieszko (stąd taki a nie inny wyrok cesarski), a nie Hodo!
Zapewne Mieszko wyprawił się odwetowo na Wieletów i Pomorzan za ich grabieżczy najazd, których to Słowian z kolei Hodo uważał za „swoich”, no bo siedzących tak blisko jego – Hodo ziem, lub już de facto będących jego „zhołdowanymi” ziemiami.
Wiemy, że Hodo w wielkim pośpiechu, nie czekając na wszystkich potencjalnych sojuszników, „rozwścieczony” ruszył na Mieszka – co mu zresztą wypomniał Thietmar. Zapewne go – Mieszka, też skutecznie dopadł Hodo na zachód od Odry – na ziemi jeszcze Rzeczan i pobił wojów Mieszka, następnie jednak nieopatrznie rozochocony ruszył w pogoń za nim, nimi – uciekającymi, jednak nie spodziewał się, że brat Mieszka Czcibor tak szybko zbierze odsiecz i, wykorzystując bród na Odrze, zada mu – Hodonowi ciężką klęskę.
Obecna Cedynia, jako miejsce bitwy, doskonale pasuje do tego scenariusza, stąd to nie komuniści PRLu, a już większość naszych XIX wiecznych historyków – za nimi i międzywojnia, to ją właśnie – wskazywało, uważało za najbardziej prawdopodobne miejsce starcia – nie polsko-niemieckiego ale wyłącznie „mieszkańsko – hdońskiego”.
Narodowość bowiem walczących nie miała tutaj, w realiach tamtych czasów, wielkiego znaczenia. Ponadto po obu stronach ogromną rolę mogli pełnić wikingowie, czy bawarscy zbiedniali rycerze – tzw. najmłodsi synowie, ba a i sami Wieleci i Stodoranie „solidarnie” walczący nieomal po równo po obu stronach za „skromną” opłatę…
Agresorem musiał być Mieszko, bo podporządkowany Niemcom papież, Niemcowi korzystny wyrok wydał. Skończcie kompromitować się. Może trzeba przypomnieć wycie papieży, jak Polacy łupnia Krzyżakom dawali. A tak nie było bitwy pod Grunwaldem.
Masz rację, ale Rzesza wtedy podbijała ziemie Słowian i germanizowała. Cesarz uznał, że należy powstrzymać ewentualne zapędy terytorialne Mieszka, gdyż mógł otrzymać wsparcie od miejscowej ludności. Papieże wyli zawsze, nawet w czasie polskich powstań narodowych. Głaskanie Niemców zostało im do tej pory (patrz II wojna światowa).
i przeciw niemu z nimi się nie sprzymierzano – powinno być, przepraszam za literówkę ale pora późna…
Co do bitwy to jest pewne że się odbyla ,czy w rejonie obecnej Cedyni ,bardzo prawdopodobne. Potwierdzają ją zapiski w Niemieckiej kronice ,więc niema powodu żeby wątpić że to sami Niemcy wymyślili sobie poniesioną przez siebie z wojami Mieszka klęskę. Ta bitwa wpisuje się w scenariusz podboju przez Mieszka ziemi na prawym i lewym brzegu Odry ( ziemia Lubuska ) ,oraz ekspansja Mieszka w kierunku północnym ,podbój Pomorza. Często występującymi sojuszami w tym okresie są sojusze Czesko-Pomorskie i Niemiecko-Pomorskie przeciw rządom Mieszka i Bolesława. Mój przedmówca słusznie zwrócił uwagę na grabieżczy charakter wypraw Pomorzan ,którzy walczyli chyba z każdym sąsiadem. Ekspansja państwa Piastów odbywała się w kierunku północnym i zachodnim także przez następcę Mieszka – Bolesława Chrobrego ,a dokończył ją dopiero Bolesław Krzywousty na odcinku północnym ,podbojem Pomorza. Szkoda tylko że cały wysiłek ,który włożyła Polską w podbój Pomorza został zmarnowany przez rozbicie dzielnicowe.
Szkoda, wielka
Mityczne jest tylko czytanie niemieckiego średnio-łacińskiego Cidini jako współczesnego polskiego Cedynia. Bitwa się odbyła, ale nie pod Cedynią, tylko jakąś Siciną albo SItnem. PRLowskich mitów historiograficznych historycy nie pozbędą się chyba nigdy, bo uważają, że są najmądrzejsi, po co im filologowie. Tak naprawdę historia tej bitwy rzekomo pod Cedynią jest w ciemnej dupie, to obraz polskiej historiografii w pigułce. Wiedzą, że gdzieś dzwoni, ale nie widzą w którym kościele
O Cedyni uczyliśmy się już w szkole podstawowej.Macie mierną wiedzę historyczną,na ten temat.Słowianie mieli swoje ziemie aż pod Berlin.To Germanie byli okupantami,Nazwa Niemcy powstała dopiero w 10 wieku.
perfetto
Jezeli bitwa rozegrala sie na obcej ziemi(niby Sicina) , a nie pod Cedynia to Mieszko musial byc odwaznym czlowiekiem lub ufnym by swoim wojskiem upozorowac odwrot pod nie swoj grod…uczeni, a bez logiki…
Nie bardzo rozumiem wątpliwości autora, co do okoliczności zdarzenia opartych wyłącznie na germańskich zapisach. Przecież to żadna tajemnica, że oni nigdy nie byli nam przychylni, zatem rozumiem, że autor pisząc: „Co ciekawe – mimo że Thietmar poświęcił mu jedno zdanie, a drugie (o czym później), jeszcze bardziej ogólnikowe, było dziełem Brunona z Kwerfurtu, to historycy wojskowości do dzisiaj potrafią snuć domysły i rozwodzić się na temat przygotowań i przebiegu bitwy. Bitwy, która tak naprawdę w X wieku nie odbiła się szerokim echem. Thietmar i Brunon ledwie o niej wspomnieli. A w innych znanych kronikach panuje głucha cisza, co pewnie byłoby nie do pomyślenia, gdyby w konfrontacji ze Słowianami padły setki wojów Rzeszy.” liczył na to, że kronikarze niemieccy rozpływaliby się w opisach sromotnej klęski Hodona. Mam poważne wątpliwości, co do intencji autora
Odkryte przez szwedzkich naukowców rewelacyjne dokumenty archiwalne rzucają zupełnie nowe światło na brata Mieszka I – Czcibora, zwycięzcę bitwy pod Cedynią, która odbyła się 24 czerwca 972 roku. Czy Mieszko pod Cedynią mógł powstrzymać niemiecką nawałę dzięki sojuszowi z prowadzonymi do boju przez jego brata Jomswikingami z Wolina? W świetle nowoodkrytej przez szwedzkich specjalistów „Kroniki Wolińskiej” („Gesta Wulinensis ecclesiae pontificum”) z X wieku, jest to bardzo prawdopodobne. Autorem tej kroniki był osobisty kapelan króla Danii Haralda Sinozębego, zakonnik Avico, który towarzyszył rodzinie królewskiej Haralda od lat 50-tych X wieku, sż do śmierci Sinozębego i jego pochówku na Wolinie w 985 roku. Po wieloletnej analizie tekstu tej kroniki zasłużony szwedzki archeolog Sven Rosborn z Uniwersytetu w Lund przekonuje, że wymieniony w kronice bp Thietmara zwycięzca bitwy pod Cedynią „Cideburo” (niezbyt szczęśliwie spolszczony w końcu XIX wieku przez A. Brücknera na „Czcibora”), to w rzeczywistości świetnie znany w historiografii skandynawskiej królewicz Styrbjörn Mocny (920-985) – waleczny pretendent to szwedzkiego tronu.
Na temat owej bitwy Thietmar zanotował: „[Margrabia Marchii Łużyckiej Hodon i graf Zygfryd von Walbeck] walczyli przeciwko niemu [Mieszkowi], początkowo wygrywając, lecz wtedy jego brat Cideburo wyciął w pień wszystkich najlepszych wojowników”. Czy rzeczywiście wspomniany przez bp. Thietmara walczący pod Cedynią brat Mieszka I („Cideburo”) to słynny w Skandynawii królewicz Styrbjörn Mocny? Potwierdziła ostatnio ten fakt wspomniana „Gesta Wulinensis” nazywająca królewicza Styrbjörna „Cidbiurem Mądrym”, co znacza, że jest to rzeczywiście imię (w wersji skandynawskiej i łacińskiej) „zaginionego” brata Mieszka I. Ta cytowana przez S. Rosborna kronika stała się dziś tematem ożywionej debaty naukowej w Danii i Szwecji, ponieważ opisuje wiele nieznanych wcześniej faktów historycznych z czasów Mieszka I na Pomorzu i w Skandynawii.